Empatia jest kluczowa w relacjach społecznych, ale sama nie buduje jeszcze wspólnoty. W czasach niepewności obok troski niezbędna jest siła – wspólnota oparta na obu tych dwóch jakościach daje poczucie bezpieczeństwa i sprawczości. Jak budować taką wspólnotowość?
Wystąpienie Wawrzyńca Smoczyńskiego z Fundacji Nowej Wspólnoty, wygłoszone 5 listopada 2025 roku, podczas jubileuszu 25-lecia działalności Stowarzyszenia Klon/Jawor i portalu ngo.pl.
Byłem wczoraj w Berlinie na posiedzeniu grupy międzynarodowej Federalnego Związku Fundacji. Często jestem w Niemczech, a po raz pierwszy miałem poczucie, że jako Polska w pełni dołączyliśmy do Europy – nie tylko politycznie, czy gospodarczo, ale społecznie. Okazało się, że polaryzacja jest dziś wszędzie w Unii, bardzo wyczuwalna także w Niemczech. Niemieckie fundacje głowią się nad podziałami i poprosili nas, Fundację Nowej Wspólnoty, żebyśmy opowiedzieli, co robimy w Polsce. Uznali, że jako kraj doświadczony głębokimi podziałami możemy wiedzieć więcej niż oni o rozwiązaniach.
Polaryzacja odczuwana jest wyższa niż ideologiczna i afektywna
W maju tego roku przeprowadziliśmy ogólnopolskie badanie polaryzacji. Na świecie prowadzonych jest szereg badań tego zjawiska, obejmujących także Polskę. Wszystkie pokazują bardzo głębokie podziały w Polsce – np. według badania V-Dem za 2024 rok mamy najwyższą polaryzację afektywną wśród 49 demokracji świata. Polaryzacja afektywna to niechęć pomiędzy osobami o różnych poglądach.
Nas to zaczęło frapować, więc przyjrzeliśmy się metodologii badań polaryzacji. Okazało się, że duża ich część, w tym V-Dem, jest oparta na panelu eksperckim. Czyli de facto to przedstawiciele świata naukowego, pozarządowego, czasem politycznego, obserwatorzy życia publicznego są pytani o opinię o tym, jak bardzo podzieleni są ich rodacy. Rzadziej pytani są o to obywatele i obywatelki.
Nasze badanie zrobiliśmy wspólnie z Uniwersytetem SWPS. Wyniki, które zaczęliśmy publikować w połowie tego roku – a dwa raporty jeszcze przed nami – pokazują inny, bardziej złożony obraz niż panele eksperckie. Po pierwsze, polaryzacja ideologiczna między ludźmi, czyli faktyczne różnice poglądów na konkretne sprawy ważne dla Polek i Polaków w 2025 roku, są na poziomie umiarkowanym.
Wiemy także, że polaryzacja afektywna, czyli niechęć w poprzek różnic poglądów, również jest na poziomie umiarkowanym – wyniki tych badań będziemy publikować wkrótce. Jest sporo osób, które są silnie niechętne wobec ludzi myślących inaczej. Jest to około 10% osób w Polsce. Większość z nas ma umiarkowaną niechęć lub umiarkowaną sympatię do osób myślących inaczej.
Wysoka jest natomiast polaryzacja odczuwana. Gdy patrzycie państwo na prognozę pogody, to macie temperaturę faktyczną i odczuwaną – ta druga jest ważniejsza, ponieważ to jest to, co rzeczywiście czujemy na ciele. W Polsce, jako obywatele i obywatelki, mamy poczucie, że żyjemy w głęboko podzielonym kraju. Jest też bardzo duże zmęczenie polaryzacją i silne oczekiwanie, żeby te podziały zostały zmniejszone.
Czyli mamy umiarkowaną polaryzację między ludźmi, ale wysoką odczuwaną. Co to oznacza? Że ktoś nam tak opowiada świat – taką podzieloną rzeczywistość nam pokazuje i my w nią wierzymy. Robią to politycy, dziennikarze i eksperci zapraszani do mediów – opowiadając świat przez pryzmat podziałów i kłócąc się między sobą. A my tę wizję świata i sposób rozmowy naśladujemy, często przenosimy do naszego świata.
Przykład idzie z góry. Problem polaryzacji dotyczy nie tylko polityki i mediów, ale też świata społecznego – i nas, liderów i liderek organizacji społecznych. My też w tym uczestniczymy. Mamy swoje sympatie polityczne, ideologie, sprawy, o które „walczymy”. Też tworzymy podziały i modelujemy polaryzację.
My też odtwarzamy spory – czego dowodem są kłótnie rodzinne w naszych domach w okolicach Bożego Narodzenia.
Wspólnota: religia, symetryzm czy nowy komunizm?
Nasza fundacja ma w dwa cele. Po pierwsze – łagodzenie polaryzacji, głównie tej afektywnej. Po drugie – odbudowa wspólnoty obywatelskiej. O tej wspólnocie chciałem nieco więcej powiedzieć. Wbrew pozorom zmierzam do optymizmu i być może kawałka nadziei. Ale zacznijmy od diagnozy, czym jest wspólnota i wspólnotowość.
Regularnie dostajemy pytania, czy FNW jest organizacją kościelną, diecezjalną, katolicką. Albo czy jesteśmy związani ze Świadkami Jehowy lub inną grupą religijną. To jest bardzo ciekawa konotacja. Wspólnotowość nie kojarzy się w Polsce z niczym świeckim, czy obywatelskim – kojarzy się z religijnością i sferą prywatną. Jest czymś naiwnym, a już na pewno nie ma nic wspólnego z polityką.
Druga reakcja, kiedy opowiadamy o naszej pracy – to zarzut symetryzmu. Organizujemy rozmowy między osobami o przeciwnych poglądach, na różne tematy, w różnych miejscach w Polsce, w różnych formatach. Elementem łączącym jest dialog – rozmowa bez przekonywania, nakierowana na zrozumienie drugiej strony. To rozczarowuje niektórych, zwłaszcza związanych z polityką. Mówią, że jestem symetrystą i daję głos tym, których trzeba zwalczać. Że normalizuję ich poglądy.
Ze strony intelektualistów są dwa rodzaje reakcji. Na wiosnę rozmawialiśmy z Jerzym Hausnerem we wspólnym panelu na konferencji, znamy się od 30 lat i lubimy. On z ogromną ostrożnością wypowiada się o wspólnotowości – mówi, że wspólnota niesie groźbę zniewolenia jednostki, manipulacji. Droga Hausnera wiodła od PZPR do demokracji i tam też czytam jego obawy – że od komunitaryzmu blisko do komunizmu albo innych form zawłaszczenia wspólnoty.
Jest wreszcie reakcja neoliberalnych elit – dla nich wspólnota stoi w sprzeczności z prawami jednostki. To jest powód, dla którego przez większość ostatniego 30-lecia pielęgnowaliśmy indywidualizm, pochwałę własnych karier, rzekomo merytokratycznego awansu. A o wspólnotowości – czyli byciu społecznie razem, w solidarności i życzliwości, w poczuciu, że jesteśmy równi i za siebie współodpowiadamy – o tym mówiliśmy niechętnie.
Dwa sektory społeczne w Polsce
Jeśli ktoś dziś w Polsce „umie” we wspólnotowość, odruchowo wie, jak to robić, jak ją budować – to ludzie związani z Kościołem. Lepiej rozumieją i czują wspólnotowość polscy konserwatyści niż liberałowie. Dlatego Jarosław Kaczyński ma nie tylko poparcie polityczne, ale też oparcie społeczne – zwartą wspólnotę, w której istotną, ale wcale nie jedyną rolę odgrywa kościół instytucjonalny.
Może to będzie głos ignoranta, ale ja widzę nie jeden, a dwa sektory społeczne w Polsce. Jeden, silnie reprezentowany przez osoby o tradycji liberalnej, w czasach PRL związane z opozycją demokratyczną. I drugi, konserwatywny, bliski Kościołowi, który wykonuje tę samą pracę – też buduje wspólnoty, wspiera współpracę lokalną, wzmacnia podmiotowość. Także tutaj mamy dziś polaryzację – ten liberalny nie widzi konserwatywnego, a konserwatywny nie widzi tego liberalnego.
Część wyzwania związanego z polaryzacją jest o tym, żeby szukać wspólnotowości też w sektorze społecznym. Polityka i media się nie dogadują z powodu wzajemnych krzywd i konfliktu tożsamości – czy my jesteśmy zobowiązani do tego samego?
Też mamy, musimy tak robić? Może trzeba, patrząc wstecz, zastanowić się, co my – liberalna część sektora społecznego w Polsce – jesteśmy winni ludziom, którzy dzisiaj kierują organizacjami bardziej konserwatywnymi?
Klucze do wspólnoty: troska i siła
W FNW często jesteśmy pytani, o co chodzi z tą „nową wspólnotą” w naszej nazwie. I zawsze odpowiadamy: nie wiemy. „Nowa” to znaczy, że potrzeba tej nowej – ale jeszcze nie wiadomo jakiej. Na własny użytek znalazłem dwa słowa-klucze, które dużo mówią o wspólnotowości, dwa niezbędne jej składniki. Jeden to troska, a drugi to siła.
Wspólnota jest miejscem opieki i troski, jest źródłem bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo ma dziś zasadnicze znaczenie – od ponad trzech lat towarzyszy nam głęboki strach przed wojną w Polsce, wynikający z pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Na co dzień oswajamy życie w warunkach zagrożenia na różnych poziomach – staramy się żyć normalnie, ale wiemy, że emocja niepokoju społecznego wibruje w Polsce.
Dlatego troska jest ważna. Ale to, co jest potrzebne, żeby wspólnota była nośna, by ludzie w nią wierzyli i widzieli sens angażowania się, to poczucie siły.
Chcemy być we wspólnotach, które dają zarazem troskę i siłę – potrafią ochronić, ale też obronić, dać odpór, odpowiedzieć na zagrożenie. Szukamy tej siły, bo nie dowierzamy ochronie państwa i czujemy, że indywidualne strategie nie wystarczą w obliczu największego zagrożenia.
Mówię o tym z bardzo konkretnego powodu. Wynik wyborów prezydenckich i rosnące poparcie dla partii skrajnych pokazują bardzo dużą tęsknotę za sprawczością i siłą. A wspólnota, którą dziś proponuje liberalna część sektora społecznego, oparta przede wszystkim na empatii, to nie jest pełna odpowiedź – szczególnie w czasach, kiedy ludzie się boją.
Jeżeli w tej chwili wyrasta w Polsce skrajna prawica, będąca konkurencją nie tylko dla obozu liberalnego, ale też dla konserwatywnej prawicy, to właśnie dlatego, że w mainstreamowym sposobie objaśniania świata i liberalnej wizji wspólnoty, nie ma obietnicy sprawczości i siły. Troska jest mało wiarygodna, a siły nie ma.
Demonstracyjnie wychodzić z baniek
Zostałem poproszony o odrobinę optymizmu – a tym, co daje nadzieję, są konkrety. Powiem o paru receptach, które sami sobie przepisujemy i pewnie będą one zbieżne z tym, co robi już wiele organizacji w Polsce, w tym Stowarzyszenie Klon/Jawor.
Pierwsze, co gorąco polecam, to demonstracyjne wychodzenie z baniek, w których na co dzień działamy i pracujemy. Mówiąc „demonstracyjne”, mam na myśli takie wychodzenie z baniek, które pokazuje innym organizacjom i odbiorcom naszych działań, że chcemy współpracować także ze środowiskami innymi od nas. To jest element modelowania, który powinien wyjść od nas, liderek i liderów części sektora społecznego, aby pokazać, że potrafimy działać mimo różnic światopoglądowych i podziałów politycznych.
Dlaczego powinniśmy wychodzić z baniek? Bo taki krok budzi szacunek, nawet jeśli nasi sympatycy będą nim przez chwilę zaskoczeni. Sprawia, że ludzie w innych środowiskach zaczynają się zastanawiać „Jeżeli oni potrafią przyjść do nas, to może są bardziej podobni do nas niż zakładaliśmy? Może nie są tacy straszni, jak myśleliśmy o nich wcześniej?”. Dla jasności: ta sama zmiana zachodzi też po „naszej” stronie.
Po drugie, co dość oczywiste, warto projektować działania mając na względzie ich bliski skutek. Myślmy o działaniach, które będą dla ludzi widoczne i namacalne w postaci efektów w perspektywie roku, maksymalnie dwóch lat. Dlaczego? Bo skuteczność daje nadzieję. Jeżeli odbiorcy naszych działań widzą, że to, co robimy niesie zmianę w bliskiej przyszłości, to prędzej uwierzą w każdy wspólny cel.
Wspólnota potrzebuje mężczyzn
Po trzecie, być może dla państwa najbardziej kontrowersyjne i zaskakujące: wspólnota potrzebuje mężczyzn. Potrzebujemy ich w naszych organizacjach i potrzebujemy ich jako adresatów i odbiorców naszych działań społecznych. To, że rośnie poparcie dla Konfederacji i Konfederacji Korony Polskiej, to jest też historia o tym, że istotna część mężczyzn nie odnajduje się w rolach społecznych opartych na równości płci. A w praktyce – że odnajdują swoją tożsamość i męskość na skrajnej prawicy.
To, że ugrupowania mainstreamowe tracą mężczyzn na rzecz partii skrajnie prawicowych, to jest problem polityki. Naszym wyzwaniem jest to, że sektor społeczny pozostaje silnie sfeminizowany, a w ślad za tym wiele działań jest sprofilowanych bardziej pod potrzeby i zainteresowania kobiet niż mężczyzn. Jeśli wspólnotowość ma się w Polsce udać, to będziemy potrzebować w niej więcej mężczyzn.
I last, but not least: afirmować nadzieję.
Niepokoju i zagrożeń mamy dzisiaj tony. Strach leży na ulicy, strach jest w sercach ludzi. Dlatego w tym, co robimy i jak mówimy, warto akcentować pewien rodzaj optymizmu co do przyszłości.
To, jak się dalej potoczy przyszłość Polski i Europy, czy będzie wojna, czy jej nie będzie, nie jest dziś przesądzone. To, co my możemy robić, to wbrew strachowi budować kawałki nowego świata.
Nadzieja jest kluczowa, bo jest dziś najbardziej deficytowym towarem. Do tego stopnia deficytowym, że czasem wstydzimy się o niej mówić. Ale kiedy już mówimy, to nagle się okazuje, że wszyscy chcą o niej słuchać. Nadzieja to nie jest łatwy element rzeczywistości. Wymaga postanowienia, że chcemy tę nadzieję mieć.
Ostatnio poprowadziliśmy dialog w Muzeum Sztuki Nowoczesnej na temat wojny w Polsce. 60 osób na widowni, 10 osób w kręgu, w rozmowie. Były osoby, które chcą wyjeżdżać, jak i te, które są gotowe iść na front. Większość ludzi przyszła dlatego, że się boi i chciała uzyskać odpowiedź, co zrobi. Nikt jej nie dostał – ale zamiast tego uzyskali spokój, bo zobaczyli, że inni też mają ten dylemat i mogli o tym porozmawiać. O tym jest wspólnota.
Śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od redakcji. Tekst został skrócony, zredagowany i uzupełniony.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.