Blanka Popowska ma niepełnosprawnego intelektualnie syna. Dwa lata temu wraz z mężem i rodzicami dwojga innych niepełnosprawnych dzieci założyli fundację „Też chcemy być”. Teraz zakładają spółdzielnię socjalną „Pożyteczni” – w portalu Ekonomiaspoleczna.pl publikujemy kolejny artykuł z cyklu Inw(eS)torzy społeczni.
Zarówno syn pani Blanki, jak i dwoje pozostałych dzieci byli kiedyś uczniami szkoły specjalnej na ulicy Długiej w Warszawie. Pani Blanka tak wspomina początki działalności trzech rodzin, które założyły fundację:
– Wiedzieliśmy, że czas edukacji naszych dzieci dobiega końca i zadaliśmy sobie pytanie: co dalej? Jeśli samemu czegoś się nie wymyśli, te dzieci będą skazane do końca życia na rodziców – mówi pani Blanka. – Poza tym, jeśli są zamknięte w ścianach własnego mieszkania, zaczynają się wycofywać. Tylko współpraca z rówieśnikami stymuluje ich rozwój. Mieliśmy zżytą grupę rówieśniczą w szkole i wiedzieliśmy, że oni do końca życia będą się przyjaźnić i wspierać. Naszym pierwszym działaniem w fundacji było zrobienie artystycznej sesji fotograficznej. Chcieliśmy zobaczyć, jak pracuje taka młodzież w ekstremalnych dla siebie warunkach.
Razem z Tadeuszem Późniakiem, fotoreporterem z „Polityki”, zorganizowali sesję w szkole na Długiej. Młodzi ludzie poczuli się wyróżnieni i docenieni. Ogromne znaczenie miał dla nich również fakt, że ktoś pracował z nimi na poważnie.
Po udanej sesji fotograficznej przyszedł czas na nagranie kolędy, którą napisał kompozytor, m.in. muzyki do filmów Marcin Włodarczyk, a zaśpiewała była wokalistka Varius Manx Anna Józefina Lubieniecka. Piątka uczniów kończących wówczas szkołę nagrała refreny. Potem było nakręcenie teledysku do piosenki świątecznej, tym razem w większej grupie. I znowu wyszło wspaniale.
– Dowiedziałam się, że z tymi ludźmi można zrobić wszystko, pod warunkiem, że nic nie robi się na niby – mówi Blanka Popowska.
Szkoła i co dalej?
Do szkoły na ulicy Długiej chodzą dzieci o różnym stopniu niepełnosprawności, począwszy od niepełnosprawności intelektualnej w stopniu lekkim do znacznej. Fundację założyli rodzice dzieci dotkniętych niepełnosprawnością w stopniu lekkim i umiarkowanym. Nauka na Długiej może trwać do dwudziestego szóstego roku życia, jednak nie dłużej niż cztery lata.
– Nasze dzieci chodziły do klasy introligatorskiej przez cztery lata. Do tej szkoły idzie się po gimnazjum specjalnym. Teraz mają po 20–23 lata. Fundacja powstała po to, żeby stworzyć im miejsca pracy. W zeszłe wakacje wpadliśmy na pomysł, żeby utworzyć akademię umiejętności w szkole – zajęcia z języka polskiego, informatyki, gimnastyki, angielskiego nauczanego metodą Callana. Lekcje odbioru mediów prowadzi Sławek Popowski, a fotografii – Tadeusz Późniak. Zajęcia odbywają się trzy razy w tygodniu po cztery godziny – opowiada pani Blanka. – Teraz, po roku, zgłosili się do nas tegoroczni absolwenci, akademia znowu działa.
Pierwsza grupa uczestnicząca w akademii umiejętności liczyła dziesięć osób. Szkoła udostępniła im lokal, ale za wszystkie zajęcia płaciła fundacja. Niektórzy nauczyciele w ogóle nie pobierali wynagrodzenia za swoje lekcje.
Przez ostatni rok staraliśmy się doprowadzić do końca nasz plan związany z utworzeniem miejsca pracy. Wymyśliliśmy, że powstanie kawiarnia i prezenciarnia, czyli sklepik z prezentami – rękodziełem ludzi niepełnosprawnych, którzy na zajęciach terapii zajęciowej wytwarzają różne przedmioty. Zazwyczaj widzimy je tylko przy okazji świątecznych targów, na jakiejś wystawie, a to są naprawdę piękne wyroby. Chcemy połączyć dwie rzeczy – świat wyobraźni artysty pełnosprawnego i artysty niepełnosprawnego, żeby zobaczyć, czy te światy naprawdę się tak bardzo różnią. My już wiemy, że takt nie jest, ale chcemy pokazać to również innym ludziom.
Pomyśleliśmy, że nasz pomył na kawiarnię-prezenciarnię nadaje się na spółdzielnię socjalną. Przeszliśmy rekrutację do projektu prowadzonego przez Fundację Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych i staramy się o dotację. Kawiarnia ma być miejscem modnym, może nawet kultowym, do którego mają wstęp również ludzie niepełnosprawni. W Warszawie nie ma takiego miejsca, gdzie można przyjść z dzieckiem z ADHD bez stresu, żeby nie patrzyło na nie pół sali i żeby nie komentowano „jak pani wychowała dziecko”. W jeszcze większym stopniu dotyczy to dzieci z zespołem Downa czy z porażeniem mózgowym. Nie widzimy ich na co dzień, ich są nieobecne w mieście, nie mają miejsca, w którym czułyby się dobrze.
Blisko pięć milionów
Ludzi niepełnosprawnych jest w Polsce bardzo dużo. Według spisu z 2011 roku jest ich niemal 4,7 miliona czyli 12,2% ludności kraju. Większość to osoby niepełnosprawne intelektualnie. Zaledwie co piąta z nich ma stałe zajęcie. Blanka Popowska ocenia bardzo niekorzystnie sytuację, kiedy człowiek niepełnosprawny intelektualnie pracował przez miesiąc albo dwa, a potem tę pracę stracił. W takich przypadkach lepiej, żeby osoba niepełnosprawna nigdy nie pracowała, ponieważ po stracie zajęcia wpada w jeszcze głębszy dołek psychiczny. Praca powinna być więc stabilna i takiej właśnie dla swoich (i nie tylko swoich) dzieci szukają założyciele fundacji.
Obecnie fundacja jest na etapie formowania spółdzielni socjalnej, której współzałożycielami będzie pięcioro absolwentów szkoły na Długiej. Chodzi o to, żeby nikt nie mógł ich usunąć ze spółdzielni, gdy ich rodziców już nie będzie.
– Każde z naszych dzieci ma starsze rodzeństwo, więc po nas pałeczkę przejmą starsi bracia bądź siostry. Tak, żeby zawsze mogło to funkcjonować – dodaje pani Blanka.
Niepełnosprawni spółdzielcy nie są wprawdzie ubezwłasnowolnieni, ale brak im wiedzy i niektórych umiejętności niezbędnych do samodzielnego działania. Nie są też sprawni intelektualnie na tyle, żeby mogli sami funkcjonować, a jednocześnie nie są aż tak niesprawni, żeby musieli korzystać z pomocy domu opieki społecznej. Dlatego założyciele chcą, żeby w spółdzielni zawsze byli pełnosprawni członkowie, najlepiej ktoś z rodziny.
Know-how i wsparcie
Na pytanie, co daje założycielom spółdzielni kontakt z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, Blanka Popowska odpowiada:
– Uczymy się prawa spółdzielczego, jesteśmy na etapie budowania biznesplanu. Pracownicy FISE zadają nam pytania, bardzo proste, na które my jednak nie możemy odpowiedzieć, bo nie mamy potrzebnej wiedzy. Odpowiadamy na nie po tygodniu albo dwóch, kiedy tę wiedzę już zdobędziemy. Uważam, że bez przygotowania merytorycznego nie mielibyśmy szans. Przyznano nam roczne finansowanie unijne. Te pieniądze przeznaczymy głównie na wyposażenie lokalu i na czarną godzinę, jeśli nie powiedzie się nam dobry start.
W spółdzielni ma pracować pięcioro niepełnosprawnych dzieci i dziesięcioro ich rodziców. Każdy z nich ma doświadczenia zawodowe z innego obszaru. Wszystko wskazuje na to że razem będą w stanie prowadzić ten biznes. Wypracowano już podstawowe założenia. Jedno z nich jest takie, że przez cały czas otwarcia kawiarni będzie tam obecna dwójka rodziców.
– Wśród rodziców jest księgowa, jest człowiek działający w branży deweloperskiej, jest dziennikarz, jest fotograf, ja jestem specjalistką od marketingu. Każdy da z siebie wszystko i musi nam się powieść – mówi z przekonaniem pani Popowska.
Kluczowa sprawa – lokal
Dyrektor Irena Chmiel z Biura Pomocy i Projektów Społecznych zobowiązała się, że miasto pomoże fundacji w zdobyciu lokalu. Nie jest to jednak prosta sprawa, ponieważ musi on spełniać ściśle określone warunki i być usytuowany w odpowiednim miejscu. Na razie nie ma jeszcze żadnej konkretnej propozycji.
Jeżeli uda się znaleźć lokal, spółdzielnia ma w planach uruchomienie kawiarni-prezenciarni na święta wielkanocne przyszłego roku. Natomiast już w tym roku wytwory niepełnosprawnych mają być wystawiane na bożonarodzeniowych targach świątecznych. Spółdzielnia zamierza także uruchomić sprzedaż internetową – będzie to głównie drobna biżuteria. Kluczowym towarem sprzedawanym w prezenciarni mają być krzesła i meble. To będą wyjątkowe krzesła, unikatowe egzemplarze zdobione przez niepełnosprawnych i podpisane przez ludzi sławnych. Klienci będą mogli kupić sobie krzesło sygnowane nazwiskiem gwiazdy filmowej, polityka, dziennikarza czy sportowca.
Biznesplan i pieniądze
Założyciele spółdzielni są na etapie budowania biznesplanu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, na sfinansowanie początkowych kosztów działalności, mają szansę otrzymać dotację w wysokości 80 tysięcy złotych. Dostaną również półroczne wsparcie pomostowe, które ułatwi ponoszenie bieżących kosztów.
Blanka Popowska mówi, że spółdzielnia nie będzie nastawiona na zysk, ale musi wygenerować przychody, które pokryją koszty działalności. Docelowo chcieliby wychodzić na zero. Jeśli pojawi się nadwyżka budżetowa, chcą przeznaczać ją na dodatkowe zajęcia rozwojowe czy integracyjne dla pracowników.
Co by było, gdyby...
Większość absolwentów szkół specjalnych pracy nie znajduje. Wydaje się, że to są ludzie nikomu niepotrzebni. Dostają 600 zł zasiłku i do końca życia pozostają na łasce rodziny, jeśli ją oczywiście mają.
– Chcemy, żeby nasze dzieci do końca życia chciały, a nie musiały kochać swoje niepełnosprawne rodzeństwo. Poza tym chcielibyśmy, żeby nasza spółdzielnia nie była jedyną tego typu instytucją. Myślę o ludziach mieszkających gdzieś w Polsce, w małych miejscowościach, gdzie nie ma nic, gdzie niepełnosprawni są skazani na domowe getto – wyjaśnia pani Blanka.
W Polsce problem powstaje już na poziomie wczesnej diagnostyki dziecka. Rodzice nie dostają w porę informacji, że dziecko jest zaburzone i może mieć problemy w dalszym życiu, w sensie intelektualnym, neurologicznym, jakimkolwiek innym. Nie wiedzą, że szkoła specjalna to nie koniec świata, że szkoła integracyjna, choć ładnie się nazywa, nie zawsze pobudzi intelektualnie ich dziecko.
Rodzice są zagubieni tak samo jak dzieci. Są też zmęczeni nieustanną walką z rehabilitantem, masażystą, z dowożeniem dzieci na zajęcia, a przede wszystkim, jak mówi pani Blanka, z brakiem pieniędzy.
– Wiadomo, że matka, która ma niepełnosprawne dziecko, rzadko kiedy jest aktywna zawodowo, z kolei ojciec jest wtedy bardzo zapracowany. To są rodziny skazane na biedę. Uważam, że człowiek niepełnosprawny jest w Polsce nikomu niepotrzebny. Lepiej, gdyby go w ogóle nie było. Mówię to z całą świadomością mocnych słów, których używam, ponieważ nie pomyślano, że ten człowiek, gdyby zapewniono mu odpowiednie warunki, mógłby przynosić dochód, płaciłby podatki… Tylko trzeba coś w tym kierunku robić. Chcemy pokazać, że to jest możliwe i niezbędne. Człowiek niepełnosprawny ruchowo, ale sprawny intelektualnie, może krzyczeć, choć jego krzyk jest również niesłyszany. Natomiast niepełnosprawny intelektualnie jest kompletnie bezbronny – mówi pani Blanka i podsumowuje z goryczą:
Państwo funduje takim ludziom niewesołą starość. Mam sąsiada niepełnosprawnego umysłowo. Jest już po pięćdziesiątce, ma starych rodziców. Jest na tyle sprawny, że pomaga dozorczyni sprzątać. Z każdym rozmawia, wita się, jest uprzejmy. Dlaczego więc nie zatrudnić go w spółdzielni, choćby na małą część etatu, żeby miał po co wstawać codziennie rano z łóżka? I żeby miał świadomość, że jest potrzebny, że robi coś sensownego? To nie są cele wygórowane, ale okazuje się, że bardzo trudne do osiągnięcia.
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl