Polski Klub Poduszkowców istnieje niespełna rok, a już zorganizował pierwsze w historii Polski Mistrzostwa Europy. O radości unoszenia się tuż nad ziemią i niezwykłych możliwościach ratunkowych poduszkowców opowiada Krzysztof Szafran – prezes Stowarzyszenia.
Cóż takiego niezwykłego jest w poduszkowcach?
Co jeszcze jest fajne? Jazda skuterem po zbitym lodzie wywołuje duże drgania. Jedzie się jak po bruku. Natomiast na poduszce powietrznej człowiek sunie ponad tymi wszystkimi nierównościami i nie czuje drgań. Wielka frajda. Zupełnie inne doświadczenie niż jazda skuterem, quadem, motocyklem. Na motocyklu musisz trzymać się drogi, a tu z lądu wpadasz w rzekę, jezioro i suniesz. Chcesz, wjeżdżasz na łachę. Chcesz, przejeżdżasz między trzcinami, po lodzie. Docierasz tam gdzie nic nie dotrze. Świetna zabawa!
Świetna, ale w Polsce chyba mało znana. Skąd pomysł, by zająć się poduszkowcami?
K. Sz.: – To się zaczęło w 2003 roku, kiedy Instytut Lotnictwa powierzył mi naprawę poduszkowca amerykańskiego. Potem zlecono mi uruchomienie produkcji polskich poduszkowców. Udało się wyprodukować 9 sztuk. W międzyczasie, w roku 2008 pojechałem z żoną do Szwecji na wakacje. W tym samym czasie byli tam koledzy z firmy Eurohover, których wówczas jeszcze dobrze nie znałem. Dla wyjaśnienia – Eurohover to jedyna firma w Polsce, która utrzymuje się z produkcji i wynajmu poduszkowców. Zaprzyjaźniliśmy się podczas tego wyjazdu i oni zaproponowali, żebyśmy weszli z żoną do ich drużyny na Mistrzostwa Świata Poduszkowców, które odbywały się wówczas w Szwecji. Było nas 5 osób, ja, żona i ich trzech. Pomagaliśmy sobie intensywnie. W drodze powrotnej, na promie padł pomysł, by u nas zrobić taką imprezę. Może nie rangi światowej, ale Europejskiej, czyli Mistrzostwa Europy.
I to był impuls do założenia Stowarzyszenia?
K. Sz.: – Tak. Kuba Furmański, to znaczy właściciel Eurohover był motorem przedsięwzięcia. Rozmawiał ze mną, z moja żoną Tatianą, z kolegą z firmy Michałem. No i rok temu w kwietniu założyliśmy Stowarzyszenie. Skrzyknęliśmy 20 osób – miłośników poduszkowców. Ja i doktor Cezary Jacimczak jesteśmy najstarsi w tym gronie. W większości są to ludzie od dwudziestu do trzydziestu pięciu lat.
Mistrzostwa Europy, dodajmy, pierwsze w Polsce, to chyba wielkie wyzwanie dla nowo powstałego Stowarzyszenia.
K. Sz.: – Rzeczywiście. Zwłaszcza że nie obyło się bez niespodzianek. Mieliśmy nadzieję na duży sponsoring. Niestety, jak się okazało w praniu, wielkie firmy powołując się na kryzys, wystawiły nas do wiatru. Mocno wspomogły nas gminy, na terenie których odbyły się mistrzostwa. Gmina Nieporęt, która między innymi ufundowała puchary, Związek Stowarzyszeń „Partnerstwo Zalewu Zegrzyńskiego” Lokalna Grupa Działania. Bardzo pomogło Centrum Konferencyjno-Rekreacyjne Promenada. Bez nich byłoby naprawdę trudno. Nie wspominając o firmie Eurohover, która wyłożyła ze 40 tysięcy, a to naprawdę dużo dla małej 6-osobowej firmy. Resztę musieliśmy wyłożyć z własnych środków. No cóż, powiedzieliśmy: tak, i trzeba było Mistrzostwa zrobić, a tego typu zawody wymagają masy sprzętu, który trzeba kupić. No i obsługa – to było ze 40 osób. Mieliśmy wolontariuszy, ale ochronę już trzeba było opłacić. Do tego obsługa techniczna – musieliśmy zapewnić holowanie w razie awarii. Zabezpieczenie WOPR-u – na szczęście zrobili to bezpłatnie. Zabezpieczenie straży pożarnej – to nam zafundowała gmina Nieporęt. Również karetka pogotowia musiała być na miejscu non stop, ponieważ czasem zdarzają się wypadki. Śmiertelny na szczęście był w całej historii poduszkowców tylko jeden. Na ogół są to stłuczenia, złamania, uszkodzenia rąk i nóg. Podczas mistrzostw też mieliśmy niegroźne stłuczki, ale bez żadnych złamań, drobne zadrapania. No i na to wszystko trzeba było mieć środki.
Impreza się udała?
K. Sz.: – Otrzymaliśmy rewelacyjne oceny ze strony Światowej Federacji Poduszkowców, której siedziba znajduje się w Belgii, a także gratulacje z Francji, Niemiec, Anglii… Zaproponowano nam organizację kolejnych mistrzostw. Tym razem podeszliśmy do sprawy ostrożniej, ponieważ przy organizacji Mistrzostw w 2009 r. finansowo mocno się spłukaliśmy. Ale zamierzamy to zrobić, choć na pewno nie w tym roku i myślę, że obowiązkowo ze sponsoringiem. W rejonie Zegrza impreza bardzo się spodobała, więc warto ją powtórzyć.
Poduszkowce to sport i rekreacja, ale świetnie się również sprawdzają jako pojazdy ratunkowe.
K. Sz.: – Stowarzyszenie zajmuje się głównie propagowaniem małych poduszkowców, bo to jest fantastyczne hobby dla młodzieży. Tatuś wydzieli synowi trochę miejsca w garażu, żeby chłopak podłubał sobie przy maszynie. To idealna sprawa, gdyż silniki poduszkowców są nieduże i bezpieczne. Oczywiście jest to zajęcie przynajmniej dla kilkunastolatka i konieczny jest nadzór dorosłego. Później można wypróbować pojazd w różnym terenie. Małe poduszkowce, którymi dysponujemy służą do rekreacji, ale również nadają się do ratownictwa. Tak więc stowarzyszenie skupia się na popularyzacji tego atrakcyjnego sportu motorowodnego. Ratownictwo to działalność poboczna, ponieważ wymaga większych maszyn z krytą, ogrzewaną kabiną, na które można bezpiecznie zabrać poszkodowanego, udzielić pomocy i szybko dowieźć do karetki lub szpitala. A rzeczywiście ratunkowe możliwości poduszkowców są wyjątkowe. Jest to właściwie jedyne urządzenie zabezpieczające Lodowe Mistrzostwa w Bojerach lub zawody w Wędkarstwie Podlodowym, których coraz więcej odbywa się w naszym kraju. Ale nie tylko do zabezpieczania imprez sportowych się nadają. Niedawno miał miejsce wypadek wędkarza porwanego przez krę na Sanie. Gdyby ratownicy mieli poduszkowiec od razu mogliby poszkodowanego podjąć.
Poduszkowiec świetnie się również sprawdza w warunkach powodzi. Na zalanym polu ornym, na płyciznach żadna motorówka, nawet z pędnikiem strugowodnym sobie nie poradzi, a poduszkowiec tak. Wiem o tym, ponieważ testowałem poduszkowce Instytutu Lotnictwa na terenach zalewowych w Indiach. Kiedy następuje przypływ, to woda zalewa tysiące hektarów, a później w czasie odpływu zostaje tam tylko bardzo rzadkie błoto. Niczym się tam nie wjedzie, traktory natychmiast grzęzną, amfibie na gąsienicach również. Natomiast poduszkowiec radził sobie świetnie.
W jaki więc sposób Stowarzyszenie propaguje ratowniczą funkcję poduszkowców?
K. Sz.: – W Wiktorowie koło Mszczonowa jest Centrum Szkolenia Pilotów Poduszkowców. Tam odbywają się kursy ratownictwa organizowane wraz z pruszkowskim WOPR-em. Stowarzyszenie włączyło się w tę działalność. Na terenie Ośrodka jest łąka, na której można zrobić pierwsze próby szkolenia obsługi poduszkowca i zalana żwirownia, gdzie można przećwiczyć lot na wodzie. Pokazujemy, jak bezpiecznie podlecieć do poszkodowanego, pod którym lód się zapadł, podjąć go z wody i szybko dostarczyć na brzeg.
Jakie macie plany na przyszłość?
K. Sz.: – Chcemy pojechać na Mistrzostwa Świata w Anglii. Obecnie szukamy środków. Cały czas prowadzimy rozmowy z posiadaczami poduszkowców, żeby wstąpili do stowarzyszenia.
Złożyliśmy też wniosek do Urzędu m.st. Warszawy o dofinansowanie Rajdu Wiosennego. Chcemy zorganizować piknik. Zrobimy pokaz ratownictwa. Będzie też grill, catering, przyjemna atmosfera, no i towarzyskie zawody. Mamy propozycję z Urzędu Miasta, żeby zorganizować imprezę naprzeciw bulwarów wiślanych, na wysokości Starego Miasta. To w ramach idei ożywiania Wisły. Chcemy przybliżyć rzekę mieszkańcom przy pomocy poduszkowców. Zaproponować szaleństwa rekreacji i przybliżyć praktyczne ich zastosowania w ratownictwie i służbie patrolowej.
Hobby: podróże – wyprawy – ekspedycje, paralotniarstwo, żeglarstwo, poduszkowce, sporty motorowodne.
Jest honorowym członkiem Stowarzyszenia Młodych Inżynierów Lotnictwa – prowadzi praktyki i wykłady dla studentów kierunków lotniczych.
Działa w Stowarzyszeniu Polski Klub Poduszkowców. Jako reprezentant Polski uczestniczył w Mistrzostwach Świata w Szwecji 2008 rok, oraz w Mistrzostwach Europy w Niemczech 2008. Współorganizował pierwsze w Polsce zawody w wyścigach poduszkowców w randze Mistrzostw Europy – Zegrze sierpień 2009.
Źródło: inf. własna ngo.pl