Trzypiętrowa kamienica, nasączona kulturą, z plażą na podwórku, obok Maszyna Snu i początek - owianego tajemnicą - Ślurpolu, który wypełznie na wiślane brzegi. Pod "piątkami" eksperymenty z dźwiękiem i wrota otwarte dla tych, którzy w krótkich etiudach filmowych chcieliby uchwycić warszawską kulturę niezależną. Uwaga latem na Mokotowską! Można przepaść na kilka dni.
Na początku XIX wieku Mokotowska była jedną z ważniejszych arterii komunikacyjnych miasta, łącząc Trakt Królewski z nowopowstającą dzielnicą Warszawy. Dzisiaj, rolę tę spełniają ulice Puławska i Marszałkowska, a Mokotowska konsekwentnie nabiera zgoła zupełnie nowego znaczenia – kulturotwórczego. Zjawisko, które zaczynamy obserwować wygląda nie tylko interesująco, ale i szalenie pożytecznie.
Nie tylko szlafroki
To tutaj Bolesław Prus napisał Lalkę, tu - jak głosi tablica na jednej z kamienic - w listopadzie 1918 roku mieszkał i kierował życiem państwowym odrodzonej Polski Józef Piłsudski po powrocie z Twierdzy Magdeburg. Na Mokotowskiej urodził się Witkacy, a pod 48. żył i tworzył Józef Ignacy Kraszewski. Choć po wielu budynkach przedwojennej zabudowy nie ma dziś śladu, to na podwórkach na Mokotowskiej nadal czuć ducha tamtych czasów, a umiejętny przewodnik potrafiłby podczas spaceru pokazać historię materialnego rozkwitu warszawskiej klasy średniej. I mylą się Ci, którzy widzą w niej tylko najdroższe butiki zasadzone przez Roberta Serka, drogie samochody parkujące pod luksusowym SPA, czy restauracje, w których kolacja zjada lwią część przeciętnej pensji. Bo na Mokotowskiej można zaopatrzyć się nie tylko w szlafroki z Mediolanu. Wszystkie te miejsca, których zawojować się nie da, mając kieszeń materialnie do połowy pustą, sąsiadują ze starymi pracowniami krawieckimi, usługami rymarskimi i innymi drobnymi sklepikami, w których unosi się duch mijającego czasu. Sąsiadują też z „producentami” stołecznego życia kulturalnego.
(Nie)zły Trójkąt
Od jakiegoś czasu na odcinku pomiędzy tętniącym życiem Placem Zbawiciela, z Planem B i Coffee Karmą a usianym Szpilkami, Szpulkami, Szparkami i restauracją Magdy Gessler Placem Trzech Krzyży, obserwujemy prawdziwy wysiew miejsc, w których zadomowiają się na dobre lokalni aktywiści.
Mokotowska 25 to oczywiście zacny filar, promujący polską sztukę i kulturę za granicą - Instytut Adama Mickiewicza. Na ogrodzeniu, przyciągający wzrok plakat, wzywający do podpisania petycji zwiększenia budżetu na kulturę. W podwórku instalacja Miroslawa Filonika, prosząca by przystanąć i przyjrzeć się jej choć na chwilę. 55 – Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę”, dziesięć numerów dalej „Bęc Zmiana” ze swoją sklepo-galerio-kawiarnią na parterze oraz człowiekiem-instytucją Bogną Świątkowską i jej świtą na piętrze. Tuż przy samym wylocie pod 73., właśnie zaczęła się era 5.10.15 – czyli podwórka i trzech pięter otwartych na sztukę.
Określenie Trójkąta Bermudzkiego, jak nazwano ostatnio ten odcinek ulicy, nabiera więc nowego znaczenia.
– Tu nic nie znika w tajemniczy sposób. Tu tylko powstają i dzieją się coraz to nowe rzeczy, które po prostu wciągają – mówi Marta Białek-Graczyk z Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”. W co więc warto dać się wciągnąć latem na Mokotowskiej?
W królestwie animatorów
Pamiętacie wrześniowe cuda, które działy się w podwórku pod 55.? Kartony, kredki, projektory, wykłady, fotokasty Adama Lacha… Tak swoje działania otworzyła Animatornia – kolejny z długotermionowych projektów, które prawie już od roku realizuje twórcza ekpia aktywistów z „ę”. I ten właśnie projekt będzie tętnił życiem całe lato. Pierwsze warsztaty Videonotacji już za nimi, ale jeśli interesuje Cię realizacja krótkich form dokumentalnych o warszawskiej kulturze niezależnej, nic straconego. Redakcja, tworząca pierwszy taki videoblog, spotykać będzie się w każdy poniedziałek. Aby przyłączyć się do wspólnych prac, wystarczy zapukać.
Już lada chwila startuje też Laboratorium Animatorni otwarte na początkujących animatorów kultury i ich pomysły. W ramach Laboratorium, jeszcze w czerwcu, odbędą się niecodzienne warsztaty związane z dźwiękiem. Eksperymenty muzyczne i powstałe z nich instalacje rozprzestrzenią się latem po całej Warszawie. Nabór już za chwilę.
Ostatni weekend czerwca to natomiast start projektu autorstwa Ewy Majdeckiej i Olgi Mickiewicz zatytułowanego „Marsz na Warszawę”. Sobotnie spotkania upłyną pod znakiem ekologii, harmonii życia w mieście, zajęć z jogi, warsztatów poświęconych zdrowemu stylowi życia. W programie nie zabraknie też miejsca dla najmłodszych, a przez cały lipiec na podwórku znowu zagoszczą leżaki i dobra książka. Ponadto już od 15 lipca „ę” zaprasza na wernisaż wystawy podsumowującej pracę uczestników projketu „Migawki”- spotkania z fotografią.
Człowiek od soku z ryby, maszyna snu i rocznica śmierci Witryny
Choć Bogna Świątkowska na początku mówi, że w wakacje planują odetchnąć, to jednak już za chwilę okazuje się, że stagnacja w stylu Bęc, z tą prawdziwą ma niewiele wspólnego.
Już na początku czerwca odbędzie się podsumowanie Witryny, która jeszcze rok temu wisiała w owianej już niesmaczną legendą InfoQulturze. Pod 65. będzie można więc zobaczyć jak projekt Agnieszki Sural i Julii Staniszewskiej funkcjonował na Placu Konstytucji. Chwilę później, bo w połowie miesiąca początek prezentacji Maszyny Snu Ani i Adama Witkowskich, czyli wystawa 1Hz. Jak mówili o niej w marcu sami artyści, wystawa nie dotyczy bezpośrednio snów, lecz drgań umysłu, poruszania się ludzkich myśli, różnych form podróżowania, tego mentalnego w szczególności, chwil, w których zaglądając w swoje wnętrze zaprzeczamy realności zewnętrznego świata lub transformujemy go według wzoru naszego obecnego wyobrażenia.Poprzez budowę własnej repliki dream-machine małżeństwo Witkowskich chce dać widzom potencjalną możliwość przestrojenia mózgu do innego, równoległego stanu świadomości, a poprzez jej obecność w galerii – zakwestionować realność otaczającej ją przestrzeni, przedmiotów i dźwieków.
Wystawa zapoczątkuje trzecią już odsłonę cyklu Synchronizacja. W tym roku poświęcony zostanie on problemowi obecnemu we wszystkich większych ośrodkach miejskich na świecie.
– Ludzi przyjeżdżających do Warszawy, zarówno w pierwszym etapie, jak i często przez następnych kilka czy nawet kilkanaście lat, stać zazwyczaj na bardzo mały skrawek własnej przestrzeni. Sami dysponujemy bardzo niewielką powierzchnią wystawienniczo-galeryjną. Zaprosiliśmy więc artystów i architektów, którzy - mam nadzieję - pomogą zmierzyć się nam z tematem projektowania i wykorzystaniem publicznej przestrzeni. Spróbują poszerzyć i zsynchronizować nasze skromne zasoby z potrzebami, ktore jakże często są znacznie większe niż dostępna przestrzeń – zapowiada Bogna Świątkowska.
W wakacje także odsłona projektu Grzegorza Piątka we współpracy z Magdaleną Piwowar, a we wrześniu czas na działania Jakuba Szczęsnego. Na warszawiaków czeka też tajemniczy projekt Ślurpol, który w lipcu rozpełźnie się po warszawskich parkach. W tak zwanym między czasie, Bęc pokaże wystawę Dziwne Rafała Dominika – „nieprzewidywalnego i zaangażowanego w różne dziwne inicjatywy artysty najmłodszego pokolenia, który ma już na swoim koncie pomysł soku z ryby, markera na wodę oraz własny zespół disco-polo" – przedstawia Bogna Świątkowska.
Zaraz się zacznie
Podśpiewywaliśmy jako dzieci i podśpiewywaliśmy przed 16 maja. Niestety, fani miejskiego życia nocnego, którzy zjawili się pod drewnianymi wrotami bramy wiodącej w głąb podworka na Mokotowskiej 73, zastali kartkę „Impreza odwołana”. Policjanci Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, zaniepokojeni liczbą 6,5 tysiąca fejsbukowiczów zapowiadających chęć pojawienia się na inauguracji 5.10.15, wysłali na Mokotowską własne slużby, straż pożarną i funkcjonariuszy przestępczości gospodarczej. Choć wizyta policji podyktowana, miejmy nadzieję, wyłącznie względami bezpieczeństwa, była uzasadniona, bo organizatorzy posiadali zezwolenie tylko na 300 osób, to jednak chłopakom wizję dalszych działań mocno pokrzyżowała. Jak tu bowiem planować kolejne wystawy, skoro nie wiadomo jak rysować będzie się sama egzystencja miejsca? – tłumaczy Bartosz Stroiński, ktorego telefon z pytaniem o możliwy termin zorganizowania kolejnego wydarzenia dzwoni niemal co chwilę. Bo 5.10.15 to w założeniu trzy piętra kultury na wzór artystycznych berlińskich squatów. Swoją stałą siedzibę znalazły tu już Galeria SYF, pracownia renowacji mebli, czy vlep[vnet]. Drugie piętro to ponad 100 metrow kwadratowych pustej przestrzeni przeznaczonych pod życie kulturalno-towarzyskie. Ściany, zarówno w środku, jak i na calej klatce schodowej, zdobią prace malowane przez ostatni miesiąc przez zaprzyjaźnionych artsystów. Na murach podwórka ślady po niedawnych Hożartach.
Choć Bartosza Stroinskiego trudno namówić do ujawnienia tego, co konkretnie pod 73. w wakacje się zadzieje, to jednak wszystko zaczyna nabierać pozytywnych kolorów. W ostatnią sobotę 5.10.15. - spokojniej, bo plenerowym piknikiem w samo południe, ale ruszyło. I ściągnęło masę spragnionych muzyki, freesbee i leżakowania na usypanej na podwórku plaży warszawiaków. W wejściu zawisła prezentacja wystawy Gołe.Choć i tym razem w bramie pojawili się funkcjonariusze, to na szczęście nie mieli już podstaw by interweniować. Kamienica więc już działa i za dalsze działania trzymamy kciuki, bo takiej inicjatywy w stolicy brakowało, a pytanie czy jest potrzebna można wetknąć do szuflady retorycznych. Za chłopaków kciuki trzymają też wszyscy sąsiedzi-aktywiści z Mokotowskiej, którzy przez cały poprzedni tydzień wpadali by zapytać, co u nich słychać i dodać otuchy.
Kup pan cegłę i napij się twórczego myślenia!
– Bardzo cieszy mnie powstanie 5.10.15. Problemem Warszawy i powodem przez który, szczególnie przy pierwszym zetknięciu, nasza stolica odpycha, jest rozsianie wielu ciekawych miejsc w zbyt dużej od siebie odległości. Potrzeba dobrego przewodnika, który pozwoli nam się w tym wszystkim odnaleźć – mówi szefowa Bęc Zmiany, fundacji, która realizując przed kilkoma laty Różowe świecące Jelenie, tchnęła w Warszawę kolor. – Nareszcie zaczynamy obserwować to, co socjologowie nazywają tkanką miejską - tworzy się na Mokotowskiej trasa kultury, która pozwala spacerować przez wiele godzin od punktu do punktu – dodaje Bogna Świątkowska. Mokotowska to już więc nie tylko duch przedwojennych kamienic, które kontrastują z luksusowymi apartamentowcami. Choć Bogna Świątkowska przyznaje, że i mury są dla niej nie bez naczenia, a ostatnio zdarzyło się jej wybierać podczas rozbiórki jednego z budynków cegły ze śmietnika.
– Nie ma przecież lepszej pamiątki z Warszawy! Słynne „Kup pan cegłę!” zyskuje nowy sens, skoro to właśnie w tych cegłach, pamiętających ostatnie 100 lat jest stara Warszawa! – żartuje.
Pytam, czy nie warto, aby wspólnie podjęli działania integrujące ulicę jako całość?
– Taki pomysł jeszcze nie padł, ale niewykluczone, że coś takiego się urodzi – mówi Marta Białek-Graczyk.
– Myślę, że wspólny projekt nadchodzi nieuchronnie – komentuje Bogna Świątkowska. Zdradza też, że wspólnie ze znajomymi architektami z Budapesztu, którzy zdobyli grant wyszechradzki na badania przemian w urbanistyce dużych miast dawnego bloku wschodniego, przygotowywać będą studium Mokotowskiej. Lato, nie lato, Mokotowska zaczyna żyć własnym życiem, w które z pewnością warto wsiąknąć.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)