W Warszawie jest około 50 historycznych pracowni artystycznych. Ich byt jest czasami zagrożony. A przecież w lokalach tych niegdyś – przed wojną, 50 czy 20 lat temu – tworzyli znani artyści. Ich spuścizna tworzy klimat miasta. Do opieki nad nimi powołano specjalny zespół. O planach jego prac opowiada Michał Krasucki, przewodniczący zespołu oraz Prezes Warszawskiego Towarzystwa Opieki nad Zabytkami.
Zespół ds. Warszawskich Historycznych Pracowni Artystycznych, powołany przez Prezydent Miasta, istnieje od bardzo niedawna, gdyż powołano go 4 grudnia 2014 roku. Długo jednak pracowano nad jego powołaniem. Jak teraz, gdy to się udało, wyglądają plany na najbliższe działania?
Pierwszym wyzwaniem, przed jakim stanęliśmy, jest ustalenie dokładnej liczby pracowni. Obecnie zidentyfikowaliśmy ich około 40-50. Specyfiką tych miejsc są nie tylko zachowane w nich dzieła, np. rzeźby, obrazy, projekty architektoniczne, ale fakt, że one same w sobie stanowią dzieła sztuki, a przynajmniej świadectwo materialne stanowiące kontekst życia danego artysty. Np. w pracowni po Jacku Sępolińskim w Alei Solidarności do dziś na ścianach widnieją rysunki, notatki, uwagi artysty. Ale mówię też o bardziej przyziemnych szczegółach, jak o fiolkach z lekarstwami, filiżankach czy pojemniczkach na farby stojących do lat w tych samych kuchennych szafkach, na tym samym miejscu, w którym pozostawił je artysta. Szyby w tej pracowni nie były myte od dziesiątek lat, nie ze względu na zaniedbanie, ale po to, aby utrzymać takie światło jakiego w trakcie pracy wymagał artysta. To tylko jeden z przykładów, ale nasuwający ogólne pytanie o formułę prawną zachowania i udostępniania tych miejsc.
Chodzi o zachowanie stanu pracowni i udostępnianie ich mieszkańcom historycznych pracowni artystycznych – gdzie konkretnie tkwi problem?
Napływa do nas jednak wiele głosów w sprawie pracowni, którym grozi likwidacja. Dzieje się tak nie tylko wtedy, gdy brak kuratorów miejsca, zainteresowania jego utrzymaniem wśród spadkobierców. Po śmierci artysty, który najmował lokal od miasta, o swoje zasoby upomina się Zarząd Gospodarki Nieruchomościami. Tak jest w przypadku pracowni przy ul. Freta 53/55, w której swojego czasu tworzył malarz i fotografik Andrzej Dłużniewski. Obecnie pracownią opiekują się wdowa po artyście, która także, jak niegdyś razem z mężem, prowadzi tutaj działalność artystyczną. ZGN Śródmieście żąda jednak od niej przekazania opróżnionego lokalu, jako że nie była ona stroną umowy o najem [o sprawie tej było głośno w połowie 2014 r., gdy Ogród Warszawa Stowarzyszenie na rzecz Krajobrazu Kulturowego wystosowało do Prezydent Warszawy apel o zachowanie pracowni Dłużniewskich:
Zagrożeniem jest zatem prawo lokalowe i jego wykonawca, ZGN, który po śmierci artystów, będących stroną umowy o najem, występuje o zwrot lokali do swoich zasobów. Stąd wielu pracowniom grozi likwidacja. Co jednak z udostępnianiem tych, które wciąż funkcjonują?
Wspomniałeś, że „życie” pracowni historycznych staje się niejako przedłużone dzięki temu, że tworzą w nich współcześni twórcy. W Warszawie jednak funkcjonują także nowe pracownie. Czy w tym przypadku sytuacja jest prostsza?
Druga sprawa to konkursy organizowane przez miasto na najem poszczególnych lokali na pracownie artystyczne. Głównym kryterium wyboru oferty jest cena (startuje się bowiem od pewnej minimalnej stawki za czynsz i ten artysta, który może oferować najwyższą kwotę, ma większą szansę na otrzymanie pracowni). Czasem sprofilowana jest także forma działalności, jaka ma być prowadzona w pracowni, jednak już rzadko kiedy poddaje się analizie programy, które dany twórca chce realizować. A te są kluczowe. Grać rolę powinny także rekomendacje twórczości artysty startującego w konkursie.
Tyle status prawny i aspekt merytoryczny funkcjonowania współczesnych pracowni artystycznych, trzeba jednak powiedzieć, że do konkursów trafiają obiekty w fatalnym stanie, np. bez wody, bez dostępu do łazienki lub ze wspólną łazienką, czy w bardzo złym stanie technicznym. Lokale, które nie nadają się na mieszkania komunalne i socjalne, przeznaczane są na pracownie. Oczywiście zdarzają się także w lepszym stanie, tych jest jednak zawsze za mało. Zresztą w ogóle lokali przeznaczonych na pracownie artystyczne jest zbyt mało. Powoduje to dużą konkurencję podczas konkursów organizowanych przez miasto, ale nie tylko. Zdarza się nierzadko, iż w jednej pracowni, nieoficjalnie, kątem, działa więcej niż jeden artysta.
Niegdyś, gdy budowano nowe osiedla, Związek Polskich Artystów Plastyków ustalał ze spółdzielnią, że część lokali była przeznaczana od razu na pracownie. Tak jest na Sadach Żoliborskich, na osiedlu na Al. Solidarności/Bielańskiej, czy przy ul. Kinowej. Dziś oczywiście takiego systemu już nie ma. Trudno wymagać od prywatnego dewelopera, aby przeznaczał z własnych zasobów lokale na pracownie artystyczne. Dobrze by było jednak, gdyby w ogóle jakieś rozwiązanie prawne tu funkcjonowało, np. możliwość porozumienia z miastem w tej sprawie. Przed Zespołem ds. Warszawskich Historycznych Pracowni Artystycznych stoi zatem wiele wyzwań.
Pierwsze spotkanie Zespołu ds. Warszawskich Historycznych Pracowni Artystycznych odbyło się 4 grudnia 2014 roku, następne planowane jest na 14 stycznia 2015.
Zdjęcia z pracowni artystycznych: Karola Tchorka (M. Krasucki) , z pracowni Franciszka Masiaka (M.Krasucki), z pracowni Aleksandry Waliszewskiej, która opiekuje się pracownia swej baci, artystki Anny Dębskiej (J. Łagowski).
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)