Ma być szybko, krótko i na temat. Dobrze, żeby klikało się na stronie internetowej, a najlepiej, żeby cytowali nas w innych mediach. Tak według większości redakcji ma wyglądać dobrze zrobiony materiał dziennikarski. Są jednak i tacy, którzy nic nie robią sobie z narzuconego przez nowoczesne media tempa i pochylają się nad historiami, które do nas nie krzyczą, z których nie zrobi się klikalnego nagłówka.
Jedną z takich redakcji jest dział reportażu Polskiego Radia Lublin. Tam zwraca się uwagę na pojedynczego człowieka, ludzkie dramaty i skomplikowane problemy. O tym, dlaczego warto zwracać uwagę na szczegóły i poświęcać się dla historii porozmawialiśmy z kierującą lubelskim zespołem reportażystów Katarzyną Michalak.
Marcel Wandas: – Dziennikarstwo dziennikarstwu nierówne, szczególnie w czasach, gdy o wartości materiału decydują kliknięcia. Co więc odróżnia reportażystę od zwykłego reportera, od zwyczajnego dziennikarza? Gdzie kończy się rzemiosło, a zaczyna sztuka?
Katarzyną Michalak: – Słowo “reportażysta” wyjątkowo dobrze przyjęło się na gruncie radiowym. W przypadku dziennikarstwa pisanego słyszymy bardziej o reporterach, czasem po prostu o dziennikarzach, którzy piszą reportaże. A w warunkach radiowych chcemy jednak odróżnić reportera od właśnie dziennikarza - artysty, choć też z nieśmiałością używam tego terminu. Ale chyba coś w tym jest. W radiu, w mass-mediach o wiele częściej w tej chwili pojawia się słowo “reportaż”, niż to było kiedyś. Trochę się to określenie zdewaluowało. Reportażem nazywa się każdy dźwięk nagrany w terenie, każdą relację. Dzieje się tak na przykład, kiedy na antenie wywołujemy kolegę, który relacjonuje wydarzenie sportowe właśnie jako reportera. Dlatego tak nam łatwiej w radiu, o którym mało kto wie, że jest też polem działalności artystycznej. Miejscem, gdzie uprawia się sztukę. Właśnie dlatego chcemy odróżnić raport, relację od wypowiedzi artystycznej, wypowiedzi pogłębionej, nacechowanej osobowością twórcy. Reportażysta nie jest obiektywny, nie musi być, jak mówił Ryszard Kapuściński. A już news czy relacja musi być najbardziej obiektywna. Reportażysta jest filtrem, dla tego kawałka rzeczywistości, który nam przedstawia. Przefiltrowuje te wydarzenia, zjawiska, o których opowiada przez własną wrażliwość. Szuka osobnego stylu, języka, głosu, aby nam o tym opowiedzieć.
Z drugiej strony wydaje mi się, że reportażysta jest często przezroczysty. Daje głos osobie, która w innym przypadku byłaby przezroczysta. Właśnie te osoby są najważniejsze. Osobowość twórcy jest ważna, ale nie jest wyrażona wprost.
K.M.: – Tak. Reportaż bierze się z sytuacji spotkania z człowiekiem. Z człowiekiem, który w innym przypadku pozostaje cichy. Takim, którym nie zajęliby się dziennikowcy, dziennikarze piszący, chyba że byłby zamieszany w jakieś sensacyjne zdarzenie. Te osoby są najważniejszy. Jeśli chodzi o samą osobę autora, to jest już kwestia budowania dramaturgii. Chodzi o to, czy staniemy się częścią świata przedstawionego, czy osadzimy się w roli bohatera, czy będzie to narrator widzialny, czy niewidzialny. To zależy już od materii, z którą się spotykamy. Czasami narrator jest jedną z postaci występujących w historii. Na przykład w reportażu dociekającym, poszukującym, śledczym. Albo w reportażu, w którym występuje narracja w sensie dosłownym, czyli nasz głos, który pomaga poruszać się słuchaczowi po tym świecie przedstawionym. Ale zdarzają się też reportaże, w których w ogóle nie występuje nasz głos, w który oddajemy w pełni bohaterom. To już kwestia wyboru i tego, by przekaz był klarowny. Czasami uda się utkać historię z wypowiedzi bohaterów, a czasem to nie wystarczy. A czasami to my jesteśmy spiritus movens całej historii.
A jak znajdują się ci ludzie, czy trzeba być nachalnie ciekawskim rzeczywistości, czy może ludzie sami się znajdują?
K.M.: – Ciekawość jest jednym z podstawowych warunków. Myślę, że bez tego nie może istnieć reportaż radiowy, bez zainteresowania drugim człowiekiem. Reporterzy pracujący w innych mediach moim zdaniem potrafią obyć się bez pełnego wejścia w historię, zbliżenia się do drugiego człowieka. Nie wyobrażam sobie reportażu bez empatii. Bo my, jako reportażyści radiowi, opowiadamy świat poprzez ultrazbliżenie z naszymi bohaterami, potrzebujemy ultraempatii. Opowiadamy świat pomazując uczucia i sposób myślenia drugiego człowieka. Tutaj wydarzenia i fabuła muszą być tłem. Najważniejsze są emocje. Reportaż radiowy jest gatunkiem konfesyjnym, chciałoby się powiedzieć. Polega na wyznaniu, niemalże na spowiedzi tego człowieka.
Ta rola spowiednika musi być niesamowicie obciążająca emocjonalnie. Czy nie pojawia się czasem myśl, że może lepiej byłoby zająć się czymś prostszym, przyjemniejszym? Szczególnie, kiedy pracuje się nad jakąś historią któryś tydzień czy też któryś miesiąc?
K.M.: – Myślę, że nie. W naszym przypadku to zawsze jest wybór. Tego wyboru dokonujemy już bardzo wcześnie, wchodząc do redakcji, potem każdy idzie podświadomie za głosem swojego temperamentu. Sama zaczęłam pracę od redakcji informacji. Szybko, nawet bez szczególnej wiedzy o tej pracy, zorientowałam się, że to nie wystarcza. Ale znam też osoby, które spalają się w tej robocie newsowej, dla których ważna jest adrenalina, zmiana, to, że codziennie mają styczność z innym tematem i że muszą pracować szybko. To ich nakręca i to daję im satysfakcję. Natomiast w mojej redakcji są zupełnie inni ludzie. Oczywiście nie można wartościować i mówić, kto tutaj robi bardziej wartościowe i misyjne materiały. My się uzupełniamy. Ale w mojej redakcji są już ludzie, którzy skupiają się na temacie, którzy pracują nad nim tygodniami, albo i miesiącami. To są też historie, które wracają, do których człowiek potem znowu sięga, wyszukuje nowe wątki. I my jesteśmy przerażeni, kiedy musimy zrobić coś szybko. Zawsze mamy obawę, czy opowiemy to wystarczająco dobrze, głęboko, czy postawimy pytania, które reportaż powinien zadać. Ale ten wybór szybko się dokonuje. Młody człowiek od razu po przekroczeniu progu redakcji wie, czego szuka w tej pracy, i jeśli jest wystarczająco cierpliwy, to trafi do tego wymarzonego działu. By być w redakcji reportażu Radia Lublin trzeba rzeczywiście zasłużyć. Ja czekałam ponad dwa lata, a wcześniej miałam trzyletnie doświadczenie z Radia Łódź, więc razem dałoby to pięć lat. I potem płaci się za to cenę, ale trzeba mieć świadomość, że to nie jest wyłącznie praca. Reportaż to nie zawód, ale sposób na życie. Obserwując pracę moich kolegów w Lublinie i w Polsce widzę, jak trudno postawić granicę między życiem zawodowym a prywatnym. Te tematy, historie, ludzie, przenikają do naszego życia osobistego. To rzeczywiście bardzo trudne.
Wspomniała pani o Lublinie. Lubelska redakcja reportażu jest jedną z najbardziej docenianych, i to nie tylko w Polsce. Co takiego jest w tym mieście, że udało się złożyć tak świetną redakcję. I to w czasach, kiedy główną wartością w radiu jest news.
K.M.: – Funkcjonuje to określenie “Lubelskiej Szkoły Reportażu”. Nie jest to rzecz jasna żaden fizyczny twór, a nazwa stylu, którym się posługujemy, jak i pewnej tradycji. To też jest jeden ze składników sukcesu. Reportaż ambitny, artystyczny tworzy się tutaj od półwiecza. Mniejszy nacisk kładziono na relacje, na bieżące wydarzenia, choć potrzeba ich przybliżania na pewno też jest. Od początku istnienia Radio Lublin przyciągało ciekawych ludzi o artystycznych temperamentach. Najpierw ten reportaż miał formę eseju, czytanego głosem lektora. Potem dopiero dziennikarze zaczęli wychodzić w teren, dzięki rozwojowi techniki. To byli ludzie głęboko myślący. Myślę o Januszu Weroniczaku, Januszu Danielaku, Zbigniewie Stepku, To zawsze był zespół ludzi zaangażowanych i gotowych na eksperymenty, choćby formalne. A potem mieliśmy wspaniałego szefa, którym był Janusz Winiarski. On utworzył redakcję reportażu, dwadzieścia jeden lat temu. Wiedział, ze to potrzebne dla rozwoju gatunku. Niestety takich redakcji jest bardzo niewiele w innych rozgłośniach regionalnych. A reportażystów jest wielu, choć są to ludzie, którzy związani są z redakcją kultury, informacji, nie ma warunków, by pochylić się nad wymagającą formą. Reportaż często powstaje przy okazji. A u nas, przy wyodrębnionej redakcji, możemy skupić się na drążeniu naszych tematów, nie musimy łączyć tych obowiązków z bieganiem za newsem, poświęcać energii na inne formy.