Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Od blisko dziesięciu lat Ewa Kościuch-Manandhar zmaga się z kuriozami warszawskiego systemu mieszkalnictwa. Początkowo indywidualnie, a później wraz ze stowarzyszeniem Warszawiak na swoim. Właśnie została też wybrana do Warszawskiej Rady Pożytku Publicznego IV kadencji.
Początki społecznictwa
Potrzebę pomagania słabszym Ewa Kościuch-Manandhar wyniosła z domu. Szczególnie dziadek (inżynier) oraz pradziadek (lekarz), wzbudzili potrzebę niesienia pomocy innym. Największa nauka jaką wyniosła z domu, to taka, że nie można siedzieć z założonymi rękami. – Jeśli nie zrobię niczego we własnej wspólnocie, to nie powinnam narzekać, że Warszawa jest źle zarządzana. Warszawa to my! Samo się nie zrobi! Lubię mieć wpływ na swoje otoczenie – tłumaczy.
Reklama
Tematyka mieszkalnictwa, szczególnie od strony technicznej, zawsze była jej bliska. Przez lata pracowała za granicą, co spowodowało, że idealizowała w głowie ojczyznę. Rzeczywistość szybko jednak zweryfikowała ten kolorowy obraz. Zaczęło się trywialnie i, jak to często bywa, od osobistego doświadczenia.
– Okazało się, że moja wspólnota mieszkaniowa wykazywała dużą niegospodarność, postanowiłam więc to naprawić. Traf chciał, że moi przyjaciele planowali wykupić mieszkanie kwaterunkowe. Miasto odmówiło im tego łamiąc prawo, ponieważ wyroki sądowe były na ich korzyść. Pomagałam im pisać pozwy – wspomina Ewa Kościuch-Manandhar.
Krąg zainteresowanych sprawą znacznie się rozszerzył i w ten sposób powstało stowarzyszenie Warszawiak na swoim, które zajmuje się kwestiami lokatorskimi. Jego członkowie na każdym kroku spotykają się z problemami wynikającymi głównie z braku procedur i gospodarności. – Jeśli brak oszczędności widzimy na poziomie Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami, to proszę pomyśleć o skali miasta, gdzie w grę wchodzą naprawdę duże pieniądze – wyjaśnia Ewa Kościuch-Manandhar. – Myślę, że moje działania wzięły się z irytacji obecnym stanem rzeczy. Zapragnęłam mieć możliwość wpływania na zastaną rzeczywistość – dodaje.
Paradoksy
Nie od dziś wiadomo, że nasz system ma braki, ale ilekroć Ewa Kościuch-Manandhar przygląda się relacji człowiek-system, uświadamia sobie, w jak trudnej sytuacji bywa obywatel, jak bardzo jest bezradny. Mogłaby bez końca przytaczać sytuacje, które przeciętnemu Kowalskiemu nie mieszczą się w głowie. Na każdym kroku spotyka się z paradoksami naszego systemu.
– Przykładowo sytuacja, w której zwalniana jest dyrektor Centrum Pomocy Społecznej i dwa tygodnie trzeba czekać na podpisanie decyzji, bo okazuje się, że może to zrobić wyłącznie Pani Prezydent. Burmistrz nie wystarczy, bo nie ma pełnomocnictwa – opowiada Ewa Kościuch-Manandhar. – A tam czeka człowiek pozbawiony opieki lekarskiej i środków do życia! To jest chore. Im dłużej pracuję z rzeczywistością naszego miasta, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że w wielu obszarach mamy jednak państwo teoretyczne. Często stykamy się z ludźmi, którzy nie są w stanie zadbać o swoje prawa. Nie ma sprawnego systemu opiekuńczego, który mógłby im pomóc. Pomagamy im, ale powinno się tym zajmować państwo. Trzeba patrzeć władzy na ręce i zmieniać to – dodaje.
Smutne obserwacje
Jak twierdzi Ewa Kościuch-Manandhar, w kwestii mieszkań komunalnych w Polsce fakt braku oficjalnego przedstawiciela ich mieszkańców bardzo utrudnia wiele spraw. Ideałem byłoby powołanie Rzecznika Praw Lokatora, ale droga do tego celu wciąż jest długa. Prowadzone są też prace, aby mieszkaniec mógł być stroną np. w procesie reprywatyzacji. W momencie, gdy do niego dochodzi, lokator jest przekazywany nowemu właścicielowi wraz z umową najmu lokalu, przestając być lokatorem komunalnym. Najczęściej wiąże się to ze zwiększeniem kosztów wynajmu, a sam lokator nie ma żadnych praw. Inaczej jest na przykład w Nowym Jorku, gdzie czasem budynki wiele razy zmieniają właściciela, a mimo to mieszkańcy nie zauważają żadnej zmiany.
– Wynika to, jak wiele problemów naszego społeczeństwa, z biedy – mówi Ewa Kościuch-Manandhar. – Myślę, że w pewnych kwestiach oddalamy się od Zachodu. To chyba pozostałości feudalnych zwyczajów: chodzi o to, by wycisnąć od poddanych, lokatorów, czy jakichkolwiek podległych ludzi, jak najwięcej – dodaje.
Jako że praca w stowarzyszeniu Warszawiak na swoim jest wielowątkowa, z czasem Ewa Kościuch-Manandhar zaczęła zauważać, że pracuje nad objawami wypaczeń systemu, a to czego tak naprawdę potrzeba, to jego zmiana. Dlatego też postanowiła kandydować do Warszawskiej Rady Pożytku.
– To logiczny wynik mojej dotychczasowej działalności społecznej – tłumaczy Ewa Kościuch-Manandhar. – Mam duży niedosyt w kwestii komunikacji między organizacjami pozarządowymi i wydaje mi się, że wspólnie moglibyśmy dużo więcej zdziałać. Mam nadzieję, że uczestnictwo w WRP pozwoli mi na to, żeby osiągnąć szerszy dostęp do innych NGO i wszyscy na tym skorzystamy – dodaje.
WRP działa już od jakiegoś czasu, właśnie zawiązuje się czwarta kadencja. Zapytana, czy organ ten ma na coś realny wpływ i czy wierzy w jego skuteczność, Ewa Kościuch-Manandhar mówi, że jeszcze nie wie, ale wiąże spore nadzieje ze swoim uczestnictwem w posiedzeniach.
– Bardziej doświadczeni radni mówią, że władza coraz częściej przysłuchuje się ich opiniom i mają realny wpływ na uchwały. Nie miałam jednak jeszcze okazji sprawdzić tych opinii w praktyce. To co mnie szczególnie cieszy, to możliwość dostępu do informacji, które dotychczas były poza moim zasięgiem. Nareszcie będę na bieżąco i nic mnie nie ominie – mówi.
Na zbliżającą się czwartą kadencję WRPP Ewa Kościuch-Manandhar stawia sobie dwa konkretne cele: poprawienie komunikacji między organizacjami pozarządowymi w Warszawie oraz większa przejrzystość finansów i lepsze ich wykorzystanie.
– Jako że znam się na budownictwie wiem, że często marnotrawi się publiczne pieniądze. Dobrze by też było, gdyby konsultacje nie były organizowane wyłącznie pro forma. Na szczęście powoli zmienia się to, że głos rozstrzygający zawsze ma miasto – mówi.
Paweł Lisiecki, prezes stowarzyszenia Warszawiak na swoim i wieloletni współpracownik Ewy Kościuch-Manandhar nie ma wątpliwości, że zdobycie przez nią miejsca w WRP to zasłużony sukces.
– Ewa to bardzo dobry organizator, jest też słowna i oddana sprawie – mówi. – Jej obecność w WRP daje nam dużą nadzieję na to, że współpraca miasta z organizacjami pozarządowymi będzie się rozwijać i będą miały one coraz większy wpływ na bieg wydarzeń w mieście. Uważam, że miasto potrzebuje kontaktu z przedstawicielami NGO, ponieważ są oni bezpośrednim przedstawicielem lokalnego społeczeństwa, a co za tym idzie jego realnych potrzeb – dodaje.
Chociaż Ewa Kościuch-Manandhar na co dzień pomaga wielu ludziom w dochodzeniu ich praw i niejedno zwycięstwo ma już za sobą, ma nadzieję, że największe sukcesy dopiero przed nią. Jak przystało na społecznika, marzy o... normalności, by system był sprawnym samograjem. Jak twierdzi, jest to jednak kwestia jeszcze wielu wysiłków i wspólnych działań oraz dobrej woli zarówno organizacji pozarządowych, jak i urzędników.
Ewa Kościuch-Manandhar – Ukończyła kierunki studiów: fizyka, zarządzanie i analiza rynków, zarządzanie projektami. Od urodzenia związana z Warszawą. W III sektorze od 2007 roku. Współzałożycielka i wiceprezes Stowarzyszenia Warszawiak na swoim, którego celem jest działalność na rzecz społeczności lokalnej oraz wspólnych przedsięwzięć, służących rozwojowi powszechnego mieszkalnictwa i powszechnego uwłaszczenia: wykup mieszkań i obniżenie czynszów komunalnych do poziomu czynszów właścicielskich. Członek prezydium KDS ds. zaspokajania potrzeb mieszkaniowych i przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu lokatorów, od 2017 roku sekretarz Komisji Dialogu Społecznego ds. ochrony praw lokatorów. Członkini Warszawskiej Rady Pożytku IV kadencji.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.