Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
"Porażka to, zwłaszcza dla naszego środowiska, temat trudny. Także dlatego, że nie możemy pozwalać sobie na popełnianie błędów, ponieważ pracujemy z ludźmi, nasze działania prowadzimy głównie za publiczne pieniądze, jesteśmy odpowiedzialni za to, co i jak robimy. Dlatego chcemy mówić o tym, co się nie udaje i z czego to wynika, przyglądać się naszej pracy". - o Festiwalu Porażek oraz o tym, dlaczego warto oswoić porażkę i co może zmienić otwarte mówienie o niej rozmawiamy z Marią Klaman, kuratorką Festiwalu Porażek z Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "ę".
Jędrzej Dudkiewicz: - Skąd pomysł, by zorganizować Festiwal Porażek?
Maria Klaman: - Porażka jest w pewnej mierze częścią filozofii projektowania działań przez naszą organizację – Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę”. Wiele z naszych projektów ma charakter inkubatora, co oznacza dużo eksperymentowania i uczenia się w działaniu. Znamienne jest też to, że w formularzach zgłoszeniowych do naszych projektów zazwyczaj zadajemy pytanie: co jest waszym sukcesem oraz co uznajecie za swoją porażkę?
Reklama
Nie używamy jednak tego słowa, chodzi raczej o zachęcenie do opowiedzenia nie tylko o tym, co wyszło, ale również o tym, co się nie udało i z czego to wynika. Uważamy, że dzięki temu można więcej dowiedzieć się o ludziach, ich podejściu oraz późniejszym działaniu w projekcie. Jeśli ktoś umie przyznać się do błędu, to z jednej strony znaczy to, że zastanawia się nad tym, co i jak robi, z drugiej jest to pierwszy krok do nauczenia się czegoś. Kiedy więc Teatr Studio i barStudio, współorganizatorzy Festiwalu Porażek, zaproponowali byśmy włączyli się w działania na Placu Defilad, to Marta Białek-Graczyk i Zuzanna Sikorska-Borowska z Towarzystwa „ę” zaproponowały właśnie Festiwal Porażek.
Wydaje się nam, że przestrzeni, by opowiadać o dobrych praktykach, sukcesach jest w Warszawie sporo, by mówić o porażkach – prawie wcale. Mamy wrażenie, że brakuje z jednej strony otwartości, z drugiej zachęty, by organizacje, które działają grantowo, czyli pozyskują pieniądze na konkretne projekty, przedstawiły taką ewaluację swoich projektów, w której napiszą, że coś nie wyszło i z czego to wynika. W pewnym stopniu jesteśmy skazani na to, żeby mówić tylko o tym, że coś się udało. Oczekuje się od nas wykazania jak najwięcej rezultatów ilościowych i jakościowych.
W „ę” staramy się, by każdy nasz projekt zakładał pogłębioną ewaluację, pytamy naszych uczestników, co im się podobało, jakie mają uwagi, co ich zdaniem można by poprawić. Obserwujemy, że ludzie mają bardzo duży problem z krytycznym podejściem, powiedzeniem, że coś im w danym projekcie się nie podobało. Próbujemy jednak na różne sposoby ośmielać współpracujących z nami ludzi, by mówili o tym otwarcie, bo w ten sposób my też się uczymy. Cały czas pracujemy nad tym, żeby dostosować nasze pomysły i działania do tego, jakie są realne potrzeby ludzi.
Do kogo w takim razie adresowany jest Festiwal Porażek?
M.K.: -Festiwal Porażek adresujemy do osób, które działają w organizacjach pozarządowych, instytucjach kultury, prowadzą projekty kulturalne, społeczne, urzędników, grantodawców, ale także dla mieszkańców i mieszkanek Warszawy, którzy są zainteresowani tym, by coś zrobić dla miasta oddolnie.
Porażka to, zwłaszcza dla naszego środowiska, temat trudny. Także dlatego, że nie możemy pozwalać sobie na popełnianie błędów, ponieważ pracujemy z ludźmi, nasze działania prowadzimy głównie za publiczne pieniądze, jesteśmy odpowiedzialni za to, co i jak robimy. Dlatego chcemy mówić o tym, co się nie udaje i z czego to wynika, przyglądać się naszej pracy. Z drugiej strony chodzi o „przekłucie balona” – w prywatnych rozmowach często mówimy, że coś się nie udało, ale brakuje odwagi, by to upublicznić.
Zaprosiliśmy więc osoby, które są na to gotowe. Bardzo sobie cenię odwagę tych osób i mam nadzieję, że ich wystąpienia ośmielą innych. O swoich porażkach opowiedzą między innymi Bogna Świątkowska z Bęc Zmiany, Przemek Pasek z Fundacji Ja Wisła, jak również urzędnicy, między innymi Krzysztof Mikołajewski. Później odbędzie się też debata na ten temat, z udziałem sekretarza miasta, Marcina Wojdata, profesora Andrzeja Ledera i Aleksandry Szymańskiej, dyrektorki Instytutu Kultury w Gdańsku.
Chcemy poddać temat porażek refleksji, ale też porozmawiać o tym, na ile Warszawa może być na nie otwarta, co by się stało, gdybyśmy mogli mówić o porażkach wprost. Być może uda się coś z tej lekcji wyciągnąć i zaproponować jakieś rozwiązania. Myślę, że warto zachęcać NGO do mówienia o tym, że coś się nie udało, by miasto też wyciągało wnioski w zakresie tego, jak konstruuje politykę miejską, politykę kulturalną, jak są tworzone regulaminy składania i rozliczania projektów przez organizacje i instytucje. Innymi słowy, chcemy zobaczyć, gdzie porażka jest pogrzebana i co można z nią zrobić.
Nazywając w taki sposób to wydarzenie przełamujecie tabu związane ze słowem porażka – jest ono przecież mocno nacechowane. Nie boicie się negatywnych konotacji z tym związanych? Na przykład, że ktoś powie, że to jest zabranie osób przegranych, którzy przyszli, żeby ponarzekać?
M.K.: - W zasadzie nie. No, może odrobinę. Wierzę jednak, że tak się nie stanie. Warszawa to jednak bardzo otwarte miasto. Zaprogramowaliśmy spotkanie w taki sposób, żeby nie przerodziło się w opowiadanie o tym, jak jest źle i że nic się z tym nie da zrobić. Choć może się oczywiście okazać, że balon jest tak wielki, że będzie trudno. Tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Porażki, o których będzie można posłuchać są różnorodne. Pokazują różne oblicza porażki, w zależności także od tego z jakiego miejsca się mówi, czy coś się z daną porażką już dało zrobić czy nie. Są historie wesołe, są mniej wesołe. Myślę, że z każdej historii zarówno opowiadający, jak i słuchający wyciągną coś wartościowego dla siebie.
Pamiętam rozmowę z Przemkiem Paskiem na temat Fundacji Ja Wisła, kiedy zapraszałam go, by opowiedział o swojej porażce. Od razu wiedział, o czym chciałby opowiedzieć. Nasze zaproszenie na Festiwal Porażek odebrał jako szansę, że watro o tej porażce pomyśleć, poukładać różne rzeczy, zastanowić się nad nią, pomyśleć o co tak naprawdę chodziło. Fundacja Ja Wisła zatrudniała swego czasu około 100 osób, teraz działają w niej dwie osoby.
Nie boimy się, że nasze wydarzenie przerodzi się w wylewanie frustracji, gorąco zachęcamy do udziału w dyskusji. Zaplanowaliśmy ją w ten sposób, by jak najszybciej otworzyć ją na publiczność i porozmawiać o tym, jak włączyć porażkę w nasze działania, w czym nam przeszkadza myślenie o niej. W ten sposób chcemy też zachęcać do eksperymentowania. Tak robimy w Towarzystwie Inicjatyw Twórczych „ę” – eksperymentujemy na małą skalę, mając świadomość, że może się to wiązać z porażką.
No właśnie. Czy nie boicie się, że Festiwal Porażek zakończy się porażką?
M.K.: - Mamy oczywiście nadzieję, że nie. Zrobiliśmy bardzo dużo, by tak się nie stało. Jeżeli jednak coś nie wyjdzie, będzie to dla nas sygnał, że trzeba się zastanowić, poddać nasze działanie refleksji. Chcemy próbować, nie boimy się tego. Zachęcamy ludzi do tego, żeby o porażkach mówić i wyciągać z tego lekcję.
A może lepiej byłoby użyć słowa „błąd”?
M.K.: - Czemu mówimy o porażce, a nie o błędzie? Chcemy zastanowić się nad tym, gdzie leży przyczyna niepowodzenia, czy wynika z tego, że coś my źle zrobiliśmy, czy był to czynnik zewnętrzny. Często jest tak, że błędy traktujemy jako porażkę, nie biorąc pod uwagę czynników zewnętrznych i wewnętrznych. Przez to zamykamy się na dalsze eksperymentowanie, wymyślanie i rozpoczynanie nowych działań. Wycofujemy się, zamiast się otwierać na nowe i szukać rozwiązań.
W związku z tym, proponujemy warszawiakom i warszawiankom także konsultacje działań, które się nie udały, nazwaliśmy ten element Festiwalu Porażek – „Przeskocz porażkę i idź dalej”. Zapraszamy na indywidualne sesje, podczas których będzie możliwość skonsultowania swoich pomysłów lub działań i poszukania przyczyny, dlaczego nie wyszło oraz jak można „przeskoczyć porażkę”. Konsultacje prowadzą animatorki i menadżerki kultury Marta Białek-Graczyk i Zuzanna Sikorska-Borowska z Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”.
Jaki jest dokładny cel Festiwalu Porażek? Co zakłada najlepszy scenariusz po? Czy wyobrażacie sobie, że nastąpi jakaś zmiana?
M.K.: - Celem jest zmiana postrzegania porażki jako czegoś od czego trzeba uciekać albo, najgorzej, co trzeba zatuszować, zamieść pod dywan. Błąd, porażka jest wpisana w zmianę, jest częścią procesu. Oczywiście jedno wydarzenie nie wprowadzi od razu zmiany. Stąd na teraz naszym celem jest oswojenie porażki. Chcemy zrobić ten pierwszy krok, zachęcać do tego, by poddawać swoje porażki refleksji.
Uważamy, że warto walczyć z pewnym zakłamywaniem rzeczywistości – nie ma co malować trawy na zielono. Przykładowo jest dyskusja o książce i zamiast 40 przychodzi 8 osób, więc wszystkie zdjęcia z wydarzenia pokazują dwie osoby z bardzo bliska, by ukryć fakt, że na sali było pustawo. Próbujemy zachęcać, by uciekać od czegoś takiego. Być może dla tych kilku osób było to przełomowe spotkanie. Z drugiej strony, warto zastanowić się, co mówi nam pusta sala.
Przy okazji organizacji Festiwalu Porażek mamy też na koncie kilka małych potknięć. Na przykład otworzyliśmy open call na porażki – zachęcamy, by mieszkańcy Warszawy przesyłali na adres festiwal.porazek@e.org.pl historie swoich porażek. Zgłoszenia można przysyłać anonimowo. Idzie to na razie dość opornie, ale mam wciąż nadzieję, że poniedziałkowy wieczór porażek i dyskusja coś zmienią. Chcemy stworzyć mapę warszawskich porażek i wspólnie z socjolożką Aleksandrą Gołys planujemy sprawdzić, jakie wnioski można wysnuć z „warszawskich porażek”.
Kiedy zapraszamy na Festiwal Porażek, to różne osoby mówią, że bardzo chętnie przyjdą posłuchać i że to super pomysł, ale z tym, by sami zgłosili swoją porażkę jest już o wiele trudniej. Mamy nadzieję, że z czasem uda się to przełamać. Festiwal Porażek traktujemy jako eksperyment. Jesteśmy ciekawi, czy pomysł w ogóle się sprawdzi. Jeśli tak, to będziemy chcieli robić kolejne spotkania o porażkach.
Jeśli ktoś umie przyznać się do błędu, to z jednej strony znaczy to, że zastanawia się nad tym, co i jak robi, z drugiej jest to pierwszy krok do nauczenia się czegoś.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.