"Zrobimy z tego kraju drugą Japonię" – powiada pan Maciej zabierając się do belowania plastikowych opakowań typu PET (W Chinach ponoć zrobią z nich polary). To ciężka praca. Fizyczna. Ale leczy i usamodzielnia. O inicjatywie Stowarzyszenia EKON pisaliśmy w miesięczniku "gazeta.ngo.pl"
"Mrówki ekologiczne” – mówią na pracowników Stowarzyszenia EKON.
Przed mieszkaniem zostawiają charakterystyczną żółtą torbę. Ludzie
wkładają do nich butelki, papier i plastik. A „ekologiczne mrówki”
odbierają torby spod drzwi, wiozą do sortowni, segregują, a
posegregowane – sprzedają. Pojawiają się na warszawskim Mokotowie,
Ursynowie, Służewcu i Stegnach. Obsługują olbrzymie spółdzielnie
mieszkaniowe: każda po 4 – 5 tysięcy mieszkań. Zapraszają ich
kolejne wspólnoty: na Gocławiu, Ochocie. W ten sposób w samej
Warszawie pracuje już ponad 800 osób. Ponad połowa zatrudnionych to
osoby po kryzysach psychicznych lub niepełnosprawne
intelektualnie.
Bezrobocie w tej grupie sięga 80 procent. Ludzie latami nie wychodzą z domu albo dwa trzy razy w roku wracają do szpitala z nawrotem choroby. Bycia z innymi uczą się w rodzinie, czasem na warsztatach terapii zajęciowej. I tyle.
W pracy nie umieją się odnaleźć. Albo to pracodawcy się z nimi rozstają, jak tylko trafia do kadr zaświadczenie o pobycie w szpitalu. Do EKON-u trafili z Wojewódzkiego Urzędu Pracy. „Jak Pani go nie zatrudni, to nikt tego nie zrobi” – mówią urzędnicy Elżbiecie Gołębiewskiej, szefowej stowarzyszenia. Albo ze szpitala. Dzwonią lekarze psychiatrzy ze słowami: „Ona jest po leczeniu i dobrze rokuje. Jak jej nie przyjmiecie, to wróci do domu i będzie miała nawrót”. Ludzi do pracy podsyłają pracownicy pomocy społecznej, wreszcie – znajomi znajomych. Na początku EKON-owi trudno było znaleźć pracowników. Dziś na „zielone miejsce pracy” czeka średnio pięćdziesiąt osób.
Na warszawskich osiedlach pracują 30-osobowe brygady. Starają
się tak zorganizować pracę, żeby nie przeszkadzały im ułomności.
Pracują dwójkami: osoby w lepszym stanie pomagają słabszym albo
nowym. Jeśli nie dają sobie rady przy zbieraniu toreb na osiedlach,
przenoszą się do sortowni. Tam łatwiej interweniować, jak się coś
złego z człowiekiem dzieje.
– Nikomu nie odmawiamy, tylko mówimy: zaczynasz od jutra – mówi
Elżbieta Gołębiewska. – To jest olbrzymie ryzyko, bo są tacy
pracownicy, z którymi nie jesteśmy w stanie sobie poradzić albo i
oni sobie nie radzą. Głównie jednak ludzie pięknieją.
Krzysio z sortowni odpadów jest ulubieńcem większości. Niesłyszący. Lekko niepełnosprawny umysłowo. W życiu nie pracował.
– Daliśmy mu pracę, która z boku wygląda na bezsensowną – opowiada Elżbieta Gołębiewska. Rozdziela makulaturę kolorową i białą, bo się różnią ceną. W pracy głównie siedzi, ale już od samego wychodzenia z domu schudł dwadzieścia kilo i zaczął normalnie funkcjonować.
„Mrówki ekologiczne” do pracy się przywiązują. Mają jednak wobec
niej przekonania skrajne.
– Podoba się panu ta praca? – pytam w sortowni.
– A mam inne wyjście? Druga grupa, mózg do wymiany po trepanacji,
to zostałem śmieciorobem – mówi 50-letni rencista. W EKON-ie jest
od roku. Po osiemnastu latach bez pracy.
Praca w EKON-ie to dla wielu pierwsze – poza rentą lub zasiłkiem
– własne pieniądze. Co miesiąc, na konto. To daje nagłe poczucie
sensu. Pozwala zracjonalizować „stanie po kolana w cudzych
śmieciach” – jak mówią w sortowni.
– Zrobimy z tego kraju drugą Japonię. Bo trzeba zacząć od
pracowitości i od patriotyzmu w pracy – powiada pan Maciej, belując
opakowania typu PET („Robią z nich polary w Chinach” – dodaje
Elżbieta Gołębiewska).
EKON współpracuje z Przemko Radwańskim, ekologiem-wrażliwcem.
Opowiada o ekologii. Zabiera ludzi do lasu. Pokazuje, że swoją
pracą będą takie miejsca chronić.
– Nie chciałbym, żeby się czuli śmieciarzami – mówi. – Tylko, żeby
mieli świadomość, że robią coś wartościowego.
Praca w EKON-ie to jest też wielki powrót do ludzi. Z choroby, z samotności, z zamknięcia w domu. Rodzą się trwałe przyjaźnie i znajomości. I konflikty.
– Od brygadzisty usłyszałem, że jestem debilem. Bo mam być pokorny jak baranek. Ale ja taki nie jestem. Się stawiam. Nie lubię też obgadywania za plecami, a to jest nagminne. Chyba zrezygnuję – opowiada jedna z „mrówek”.
– Wszędzie tak jest? – pytam.
– Nie. Inni sobie chwalą. Zobaczymy, co będzie. W sumie chciałbym tu przychodzić.
– W ubiegłym roku zamówili mszę za to, żeby praca była –
opowiada Elżbieta Gołębiewska. – Chcemy zatrudnić trzech
psychologów. Ja przy 800 osobach nie jestem już w stanie ze
wszystkimi się przywitać, wszystkich wysłuchać z uwagą.
EKON, oprócz pracy, zapewnia cieplarniane warunki do
rehabilitacji. Nikt nie grozi, że wyrzuci. Możesz nie przyjść do
pracy, jeśli masz gorszy dzień – zapewnia Elżbieta Gołębiewska. Na
nogi stawia jednak samo pracowanie. Lekarze Instytutu Psychiatrii i
Neurologii twierdzą, że skierowanie dotychczasowego pacjenta do
pracy w EKON-ie oznacza, że nie trafi z powrotem na oddział.
Hospitalizacja jednego pacjenta kosztuje ok. 200 zł dziennie. W ten
sposób EKON wyliczył, że Narodowy Fundusz Zdrowia zaoszczędził przy
ich pomocy ok. 1,6 mln zł.
REHABILITACJA CZY PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ?
Na pomysł z EKO-pracą wpadł Marek Łukomski, szef rady
programowej Stowarzyszenia EKON. Krytycznie mówi o projektach
aktywizacji niepełnosprawnych, bo nie przynoszą ludziom pracy,
tylko dają zajęcie doradcom i szkoleniowcom. Sam od takich
zaczynał. Po jedenastu miesiącach w takim projekcie znaleźli pracę
2 osobom, więc wraz z Elżbietą Gołębiewską odeszli i założyli EKON.
Pierwsze torby na odpady kupili sami, potem wsparł ich Wojewódzki
Fundusz Ochrony Środowiska. Na uruchomienie sortowni Marek Łukomski
pieniądze pożyczył od swoich byłych studentów. Do dziś ten dług
inwestycyjny spłaca.
EKON współpracuje z dwoma zakładami pracy chronionej, w których de facto są zatrudnione „mrówki ekologiczne”. Do każdego niepełnosprawnego pracownika w tych zakładach dopłaca Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. To zdecydowana większość załogi. Dofinansowanie wynosi od 130 do 50 procent najniższego wynagrodzenia. PFRON dopłaca, bo zatrudnienie niepełnosprawnych kosztuje więcej niż kosztowaliby inni pracownicy. W EKON-ie trzeba ludziom pozwolić na więcej: pracować krócej, nie stawić się do pracy z powodu stanu zdrowia, wziąć urlop rehabilitacyjny. Dotacja PFRON ma te podwyższone koszty wyrównywać.
– Środki, z których wypłacane jest dofinansowanie, pochodzą z kieszeni przedsiębiorców – mówi Marek Łukomski – a mianowicie z kar, które płacą PFRON-owi firmy niezatrudniające niepełnosprawnych pracowników.
„Mrówki” dostają wynagrodzenie minimalne plus wypracowaną
premię. Dzięki dofinansowaniu EKON ma niższe koszty osobowe. Czy w
ten sposób zyskuje przewagę konkurencyjną i może się dynamiczniej
niż inni rozwijać? Tylko w ciągu roku podwoił liczbę swoich
pracowników. Zebrał też dwa razy więcej odpadów. Marek Łukomski nie
chce zdradzić, ile, bo EKON działa „w warunkach bardzo ostrej
konkurencji”. Ze stwierdzeniem, że publiczne pieniądze dają im
przewagę, się nie zgadza.
– Każdy pracodawca zatrudniający osoby niepełnosprawne może z PFRON
dostać dofinansowanie, więc samo zatrudnianie niepełnosprawnych nie
daje przewagi konkurencyjnej. Wręcz odwrotnie, dlatego PFRON to
rekompensuje. My, w odróżnieniu od innych, ich zatrudniamy.
No właśnie. Co jeśli na świetny biznesowo-społeczny pomysł EKON-u wpadną inni? EKON jest laureatem nagrody PFRON-u w dziedzinie najlepszych sposobów rehabilitacji niepełnosprawnych. Dr Marek Łukomski prowadzi wykłady na temat przedsiębiorczości społecznej w oparciu o SOD (system dofinansowania niepełnosprawnych, z którego wypłacane jest dofinansowanie).
Ekologiczne i społeczne efekty działania EKON-u są bezsprzeczne. Jednak przedsięwzięcie nie jest w pełni obojętne dla wolnego rynku – EKON korzysta z publicznej dotacji, więc działa w warunkach lepszych niż inne przedsiębiorstwa. Warto rozmawiać, czy przedsięwzięcia typu eko-praca powinny korzystać na trwałe z pomocy publicznej czy powinna to być pomoc przejściowa, żeby zmniejszyć bariery stojące przed pracodawcami zatrudniającymi mniej wydajnych pracowników? To pytanie powinien sobie zadawać, rzecz jasna, nie EKON, ale PFRON i ustawodawca.
– Nie można ludzi bić po głowie, za to, że wykorzystują istniejące warunki prawne i rynkowe i mają pomysł na biznes, który się sprawdza – mówi Anna Królikowska z banku BISE. –Kibicuję takim przedsięwzięciom, jak EKON, bo nie tylko bezpośrednio pomagają wielu osobom wykluczonym z rynku pracy, ale stanowią drogowskaz dla następnych, szukających podobnych rozwiązań, a takich, dobrych pomysłów wciąż w Polsce za mało. Dyskusja na temat zakresu ograniczania wolnego rynku i wolnej konkurencji na rzecz solidarności z osobami słabszymi i wykluczonymi powinna się toczyć nieustannie w państwie, które, tak jak Polska, zaczyna wprowadzać nowoczesne metody walki z wykluczeniem. Paradoksem byłoby, gdyby szczególnie silnie kwestionowano system dofinansowania PFRON przy okazji udanego projektu jakim jest inicjatywa EKON-u.
Pytanie o to, co będzie, jeśli nagle wszyscy zaczną zatrudniać „mrówki ekologiczne”, wydaje się oczywiście księżycowe. W gruncie rzeczy chodzi jednak o poszukiwanie modelu przedsiębiorczości społecznej. Zakłady Pracy Chronionej to chyba zdecydowanie nie ten model. Sam EKON mówi, że gdyby stowarzyszenie mogło otrzymywać dofinansowanie, to by z współpracy z ZPCH zrezygnowali.
– Od kilku lat obserwujemy powolny i trudny proces odbierania
kolejnych uprawnień zakładom pracy chronionej – mówi Rafał Kowalski
ze Stowarzyszenia Klon/Jawor. – To ma ostatecznie doprowadzić do
zmniejszenia liczby zakładów i „przesunięcia” jak największej
liczby niepełnosprawnych pracowników – a co za tym idzie również
dofinansowania – do firm z otwartego rynku pracy. Taki model
ograniczonego sektora pracy chronionej, obowiązuje w większości
państw starej Unii.
Anna Królikowska dodaje:
– Europejscy przedsiębiorcy społeczni również odbyli batalię z
sektorem prywatnym. Firmy komercyjne obawiały się utraty rynku i
zakłócania konkurencji przed korzystne dla przedsiębiorców
społecznych uregulowania prawne. Ich przewagą było poszukiwanie
elastycznych rozwiązań, misja społeczna, jasne reguły dystrybucji
zysku oraz demokratyczna organizacji i otwartość.
– Dziś polskim ZPCH-om daleko jeszcze do tego typu podmiotów –
komentuje Rafał Kowalski – dlatego każdą pozytywną inicjatywę
trzeba nagłaśniać.
Tekst powstał w ramach projektu "W poszukiwaniu polskiego modelu ekonomii społecznej", finansowanego ze środków inicjatywy wspólnotowej Equal.
Źródło: inf. własna