Ełk. Dziurawa Skarpeta obudziła wrażliwość
Ile razy, przechodząc koło osoby leżącej na ławce, zastanowiłeś się, czy może potrzebuje ona Twojej pomocy? Czy kiedykolwiek pomyślałeś, dlaczego ludzie koczują na dworcach? Grupa sześciu osób z Ełku, pracując ze streetworkerem, zadała sobie takie pytania już rok temu, tworząc projekt „Dziurawa Skarpeta”, w którym udowodnili, że los ludzi bezdomnych nie jest im obojętny.
Dziura w Skarpecie
Ulica Mickiewicza uchodziła za jedną z bardziej mrocznych ulic w Ełku. Ludzie bali się chodzić tamtędy po zmroku, uważając okolicę za niebezpieczną. Tymczasem rok temu, czwórka chłopaków z tamtego podwórka dokonała rzeczy wielkiej i godnej podziwu. Stworzyli projekt „Dziurwa Skarpeta”, którego finałem był film dokumentalny o ludziach bezdomnych. Wszystko zaczęło się na terenie opuszczonego szpitala wojskowego, gdzie nastolatkowie – Krystian, Mariusz, Kamil i Arek – lubili spędzać swój wolny czas. Często między pustymi ścianami budynków spotykali koczujących ludzi – znajomych, których kojarzyli z sąsiedztwa. Rozmawiali z nimi, obserwowali ich zachowanie, aż w końcu wpadli na pomysł, by nakręcić film. Film, który opowiadałby o życiu bezdomnych i o ich problemach, a przede wszystkim film, który przedstawiałby koczowników jako ludzi wciąż wartościowych, którym również należy się szacunek. Chcieli przełamać stereotyp bezdomnego jako starego, zaniedbanego starca pod wpływem alkoholu. Chcieli pokazać, że różne są przyczyny utraty dachu nad głową, i że nie można z góry nikogo osądzać.
Opiekunem chłopaków był jeden ze streetworkerów (pedagogów ulicznych) – Michał Łebski, który od jakiegoś czasu współpracował już z nimi na ulicy. Dzięki jego zaangażowaniu w realizację projektu z pomocą dołączyły Sylwia i Beata, uczennice Zespołu Szkół nr 2 w Ełku. – Na początku było nam trochę ciężko, bo nie byłyśmy przyzwyczajone do przebywania na koczowiskach i nie miałyśmy wcześniej styczności z tymi ludźmi, ale już po drugim spotkaniu podchodziłyśmy do tego całkiem normalnie – przekonują dziewczyny.
Scenariusz napisało życie
Pracowali przez ponad dwa lata. Z pozyskanych środków zakupili kamerę i uczestnicząc w warsztatach filmowych, uczyli się jak z niej korzystać. Połączyli swoje umiejętności i zainteresowania z problemem społecznym, jakim jest bezdomność. Nie zawsze było łatwo. – Pierwszą trudnością była już sama praca z tymi chłopakami – mówi ich opiekun Michał. – Kolejną to, żeby przebywając na tych koczowiskach nie robili sobie ani innym żadnej krzywdy. Trzeba było wymyślić coś, by czas tam spędzany był konstruktywny. Stąd właśnie pomysł z kamerą. Twórcy „Dziurawej skarpety” spotykali się z osobami koczującymi średnio dwa razy w tygodniu przez okres dwóch lat. – Spotkania wynikały spontanicznie, nie było sensu konkretnie się umawiać, bo ci bezdomni nie nosili zegarków – dodaje Michał.
Uczestnicy projektu przygotowywali się zarówno do pracy z bezdomnymi, jak i z kamerą. Odwiedzali organizacje związane z ludźmi pozbawionymi dachu nad głową – Dom dla Osób Bezdomnych i Najuboższych Monar oraz Noclegownię im. św. Ojca Pio. – Braliśmy udział w warsztatach podnoszących nasze umiejętności techniczno-filmowo-sprzętowe. Mieliśmy także spotkania z grafikiem, który uczył nas jak robić animacje. Chcieliśmy, by nasz film był przygotowany profesjonalnie.
Nie mieli jednak scenariusza. Scenariusz napisało życie osób bezdomnych. Twórcy filmu z uśmiechem na twarzy wspominają, że bywały sytuacje, w których koczujący bardzo dobrze odnajdywali się w roli aktorów i chcieli mieć wpływ na wygląd i otoczenie sceny. Sami podsuwali pomysły co i jak zrobić. Najchętniej opowiadali o alkoholu, pobycie w więzieniu i przeszłości, w której mieli swój dom. Często wspominali o tym, że chcieliby wrócić do normalności. Nie mówili zbyt wiele o swoich rodzinach. To ich historie tworzyły kolejne klatki filmowe. – Jestem bezdomny od dwunastu lat. Mieszkałem w spalonej kamienicy, w kanałkach. Nie chce mi się tego słowa mówić, ale żyję z żebractwa. Chociaż dla mnie, to nie jest żebractwo. Bo dla mnie żebractwo, to klękanie na kolanach z karteczką. A ja podchodzę do ludzi i pytam czy nie mają 50 groszy, czasem ktoś da 10 złotych – mówi Daniel, bezdomny. To właśnie opowieści takich ludzi poruszały serca i sprawiały, że bardzo szybko zmieniało się wyobrażenie grupy projektowej na temat zjawiska bezdomności. – Nie mieliśmy pojęcia o życiu bezdomnych. Wiedzieliśmy tylko tyle, co każdy człowiek – przyznaje Sylwia, realizująca film.
Otworzyli oczy i spojrzeli na problem szerzej. Z jednej strony uświadamiali osoby nieposiadające domu, że istnieją miejsca oraz instytucje, gdzie mogą otrzymać pomoc, z drugiej zaś próbowali zmienić negatywny stosunek młodzieży do ludzi bezdomnych. Podczas pracy wiele zrozumieli i chcieli dzielić się tą wiedzą z innymi. Udało się. Rok temu film miał swoją premierę w kinie, pokazy w szkołach, zainteresowały się nim ogólnopolskie stacje telewizyjne. Wysyłali swoje dzieło na konkursy filmów dokumentalnych. Dostali się do Berlina, w Krakowie zajęli drugie miejsce. Odnieśli wielki sukces, który wciąż motywuje ich do dalszego działania.
Zaczęli od własnego podwórka
Zmienili stereotyp dotyczący ludzi bezdomnych, ale przede wszystkim sami zmienili swoje nastawienie do ludzi koczujących w opuszczonych budynkach. Nabrali do nich większego szacunku, przestali ich wyśmiewać i wyzywać. – Sam projekt był trudny, środowisko skomplikowane, a do tego jeszcze doszły interakcje z bezdomnymi. Najtrudniejsze było usadowienie się w rolach w grupie. Były kłótnie i obrażanie się. Czasem kończyło się rozstaniem na jakiś czas – mówi Michał, który niewątpliwie również odniósł wielki sukces jako pedagog. Przyznaje, że pojawiały się trudności w pracy z taką grupą. – Wszyscy oni to różne osobowości, różne charaktery, często cechy przywódcze, które u mnie również występują. Jak to wszystko pogodzić? To pytanie stawiam sobie nadal. Środowisko, w którym żyją ci chłopcy, nie należy do najłatwiejszych, mają wiele własnych zasad i tradycji. Ważne było, żeby mi zaufali i uwierzyli, że razem możemy zrobić coś wielkiego.
Projekt bez wątpienia przyniósł wiele dobrego. Każdy z młodych realizujących „Dziurawą skarpetę” nauczył się, jak być reporterem, scenarzystą, jak operować kamerą. – Nauczyli się, że film wyważa zamknięte drzwi, że pomaganie sprawia przyjemność, że życie bezdomnych jest bardzo trudne i czasami to nie tylko ich wina, że znaleźli się w takiej sytuacji – podsumowuje Michał.
Dokonali wiele nie tylko dla ludzi bezdomnych, ale także dla siebie. Mają z czego być dumni. Ludzie zaczęli ich podziwiać i gratulować – poczuli się ważni. Uwierzyli w siebie i chcą kontynuować swoje działania. A stereotyp ich podwórka, z niebezpiecznego zmienił się na takie, na którym mieszkają ludzie, którzy potrafią zmieniać rzeczywistość wokół siebie.
Źródło: Stowarzyszenie Elbląg Europa