Poza oczywistościami, takimi jak brak złóż ropy wartych masowej eksploatacji, brzemię zaborów i komunizmu czy skłonność do przerywania innym, teoretycznie mamy potencjał, by stać się obywatelami takimi, jak Norwedzy. Mamy do tego wszystkie potrzebne rzeczy – demokrację, położenie na kontynencie, gdzie prawa obywatelskie wymyślono, a nawet norweskie fundusze. Dlaczego zatem nie jesteśmy Norwegami?
Dlaczego w ogóle model „obywatela norweskiego” ma być dla nas interesujący? Na przykład dlatego, że Norwegów jest jedynie 4,8 miliona, a norweskich legitymacji członkostwa w organizacjach – 10 milionów. Oznacza to, że statystycznie każdy Norweg jest członkiem 2,08 organizacji. 58% dorosłych Norwegów poświęca swój czas na wolontariat. Działa tam 115 tys. organizacji, z czego ponad połowa opiera się na pracy społecznej i nie dysponuje znaczącym majątkiem. Zaangażowanie w sprawy obywatelskie przekłada się na zaangażowanie w sprawy publiczne – w 2009 r. w wyborach do Stortingu, norweskiego parlamentu, głosowało 76,4% uprawnionych Norwegów.
Obywatel typu norweskiego – geneza
W Norwegii, powszechne u nas pojęcie „trzeci sektor” w zasadzie nie funkcjonuje. Używa się określenia „sektor wolontariacki”, ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu. Powoduje to na przykład, że spółdzielnie i inne tego rodzaju podmioty nie są uznawane za część sektora. Tradycje spółdzielcze w Norwegii mają kilkaset lat. W Norwegii system feudalny w zasadzie nie istniał – chłopi, choć biedni i żyjący w trudnych warunkach, zawsze posiadali ziemię na własność. By zwiększyć efektywność produkcji i sprzedaż towarów, od setek lat łączyli się w spółdzielnie: rybackie, mleczarskie, mięsne itp. Tego rodzaju zaangażowanie, ważne nie tylko dla lokalnej ekonomii, ale i więzi społecznych, zawsze miało cel gospodarczy.
Aktywność obywatelska oparta na zaangażowaniu społecznym rozwijała się od pewnego momentu równolegle i w zupełnie innym celu. Nie oznacza to, że organizacje nie prowadzą działalności gospodarczej, by pokryć koszty swej działalności. Organizacje są oparte na wzajemności (w znaczeniu, że członkowie coś robią dla siebie nawzajem), ale ten wzajemnościowy układ nie ma charakteru finansowego, jak w spółdzielni. Z tego względu ekonomia społeczna nie robi kariery w Norwegii.
Typologia
Czym zajmują się członkowie organizacji i wolontariusze? Podobnie jak wszędzie, angażują się w działania kulturalne, społeczne, sportowe, pomocowe itp. Wiele organizacji działa na poziomie lokalnym. Dzieci farmerów są członkami związków młodzieży wiejskiej, gdzie nie tylko spędzają wspólnie czas, ale i angażują się w projekty zwiększające ich umiejętności, jak np. badanie jakości wody. Prężne są też lokalne orkiestry, chóry i inne tego rodzaju inicjatywy.
Masowość członkostwa w niektórych organizacjach sprawia, że stają się one ruchami społecznymi. Przykładem jest, działający od 140 lat, Den Norske Turistforening, norweski odpowiednik PTTK, liczący sobie 200 tys. członków. Dlaczego akurat DNT jest organizacją masowego członkostwa? Norwedzy kochają przyrodę swojego kraju i lubią spędzać czas na świeżym powietrzu. W Oslo, człowiek podążający zimowym rankiem do biura z teczką w ręce i nartami na ramieniu to normalny widok – po pracy, 20 min. w pociągu i można biegać lub zjeżdżać ze stoku w pobliżu Holmenkollen. Aby utrzymać setki kilometrów tras zjazdowych w różnych częściach Norwegii czy oznaczać szlaki turystyczne, tysiące wolontariuszy DNT jeździ pługami o 4 rano i maluje odpowiednie symbole na kamieniach. Organizacja ta jest znana każdemu Norwegowi – do tego stopnia, że stała się tematem reklamy popularnego batonika. Nazwa nie pada ani razu, ale wszyscy wiedzą o co chodzi.
W Norwegii, organizacje młodzieżowe mogą być w całości zarządzane i prowadzone przez młodych ludzi, co traktowane jest jako element przygotowania do dorosłości. Norweska Rada Młodzieży to federacja ponad 70 organizacji młodzieżowych, która ma funkcję reprezentacyjną, ale i grantodawczą. Jest operatorem rządowych środków na wsparcie działań młodzieży, w tym osobnego funduszu dla swoich członków. Gdy organizacja składa kilkustronicową aplikację przed terminem, ma szansę na wprowadzenie sugerowanych przez zespół oceniający poprawek, które zwiększą wartość wniosku.
Środowisko występowania
Norwegów cechuje wysoki poziom zaufania społecznego. Wróćmy na chwilę do statystyk i zastanówmy się: na co przekłada się 10 milionów legitymacji członkowskich? W praktyce oznacza to, że każdy radny, sołtys, prawnik, dziennikarz, poseł, minister – a także radna, sołtyska, prawniczka, posłanka, dziennikarka i pani minister (nie zapominajmy, że w Norwegii 38% parlamentarzystów stanowią kobiety) – wie, co to jest organizacja pozarządowa. Wie, jak taka organizacja działa i co ją odróżnia od innych form ludzkiej aktywności.
Norwegowie rozumieją też, że aktywność społeczna jest prawem obywatelskim, nie przywilejem. W swojej podstawowej, organizacyjnej formie nie może ona wymagać specjalistycznego przygotowania od zaangażowanych w nią osób. Powinna być prosta w obsłudze i łatwa do ogarnięcia, by nie marnować czasu i środków na administrację. I tak, norweskie organizacje nie mają obowiązku rejestrowania się, a powstający właśnie internetowy rejestr organizacji będzie miał charakter dobrowolny. Jaki jest zatem jego cel? Organizacje będą wprowadzać do niego podstawowe informacje o celach i zasięgu działania, strukturze zarządzania, a także dokumenty takie jak statut czy sprawozdanie. Dzięki temu, starając się o pieniądze nie będą musiały przesyłać tych informacji grantodawcom, którzy odnajdą stosowny podmiot w rejestrze i ściągną sobie potrzebne dane. Kto zweryfikuje poprawność i zgodność danych z prawdą? Cóż, władze organizacji ręczą za nie własnym podpisem.
W Norwegii stawka podatku VAT wynosi 25%. Oznacza to, że organizacja, która zakupi np. sprzęt do rehabilitacji, dopłaca 25% jego wartości do budżetu. W przeciwieństwie do przedsiębiorstwa nie może tego VAT-u odliczyć, bo sama go nie nalicza. Obecnie uzgadniany jest zatem mechanizm kompensacyjny, zgodnie z którym organizacja będzie mogła ubiegać się o zwrot zapłaconego VAT-u w formie ryczałtu obliczonego na podstawie swoich kosztów.
Perspektywy rozwoju gatunku
Norwegowie mają świadomość wyjątkowości swojego społeczeństwa i poziomu zaangażowania obywateli, co jest elementem ich tożsamości i dumy. Jednocześnie, obejmują ich wszystkie procesy, z którymi zmagają się organizacje na całym kontynencie. Widmo kryzysu sprawia, że organizacje, których model działania wymaga pieniędzy i ofiarności publicznej zastanawiają się, jak radzić sobie z klasyczną pułapką każdego kryzysu – zmniejszającym się strumieniem finansowania i zwiększającym się zapotrzebowaniem na usługi społeczne. Obecnie ludzie angażują się chętniej na krótko w kilka inicjatyw, niż w jedną na całe życie. Ciekawe zatem, ile legitymacji członkowskich będzie leżeć w norweskich szufladach za 10 – 15 lat? Inne pytanie to czy modele społeczeństwa obywatelskiego, funkcjonujące na kontynencie zdołają przeniknąć do Norwegii i jeśli tak - jak zmienią obywatelski krajobraz?
Pytanie zatem nie o to, co będzie, ale na ile te i inne wyzwania staną się problemami, a na ile wykorzystane zostaną jako szansa na lepsze działanie organizacji? Biorąc pod uwagę kapitał społeczny, zaufanie publiczne, zakorzenienie aktywności społecznej, a nawet jej niezbywalność w różnych sferach życia (czym byłaby Norwegia bez swoich szlaków narciarskich?) – kryzysy i zmiany raczej nie zatrzęsą podstawami norweskiego społeczeństwa obywatelskiego.
Perspektywy przeszczepienia do warunków krajowych
Pozostaje zatem odpowiedzieć na tytułowe pytanie– dlaczego Polacy nie są Norwegami? Najważniejsza odpowiedź na to pytanie brzmi: bo wcale nie muszą nimi być. To, co różni obywateli tych dwóch krajów, nie jest rozróżnieniem między lepszym i gorszym. Nie chodzi nawet o to, że na dworcu centralnym w Warszawie nigdy nie będzie tak cicho i czysto jak na tym w Oslo, który nieco przypomina dużą bibliotekę. Ani o skrajnie praktyczne podejście do życia, które nieomal zniweczyło powstanie nowego, kosztownego gmachu opery w Oslo (niedługo po wybudowaniu, w 2009 r. projekt zdobył nagrodę im. Miesa van der Rohe dla architektury europejskiej, uznawaną za architektonicznego odpowiednika Nobla i jest obecnie wielką dumą Norwegów).
Przykłady w rodzaju norweskiego pokazują nam jedynie, jakie mamy możliwości. Jeśli organizacje mają być czymś więcej niż tworem marginalnym, należy promować edukację oraz tłumaczyć i wyjaśniać, czym są i czym się zajmują – tak, by każdy radny, dziennikarz i minister… (nie zapominając o posłankach, prawniczkach i sołtyskach). To jednak nie wszystko. Organizacje otwarte na wolontariuszy (którym powierzają coś więcej niż przyklejanie znaczków i ustawianie krzeseł) i w naszych warunkach są dobrze społecznie odbierane. Muszą one aktywnie promować członkostwo i budować wokół niego poczucie tożsamości i przynależności. Tylko w ten sposób wychowają sobie decydentów i liderów opinii, dla których oczywiste będzie, że nadmiar biurokracji jest wrogiem wolności obywatelskich.
Organizacje powinny analizować przykłady z innych miejsc i kontekstów – wcale nie po to, żeby wszystko od razu adaptować. Raczej po to, by zrozumieć, od jakich czynników zależą wybory podejmowane przez obywateli, którzy chcą działać. Jakie znaczenie ma tradycja, a jakie innowacja. Wtedy świadomie podejmiemy decyzję, czy chcemy, czy nie chcemy „być Norwegami”.
Pobierz
-
201010151257120136
594495_201010151257120136 ・38.72 kB
Źródło: inf. własna (ngo.pl)