Rodziny skazanych, ale i sami osadzeni z podgrupą „R” zadają nam bardzo często pytanie, dlaczego nasze działania ograniczamy wyłącznie do pomagania tzw. „petce” (pierwszy raz karanym).
Rozmowa z Izabelą Jarczewską, przedstawicielem Stowarzyszenia Inicjatywa Obywatelska „Pro Civium”, z siedzibą w Poznaniu.
Amanda Powałowska: – Podobno niezwykle często słyszycie taki zarzut. Niektórzy dyrektorzy jednostek także boleją nad faktem, że wasza ewentualna pomoc może skupić się wyłącznie na osobach pierwszy raz karanych.
Izabelą Jarczewska: – To prawda. Przypomina mi się taka sytuacja, nie tak odległa czasowo, gdy wdrażaliśmy usługę „Porozmawiaj z Bliskimi”. Opublikowaliśmy na ten temat materiał informacyjny na Facebook’u i się zaczęło. Rodziny osób wielokrotnie karanych zaczęły się odzywać z – trochę żalem, trochę pretensjami, że bezpłatne karty telefoniczne powinni otrzymywać wszyscy skazani, że tworzymy podziały na lepszych i gorszych, wreszcie, że pogardzamy recydywistami, a przez to jesteśmy niewiarygodni.
Mocne słowa. I jak stowarzyszenie rozwiązało problem? Jak się państwo wytłumaczyliście? W końcu skazany to skazany. Tak samo zapewne siedzi się za kratami pierwszy raz karanemu i piętnasty raz karanemu?
–Nie tłumaczyliśmy się i nie będziemy tłumaczyć. Stowarzyszenie to, zgodnie z wolą ustawodawcy, grupa ludzi, którzy kierując się jakimś dobrowolnym, wspólnym celem, zrzeszają się w organizację i realizują obrany cel. My sobie taki obraliśmy, tj. pomoc osobom, którzy popełnili w życiu błąd, straszny błąd, bo godzący w czyjeś życie, zdrowie lub inne dobro, ale zrozumieli go, poddali się oddziaływaniom penitencjarnym, współpracują w tym zakresie z administracją jednostki, sami, co najważniejsze, pracują nad swoją samopoprawą.
Czyli pomoc tak, ale wybranym…
– Tak. To nasz cel. Ludzie, którzy zbłądzili, ale zrozumieli swój błąd. Recydywistom nie pomagamy. Kłóci się to z ideą naszej organizacji. Każdy ma prawo do drugiej szansy – tak brzmi nasze motto. Nie trzeciej, czy piątej. W naszym odczuciu, człowiek, który permanentnie popełnia przestępstwa i co jakiś czas trafia do więzienia, to jego wybór. W pewnym sensie sposób na życie, a więc wybór. Nie widzimy zatem argumentów przemawiających za przeznaczaniem naszych prywatnych, czy publicznych pieniędzy na ułatwianie tej grupie skazanych odbywania kary. Kolejny raz – przypominam. Jest to też ostrzeżenie, swego rodzaju jasny przekaz dla tych, którzy pierwszy raz trafili do zakładu karnego. Zrobicie to jeszcze raz – nie liczcie na nasze wsparcie.
A co z rodzinami recydywistów? Przecież to nie żony, czy ojcowie popełniali przestępstwa?
– Faktycznie. Dlatego każdy członek rodziny osoby wielokrotnie karanej może liczyć na nasze wsparcie, oczywiście w zakresie jego dotyczącym, nie osadzonego. Powiem więcej, rodzin skazanych nie pytamy, co zrobił ich bliski i który raz. Nie ma to dla nas znaczenia. Rodziny sprawców przestępstw są w pewnym sensie także ich ofiarami.
Wracając do osób pierwszy raz karanych. Wczytując się dokładniej w wasz program nie można po jego lekturze stwierdzić, że pomagacie zawsze i wszystkim?
– Tak. Regulamin programu jasno określa, których osadzonych chcemy wspierać. Jeszcze raz powtórzę. Stowarzyszenie „Pro Civium” wierzy w zasadę drugiej szansy. Rozumiemy to tak. Człowiek popełnia czyn zabroniony. Trafia pod sąd, potem do więzienia. I tu albo zaczyna rozumieć, co uczynił, że skrzywdził drugiego człowieka, że tym samym skrzywdził także swoich bliskich i że zrobi wszystko, by to się już nigdy nie powtórzyło. I zaczyna działać.
Ale przecież nikt nie wie, co siedzi w głowie takiego człowieka?
– Oczywiście. Telepatami nie jesteśmy. Ale przecież, po czynach poznacie człowieka. A fakt odbywania kary doskonale, transparentnie pokazuje, czy z tym człowiekiem dzieje się coś pozytywnego, czy to tylko koniunkturalne zachowanie. Dlatego nie pomagamy karanym dyscyplinarnie, nie pomagamy osadzonym, którzy odmówili administracji udziału w zajęciach socjalizujących, czy odmówili podjęcia pracy. Nie interesują nas osadzeni agresywni, czy chcący robić „karierę” w zakładzie karnym. I od razu odpowiadam na pytanie – tak – są tacy osadzeni, którzy przez np. 10 lat odbywania kary nigdy nie zostali ukarani dyscyplinarnie.
Program wyklucza także osoby zaburzone?
– Tak, ale nie z tych samym względów. Osoby, jak to nazwaliśmy – zaburzone, są chore. Inna sprawa, czy – w ogóle – powinny być w izolacji penitencjarnej, czy w szpitalach. Człowiek chory nie kontroluje swoich zachowań. W pewnym sensie nie odpowiada za nie. Nie znaczy to, że nie powinien być izolowany od społeczeństwa za to co zrobił, ale znaczy to, że zasada drugiej szansy z przyczyn, w zasadzie od niego niezależnych, nie dotyczy go. Taka osoba powinna być objęta leczeniem, pomocą medyczną specjalistów.
To chyba grząski temat. Zaburzony seksualnie pedofil nie powinien znaleźć się w więzieniu za to, co zrobił?
– W pytaniu jest już odpowiedź. Jeśli mówimy o zaburzeniu preferencji seksualnych, to mówimy o osobie chorej. Chorzy trafiają do szpitala. Inna sprawa, że także naszym zdaniem preferencyjny pedofil winien być w tym szpitalu w warunkach takiego zabezpieczenia, że uniemożliwiałoby mu to skrzywdzenie kolejnej osoby.
Przecież tych ludzi nie da się wyleczyć?
– Tak. Ale można w nich wyrobić nawyk zachowań kontrolnych i świadomości nieuniknionej opresji karnej za to, co się za chwile może wydarzyć.
Wywiad przeprowadziła Amanda Powałowska - Zespół ds. Public Relations Stowarzyszenia Inicjatywa Obywatelska "Pro Civium"