Żeby odbić się od dna, trzeba go najpierw sięgnąć. Niektórym dobrze jest ze stanem bycia tuż nad nim, innym udaje się w „życiu na skraju” odnaleźć trampolinę, która pozwala wrócić do społeczności i zacząć jeszcze raz, od nowa. „Od nowa” to też nazwa elbląskiego stowarzyszenia, które pomaga osobom bezdomnym, prowadząc dla nich Dom.
Alkohol ich gubi
– O! Widzi pani? Jakąś godzinę temu wychodził i już wraca, tyle że znowu z reklamówką. No i wiadomo, co w niej ma. Alkoholizm to coś strasznego… – relacjonuje mi Sławomir Żurański, z którym podczas rozmowy obserwujemy wejście do elbląskiego Domu Dla Bezdomnych. – Nie możemy sobie pozwolić na przymykanie oka na takie sytuacje, regulamin jest regulaminem. My tu co i rusz przechodzimy testy – przyznaje Pan Sławek. – Całkiem niedawno, wiosną tego roku, pamiętam dosyć trudny dyżur. Do Domu wjechał na wózku jeden z gości, ewidentnie był pijany. Z pokojów wnurzyły się głowy i jakieś 90 par oczu tylko obserwowało, co zrobię. Sprawdzali, czy go przyjmę do Domu czy nie. A to był bardzo mroźny dzień. No i co możemy zrobić w takich sytuacjach? Zostawić bezdomnego na mrozie? W tej pracy trzeba być człowiekiem. Kazałem mu ciepło się ubrać. Na szczęście nie oponował. Z wózkiem wyjechał na mróz i dostał przykaz jeżdżenia przed budynkiem przez pół godziny, później miał 15 minut przerwy na ogrzanie się w Domu. I tak na zmianę, przez dobre parę godzin. Nie miał o to pretensji, wręcz jeszcze za to podziękował i przeprosił, że takie coś zrobił.
Pracownicy Domu są ostrożni i konsekwentni w swoich decyzjach. Ich reakcje każdorazowo muszą być sprawiedliwe, choć spotykają się z sytuacjami, których żadne zapisy nie przewidują – wymagają więc od nich życiowej mądrości. Na kilka osób bezpośrednio obsługujących podopiecznych Domu przypada (w okresie zimowym) prawie 100 podopiecznych z roszczeniowym podejściem do samej placówki. Jeśli poczują się oni nierówno traktowani, jeśli ich opiekunowie nie przejdą pozytywnie „testu”, nietrudno będzie tu o bunt.
Niezmierny problem
W lutym tego roku, z inicjatywy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, prowadzone były ogólnopolskie badania, służące zliczeniu osób bezdomnych. Także w Elblągu liczenia podejmowały się zespoły złożone z funkcjonariuszy Policji, Straży Miejskiej i pracowników socjalnych Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. W ciągu dwóch dni (7-8 lutego) odwiedzili znane im miejsca pobytu osób bezdomnych – pustostany, domki i altany ogródków działkowych. Według danych opublikowanych na oficjalnej stronie Urzędu Miejskiego w Elblągu (www.umelblag.pl), problem bezdomności dotyka obecnie 158 osób, w tym 156 mężczyzn i 2 kobiety. Większość stanowią osoby w wieku aktywności zawodowej (21-65 lat); 97 osób żyje bez dachu nad głową dłużej niż 5 lat. Powodami takiej sytuacji są najczęściej: eksmisja, brak pracy i konflikty rodzinne.
Z odpowiedzi udzielonych przez ankietowanych bezdomnych wynika, że 55,5% z nich korzystało z Domu dla Bezdomnych. Placówka prowadzi też swoje statystyki. W 2012 roku osób bezdomnych było tu ok. 270, rok wcześniej ok. 220. – Kiedy pomagamy jednej osobie, na jej miejsce przychodzą kolejne trzy. To ta smutna rzeczywistość. A bezdomność dotyka coraz młodszych ludzi… – przyznaje Pan Sławek.
Do elbląskiego Domu przyjmowane są przede wszystkim osoby z terenu Gminy Miasto Elbląg, chociaż zdarzają się też z okolicznych gmin, które trafiają tu z porozumienia z pomiędzy jednostkami samorządowymi. Te osoby najczęściej i tak koczowały na terenie samego Elbląga. Mówią, że w mieście jest cieplej niż na przykład w Gronowie Górnym czy Nowakowie. Miasto zazwyczaj przyciąga. – Słyszałem kiedyś, że bezdomni lubią Elbląg, co mnie też zdziwiło. Nasze miasto wybierają zamiast Gdańska czy Warszawy. Może to też dzięki naszej pracy? Może mimo ich narzekań na to, że tu przebywają, organizacja placówki jednak im się podoba? – zastanawia się Artur Dąbrowski, kierownik Domu, prezes Stowarzyszenia „Od nowa”.
Pod skrzydłami stowarzyszenia
Dom Dla Bezdomnych im. Św. Brata Alberta w Elblągu prowadzą od wielu lat ci sami ludzie. Weteranem jest Pan Sławek, który doświadczenie w pracy z bezdomnymi ma już 19-letnie. Wcześniej placówkę prowadzili jako pracownicy zatrudniani przez Urząd Miejski. Od kilku miesięcy działają jako Stowarzyszenie na rzecz Osób Bezdomnych i Potrzebujących „Od nowa”. Organizację pozarządową zdecydowali się otworzyć, kiedy prowadzenie Domu zostało przez Miasto przekazane jako zadanie zlecone do realizacji właśnie przez podmioty społeczne. To nowa dla Elbląga sytuacja, trwająca od stycznia 2013 roku.
Poczucie misji mało kto rozumie
Choć Dom, jako placówka, funkcjonuje od lat, prowadzący go mają poczucie, że poza bezdomnymi i instytucjami współpracującymi, niewielu mieszkańców wie o jego istnieniu. Ci natomiast, z którymi udało im się porozmawiać, spotkać, zwykle nie mają dobrego zdania o placówce. – Często słyszymy, że na swojej działalności się dorabiamy. Ale podejrzewam, że nie tylko nasza organizacja słyszy takie głosy – przyznaje Pan Sławek, zatrudniony w Domu na stanowisku konserwatora i kierowcy.
Prawdopodobnie są to głosy osób, którzy nie mają do czynienia z organizacjami społecznymi, nie biorą udziału w rozwiązywaniu lokalnych problemów, i to tak mocnych, jak chociażby właśnie bezdomność. Odwszawianie, mycie zaniedbanych osób, walka z alkoholizmem i innymi patologiami to dla pracowników Domu codzienność. Czy można to lubić? Choć pracownicy Domu czują czasem, że gaśnie w nich motywacja do pracy, dotyka ich wypalenie zawodowe, to zwykle trwa to chwilę, bo działają w tym nadal – z poczucia misji i potrzeby pomagania tym, którym inni raczej już nie pomogą. Dorabiać się? Na tym zdecydowanie się nie da.
Bezdomność się nie opłaca
– Jesienią przywożą do nas ludzi, którzy są skrajnie wyczerpani, brudni, zawszawieni – opowiada Pan Sławek. – Wszystkie ich rzeczy są u nas automatycznie niszczone, osoby te są odwszawiane. Zdarza się, że będąc nawet u nas, już czyści i po dezynfekcji, wychodzą gdzieś w ciągu dnia i wracają znów w tym stanie, co wcześniej, więc na nowo trzeba ich odwszawić. A z sezonu na sezon przychodzą do nas w jeszcze gorszym stanie, zwłaszcza zdrowotnym, do czego m.in. przyczynia się alkohol. Mają coraz większe ograniczenia ruchowe, urazy głowy, a nawet zmiany w mózgu. Wtedy pomagamy tym osobom uzyskać pomoc lekarską, umawiamy na spotkania z komisjami orzekającymi o niepełnosprawności. Jednak w większości przypadków kończy się tym, że i tak wracają na ulice, bo tam czują się wolni.
Zimą problemu bezdomności nie widać. To czas, kiedy bezdomni przychodzą właśnie tutaj, na Nowodworską 49. Problem za to najbardziej widoczny jest latem. Jak każde miasto, Elbląg też ma miejsca, które z bezdomnymi są szczególnie kojarzone – jak swego czasu ławeczki przy ul. 1 Maja, obok fontanny, park przy Placu Słowiańskim. Pełno tam wówczas pustych, walających się butelek, słychać przeklinania… obraz zdecydowanie przygnębiający i pokazujący skalę dobrobytu miasta.
– Czasem mamy wrażenie, że nasza praca jest syzyfowa – dodaje Artur Dąbrowski – bo cały zimowy nakład pracy terapeutycznej, wychowawczej, opiekuńczej niweczy się w czasie wiosny, lata i jesienią. W okolicach 1 listopada każdego roku zaczynamy na nowo. A to są zwykle ci sami ludzie! Te same twarze, które pojawiają się u nas od lat.
Prawie jak w hotelu…
Są tacy, którzy trafiają do Domu z amputowanymi kończynami czy jedną kończyną. I potrafią przesiedzieć tak i dwa lata, nie robiąc wokół siebie za wiele, nie próbując nawet chwycić za kule, usiąść na wózku. Bo im tak dobrze. Są i w miarę pełnosprawni, dla których wielkim problemem jest sprzątnięcie po sobie stolika nocnego. Każde upomnienie ze strony personelu Domu traktowane jest jako czepianie się, niewłaściwe odnoszenie się do podopiecznych. Mimo to personel każdego dnia stara się na nowo.
Tu obok ciepłych posiłków, możliwości kąpieli, spania, są też prowadzone działania mające na celu rehabilitację społeczną. Istnieje podział obowiązków w Domu, podopieczni uczą się poczucia odpowiedzialności za jakąś część działalności tej placówki (np. jadłodajnię, kuchnię, korytarze, ogród). Jednak im więcej stopni wskazuje termometr za oknem, tym bardziej topnieje frekwencja w placówce – bo bezdomni mimo wszystko wybierają ulice.
Bez chęci w sobie do zmiany obecnego życia, nikt nie jest w stanie im pomóc – bez względu na to, jakie by stwarzać dla nich warunki. A z tymi chęciami właśnie są największe trudności. Swoją wolność, niemal zawsze połączoną z alkoholem, cenią bardziej od pomocy, którą ma do zaoferowania Dom.
Są światła w tunelu
To praca w warunkach szczególnie trudnych, ale – jak przyznają pracownicy Domu – ze światełkami w tunelu. – Na pewno jest potrzebna taka działalność, bo problem bezdomności istnieje, choćbyśmy nie wiadomo jak próbowali go schować pod dywan – przyznaje kierownik placówki. – Nie możemy pozwolić, by bezdomni zostawali sami sobie, gnieździli się we wszystkich elbląskich parkach. Taki obrazek miasta nawet nie przystoi społeczeństwu XXI wieku. Każda osoba, nawet bezdomna, powinna mieć miejsce, w którym może przyłożyć głowę do ciepłej poduszki.
Na szczęście Dom ma też swoje dobre historie. W ciągu ostatnich dwóch lat 10 osób się usamodzielniło. W styczniu 3 osoby zostały umieszczone w Domu Pomocy Społecznej, a kilka zostało skierowanych przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej do programu wychodzenia z bezdomności „Idę na swoje”. Ci ostatni życia uczą się w mieszkaniach treningowych (chronionych). Ma to ich nauczyć samodzielnego funkcjonowania w społeczeństwie, gospodarowania własnymi zasobami (w tym majątkowym). Po dwóch latach udziału w tym programie, współpracy z pracownikiem socjalnym i doradcą, trenerem oraz uzyskaniu pozytywnej opinii Społecznej Komisji Mieszkaniowej, dotąd bezdomni mogą trafić na listę przydziału mieszkań z zasobów gminy, czyli otrzymać własne mieszkanie. – W takich wypadkach możemy realnie mówić o wychodzeniu z bezdomności – przyznają pracownicy Domu.
Ekonomia społeczna nie dla wszystkich
Ci, którym udało się zdiagnozować własny problem, znaleźć w sobie chęci na nowy start w życiu, idąc za ciosem, dalszej pomocy mogą szukać m.in. w elbląskim Ośrodku Wspierania Inicjatyw Ekonomii Społecznej. Tu bezpłatnie mogą korzystać z pomocy w założeniu własnego przedsiębiorstwa społecznego. Jak ocenia kierownik Domu – wszystkim pomóc się nie da. Dlatego te „światełka w tunelu”, które w ich codziennej pracy jednak się zdarzają, starają się od początku kierować na drogę samodzielności i zaradności, by praca całego Domu dawała jak najlepsze efekty i nie szła na zmarnowanie przez nałogi i społeczną apatię.
Jak można pomóc?
Z jednej strony, jako społeczeństwo, nie bardzo lubimy bezdomnych – niechlujny wygląd, zapach, obraz zmarnowanego życia potrafią przygnębić i dać smutną wizytówkę miasta. A jednak, kiedy bezdomny prosi o pomoc, wielu wyciąga portfel i daje przysłowiową złotówkę. Czy faktycznie taki gest jest pomocny? – Tę przysłowiową złotówkę my, jako podatnicy, już przekazaliśmy na osoby bezdomne w formie odprowadzonego podatku. Dzięki temu m.in. funkcjonuje Dom Dla Bezdomnych. Nie ma zatem potrzeby, by na ulicy oddawać kolejną – przekonuje Artur Dąbrowski.
Oddając kolejną złotówkę, głuszymy swoje sumienie, a problem bezdomnego nie znika. Bywa, że ta rzekoma pomoc jest inwestycją w zakup alkoholu czy innej używki. Najlepszą pomocą może okazać się pozostawienie ich samym sobie, bo jak się okazuje – żeby odbić się od dna, trzeba go najpierw solidnie sięgnąć. Do pomocy w tych najtrudniejszych wówczas chwilach, Elbląg ma już swoich specjalistów. Dadzą im wówczas zamiast ryby – wędkę, by mogli pochwycić życie i złowić dla siebie jeszcze coś dobrego.
--
Tekst pochodzi z regionalnego pisma "Pozarządowiec" – maj nr 3(149) 2013 rok XVII – wydawanego przez Stowarzyszenie ESWIP.
Źródło: Stowarzyszenie ESWIP