Nie używałem i nie ceniłem internetu. Przełom nastąpił, kiedy kolega mieszkający w Londynie zauważył służbowego laptopa mojej żony w naszym domu:
– O, masz komputer! A wiesz, że możemy dzięki niemu rozmawiać za darmo?. I tak się zaczęła moja ceramiczna przygoda z tym wspaniałym wynalazkiem.
Internetem zainteresowałem się pod koniec XX w. zupełnie przypadkowo. Wcześniej uważałem, że komputer to zbędna strata czasu, działanie na pokaz itp. Przełom nastąpił, kiedy kolega mieszkający w Londynie zauważył służbowego laptopa mojej żony w naszym domu:
– O, masz komputer! A wiesz, że możemy dzięki niemu rozmawiać za darmo?
Najpierw komunikator i zdjęcia
Tak też się stało. Poszliśmy do kiosku, kolega znalazł pismo komputerowe, w którym był, chyba jeszcze na dyskietce, jeden z pierwszych komunikatorów. Wgrał, uruchomił, zostawił instrukcję, wrócił do Londynu i stamtąd „molestował” mnie aż do skutku, czyli do momentu, kiedy bez problemu mogłem nawiązać z nim łączność. Potem pokazał się przez kamerę i słał zdjęcia. Starałem się mu dorównać. Tym sposobem zacząłem robić zdjęcia cyfrowe, obrabiać je w komputerze, wysyłać internetowo i znalazłem się przed komputerem już na stałe.
Potem strony zawodowe i dyskutująca społeczność
Z czasem zacząłem poszukiwać interesujących mnie stron z zakresu ceramiki. Polskich było może pięć, amerykańskich było zatrzęsienie. Gromadziłem wydruki interesujących mnie pozycji, analizując je w tradycyjny sposób, czyli bez komputera. Z czasem trafiłem na pierwsze nieudolne forum skupiające kilku rodzimych ceramików. Chyba po pół roku dogadałem się tam z innym pasjonatem. On za pomocą darmowego skryptu uruchomił dość profesjonalne forum, a ja zapewniłem na nim ruch, publikując każdego dania tyle materiałów, że za połączenie modemowe płaciłem miesienie ponad 500 złotych, a był to rok 2002… W ciągu pół roku z ośmiu gości dziennie uzyskaliśmy 180.
A jeszcze potem kontakty „w realu” i blogi
W sieci natknąłem się na blogi, które powszechnie uznawane były za osobiste dzienniki, a ja w nich dostrzegłem wyższą formę stron WWW. Nie musiałem przecież zagłębiać się w specjalistyczny język, wystarczyło wybrać dowolną szatę, wstawiać zdjęcie, tekst i publikować bez większych ograniczeń.
W 2004 r. na sympozjum naukowym wygłosiłem referat pt: „Internet a możliwości integracji środowiska ceramików polskich”. Trzeba było widzieć miny zdziwionych moim wystąpieniem poważnych słuchaczy, których przekonywałem do blogów. Pokazywałem swoje, akcentując ilość wejść na nich i sugerując, że bez wkładu finansowego można uzyskać potężną platformę informacyjną. Przecież, tłumaczyłem, powiązane linkami blogi wzajemnie mogą się reklamować i w prosty sposób wysyłać sygnały w szeroki świat. Proponowałem swoją gotowość do bezpłatnego zakładania blogów. Odzew okazał się zerowy.
Z sal konferencyjnych wróciłem do komputera i środowiska, które udało mi się zawiązać. W trakcie jednego z Czwartków Ceramicznych zainaugurowaliśmy 1. Warszawskie spotkania Ceramiczne na warszawskim Polu Mokotowskim. Dzięki internetowi przyjechało ze swoimi stanowiskami prawie 100 pracowni z całego kraju. Ceramicy wdzięczni byli, że wreszcie mogą się spotkać i mówić otwartym językiem, nie musząc nikomu tłumaczyć co to jest piec, pierwszy wypał, drugi wypał itd. itp.
I wreszcie: założyliśmy stowarzyszenie
Po pierwszej edycji uświadomiliśmy sobie, że musimy założyć Stowarzyszenie. Tak też się stało. Przy bardzo dużej pomocy Stowarzyszenia Klon/Jawor udało nam się w 2005 r. powołać do życia Związek Ceramików Polskich.
Portale społecznościowe, na których istniejemy jako Stowarzyszenie, służą nam do komunikacji z potencjalnymi odbiorcami naszej ceramicznej sztuki. W powiązaniu z blogami i stronami polski ceramiczny świat dorównuje największym potęgom. Dzięki sieci mamy wgląd na to co robią ceramicy w innych krajach, możemy się z nimi kontaktować, wymieniać wiedzą, umawiać na międzynarodowe spotkania.
Po tym swoim całym internetowym doświadczeniu nie mogę jednak oprzeć się refleksji, że istnieją osoby, które z niesmakiem patrzą w kierunku wirtualnej cywilizacji. Ze zdziwieniem stwierdzam, że nie jest to zależne od wieku.
Chyba w „Przedwiośniu” Żeromskiego jest scena, gdy główny bohater demonstruje wówczas zupełną nowość, czyli kieszonkową zapalniczkę, wzbudzając tym podziw, ale i obawy. Podobne emocje pojawiały się w raz z wynalazkiem filmu, radia, samolotu, telefonu, telewizora…
Wszystko, co nowe wzbudza różne refleksje, ale wydaje mi się, że internet nie jest już taką nowością. Jest po prostu kolejnym wynalazkiem kształtującym naszą przyszłość.
Może organizacjom społecznym, które dalej nie są w stanie korzystać z internetu, warto pokazać, tak jak mnie kiedyś pokazał kolega, że jest to bardzo wygodny sposób komunikacji.
Źródło: inf. nadesłana