"Nieporozumieniem jest porównanie naszego zespołu do policjantów, którzy otrzymali wezwanie do kradzieży i zamiast pojechać pod wskazane adresy, udają się w przypadkowo dobrane miejsca" - polecamy tekst dr. Adama Gendźwiłła "Wiarygodność wyborów w kryzysie", opublikowany w Rzeczpospolitej. Artykuł jest odpowiedzią na tekst prof. Jacka Czaputowicza "Naprawdę nie było fałszerstw?", dotyczący badania kart do głosowania z wyborów samorządowych 2014.
W „Rzeczpospolitej” z 8.12.2015 r. prof. Jacek Czaputowicz poddał w wątpliwość sensowność badania kart do głosowania z wyborów samorządowych, które prowadziliśmy we współpracy z Fundacją im. Stefana Batorego i Naczelną Dyrekcją Archiwów Państwowych. W swoim tekście sugeruje nawet, że zespół ekspertów Fundacji zdecydował się na przebadanie próby losowej obwodów specjalnie po to, aby złego słowa nie powiedzieć o rzetelności wyborów.
To poważny zarzut wobec badaczy. Oparty jest o niezrozumienie celu naszego badania. Nieporozumieniem jest porównanie naszego zespołu do policjantów, którzy otrzymali wezwanie do kradzieży i zamiast pojechać pod wskazane adresy, udają się w przypadkowo dobrane miejsca. Celem naszej pracy nie było weryfikowanie, czy dochodziło do spektakularnych fałszerstw wyborczych w „najbardziej podejrzanych” obwodach – od tego jest instytucja protestu wyborczego i sądy.
Postawiliśmy pytania, które należało postawić w pierwszej kolejności. Kryzys wiarygodności wyborów nie dotyczył obwodu numer 2 w Pieszycach, gmin Powidz czy Pacanów (które wskazuje prof. Czaputowicz), ale wyników wyborów w skali całego kraju. Coś istotnego stało się w całym kraju, a nie tylko w wyselekcjonowanych obwodach. Zachowajmy proporcje: w jednym obwodzie głosuje średnio 550 wyborców, jednego radnego sejmiku wybiera kilkadziesiąt tysięcy, głosów nieważnych w 2014 r. oddano prawie 2,5 miliona, około 750 tys. więcej niż w 2010 r.
Chcieliśmy zbadać, co stało za znacznym wzrostem liczby głosów nieważnych w ostatnich wyborach sejmikowych, a także sprawdzić, czy były systematyczne problemy z kwalifikowaniem głosów przez komisje wyborcze. Na tyle systematyczne, że mogłyby znacząco zmienić wyniki wyborów skali całego kraju. Gdybyśmy dobrali próbę celową 100 obwodów najbardziej odstających od normy, być może zauważylibyśmy poważne błędy komisji wyborczych. Ale nie wiedzielibyśmy nic o tym, jak były powszechne, w jaki sposób mogły zniekształcić wyniki i wpłynąć na obsadę mandatów. Do tego niezbędna jest próba reprezentatywna.
Gdybyśmy dobrali obwody celowo a nie losowo, nie moglibyśmy w żaden sposób porównać naszych oszacowań powodów nieważności głosów z danymi z 2014 r. Nie moglibyśmy powiedzieć tego, co powiedzieliśmy: że głosów pustych w 2014 r. najpewniej nie przybyło, ale za to wzrosła trzykrotnie liczba głosów z wieloma krzyżykami, najpewniej z powodu „książeczki” do głosowania.
Wyniki naszych prac nie zamykają tematu, nie wykluczają możliwości prowadzenia dalszych badań, m.in. obwodów o skrajnych charakterystykach. Archiwa zachowają i udostępnią materiały z 1000 obwodów głosowania – to też rezultat naszego przedsięwzięcia.
dr Adam Gendźwiłł, adiunkt na Uniwersytecie Warszawskim, członek zespołu ekspertów Fundacji im. Stefana Batorego zajmującego się badaniem kart do głosowania z ostatnich wyborów samorządowych
Źródło: Fundacja im. Stefana Batorego