Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Wiceprezes zarządu Fundacji Godne Życie, kierownik jednej z placówek prowadzonych przez Fundację, politolog. Pracę w Godnym Życiu rozpoczynał jako instruktor w pracowni komputerowej. O tym, co się dzieje w Fundacji Godne Życie można przeczytać w kolejnym artykule z serii "Liderzy Dąbrowskiej Pozarządówki".
Kilka słów o Fundacji Godne Życie – jeśli w ogóle da się w kilku słowach opisać działalność?
Łukasz Kolber: – Fundacja została stworzona, żeby zajmować się dziećmi z rodzin zagrożonych wykluczeniem społecznym. Początkowo była to jedyna świetlica na osiedlu w okolicy ulic Łącznej, Spisaka i Sadowej, a dokładniej przy ul. Gwardii Ludowej. W tej placówce prowadzimy zajęcia od samego początku. To właśnie tam dziesięć lat temu się wszystko zaczęło. Na początku ruszyła pracownia komputerowa, potem pracownia ceramiczna,a w końcu pracownia umiejętności społecznych. W tej ostatniej pracowni dożywiamy dzieci. Następnie idea pomagania dzieciom zaczęła się rozrastać. Uruchamiałem kolejne placówki. Pierwszą w tzw. "Szenwaldzie". Rok 2011 zaowocował utworzeniem kolejnych dwóch placówek: w Domu Harcerza i w Zespole Szkół Technicznych przy ul Królowej Jadwigi. W roku 2012 była również prowadzona świetlica w Ząbkowicach, w Szkole Podstawowej nr 31. Nasze działania skupione w świetlicach skierowane są głównie do dzieciaków. W takiej placówce dzieci są dożywiane, otrzymują wsparcie psychologiczne, pomoc w nauce oraz są wyposażane w wyprawki szkolne. U nas znajdują to, czego potrzebują. Reagujemy również w trudnych przypadkach, kiedy mamy do czynienia z przemocą domową, alkoholizmem rodziców lub z innymi uzależnieniami. Jesteśmy w stałym kontakcie z różnymi instytucjami, w tym z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej, ponieważ staramy się wyciągać naszych podopiecznych z trudnej sytuacji.
A jak wygląda "rekrutacja"? Skąd dzieci wiedzą, że mogą przyjść do świetlicy? Jeśli placówka działa przy szkole, to sprawa jest prosta, a jak to jest w innych świetlicach?
Łukasz: – Rekrutacji jako takiej nie ma. Na samym początku założyciele fundacji chodzili po osiedlu i rozdawali zaproszenia na zajęcia. Zebrała się grupka dzieci. Skoro im się podobało, to pocztą pantoflową rozeszła się wiadomość że "w świetlicy są fajne zajęcia, że są komputery, bezpłatny internet, coś do jedzenia i że można sobie pomalować..." . Informacja rozeszła się szybko. Teraz do naszych placówek dzieci kierowane są przez MOPS i szkoły. W placówce mieszczącej się w Szenwaldzie jest specyficznie. Świetlica mieści się w szkole, ale wśród uczestniczących w zajęciach, uczniów z Szenwalda jest niewielu. Dzieciaki do nas przychodzą z zupełnie innej części tej dzielnicy. Do świetlicy przy ul. Gwardii Ludowej przyjeżdżają dzieciaki z Ząbkowic i z centrum. Są to głównie starsi uczestnicy. Dzięki takiemu rozmieszczeniu świetlic jesteśmy w stanie "ogarnąć" opieką całą Dąbrowę.
Ale Fundacja to nie tylko świetlice. Co po za tym?
Ł.K.: – Oczywiście! Poza świetlicami prowadzimy poradnictwo prawne. Pięć lat temu miałem pomysł stworzenia punktu porad w Ząbkowicach. Funkcjonuje on do tej pory. Punkt ten wyewoluował i zamienił się w Dąbrowską Poradnię Prawną funkcjonującą, w centrum miasta, w budynku ZHP i w Ząbkowickim Domu Kultury.
No i jeszcze chyba różnego rodzaju imprezy plenerowe?
Ł.K.: – Tak. Organizujemy także imprezy plenerowe. Są dwie, które szczególnie przypadły nam do gustu. Są to projekty kulturalne czyli "Street Art" i "Etno Art". W tym roku na pewno będą kontynuowane. "Street Art" to twórczość uliczna. Malujemy, na czym się da: na rozciągniętej pomiędzy drzewami foli streczowej, na płytach pilśniowych, figurkach gipsowych, betonie, na twarzach. Dosłownie na wszystkim, gdzie jest taka możliwość. "Etno Art" to z kolei impreza promująca kulturę folklorystyczną, głównie poprzez warsztaty ludowego rękodzieła.
Poza tymi akcjami w plenerze prowadzicie różne warsztaty np. w Centrum Handlowym Pogoria, najczęściej „przedświąteczne”, ale od kwietnia rusza punkt informacyjno-promocyjny do tej pory prowadzony przez Urząd Miejski, a teraz przejmujecie go Wy jako organizacja pozarządowa.
Ł.K.: Tak, mamy już pewne plany, ale cały czas jesteśmy w kontakcie z innymi organizacjami, które też wychodzą z inicjatywą i pomysłami. Chcemy, by to miejsce żyło i żeby coś się tam działo. Żeby ludzie się zatrzymywali, pytali i szukali informacji Także, aby organizacje miały miejsce do promocji swojej działalności, bo do tej pory jedyną okazją był FIP. Punkt informacyjno-promocyjny będzie takim miejscem. Warto podkreślić, że będzie miejsce nie tylko dla organizacji, ale też dla instytucji. Planujemy m.in. dyżury pracownika socjalnego z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej czy pracowników Muzeum.
Skąd bierzecie pomysły na te wszystkie działania?
Ł.K.: – Przede wszystkim z burzy mózgów. Mamy świetnych pracowników, którzy są kreatywni i mają głowy pełne pomysłów. Co tydzień mamy takie „czwartkowe spotkania”, na których zbierają się wszyscy etatowi pracownicy. Opowiadamy sobie wówczas, co się działo w naszych placówkach i jakie mamy plany na kolejne tygodnie. I właśnie efektem tych spotkań są pomysły, które potem są wspólnie i rozwijane, rozplanowane i realizowane. Po prostu mam świetnych pracowników, którzy mają mnóstwo pomysłów. Staram się wybierać najlepszych. Na przykład dwa lata temu ściągnąłem z Irlandii do pracy Małgosię, która prowadzi jedną z naszych świetlic, a poznałem ją dzięki współpracy z jednym ze stowarzyszeń, w którym się udzielała.
To teraz coś o tobie. Skąd Łukasz Kolber wziął się w Fundacji?
Ł.K.: – Trochę przez przypadek. Parę lat temu zgłosiłem się tutaj do pracy biurowej. Był to okres wakacji, w którym była potrzeba zatrudnienia instruktora do pracowni komputerowej. No i zostałem przyjęty. Początkowo na próbę, na miesiąc. Tak się zaczęło. Potem była umowa zlecenie i w końcu umowa o pracę. Jestem w Fundacji do tej pory.
A było coś przed Fundacją?
Ł.K.: – Tak. Jakieś 11 lat temu razem z kolegą Mariuszem założyliśmy stowarzyszenie. Zajmowaliśmy się pomocą mieszkańcom naszych osiedli w najróżniejszych sprawach. Od spraw związanych usterkami w bloku, gdzie konieczna była interwencja nadzoru budowlanego, poprzez kwestie dziurawych dróg osiedlowych, interwencji w spółdzielni, po pisanie pism urzędowych.
Jesteś tu na etacie, ale podejrzewam, że praca w Fundacji to nie osiem godzin dziennie?
Ł.K.: – Nie da się po ośmiu godzinach odciąć się od spraw fundacyjnych. Wychodzę z domu 8.30, a wracam po 20. Wtedy chwilę spędzę z żoną i dzieckiem, coś zjem i wracam do spraw Fundacji. Niestety, jest dużo rzeczy, które trzeba zrobić, a kadra nam się zmniejszyła. Gdy mieliśmy jeszcze projekt unijny, było szczególnie dużo pracy. Trzeba było nawet siedzieć po nocach. To w sumie dawało około 12-14 godzin pracy. Nieważne, czy jest sobota, czy niedziela. Była potrzeba – trzeba było to zrobić.
A gdyby się zdarzyło tak, że Fundacja znika i masz cały miesiąc wolnego, nie musisz pracować, tylko odpoczywasz. To co byś wtedy robił?
Ł.K.: – Pewnie i tak bym pracował. Nie potrafię „nic nie robić”. Pewnie zaangażowałbym się w pracę w innym stowarzyszeniu. Mam taką zaprzyjaźnioną organizację z Katowic „Śląską Fundację Obywatelską LEX CIVIS” i pewnie tam bym się czymś zajął. Współpracujemy od lat i również dołożyłem swoją cegiełkę do ich działalności. Służyłem radą i pomocą przy otwieraniu przez nich Klubu Rampa dla dzieci i młodzieży z terenu Katowic. Wróciłbym również do pracy w moim stowarzyszeniu i działał na rzecz wszystkich osób potrzebujących. Ja po prostu nie potrafię usiedzieć bezczynnie w domu. Przede wszystkim lubię pomagać innym. Przynosi mi to dużo satysfakcji.
Wróćmy do pracy w Fundacji. Wspominałeś, że jest za mało pracowników, ale korzystacie z pomocy wolontariuszy. Jakich ludzi potrzebujecie, jakie trzeba mieć predyspozycje, żeby pomagać w Fundacji? Jakie uprawnienia?
Ł.K.: – Tak, wspierają nas wolontariusze. A kogo potrzebujemy? Przede wszystkim ludzi z pomysłami, którzy by poprowadzili jakieś fajne warsztaty, zajęcia dla dzieciaków. Osób, które są gotowe poświęcić swój czas dla innych. Osoby te nie muszą mieć żadnego specjalnego wykształcenia. Ważne jest podejście do dzieciaków i umiejętność zachęcania ich do zabawy, zainteresowania jakimś zajęciem. Dlatego nie trzeba się przejmować świstkami z kursów i szkoleń. Jeśli ktoś ma pomysł i chce go zrealizować z dzieciakami ze świetlicy, to zapraszamy do kontaktu.
Zobacz więcej: Fundacja Godne Życie
Źródło: Portal Organizacji Pozarządowych
Ten tekst został nadesłany do portalu. Redakcja ngo.pl nie jest jego autorem.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.