Czy ruchy nieformalne zastąpią organizacje? Oświata potrzebuje obu form działania
MAŁECKI-TEPICHT: Oświata potrzebuje inicjatyw nieformalnych, które wyzwalają energię rodziców, ale brak formalnej reprezentacji również utrudnia osiąganie wartości dodanej w dialogu i współpracy.
Wydaje się, że edukacja, jak wiele innych obszarów polityki publicznej jest przeregulowana. Poza regulacjami dotyczącymi funkcjonowania szkół, mamy jednak obszar aktywności organizacji różnego typu – od nauczycielskich związków zawodowych, przez (nieliczne) organizacje rodziców, po inicjatywy nieformalne. Jeśli rada rodziców wykorzystuje kompetencje zagwarantowane w prawie oświatowym, to staje się naturalnym miejscem realizacji kapitału społecznego. Placówki oświatowe łączą na kilka lat spore grono rodziców – w przeważającej większości z wspólnoty lokalnej. To z kolei często powoduje przyglądanie się lokalnej polityce edukacyjnej oraz realizacji krajowej polityki oświatowej na poziomie szkoły czy gminy.
Kłopoty z radą
Brak osobowości prawnej rady rodziców, powoduje liczne problemy, od najprostszych – formy potwierdzenia przyjętej gotówki od rodziców, po trudniejsze: zakres odpowiedzialności i sposób reprezentacji przed bankiem, który ma ofertę adresowaną do rady rodziców, czy też problem ze składaniem zobowiązań majątkowych wobec podmiotów trzecich.
Choć w codziennej pracy te problemy nie są bardzo dotkliwe, to okazuje się, że mogą stać się przestrzenią do trudności interpretacyjnych. Przy niektórych działaniach wymagających formalnej reprezentacji rady rodziców czasem dyrektor placówki oświatowej staje się „notariuszem” rady, pomimo że nie zawsze czuje się za ten obszar odpowiedzialny (np. potwierdzenie ostatniej aktualnej wersji regulaminu).
Partnerstwo i dialog
Z jednej strony istnienie rady daje pozorne poczucie reprezentowania interesów rodziców, jednak w praktyce rady rodziców angażują po prostu osoby z pewnym potencjałem i gotowością do poświęcania czasu i wysiłku. Nie zawsze jest tak, że rodzice z danej grupy czy klasy czują się reprezentowani względem np. dyrektora czy organu prowadzącego. W takiej sytuacji nie może powstać wrażenie, że tylko rada jest upoważniona do składania wniosków, uwag itp.. Wysoko oceniane w ewaluacji placówki oświatowej partnerstwo i dialog z rodzicami nie może ograniczać się do poprawnych relacji z formalnie działającą radą rodziców.
Jednym z uprawnień rad rodziców jest realne uczestnictwo procesie wyboru dyrektora placówki oświatowej. W komisjach zasiadają przedstawiciele organu prowadzącego, kuratorium, jeden przedstawiciel rodziców, jeden rady pedagogicznej i taka liczba przedstawicieli związków zawodowych, ile jest reprezentatywnych organizacji związkowych. Przykładowo w Warszawie uprawnione do oddelegowania do pracy w komisjach konkursowych są trzy organizacje związkowe.
Odwrócony przetarg
Warto przyjrzeć się pewnym założeniom – przynajmniej teoretycznym – idei konkursu. Ocenie podlega motywacja kandydata oraz koncepcja pracy przedszkola. Stawka dyrektora jest stała – wynika z przepisów – więc przypomina to trochę odwrócony przetarg. Pytamy kandydata co zrobi w ramach dostępnych środków – nie tylko własnego wynagrodzenia, ale przede wszystkim ograniczonych środków budżetowych placówki. Mając na uwadze, że koncepcja pracy przedszkola musi się mieścić w ramach podstawy programowej, poprawnie napisane koncepcje nieszczególnie się od siebie różnią. Główne różnice dotyczą motywacji kandydata na dyrektora.
W takich ramach konkursu, w placówce może nie być ani jednego nauczyciela – członka związków zawodowych – a mimo tego może być nawet trzech członków komisji ze związków. Za to grupa żywotnie zainteresowana – jaką są rodzice – może mieć co najwyżej jednego przedstawiciela i to tylko wtedy, gdy znajdzie się członek rady, który poświęci pół dnia na konkurs. Nie broni się teza, że za związkami zawodowymi stoi interes ogólny, a za rodzicami interes partykularny. Bo bywa, że jest odwrotnie.
Potrzeba nowych rozwiązań
Mamy w polskiej edukacji do dopracowania nie tylko formę konkursów dyrektorskich, ale i rolę oraz pozycję rodziców w realizacji edukacji, która jest szczególnym obszarem realizacji dobra wspólnego. Być może warto poszukać nowych rozwiązań formalnej reprezentacji rodziców na poziomie organu prowadzącego – tak, aby była możliwość dialogu organów prowadzących z rodzicami, którzy z różnych względów patrzą na oświatę lokalną szerzej, niż tylko przez pryzmat klasy własnego dziecka.
Oświata potrzebuje inicjatyw nieformalnych, które wyzwalają często uśpioną na co dzień energię rodziców, ale brak osadzonej w przepisach formalnej reprezentacji również utrudnia osiąganie wartości dodanej w dialogu i współpracy z rodzicami.
Rada rodziców wykorzystująca kompetencje zagwarantowane w prawie staje się naturalnym miejscem realizacji kapitału społecznego.