Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Od ponad miesiąca w Warszawie działa nowa Pełnomocnik Prezydenta m.st. Warszawy ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi. Z Ewą Kolankiewicz warszawa.ngo.pl rozmawia m.in. o tym, czy zamierza wprowadzić rewolucję do Urzędu.
Jędrzej Dudkiewicz: – Pracowała pani osiemnaście lat w III sektorze. Skąd decyzja, żeby przenieść się, symbolicznie rzecz ujmując, na drugą stronę barykady, chociaż wiadomo, że nie ma żadnej barykady, bo żadna wojna nie jest toczona?
Ewa Kolankiewicz: – Szczególnie przez ostatnie lata pracy w III sektorze zajmowałam się głównie współpracą z administracją publiczną, samorządową i centralną. Oprócz rozwiązywania konkretnych problemów, ważne było w tym dla mnie burzenie stereotypów i wzajemnych uprzedzeń. Obu stronom chodzi o to samo, by robić dobre rzeczy na rzecz mieszkańców, w tym konkretnym przypadku, Warszawy. Zadania publiczne samorządu bardzo często są tożsame z celami różnych organizacji. Tu obie strony się spotykają. I chodzi o to, by wspólna realizacja zadań była jak najbardziej efektywna. Kiedy nadarzyła się okazja, by podziałać z drugiej strony, stanęłam do konkursu na Pełnomocnika Prezydenta ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi i tak się stało, że go wygrałam.
Reklama
Drugą kwestią jest to, że zawsze w organizacjach pozarządowych pociągały mnie działania i zmiany systemowe. Chciałam robić rzeczy, które wpływają na cały III sektor, dlatego pracowałam w organizacjach wspierających. Wydaje mi się, że w administracji też mogę to robić, może nawet bardziej skutecznie.
Co w Urzędzie okazało się najtrudniejsze, albo co panią zaskoczyło w tej pracy? Jest tak, jak sobie to pani wyobrażała?
E.K.: – Tym, co mnie najbardziej zaskoczyło, a wręcz zszokowało, jest to, że organizacje pozarządowe nawzajem mówią o sobie źle. Przez pierwszy miesiąc pracy spotkałam się z wieloma takimi przypadkami. I jest to smutne.
Z czego to wynika?
E.K.: – Nie mam zielonego pojęcia. W żadnym z tych wypadków, z którymi się spotkałam, to nie było coś takiego, że ktoś o kimś źle mówił, bo w tle były jakieś pieniądze lub inna korzyść. Za każdym razem daję sygnał, że nie jestem zainteresowana takimi informacjami, o ile nie są one przekazem, że ktoś łamie prawo. Mam więc nadzieję, że będą to sytuacje jednostkowe.
Warto wziąć pod uwagę, że takie zachowania mają konsekwencje: urzędnik, który się z tym spotyka, traci zaufanie generalnie do ogółu organizacji, nie tylko do tej obmówionej. Sektor podkopuje swoją wiarygodność.
Zdałam sobie sprawę z tego, że bycie Pełnomocnikiem ds. organizacji pozarządowych to niekiedy przykra rola. Trafiają do mnie rzeczy trudne, prośby o interwencje, informacje o problemach. Czasami śmieję się ze współpracownikami, że moim marzeniem stało się, by ktoś przyszedł do nas i opowiedział, że zdarzyło się coś fajnego, że coś się udało, że gdzieś jest świetna współpraca. Tym ludzie się tak ochoczo nie chwalą. Trzeba szukać dobrych wiadomości, by nie zatracić całości obrazu.
A jakie było pierwsze wrażenie pozytywne?
E.K.: – Jeżeli chodzi o organizację pracy w Urzędzie, zaskoczenie pozytywne stanowi dla mnie pozycja w strukturze i zadania naczelników. To jest szczebel, którego brakuje w organizacjach: NGO mają płaską strukturę, więc są ludzie, którzy wykonują swoje zadania i szefowie, którzy za to wszystko odpowiadają i też wykonują dużo zadań. Dwa poziomy. To, że w Urzędzie ta struktura codziennej realizacji zadań ma jeszcze jeden poziom, wprowadza nową jakość i bardzo usprawnia działania.
Czy jest to jakiś pomysł do zastosowania w NGO?
E.K.: – Moim zdaniem w NGO jest to niemożliwe do zastosowania na szeroką skalę. NGO mają – poza wyjątkami – zbyt mało środków na utrzymywanie rozbudowanej struktury pracowniczej. W III sektorze podkreśla się, że struktura jest płaska i że jest to duży atut. Teraz, gdy mam do czynienia z rozbudowaną strukturą, widzę, że multizadaniowość w NGO, np. to, że szef jest i od wizji, i od strategicznych decyzji, i od finansów, i od administracji, i od wykonywania codziennej pracy, jest ograniczające. Rozbudowana struktura może być efektywniejsza – oczywiście mam na myśli duże projekty, duże podmioty i zróżnicowane zadania.
A czy zmiana perspektywy sprawiła, że inaczej pani postrzega NGO?
E.K.: – W tym wypadku zmiana miejsca siedzenia nie zmieniła mi optyki. Widzę to samo, co druga strona: brak stabilizacji, brak możliwości długofalowego planowania, problemy kadrowe. Są opinie, że NGO powinny się trochę usamodzielnić finansowo od dotacji. Moim zdaniem to jest możliwe, ale tylko do pewnego stopnia i nie w każdej organizacji. Trwa właśnie debata w portalu ngo.pl, dotycząca korzystania ze środków publicznych – czy to świadczy o ich uzależnieniu. Są takie NGO, które „wiszą” na samorządzie i nie jest to dla nich dobre, a są takie, które świetnie realizują zadania publiczne samorządu.
Samorząd ma tak wiele zadań, że bez znaczącego rozbudowywania swojej struktury nie da rady ich wszystkich wykonać. To znaczy, jest to teoretycznie możliwe, bo tak to działa np. w państwach skandynawskich. Pytanie tylko, czy w realiach polskich i przy takiej tradycji jaką mamy, ma to sens? I jeszcze jedna rzecz: jest także obszar działań trudnych, niepopularnych, nie podnoszących prestiżu sponsorów, a koniecznych dla ogółu „zdrowia” społecznego. Takie działania bez środków publicznych, moim zdaniem, nie przetrwają.
Widzimy więc, że korzystanie przez NGO ze środków publicznych w każdym przypadku wygląda inaczej, nie ma więc sensu jednoznaczne określanie, jaki procent dotacji w budżecie NGO jest właściwy. Dla mnie najważniejsza jest realizacja zadań publicznych. I uznaję za niepodważalne, że pieniądze publiczne, którymi dysponuje administracja, a które pochodzą z naszych obywatelskich portfeli, powinny iść na działania, które przyczyniają się do osiągania wspólnych celów administracji i organizacji pozarządowych.
Czy uderzyło panią coś jeszcze?
E.K.: – Wyraźniej zobaczyłam, że deficytem warszawskich NGO jest brak federacji. Wiem, że jest Federacja Mazowia, ale ona działa na skalę całego województwa, nie skupia się na Warszawie. Nie ma więc reprezentacji, która byłaby silna siłą swoich członków i która np. zajmowałaby się lobbowaniem w różnych kwestiach.
Z drugiej strony, w Urzędzie jest duża potrzeba ciała, które byłoby reprezentatywne i mogło mówić głosem wielu organizacji. Jest bardzo dużo różnych struktur, z którymi możemy współpracować i konsultować różne rzeczy. Czasami potrzeba jednak kogoś, kto po prostu wypowie się w imieniu sektora pozarządowego. Opinie Warszawskiej Rady Pożytku (WRP), która składa się z NGO, urzędników i radnych nie mogą być tak traktowane. Ja postrzegam to jako problem i moim zdaniem NGO powinny zacząć oswajać się z myślą, że będzie on rosnąć. Bardzo namawiam, żeby organizacje założyły federację.
Poprzednim Pełnomocnikiem był Marcin Wojdat i skądinąd wiem, że się państwo lubicie i szanujecie. Co uważa pani za najlepsze z jego działalności jako Pełnomocnika i co chce kontynuować?
E.K.: – Marcin praktycznie zbudował cały model współpracy miasta z NGO. Zawdzięczamy to nie tylko jemu, także tym wszystkim, którzy z nim pracowali, bo Marcin zawsze był otwarty na współpracę i z urzędnikami, i z organizacjami. To jest model, który mi się bardzo podoba i który chcę kontynuować.
Dzięki Marcinowi Wojdatowi mamy też Program Rozwoju Współpracy – jako Pełnomocnik bardzo wspomógł powstanie tego dokumentu. Za jego kadencji powstała też Warszawska Rada Pożytku, zaczęły powstawać dzielnicowe komisje dialogu społecznego. Wprowadził wiele ważnych standardów, które do tej pory obowiązują w mieście. Wysoko postawił poprzeczkę, jeśli chodzi o pozycję Pełnomocnika. Jest to więc ciężkie brzemię, które dostałam, bo o wiele łatwiej jest wejść za kogoś, kto nic nie robił, albo wiele rzeczy zawalał. Natomiast Marcin robił bardzo dużo ważnych i potrzebnych rzeczy, więc to jest duże wyzwanie.
Co nowego chce pani wprowadzić?
E.K.: – Ja jestem w bardzo komfortowej sytuacji – bo mam zarysowany plan działania i jest nim właśnie Program Rozwoju Współpracy. W zasadzie większość rzeczy, które ja bym chciała robić, jest w nim zapisanych.
A tak konkretniej…
E.K.: – W Warszawie jest system współpracy Urzędu z organizacjami, który dobrze działał przez długi czas. Są jednak sygnały, że się wyczerpał, wypalił, że być może trzeba poukładać jego elementy na nowo. Na początku października będzie konferencja dla warszawskich NGO, która zacznie otwartą debatę, dotyczącą tego, jak ma wyglądać struktura dialogu w Warszawie. Nie chodzi o to, że to ma się skończyć rewolucją, ale chcę, by ludzie na nowo zaczęli ze sobą rozmawiać oraz by ta struktura odżyła. A może będziemy mieć coś zupełnie nowego. Kto wie?
Drugie wyzwanie to system konsultacji z organizacjami pozarządowymi. Bardzo rozwinął się sposób, w jaki konsultuje się różne rzeczy z mieszkańcami. Natomiast konsultacje z NGO zostały w tym miejscu, w którym były na początku. Chciałabym, by była bardziej efektywny, nowoczesny i atrakcyjny dla NGO – by je w tym zakresie zaktywizować.
Będę też, na razie testowo w CKS, inaczej współpracować z organizacjami, które dostały dotacje kluczowe dla miasta, szczególnie te o dużym budżecie. Potrzebujemy bardziej partnerskiej roli dla miasta: nie tylko dawcy pieniędzy i kontrolera. Dotacje na zadania publiczne to sposób realizowania miejskich strategii, dlatego potrzebujemy w nich bardziej indywidualnie uczestniczyć. To coś, na czym mi bardzo zależy. Może uda się też wprowadzić w projektach wieloletnich większą elastyczność i możliwość zmian w trakcie realizacji, co jest postulatem wielu NGO i urzędników. Do tego potrzebna jest bliska współpraca w trakcie realizacji projektu.
Dodatkowo – to już wewnątrz Urzędu – chciałabym zacieśnić współpracę z biurami i dzielnicami, które ogłaszają konkursy dotacyjne dla NGO, by razem poszukać optymalnego modelu i by był on jednolity w mieście na tyle, na ile jest to możliwe. Dużo celów i planów…
Skoro jesteśmy przy celach do zrealizowania – kiedy będzie generator wniosków?
E.K.: – Tego jeszcze nie wiadomo. Po pierwsze musimy sprawdzić i uporządkować różne kwestie prawne, które są związane z poprzednimi miejskimi generatorami. Po drugie, cały czas czekamy na nowe formularze wniosków, umów i sprawozdań. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zapowiadało, że będą nowe formularze. Rozporządzenia w tej sprawie ciągle nie ma. Nie wiadomo, kiedy się ukaże. Warto byłoby, żeby ten nowy generator był zgodny z nowymi formularzami. Zapewniam jednak, że bardzo ciężko nad tym pracujemy i chcę, żeby to było narzędzie dla całego miasta. I to jak najszybciej.
A co się dzieje z ujednoliceniem procedury konkursowej (tj. dokumentu Urzędu m.st. Warszawy, który określa lokalne zasady przyznawania dotacji – od ogłoszenia konkursu po kontrolę projektów – przyp. red.)?
E.K.: – Do pewnego momentu prace były prowadzone w trzech grupach roboczych, w których zasiadali urzędnicy i osoby z organizacji wskazane przez WRP. Wszystko, co wypracowały te grupy, jest spisane. I tu znowu natrafiamy na problem, ponieważ w trakcie prac tych grup było wiadomo, że będą nowe przepisy, w tym wspomniane rozporządzenie. Czekamy, bo nie ma sensu wykonywać pracy na okres miesiąca czy dwóch.
Po zamknięciu tych, prac procedura konkursowa trafi do konsultacji – do NGO i wewnątrz Urzędu. Chciałabym, aby te konsultacje odbyły się jesienią, ale dużo zależy od Ministerstwa.
Mogłaby pani na koniec zachęcić organizacje do zadawania pytań, na które będzie pani odpowiadać w cyklu „Pełnomocnik odpowiada” – ruszamy z nim po wakacjach w serwisie warszawa.ngo.pl...
E.K.: – Jako Pełnomocniczka bardzo często słyszę, że są różne rozbieżności w interpretacji przepisów w różnych biurach i dzielnicach. Cykl odpowiedzi i wyjaśnień będzie służyć temu, by te rozbieżności wyeliminować: jeżeli będzie to oficjalna odpowiedź, to będzie ona stanowić rekomendację do stosowania wszędzie. Zachęcam też urzędniczki i urzędników do zadawania pytań, bo oni też mają różne wątpliwości. Jak te odpowiedzi zostaną opublikowane, to wszyscy będą mogli się nimi dzielić. Należy je przysyłać do ngo@um.warszawa.pl.
Ewa Kolankiewicz – Przed objęciem stanowiska Pełnomocnika była zatrudniona między innymi w Fundacji dla Polski, Stowarzyszeniu na rzecz Forum Inicjatyw Pozarządowych, w Federacji Organizacji Pozarządowych Centrum Szpitalna oraz Stowarzyszeniu Klon/Jawor. Była członkinią zespołu redakcyjnego „Programu rozwoju współpracy m.st. Warszawy i organizacji pozarządowych do roku 2020”, zasiadała w Warszawskiej Radzie Działalności Pożytku Publicznego II kadencji (przedstawicielka organizacji pozarządowych), działała w KDS ds. organizacji wspierających i KDS ds. kultury.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.