DRYGAŁA: Ostatnie wydarzenie dotyczące relacji trzeciego sektora z rządem nabrały niewiarygodnego tempa. Nie lubię spiskowych teorii dziejów, ale albo świadczy to o złych zamiarach wobec niewygodnych NGO, albo o totalnym chaosie. Tak czy siak, pośpiech w tej kwestii jest niewskazany. Naprawdę dużo możemy stracić.
Jak słusznie zauważył w słynnej już utarczce z TVP pan wicepremier, profesor Piotr Gliński, dużo jest do naprawianie. Owszem, mogę się z tym zgodzić i pewnie wielu wytrawnych działaczy trzeciego sektora również. Po to przecież Mapa Drogowa, po to przecież nasze ciągłe spory i dyskusje, w których każdy, ale to każdy, jeśli tylko mu się chciało, mógł uczestniczyć. Dziś tych, którym się nie chciało, przedstawia się jako dyskryminowanych. Jednocześnie na kolanie i rzutem na taśmę funduje się nam reformę trzeciego sektora. Ma nią być Narodowe Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Problem w tym, że reformy trzeciego sektora – czy szerzej pojmując: społeczeństwa obywatelskiego – zrobić się nie da. To nie administracja, to nie firma, którą można restrukturyzować. Społeczeństwo obywatelskie, a w tym trzeci sektor, można zwyczajnie wspierać i budować warunki dla jego rozwoju.
Inne podejście oznacza – w moim odczuciu – złe intencje.
Żeby się udało, trzeba dialogu
Możemy oczywiście reformować relacje między organizacjami pozarządowymi a rządem czy samorządem. I to – jak rozumiem – ma na celu pomysł, o którym usłyszałem prawie rok temu. Narodowy Program Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego miał być tą reformą. Przyznam, że „Narodowy” od początku mi się nie podobał, ale rozumiem, że teraz wszystko takie ma być.
Samą ideę programu rozumiem o tyle, że sam taki tworzyłem dla swojego miasta wspólnie z dąbrowskim sektorem pozarządowym w 2006 roku – i to w ramach Funduszu Inicjatyw Obywatelskich, na który właśnie organizowany jest zamach. Nam się udało i dziś realizujemy już drugi program – do roku 2020. Udało się, bo prowadziliśmy dialog, szukaliśmy dobrych rozwiązań i przygotowywaliśmy pomysł dla administracji, a nie na odwrót. Ale najważniejsze, że był ku temu klimat i przychylność władz samorządowych.
Klimat – rzecz najważniejsza
Obecnie jednak klimat na tworzenie tego typu Programu jest przynajmniej niesprzyjający. Już wiosenna konferencja w Kancelarii Premiera była farsą. Bo jak można rozmawiać o społeczeństwie obywatelskim, jeśli za oknem trwa protest i głodówka w obronie Trybunału Konstytucyjnego?
Dalszy ciąg wydarzeń każdy zna. Prace w grupach eksperckich nad programem, kolejne wyłączenie bezpieczników demokracji przez rząd, kompromitacja Polski na arenie międzynarodowej, a na koniec krucjata TVP przeciw organizacjom pozarządowym. Tym „złym”, bo o tych „dobrych”, na przykład Caritasach i Fundacji „Lux Veritatis”, ani słowa. Krucjata kończy się m.in. wyjściem części członków z zespołów eksperckich Pana Pełnomocnika ds. Społeczeństwa Obywatelskiego. Ekspertów, którzy byli głownie przedstawicielami tych „złych” organizacji pozarządowych, którzy wierzyli do końca, że warto rozmawiać.
Odwołana Rada, pogodzeni urzędnicy
Ostatnie dni przyniosły odwołanie planowanego we wrześniu posiedzenia Rady Działalności Pożytku Publicznego, na którym zanosiło się na dyskusję o nagonce mediów publicznych, która – moim zdaniem – będzie miała skutki wielce rażące. Przez lata mozolnie budowany pozytywny obraz takiej wartości, jaką jest aktywność obywatelska, został w miesiąc zniszczony przez telewizję publiczną. Rada się spotkała, ale nie na posiedzeniu plenarnym, tylko na Zespole ds. Społecznych. Jednym słowa – partyzantka. Stanowisko w sprawie postawy TVP zostało w bardzo lekkiej formie skierowane do współprzewodniczących, celem poddania go pod głosowanie członków Rady. Co do decyzji jednego z nich – reprezentującego stronę pozarządową – nie mam wątpliwości. Potrzebna jest jednak zgoda drugiego, którym jest minister reprezentujący rząd. Co zrobi? Trudno powiedzieć.
Wydaje się przy tym, że pracownicy Departamentu Pożytku Publicznego w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, już skapitulowali – łącznie z panem ministrem zasiadającym w Radzie – i pogodzili się z tym, że trafią do Narodowego Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Trafią tam razem z krytykowanym, ale i tak uwielbianym przez organizacje pozarządowe, Funduszem Inicjatyw Obywatelskich.
Przeprosiny prof. Glińskiego – dlaczego teraz?
Projekt ustawy o Narodowym Centrum pojawił się nagle, tuż przed planowanym, nieodbytym posiedzeniem Rady. I nikt nie wie, czy to dokument oficjalny, czy tylko napisany na kolanie, bo pani premier powiedziała dziennikarzom „Tygodnika Solidarność”, że projekt i reformę sektora już ma. Na koniec pojawiają się przeprosiny pana wicepremiera, profesora Piotra Glińskiego, wraz z ponowioną zapowiedzią powstania Narodowego Centrum.
Jaki jest powód tych przeprosin, pojawiających się po miesiącu pozwalania – podległej przecież w jakiś sposób premierowi – TVP na nagonkę na jego kiedyś serdecznych współpracowników z NGO? Nie ma co zgadywać – to polityka i na razie się tego nie dowiemy. Tak czy siak, cała ta sytuacja tworzy wyjątkowy klimat do tego, aby poważnie rozmawiać o nowych rozwiązaniach.
Centralizacja to zły kierunek
Czy to odpowiedni czas na wprowadzanie projektu ustawy o Narodowym Centrum i procedowanie nad nim? To, co można wyczytać w projekcie, wymaga naprawdę dużej dyskusji. Przez ostatnie lata wiele udało się wypracować, szczególnie w relacjach samorząd – sektor obywatelski. Wciąż sporo jest do wypracowania. Wymaga to jednak prawdziwej refleksji. Praktyka źle zaplanowanych procesów w relacjach NGO z władzą na poziomie centralnym szybko może zejść w dół.
Wątpliwości budzi to, czy najpierw nie powinien powstać Program, a dopiero później Centrum. Tak też postępowaliśmy w naszym samorządzie. Najpierw przygotowaliśmy w ramach konsultacji program, który wprowadził określone narzędzia: m.in. Biuro Organizacji Pozarządowych, Radę Działalności Pożytku Publicznego czy ośrodek wsparcia. Do głowy nam nie przyszło, aby koncentrować środki budżetowe dla organizacji pozarządowych w jednym miejscu, zabierając w ten sposób poszczególnym wydziałom odpowiedzialność za zarządzanie danym obszarem. Przecież organizacje pozarządowe nie dają się zamknąć w jednej szufladzie jednego ministerstwa! Owszem, potrzebna jest rola łącznika między nimi a administracją, ich rzecznika, koordynatora czy strażnika procedur – ale nie centralizacja zadań i środków.
Kaczmarczyk i Lipiński powinni byli reagować
Pan pełnomocnik Wojciech Kaczmarczyk – obecnie Dyrektor Departamentu Społeczeństwa Obywatelskiego – na ostatnim spotkaniu z pełnomocnikami ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi, wyraził się następująco: „Zadaniem dla pełnomocników jest również bycie głosem sumienia dla władz lokalnych. Powinni ukazywać im wartość i wagę działań obywatelskich oraz przekonywać je do tego, by w znacznie bardziej przyjazny sposób dla społeczeństwa obywatelskiego projektowały instytucje dialogu”. Panie Dyrektorze, mimo że jest Pan już Dyrektorem, a nie Pełnomocnikiem, to ciągle podtrzymuję swój apel o to, by był Pan tym sumieniem dla Rządu – najlepiej wraz z obecnym Pełnomocnikiem, Adamem Lipińskim. To Waszym obowiązkiem była rekcja na to, co słyszeliśmy w TVP.
Na koniec zaapeluję: odłóżmy tę reformę na lepsze czasy. Pośpiech jest naprawdę złym doradcą.
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Reformy społeczeństwa obywatelskiego zrobić się nie da. Można je wspierać. Inne podejście oznacza złe intencje.