Jeszcze tylko do 10 marca można zgłaszać projekty na konkurs dotacyjny "Seniorzy w akcji". W ramach konkursu Hanna Sienkiewicz zainicjowała w Łapiczach na Podlasiu spotkania z tamtejszymi kobietami wokół rękodzieła. O genezie i rozwoju projektu, o pobudkach działań oraz o zderzeniu się z tamtejszą rzeczywistością opowiada Agnieszce Wojciechowicz
Co Panią skłoniło, żeby zorganizować pierwsze spotkania? Od czego to wszystko się zaczęło?
Hanna Sienkiewicz: – Wyniosłam się z Warszawy i zaczęłam życie od początku. Chciałam poznać nowych ludzi, wejść w nowe środowisko. Po za tym zawsze we mnie drzemała, od najmłodszych lat, taka pasja „społecznikowska”. Sprawia mi ogromną satysfakcję, kiedy widzę, że coś się zmienia. Doszłam więc do wniosku, że jestem jeszcze czynną osobą i chcę coś robić. Kiedyś zajmowałam się rękodziełem i lubiłam to. Zaczęłam więc „latać” na różne zajęcia w ramach budowania sobie nowego życia. Ale zabrakło mi trochę kontaktu z ludźmi. Wymyśliłam, że fajnie byłoby zorganizować takie spotkania wokół rękodzieła. Poznałam bibliotekarkę, która mieszka w Łapiczach. Przez nią poznałam żonę leśniczego – zaprosiłam je i parę innych osób. Nie wiedziałam, czy ktoś przyjdzie, czy nie.
Na to pierwsze spotkanie całą drogę do mojego domu ozdobiłam świecami, żeby było ładnie, inaczej. Dużo nas nie było, ale było fajnie. Jedna przygotowała coś o tradycji żydowskiej, druga o Indiach…. To był wieczór, który utkwił w nas. Padła propozycja, żebyśmy się spotkały po raz drugi. Rękodzieło było w sumie pretekstem do tego, żeby się spotkać, wymieniać umiejętnościami, chcieć coś zmienić.
Jak to się stało, że wzięła Pani udział w programie „Seniorzy w akcji”?
H.S. – Z pomocą jednej z uczestniczek zaczęłyśmy wymyślać różne zajęcia. Korzystałam na samym początku z pomocy moich warszawskich koleżanek. Jedna przyjechała poprowadzić warsztaty patchworku, druga decoupage’u. Moja znajoma, która prowadziła u nas zajęcia, powiedziała mi o programie. Zajrzałam na stronę i zobaczyłam, że wszystko jest wytłumaczone w sposób jasny i przyjazny. Pomyślałam – spróbuję i napiszę list intencyjny. Na wiosnę otrzymałam decyzję, że projekt przechodzi dalej oraz zaproszenie na warsztaty.
Jaka jest Wasza grupa ? Uczestniczki są w różnym wieku, z różnych środowisk, więc jak się udało zbudować grupę mimo tych różnic?
H.S. – Dziewczyny są bardzo różne, to fakt. Mam dwie „dredziary” o wielkim sercu, które żyją alternatywnie i wprowadziły się do Łapicz jakieś 12-13 lat temu. Jest fryzjerka pełna pomysłów, która kończy w tej chwili studia projektowania architektury przestrzennej, przychodzi ze swoją córką. Jedna ze starszych pań zawsze dopieszcza nas domowym pasztetem. Druga zawsze poraża mnie trafnością swoich spostrzeżeń. Mamy też dwie starsze nauczycielki i jedną dziewczynę, która przychodzi również ze swoją córką i piecze nam chleb na zakwasie. Dzięki temu nasze spotkania pachną domem. Najstarsza z nas ma 65 lat, ale w zasadzie nie ma różnicy wieku. Zacierają się te granice. Nikt nie zakłada żadnych masek. Kobiety są tam prawdziwe. Jeżeli jestem rozgniewana, to jestem. Nie potrafię czegoś, to nie – nie jest to takie ważne. Naszą mocą jest właśnie to, że się różnimy i wiekowo, i pochodzeniem, i że się uczymy od siebie nawzajem. Sama jestem z miasta i czerpię od tych kobiet, które żyją blisko natury.
Jak osoby z różnorodnych środowisk dogadują się w tej grupie?
H.S. – Różnice staramy się zostawić na zewnątrz. Jesteśmy tu i teraz, w tej przestrzeni, w tej grupie osób. Nie ma lepszej lub gorszej. Jesteśmy takie, jakie jesteśmy. Nasz projekt odwiedziły dziewczęta z sieci Latających Animatorów Kultury. Zajęcia z nimi pokazały nam coś, o czym nie miałyśmy pojęcia – jako grupa mamy własne reguły, według których pracujemy i działamy. Pierwsza z nich to dobrowolność. Nie ma przymusu obecności na każdym spotkaniu. Te, które mogą, uczestniczą. Są też panie, które odchodzą, a później wracają. Na spotkania przychodzimy w dobrym nastroju, z oczekiwaniem, że sobie pogadamy, pośmiejemy się, poznamy coś nowego. A jeśli jedna potrzebuje na boku się wyżalić, to tutaj znajdzie taką możliwość. I to jest istotne dla nas. Miałyśmy spotykać się raz w miesiącu. Teraz praktycznie widujemy się co dwa, trzy tygodnie, bo jest taka potrzeba.
Jak wyglądają wasze spotkania?
H.S. – Przed rozpoczęciem każdego z nich mamy 20 minut dyskusji na różne tematy, na przykład, co byś chciała zmienić w Krynkach? Ostatnio była dyskusja o adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Pojawił się głos, że dziecko musi być wychowane tradycyjnie – przez pary damsko-męskie. A jedna z pań, która jest od mnie trochę starsza, zapytała – dlaczego nie? Jeśli dostaną miłość, dlaczego miałyby zostać w domu dziecka? Wtedy pomyślałam, że fajnie w ten sposób rozmawiać. Dzięki tym spotkaniom konfrontujemy swój światopogląd, uczestniczki czują się bezpiecznie, mówią co myślą. Każda z nas ma swoje poglądy, a tu jest przestrzeń, aby się nimi podzielić. Nikt się nie wyśmiewa. Ja też uczę się pokory.
Jak projekt został przyjęty przez ludzi z okolic?
H.S. – Ludzie są zaciekawieni, ale jednocześnie się boją. Na początku jedna z obecnych uczestniczek nie chciała do nas przychodzić, bo to „inteligenciuchy”, więc co ona tam będzie robić? Jednak dała się namówić i do tej pory nie opuściła żadnego spotkania. Otworzyła się. Podobno nawet rodzina pyta, co my tutaj robimy, bo panie wracają z w bardzo dobrych humorach. Ogólnie jest zainteresowanie i pozytywny ferment. Coś się dzieje.
Czy pojawiły się jakieś trudności w przekonaniu miejscowych kobiety do udziału?
H.S. – Uderzyło mnie to, że zimą mieszkańcy tych terenów są praktycznie odcięci od reszty świata. Nie ma autobusu – kwestia dotarcia na spotkanie okazała się dla nas wyzwaniem. Kolejną trudnością było zaangażowanie starszych gospodyń wiejskich, tym bardziej, że wiele z nich to Białorusinki. Możliwe, że bariera językowa zniechęciła je do udziału w spotkaniach.
To kwestia wieku ?
H.S. – Myślę, że chyba bardziej mentalności. One się czują za stare, chcą zostać u siebie w domu i nie mają potrzeby angażowania się w dodatkowe obowiązki. Mamy też starsze panie, które tutaj przyjeżdżają, bo chcą. Ranga tego projektu polega na tym, że kobiety są w różnym wieku, z rożnych środowisk. Także ich córki widzą, że można inaczej spędzać czas, można coś robić.
Co się wydarzy do końca projektu, czyli do czerwca ?
H.S. – Do tej pory spotkania odbywały się u mnie w domu. Ale teraz wychodzimy w przestrzeń, chcemy spotkać się z społecznością miasteczka. Przygotowujemy się do Sabantui w Kruszynianach – tatarskiego święta. Na tę okazję przygotujemy małe stoisko, zaprezentujemy nasze dotychczasowe prace. Na zakończeniu projektu planujemy zorganizować Targ Kreatywności w Krynkach. Mieszkańcy będą mieli okazję wziąć udział w naszych zajęciach, popróbować swych sił w rękodziele. Zaprosimy także animatorki z Białegostoku, które również biorą udział w programie „Seniorzy w akcji”. Panie z Akademii 50 Plus pokażą, że nie tylko młodzi tańczą flamenco.
Jakie są Wasze dalsze plany po zakończeniu projektu ?
H.S. – Chcemy kontynuować działania. Jeden z panów zna technikę robienia walonek. Chcemy połączyć tę wiedzę z nowoczesnym wzornictwem. Chcemy ruszyć z warsztatem wikliniarskim. Myślimy też o warsztatach zielarskich. Część pań z naszej grupy ma wiedzę o wykorzystaniu ziół we krwi. Będziemy je zbierać i suszyć. Może uda nam się szyć i haftować torebeczki z ziołami. Cenimy ogromną wartość rękodzieła. Obserwujemy potrzebę powrotu do tych technik. W końcu nie wszystko musi być zautomatyzowane. Tyle rzeczy można własnoręcznie zrobić i to wcale nie jest takie trudne. Przy tym jest jeszcze ogromna satysfakcja i radość, bo może to, co zrobiłam jest krzywe, może nie jest ładne, ale zrobiłam to sama.
Co w tej chwili sprawia Pani największą satysfakcję?
H.S. – Jakiś niepokój chyba zasiałam. Chciałam spotkania z ludźmi i żeby coś się zmieniło. I ta zmiana jest. Może na malutkich, drobniutkich poziomach, ale gdzieś ona tam jest.
Hanna Sienkiewicz – z wykształcenia magister filologii polskiej, „kobieta wielu zawodów” (pracowała jako nauczycielka, agentka nieruchomości), przez wiele lat uczestniczyła w spotkaniach z Tańcami w Kręgu, angażując się w organizowanie letnich obozów. Przeniosła się z Warszawy na wieś – obecnie prowadzi agroturystykę i próbuje integrować mieszkańców. Wróciła też do swoich młodzieńczych pasji – rękodzieła.
W ramach projektu „Seniorzy w akcji” organizuje międzypokoleniowe spotkania kobiet. Na warsztatach uczestniczki wymieniają się swoimi umiejętnościami z zakresu rękodzieła. Podczas targowiska w Krynkach pokażą mieszkańcom swoje prace i pasje.