Coraz radośniejszy Raduszec
- Jeszcze 10 lat temu znak wskazujący koniec wsi był umieszczony przed naszymi blokami. Dopiero od niedawna stoi za nimi – mówi Piotr Konopko, wolontariusz stowarzyszenia „Raduszczanka”. Mieszkańcy Starego Raduszca i innych okolicznych miejscowości koło Krosna Odrzańskiego organizację powołali do życia w 2011 r.
Jak mówią, wieś podzielona jest mostem nad Bobrem nie tylko w sensie geograficznym. Most wyznacza dwie części, nazywane „wioską” i „blokami”, które są „za morzem”. Raduszec liczy ok. 400 mieszkańców, z czego ok. 250 mieszka „na wiosce”. Kiedy w Raduszcu zamieszkał Robert Narkun, zachęcił innych do założenia stowarzyszenia.
– To był czas, kiedy zacząłem dostrzegać, że Stary Raduszec, jeśli nie zacznie działać, może stracić swoją szansę na rozwój. Wokół, w różnych miejscowościach zaczynało się coś dziać, a u nas – mimo ogromnego potencjału – wiało nuda i szarzyzną dnia codziennego. Receptą było powołanie stowarzyszenia wśród grupy znajomych i przyjaciół, którzy chcieli coś zrobić i nie godzili się z marginalizowaniem miejscowości – wyjaśnia przyczyny powstania Stowarzyszenia Robert Narkun, od niedawna skarbnik w zarządzie Raduszczanki. Początek działalności to był falstart, trzeba było wykonać mnóstwo formalnych kroków żeby stowarzyszenie w ogóle zarejestrować. – Dopiero kiedy pojawił się wpis w Krajowym Rejestrze Sądowym i udało się pozyskać pierwsze pieniądze członkowie i mieszkańcy uwierzyli, że ktoś na nas stawia i widzi, że to co założyliśmy sobie na początku jest krokiem w dobrą stronę – dodaje. Okazało się, że w głowach członków jest kopania pomysłów, jak ulepszyć swoje otoczenie. Zresztą, nie było trudno wymyślać projekty, bo wieś od lat była zaniedbana i każdy projekt był jakby odpowiedzią na problem albo na konkretne braki zarówno w infrastrukturze materialnej, jak i infrastrukturze społecznej. – Na początku byliśmy ostrożni. Weźmy jeden projekt, zobaczymy jak to jest, rozliczymy. Nie bardzo wiedzieliśmy „czym to się je”. Dopiero gdy udało się nam prawidłowo rozliczyć pierwszą dotację uwierzyliśmy, że możemy zdziałać więcej – dopowiada Marta Wojtyna.
Co działo się w Raduszcu za sprawą Raduszczanki? Młodzież mogła wziąć udział w bezpłatnych lekcjach gry na gitarze. W wyjeździe do Bad Muskau na rozgrywki piłki nożnej wzięło udział pięciu chłopaków i dwóch opiekunów. Był to turniej polsko-niemiecko-ukraiński, w związku z Euro 2012. „Nasi” dalej nie przeszli, ale sam wyjazd wspominają bardzo dobrze. W 2012 roku również odbywały się „Wakacje na sportowo”, dla dzieci ze wsi. Były rozgrywki koszykówki, piłki nożnej, siatkówki, a na koniec festyn dla dzieciaków, z turniejem najróżniejszych konkurencji: rzut kaloszem, wyścig z jajkiem, wyścig w workach. – Śmiałam się, że niepotrzebne są te wszystkie klocki lego i lalki Barbie, nawet maluchy chciały biegać w workach – wspomina M. Wojtyna.
Wianki na Bobrze
Noc Świętojańska to kolejny pomysł mieszkańców Starego Raduszca. Narodził się podczas zeszłorocznego zebrania wiejskiego. – Wszystkie wioski dookoła organizują swoje imprezy tematyczne, dlaczego my nie? Zróbmy coś swojego! – opowiada M. Wojtyna. Najbardziej mieszkańcom spodobał się pomysł Nocy Świętojańskiej. Z funduszu sołeckiego przeznaczono na ten cel 3000 zł, natomiast stowarzyszeniu udało się pozyskać na ten cel dofinansowanie – 9 tys. z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. – W ramach projektu zostały kupione dwa namioty 4 na 10 m, które stowarzyszenie będzie mogło używać do różnych innych imprez. To jednak tylko dobro materialne, który służy głównemu celowi, którym jest integracja mieszkańców – mówi R. Narkun.
W pierwszym terminie, pod koniec czerwca, plany mieszkańców pokrzyżował wysoki stan rzeki Bóbr. Poziom wody nie pozwalał na wejście na plac, na którym zazwyczaj są organizowane tego rodzaju przedsięwzięcia.
Radosne blokowisko
Na zebraniu wiejskim, które odbyło się w 2012 r. mieszkańcy podjęli decyzję o dofinansowaniu budowy placu zabaw przy blokach. Przeznaczono na ten cel 5 tys. zł z funduszu sołeckiego. – Na zebraniu było około 70 osób, jak nigdy! To dlatego, że wcześniej stowarzyszenie przeprowadziło akcję „to od ciebie zależy, na co zostaną wydane pieniądze”. Chcieliśmy uświadomić mieszkańcom, że nie jest tak, że to sołtys decyduje, ale głos mają wszyscy mieszkańcy. To nie sołtys, ani nie rada sołecka jest najwyższą władzą w miejscowości. Zebranie wiejskie, a więc wszyscy mieszkańcy rokrocznie podejmują najważniejsze decyzje, a sołtys i rada sołecka tylko te zadania realizują – mówi M. Wojtyna.
Drugie 5000 zł stowarzyszenie pozyskało w ramach programu „Działaj Lokalnie”. Nowy plac zabaw ma powstać w miejscu starej gazowni. Znajduje się tam ogrodzony teren, nazywany „lotniskiem”, z małym betonowym placem i dróżką, starą ławką, wywróconą, jeszcze starszą huśtawką i piaskownicą. Na tej huśtawce bujali się i Marta, i Piotr, w czasach swojego dzieciństwa. Teraz młode mamy z bloków chciałyby, żeby ich dzieci mogły lepiej spędzać czas. – Podczas załatwiania formalności w Urzędzie Miejskim w Krośnie mój synek Kamil już cieszył się, że będzie miał nową zjeżdżalnię – mówi M. Wojtyna. To już niedługo, ale póki co, wolontariuszy czekały prace związane z przygotowaniem terenu. Zbiórka w sobotnie przedpołudnie, z własnymi grabkami, łopatami. Poszło dobrze, pogoda dopisała. Pomoc przyjdzie także z biznesu – dzierżawca ziemi od Agencji Nieruchomości Rolnych, Belg z pochodzenia, obiecał, że wypożyczy ciężki sprzęt, który pomoże w zdarciu starej trawy. Jeden z mieszkańców nieodpłatnie naprawia ogrodzenie. – Plac ma pełnić dwie funkcje: służyć do zabawy dzieciom, i do integracji mieszkańcom – mówi pomysłodawczyni. Okazji do integracji nie zabraknie – zamówione urządzenia trzeba będzie zamontować, zorganizować festyn. To będzie oznaczało jeszcze co najmniej kilka sobotnich „czynów społecznych”, na których spotkają się mieszkańcy.
Władze Stowarzyszenia Raduszczanka zauważają, że z projektu na projekt w życie wsi angażuje się coraz więcej osób. – To takie małe kroczki. Przy pierwszym projekcie zaangażowane były tylko cztery osoby. Teraz w różnym stopniu możemy liczyć na pomoc 20-30 osób, a dodatkowo wiele osób, które z różnych względów nie angażują się w realizację projektów, to jednak taką aktywność oceniają pozytywnie – zauważa Robert Narkun.
Zabawa w każdej wsi
Stowarzyszenie Raduszczanka złożyło w konkursie „Działaj Lokalnie” jeszcze jeden wniosek. Pomysł był prosty: kupić porządny dmuchany zamek i w sezonie letnim odwiedzać z nim wszystkie okoliczne wsie. Żeby dzieciaki mogły się „wyskakać” za darmo. – Mieszkańcy musieliby się na naszą wizytę przygotować, wyznaczyć plac, doprowadzić prąd, wypromować wydarzenie – mówi R. Narkun. –Wypożyczenie dmuchanego zamku kosztuje 100-150 zł za godzinę. Gdyby zamek „wysłużył” 55 godzin, odpracowałby swoją cenę. W ten sposób na terenie gminy, w każdym z 19 sołectw w czasie wakacji odbyłaby się dodatkowa impreza dla dzieci. Ten projekt jednak nie otrzymał dofinansowania w tej edycji programu, może uda się pozyskać dofinansowanie z innych źródeł…
Pomysłów członkom Raduszczanki nie brakuje. – Nie łączy nas tylko stowarzyszenie, ono powstało na podbudowie naszej znajomości. Gdy spotykamy się prywatnie, rozmawiamy o swoich sprawach, ale też o sprawach stowarzyszenia. Ale nie są to formalne posiedzenia, raczej spontaniczne – mówi M. Wojtyna. – Widać, że ludzie chcą coś robić, tylko potrzebują tej pierwszej osoby, która coś zacznie – dodaje. Izabela Narkun, prezes organizacji. To właśnie – jak podkreśla prezes – ludzie są najcenniejszym dorobkiem Raduszczanki. Ci ludzie mają potencjał, żeby co roku wygenerować program aktywizacji i integracji mieszkańców. Zmieniają rzeczywistość, a chyba po trochę też mentalność mieszkańców. Największym wyzwaniem, które stoi przed nimi, jest próba przekonania mieszkańców do dbania o wspólne dobro. Większość mieszkańców docenia je, ale były incydenty, które we wspólne dobro uderzały: połamany śmietnik i zniszczone quadem boisko do piłki nożnej. Na wsi pojawia się coraz więcej elementów, które wzbogacają infrastrukturę, ale to też zagrożenie, że ktoś będzie chciał je zniszczyć. Dlatego też członkowie stowarzyszenia myślą o kampanii skierowanej do mieszkańców, której tematem będzie ochrona wspólnych dóbr.
Członków stowarzyszenia jest siedemnastu. Jednak na różne sposoby angażuje się coraz więcej mieszkańców. Przed każdą większą imprezą stowarzyszenie poszukuje „gadżetów”, małych upominków dla dzieciaków, które biorą udział w konkursach. – Staramy się, żeby nagrody dostali wszyscy, albo nikt. Czasem są to tylko dyplomy, czasem mamy coś jeszcze – mówi M. Wojtyna. I opowiada, że kiedyś paczki z małymi upominkami przygotował właściciel sklepu, swoje artykuły promocyjne dają okoliczne firmy, urzędy, przysłali je także Ministerstwo Zdrowia i Komisja Europejska.
Młodzi szukają historii
Stowarzyszenie nie ma własnego lokalu, Raduszec jest też jedyną miejscowością w gminie, która nie posiada świetlicy wiejskiej. Swoich pomieszczeń użyczają stowarzyszeniu piłkarze klubu Kruszywo Stary Raduszec. Do spotkań mogą być wykorzystywane namioty, kupione na wspomnianą Noc Świętojańską. Na pewno przydadzą się przy realizacji kolejnego pomysłu Raduszczanki, o nazwie „Projekt RST – tożsamość i integracja”, dofinansowanego z programu „Młodzież w działaniu”. Młodzi raduszczanie będą pytali starszych o historię miejscowości, pojadą także do archiwów w Wrocławiu i Warszawie, żeby odszukać jak najwięcej informacji o swojej miejscowości.
– Mieliśmy pomysł jeszcze na międzywioskowy turniej tenisa stołowego, ale spóźniliśmy się ze złożeniem wniosku – mówi M. Wojtyna. – W okolicznych wioskach, w Czarnowie, Wężyskach, grają w ping ponga, chcieliśmy do każdej świetlicy kupić po jednym stole i urządzić zawody. Byłoby to działanie dobre również na zimę, bo większość aktywności jednak organizujemy latem – dodaje. Ale już powoli myśli o zimowym kuligu w Raduszcu. Są konie, sanie…
Jak mieszkańcy odbierają działania stowarzyszenia? – Czasem nam mówią, że to czy tamto się im nie podoba. Może faktycznie czegoś nie widzimy, powinniśmy inaczej zrobić, każdy może przyjść do nas i powiedzieć – mówi M. Wojtyna. O planach na przyszłość członkowie stowarzyszenia mówią raczej niechętnie. Trochę się boją, że dużo by chcieli, ale przecież nie wszystko uda się zrealizować. Marzy im się świetlica wiejska, ale bez wkładu własnego i pomocy gminy będzie bardzo trudno. – Świetlica rozwiązałaby wiele problemów mieszkańców i przyspieszyłaby procesy integracji, które realizujemy. Otworzyłaby przed nami wiele możliwości realizacji projektów w sezonie zimowym, w którym obecnie robimy bardzo niewiele – przekonuje Izabela Narkun. |I dodaje: – Wyobrażam sobie, że za pięć lat Stary Raduszec będzie miejscem, w którym ludzie chcą żyć. Oczyma wyobraźni widzę aktywnych mieszkańców, którzy biegają, chodzą z kilkami nordic walking, jeżdżą na rowerach, grają w siatkówkę i piłkę nożną, organizują ogniska i grille, śpiewają i bawią się do rana. Widzę Raduszec jako miejsce, w którym zapanuje moda na zdrowy styl życia.
Katarzyna Buchwald-Piotrowska
Źródło: Pakt Współpracy