Z okazji jubileuszu 30-lecia powstania katowickiego Stowarzyszenia MOST rozmawiamy z jego obecnym prezesem Krzysztofem Hołyńskim. Poznajcie historię MOST-u i dowiedzcie się, jak działają śląskie NGO-sy.
Rafał Kowalski, NGO.pl: – Zacznijmy od początku, kiedy to wszystko się zaczęło, od czego się zaczęło, od kogo się zaczęło.
Krzysztof Hołyński, prezes zarządu Stowarzyszenia MOST: – 30 lat to jest kawał życia dla organizacji. O tych początkach wiem od osób, które mnie wprowadzały i trochę przy tych początkach były. MOST powstał w 1994 roku z pieniędzy europejskich, jako ośrodek wsparcia inicjatyw społecznych i organizacji pozarządowych. Działał wtedy na obszarze od Katowic do Podkarpacia, więc to był olbrzymi zasięg.
Sam MOST powstał przy Fundacji dla Ludzi Potrzebujących Pomocy "Gniazdo". Z Agnieszką Czajak, obecną wiceprezeską "Gniazda" nadal realizujemy wspólne projekty, ale śmiejemy się, że ani mnie w Moście, ani jej w "Gnieździe" wtedy nie było. Nastąpiła naturalna zmiana pokoleniowa.
Początki skupiały się na pracy poradniczej i informacyjnej, bez wsparcia internetu, który wtedy raczkował. Entuzjastycznie bazowaliśmy na samokształceniu, współpracowaliśmy z wydawnictwami społecznymi, wymienialiśmy się wiedzą. Po usamodzielnieniu się Stowarzyszenia Wspierania Organizacji Pozarządowych MOST, zaczęliśmy realizować projekty wspierające, sieciować, szkolić, doradzać na szerszą skalę.
MOST to było twoje pierwsze zetknięcie z trzecim sektorem?
– Przyszedłem do MOST-u z organizacji o jeszcze dłuższym stażu, czyli ze Śląskiego Klubu Fantastyki. Klub to była kuźnia wielu aktywistów i liderów, nawet jeszcze w okresie PRL-u. Nieżyjąca już Anna Szelest, wieloletnia prezes MOST-u, osoba mocno rozpoznawalna i ważna, nie tylko dla śląskiego sektora, też przyszła z Klubu, tylko dziesięć lat wcześniej. Wtedy nikt nie traktował fantastyki poważnie, więc mogliśmy mieć ksero, maszynę drukarską, książki i filmy z Zachodu…
Tam była wolność
– Tam była wolność tak naprawdę, dlatego, że to fantastyka, więc dla władz nie było to nic poważnego. Nawet esbek, który przyszedł, ponoć się przyznał, że był esbekiem. Jest maszyna, są filmy, więc kogoś musieli skierować, ale on po prostu lubił fantastykę. Sporo kadry w różnych miejscach wywodzi się ze Śląskiego Klubu Fantastyki.
Co jeszcze warto przypomnieć z pierwszych działań MOST-u?
– MOST współtworzył wtedy pierwsze federacje: z nich dalej działa Śląskie Forum Organizacji Pozarządowych „KAFOS”. Ja dołączyłem jako wolontariusz, bo chciałem się odrobinę więcej dowiedzieć o organizacjach pozarządowych w czasie, gdy wchodziły środki przedakcesyjne i dołączaliśmy do Unii Europejskiej. MOST znalazł się w sieci Regionalnych Ośrodków, wtedy jeszcze szkoleniowych, Europejskiego Funduszu Społecznego. Razem z kilkunastoma innymi organizacjami zaczęliśmy się zajmować gospodarką społeczną, czyli organizacjami pozarządowymi w trochę innej formie.
To dało stabilizację organizacji. Pojawienie się funduszy europejskich, takich, które nie kończyły się po roku czy po pół roku, dało możliwość angażowania wolontariuszy, czy osób, które się pojawiały, takich jak ja, i trochę większego rozwoju. To był też czas wchodzenia w życie ustawy o działalności pożytku publicznego i wolontariacie, kiedy to nagle wszystkie samorządy zaczęły rozumieć, że wypada z organizacjami współpracować.
Potem zostaliśmy ośrodkiem wsparcia ekonomii społecznej, chociaż działania widzieliśmy szerzej niż tylko kwestie prozatrudnieniowe, jako coś, co teraz się nazywa usługami społecznymi realizowanymi przez centra usług społecznych.
Organizacje pozarządowe świadczą masę usług społecznych: kulturalnych, sportowych, właściwie z każdej dziedziny życia. Wierzę, że mają potencjał, żeby to robić lepiej.
Czyli okrzepliście i działaliście dalej bez problemów?
– W pewnym momencie nie dostaliśmy środków na dalsze prowadzenie ośrodka wsparcia ekonomii społecznej i zostaliśmy zmuszeni do restrukturyzacji. Wtedy prezesem była Sonia Rzeczkowska, wybitna osoba organizująca życie społeczności nie tylko pozarządowych. Zastanawialiśmy się, jak odejść od dominacji projektu głównego, nadmiernie angażującego i nie dającego nam przestrzeni do rozwoju i organizacji, i nas samych. Postawiliśmy na rozwój w oparciu o placówki. To znaczy, że w przy każdym samorządzie, w którym działamy, chcemy mieć nie tyle projekt, co miejsce, gdzie chcemy animować społeczność.
Powiedziałeś o tym trudnym momencie, kiedy musieliście się wymyślić na nowo. Czy dobrze zrozumiałem, że kiedy nie dostaliście OWES-u, który przez długi czas był takim koniem pociągowym, ratunkiem okazało się robienie różnych rzeczy w różnych miejscach? To pewnie się udaje niewielu organizacjom – towarzyszyły temu jakieś sprzyjające okoliczności? Środki?
– Kluczowym partnerem okazały się samorządy. Taka specyfika aglomeracji śląskiej, że gęstość jednostek samorządowych, pozwoliła na wygospodarowanie przestrzeni współpracy. Zakładaliśmy Centra Integracji Społecznej, najpierw w Gliwicach z parafią, w Zabrzu z Forum Razem, teraz je kontynuujemy i zakładamy nowe w Mysłowicach.
W Katowicach mamy dwie siedziby Centrum Organizacji Pozarządowych. Centrum zaczynało od małego pokoiku na Młyńskiej, gdzie było trzydzieści organizacji na sześćdziesięciu metrach kwadratowych. Dzisiaj skupiamy sto dwadzieścia organizacji, które mają tutaj swój dom. Różnorodne działania pozwoliły wrócić do korzeni, uruchomić nowe kierunki, a dzięki temu, pozyskiwać finansowanie z różnych źródeł i nie oddalić się od naszej misji.
30 lat to jak na polską organizację poważny wiek. Tym bardziej w przypadku organizacji infrastrukturalnej. Czy z powodu tego wieku czujesz, że spoczywa na was jakieś brzemię? Jak z perspektywy lat widzisz rozwój organizacji takich jak wasza?
Nadal, z całego województwa, a nawet z Polski, dzwonią organizacje po radę, bo wiedzą, że w Moście im poradzą dobrze – niezależnie, czy jest projekt, czy nie, to to wsparcie zawsze mogę uzyskać.
Struktura organizacji została zmieniona przez ekonomię społeczną. Capacity building i odporność społeczna, w aspekcie wsparcia finansowego pojawiła się dopiero teraz. Oczywiście było wcześniej FIO i inne programy, ale to krople w morzu potrzeb, które sektor zgłasza. Jest ich zdecydowanie za mało, żeby organizacje były prawdziwie niezależne.
Był taki moment, kiedy inkubatory organizacji, czy centra organizacji kwitły, ale zauważyłem, że ten trend przystopował, a teraz część z nich straciła finansowanie. Z drugiej strony jest już rzesza ludzi od projektów, czy działań organizacji – wsparcie łatwiej uzyskać niż kilkanaście lat temu, kiedy sektor dopiero kształcił specjalistów. Teraz jest ich po prostu więcej.
Mam wrażenie, że coś, co jest dziś wyzwaniem stojącym przed infrastrukturą, to jak pomagać średnim i dużym NGO. Bo te małe, które chcą się zarejestrować, chcą zacząć współpracować z miastem, napisać pierwszy projekt, wiemy dobrze, jak wspierać. Tak samo, jak pomagać ludziom potrzebującym.
Dzisiaj wyzwaniem jest pomoc organizacjom, które już kupują budynki, mają po parę milionów przychodu. Jest ich jeszcze niewiele, ale coraz więcej aspiruje do tego poziomu. Mam wrażenie, że tutaj wsparcie wygląda jak z lat 90.: bierze się za telefon i dzwoni do mądrej osoby, żeby zgłębić temat. Ale poważnie zaprojektowanych usług wsparcia dla takich organizacji brakuje.
Chciałem jeszcze wrócić do samorządów i Śląska. Dąbrowa Górnicza, Rybnik, Gliwice, Katowice – zawsze mi się wydawało, że to są takie perełki jeśli chodzi o organizacje, samorząd i współpracę. Czy tak było od samego początku, czy musieliście nad tym popracować?
– Według mnie wcale nie jest różowo. W większości miasta na prawach powiatu, mają trochę łatwiej niż małe gminy, już nie mówiąc o powiatach ziemskich. Jeśli jest trudno w aglomeracji śląskiej w jednym samorządzie, to bardzo łatwo jest zapukać do drugiego. Jeśli jeden samorząd widzi, że drugi coś robi i to promuje, to też wprowadza u siebie.
Konkurencja między samorządami występuje wszędzie w Polsce. Ale tu, jadąc z domu do pracy przejeżdżam, odstawiając syna w Dąbrowie Górniczej do szkoły, przez Sosnowiec, Katowice, Chorzów, Świętochłowice, zahaczając o Rudę Śląską, żeby dojechać do Zabrza, więc w te 40 minut przemierzam siedem powiatów. W Polsce nie da się tego zrobić w żadnym innym miejscu. Trudno uzasadnić zaniechanie w realizacji, jeśli kilometr dalej podobna inicjatywa została zrealizowana.
Samorządy lubią organizacje pozarządowe, jednak nie lubią dawać im pieniędzy. To wyzwanie – bez przedstawienia się i zaoferowania czegoś samorządowi, on sam nas nigdy nie odkryje. Inicjatywa musi być po stronie organizacji pozarządowych.
Zazwyczaj dotyczy to przedsięwzięć z obszaru priorytetowego dla władz konkretnego samorządu, poprzedzonych kilkunastomiesięczną mrówczą pracą. Nie każda organizacja ma do tego zasoby. Żeby odpowiedzieć na duży temat, które pojawia się nagle, musisz mieć profesjonalny zespół.
Zespół jako kapitał żelazny NGO?
– Innego kapitału żelaznego dla tak dużych dzieł nie da się wypracować. Załóżmy, że mamy 400 tysięcy na koncie. I co? Kupujemy mieszkanie? Miesięczną listę płac mam w granicach 200 tysięcy złotych – to mieszkanie, to tak naprawdę są dwie miesięczne wypłaty. Wolimy mieć personel, który nam nie zniknie. Więc zgadzam się z tobą, dla mnie to ten zespół tworzy kapitał. Nie mury. To mieszkanie zarobi tysiąc złotych miesięcznie. Może więc dwa mieszkania? Już przy stu takich mieszkaniach będę miał odczuwalną różnicę…
Wyzwania na przyszłość?
– Województwo Śląskie ma do wydania do czerwca 2026 roku gigantyczne pieniądze dotyczące sprawiedliwej transformacji i umowy społecznej dotyczącej odchodzenia od węgla. Największy kryzys transformacyjny przepracowaliśmy w latach 90. Wyciągnęliśmy wnioski z tych doświadczeń. Dzisiaj gospodarka regionu nie stoi już tylko na węglu. On jest ważnym historycznie i tożsamościowo, ale nie najważniejszym elementem gospodarki na Śląsku. Z racji wszystkich problemów przy uruchamianiu funduszy unijnych zostało bardzo mało czasu na realizację działań. Trzeba się dostosowywać, być elastycznym, mieć dobry zespół.
Nie można zapomnieć o swoich wartościach i misji. Słowa kluczowe się zmieniają, ale ostatecznie i tak wspieramy organizacje pozarządowe. Czy to w ramach capacity building, czy to partycypacji, czy to budowania społeczeństwa obywatelskiego.
Teraz tematem w CERV jest rezyliencja i odporność organizacji pozarządowej. To są mądre słowa, mówiące tak naprawdę o tym samym: że udział ludzi w kształtowaniu po godzinach pracy, nie w ramach biznesu, naszej rzeczywistości, naszego otoczenia jest ważny. I że bez tego problemy narastają, rosną niepokoje społeczne i agresja, szansa na dyktaturę, czy na wiele, wiele gorszych rzeczy. A kiedy obywatele są aktywni i mogą swobodnie wyrażać swoje potrzeby, powstaje społeczeństwo, które potrafi skutecznie działać w obliczu kryzysów, jak wielokrotnie już to pokazaliśmy.
Krzysztof Hołyński – posiada ponad 15-letnie doświadczenie we wspieraniu NGO i współpracy lokalnej. Uczestniczył w wypracowaniu zasad współpracy NGO i JST w kilku samorządach. Aktywny trener i doradca z zakresu działalności organizacji pozarządowych, współpracy lokalnej i przygotowania projektów (łącznie prowadził lub współprowadził ponad 200 dni szkoleniowych).
Absolwent kierunku Zarządzania Zasobami Ludzkimi na Uniwersytecie Śląskim, „Szkoły Partycypacji Społecznej”, organizowanej przez Ogólnopolską Federację Organizacji Pozarządowych oraz wielu szkoleń i warsztatów.
Wiceprzewodniczący Powiatowej Rady Pożytku Publicznego Miasta Katowice, prezes zarządu Stowarzyszenia Wspierania Organizacji Pozarządowych MOST. W MOST kieruje działaniami Centrum Organizacji Pozarządowych w Katowicach oraz koordynuje projekty społeczne.
Miłośnik bliskich podróży, tańca, a od niedawna również psów.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.