Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Dzień Sąsiada odbywa się w Warszawie od pięciu lat i jest coraz popularniejszy. W 2012 roku świętowało około 25 grup sąsiedzkich, w 2013 – ponad 50. O tym, po co nam Dzień Sąsiada i co z niego wynika rozmawiamy z Agatą Konarzewską i Anną Warwas z Q Ruchu Sąsiedzkiego.
Radosław Wałkuski: – Często podkreślacie, że Dzień Sąsiada nie jest jednorazową akcją, ale chodzi w nim o realizację trwałych, sąsiedzkich celów. Co to właściwie znaczy?
Agata Konarzewska: – Dzień Sąsiada jest pretekstem do tego, by sąsiedzi się poznali i posmakowali, jak to jest zrobić coś wspólnie. To szansa na stworzenie zalążka późniejszej sieci współpracy. Jeżeli w przyszłości pojawi się jakiś problem, który trzeba wspólnie rozwiązać, albo niezaspokojona potrzeba lokalnej społeczności – szlaki będą już przetarte. Łatwiej będzie się z tym zmierzyć.
Anna Warwas: – Dlatego tych, którzy chcieliby takie święto organizować u siebie, zawsze zachęcamy, by nie robili wszystkiego samemu, ale włączyli w jego przygotowania swoich sąsiadów. Oczywiście zazwyczaj jest jakiś lider, który rozpoczyna całą lawinę przygotowań, ale staramy się pokazywać, że zadaniami warto dzielić się z innymi. Ważne jest również, by nie narzucać pozostałym swoich pomysłów, ale być otwartym na ich potrzeby. Wtedy jest największa szansa, że się uda. Wtedy też mieszkańcy uczą się współpracy, współodpowiedzialności i kompromisu.
A.K.: – Zawsze staramy się podkreślać, że samo wydarzenie wcale nie jest najważniejsze. Nie chodzi tylko o to, aby święto było bardzo atrakcyjne i żeby pojawiły się na nim tłumy ludzi. Bardzo ważny jest sam proces przygotowań: powstanie grupy, która je inicjuje, jej spotkania, dyskusje, wspólne myślenie nad tym, jak włączyć kolejne osoby. To, czy samo święto okaże się sukcesem, ma znaczenie drugorzędne. Nawet jeśli przyjdą tylko dwie osoby i spadnie deszcz, który wszystko zepsuje, to nie ma aż takiego znaczenia. Liczą się relacje, jakie związały się między członkami grupy.
Łatwo jest wyrwać sąsiada z domu i przekonać, by nie tylko przyszedł na sąsiedzką imprezę, ale też wziął aktywny udział w przygotowaniach do niej?
A.W.: – To wygląda bardzo różnie. Sojuszników z reguły łatwiej pozyskać, gdy do akcji włączy się lokalny sklepik czy punkt usługowy. Bo przez takie miejsca przewija się dużo ludzi, z którymi można nawiązać kontakt, przekonać do takiej inicjatywy. Inny sposób to odwiedzenie swoich sąsiadów. Jeśli przejdziemy po klatce w bloku od drzwi do drzwi, to zawsze znajdzie się przynajmniej kilka osób, które stwierdzą, że integracja mieszkańców to dobry pomysł i będą chciały z nami współdziałać. Ale jeśli komuś się wydaje, że wystarczy powiesić jeden plakat, a na spotkanie organizacyjne przyjdzie kilkanaście osób gotowych do pracy, to najprawdopodobniej się zawiedzie. Choć i takie wyjątki się zdarzają.
No dobrze – sąsiedzi się zorganizują, będą się wspólnie przygotowywać, wybranego dnia będą mieli święto: zjedzą kiełbaski z grilla, pomalują dzieciom buzie, wymienią się ubraniami. Spędzą ze sobą bardzo miłe chwile. Być może nawet zrobią Dzień Sąsiada kilka razy z rzędu. Ale czy potraficie wskazać konkretne, namacalne efekty takiej integracji? Czy na przykład zbudowanie sieci sąsiedzkich powiązań i stworzenie przyjaznej atmosfery pomaga mieszkańcom w tym, by potem na przykład rozwiązać jakiś wspólny problem?
A.W.: – Hmm… Takie rzeczy się zdarzają. Na przykład grupa sąsiedzka z ul. Jaktorowskiej na Woli dzięki integracji wokół Dnia Sąsiada potrafiła się zmobilizować, by wspólnie rozwiązać problem kradzieży rowerów na swoim podwórku i w bloku. Z kolei na ul. Woronicza na Mokotowie mieszkańcy, którzy najpierw integrowali się w swobodnej atmosferze na różnych sąsiedzkich imprezach, potrafili się przeciwstawić jednemu nadpobudliwemu sąsiadowi, który blokował wszystkie uchwały zarządu wspólnoty i wytaczał kolejne procesy. Na Rakowieckiej sąsiedzi, dopiero gdy się poznali, dowiedzieli się, że innym również doskwiera piaskownica, która zamieniła się w kuwetę dla kotów. Podjęli próbę odnowienia tego miejsca. Choć koniec końców im się to nie udało.
Ale łatwiej chyba wskazywać sytuacje odwrotne. Tak było na przykład z grupą warszawiaków mieszkającą przy Skwerze Oleandrów, którzy najpierw walczyli razem o to, by skwer nie został zabudowany, a dopiero później zaczęli myśleć o wspólnym świętowaniu.
A.K.: – Często trudno jest powiedzieć, co jest pierwsze. Czy ludzie się najpierw integrują, a potem dzięki temu udaje im się przeprowadzić jakąś zmianę w otoczeniu, czy raczej najpierw próbują rozwiązać jakiś problem, a więzi, które ich połączą są dobrą bazą do tego, by potem zorganizować sobie Dzień Sąsiada, czy inną sąsiedzką imprezę. Mam wrażenie, że te zjawiska się przeplatają i zachodzą jedno na drugie.
A jakie jeszcze „twarde” efekty integracji sąsiadów możecie wskazać? Czy potrafią pomagać sobie nawzajem w zorganizowany sposób – tworząc na przykład grupy samopomocowe?
A.K.: – Trudno powiedzieć, nie znamy wielu takich przypadków. Częściej można zauważyć zwykłą, międzyludzką życzliwość. Skoro kogoś znam i lubię, to większa szansa na to, że pomogę mu na przykład wnieść zakupy. Takie informacje do nas docierają, choć na pewno nie wiemy o wszystkich sytuacjach tego typu.
A.W.: – Na Woronicza mamy próbowały ustalić sobie grafik wspólnej opieki nad dziećmi, by mogły mieć trochę czasu na inne swoje potrzeby. Choć rzeczywiście, tego typu działania to raczej wyjątek.
A czy te grupy podejmują działania, mające na celu budowanie wśród mieszkańców lokalnej tożsamości?
A.W.: – Tak, dosyć często. Inicjatywy tego rodzaju towarzyszą właśnie Dniu Sąsiada. Na Oleandrów mieszkańcy chcieli się dowiedzieć czegoś więcej na temat historii swojej ulicy, więc zaprosili varsavianistę, który im o niej opowiedział. Z kolei na Pradze na ul. Okrzei podczas Dnia Sąsiada czytano na głos stare księgi lokatorskie, z których wyłoniło się wiele ciekawych opowieści na temat kamienicy, w której dziś żyją mieszkańcy. Na Kawęczyńskiej natomiast zorganizowano potańcówkę z przedwojenną muzyką.
A czy sąsiedzi związani z Q Ruchem Sąsiedzkim potrafią artykułować swoje potrzeby w kontaktach z władzami? Czy chodzą na spotkania burmistrzem, uczestniczą w konsultacjach, nagłaśniają swoje potrzeby za pośrednictwem mediów?
A.K.: – Nie mierzymy tego w usystematyzowany sposób, choć mamy takie plany na najbliższą przyszłość. Właściwie możemy mówić o tych sytuacjach, o których akurat przypadkiem się dowiadujemy przy okazji rozmów z mieszkańcami.
A.W.: – Nie mamy twardych danych, ale nasze wyczucie jest takie, że te grupy, które się integrują wokół Dnia Sąsiada potrafią też mówić o swoich potrzebach w kontaktach z władzami wykorzystując do tego różne narzędzia. Sporo mieszkańców zaangażowanych w ruch sąsiedzki składało na przykład swoje wnioski do budżetu partycypacyjnego. Choć otwarte jest pytanie, na ile ten głos jest głosem całej grupy sąsiedzkiej, a na ile głosem lidera, który jest odpowiednio zmotywowany i ma kompetencje, by komunikować te potrzeby lokalnym władzom.
A czy sąsiedzi zintegrowani dzięki sąsiedzkim świętom zakładają stowarzyszenia?
A.W.: – Niekoniecznie. Choć od niektórych z grup, zwłaszcza tych bardziej aktywnych, słyszymy, że myślą o tym, by uzyskać osobowość prawną.
A.K. – My ich jakoś ich specjalnie nie zachęcamy do takich działań. Powołanie i prowadzenie stowarzyszenia wymaga innego typu zaangażowania. A nam chodzi o to, żeby ludziom się w danym miejscu dobrze żyło i to nie musi być związane z jakimś sformalizowanym społecznym zaangażowaniem.
Może zadaję trochę złe pytania? Wychodzę z założenia, że integracja mieszkańców ma czemuś służyć, a może ona jest po prostu celem samym w sobie?
A.K.: – Wydaje mi się, że większość sąsiedztw w Warszawie potrzebuje przede wszystkim tego, żeby po prostu się poznać. Mieszkańcy dostrzegają, że ludzie są względem siebie obojętni, że mijają się bez słowa. Po prostu chcą coś miłego wspólnie ze sobą zrobić i taka jest główna motywacja do włączania się w tego typu inicjatywy. Chociaż na pewno zintegrowani mieszkańcy to punkt wyjścia, który może się rozwinąć w różnych kierunkach. To zależy od potrzeb ludzi, ich aktywności i kilku innych czynników wynikających z lokalnych uwarunkowań.
A.W.: – Trzeba też mieć świadomość, że Ruch Sąsiedzki i Dzień Sąsiada to inicjatywa stosunkowo młoda. A na efekty działań podejmowanych w społeczności często trzeba długo czekać.
A czy staracie się motywować aktywne grupy sąsiadów do rozwijania tych dalszych aktywności? Pokazywać, że skoro tak fajnie się zintegrowaliście, to może warto teraz na przykład wspólnie się zastanowić, jak rozwiązać problem braku ławek na osiedlu, połamanych płyt chodnikowych czy bazgrołów na murach?
A.K.: – To raczej dalsza perspektywa. Póki co pracujemy u podstaw. Pokazujemy, że w ogóle można z sąsiadami coś robić.
A.W.: – Oczywiście prezentujemy, jakie są różne możliwości, ale się na tym nie koncentrujemy. To nie jest nasz główny cel. Skupiamy się na integracji mieszkańców. Dobrze, że pojawiają się sytuacje, w których ludzie chcą się ze sobą spotykać nie tylko w obliczu jakiegoś zagrożenia albo niezrealizowanej potrzeby. To jest bardzo ważne. Bo najczęściej, niestety, jest tak, że ludzie zaczynają ze sobą współdziałać, dopiero gdy coś im grozi – deweloper chce zabudować podwórko czy ktoś chce zlikwidować szkołę – bo nie mają innego wyjścia. Jeżeli wtedy przegrają swoją walkę, to trudno im będzie się przekonać, że to ich wspólne działanie miało jakiś sens. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, gdy stopniowo sąsiedzi nabierają do siebie coraz większego zaufania i odnoszą drobne sukcesy.
Agata Konarzewska – studentka socjologii i zarządzania rozwojem społeczności lokalnych, koordynatorka Q Ruchu Sąsiedzkiego w ramach projektu Stołeczne Centrum Współpracy Obywatelskiej.
Anna Warwas – studentka socjologii, od ponad dwóch lat związana z projektem Q-Ruch Sąsiedzki. Obecnie po raz drugi koordynuje akcją Warszawski Dzień Sąsiada.
Dzień Sąsiada jest świętem obchodzonym w całej Europie. Jego celem jest integracja społeczności lokalnej przez oddolne, niekomercyjne działania oparte na lokalnej współpracy. W organizację Dnia Sąsiada mogą włączać się mieszkańcy, grupy nieformalne, organizacje pozarządowe, a także instytucje publiczne i podmioty biznesowe. Aby dołączyć, wystarczy wypełnić formularz zgłoszeniowy online do 18 kwietnia 2014 roku.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.