Nieważne, czy w mieście, czy na wsi – wszędzie ludzie potrzebują wyjść z domu, porozmawiać, pobyć z innymi. Ławka przed własnym domem nie wystarczy. Zwłaszcza na wsi istotna jest przestrzeń, która zachęci do budowania wspólnoty. Chcemy pokazać ludziom, że mogą zmieniać rzeczywistość, muszą tylko wiedzieć jak – mówią mieszkańcy wsi i małych miast, którzy włączyli się w projekt „Debiuty w partycypacji”.
Na terenie obok świetlicy wiejskiej gmina postawiła nam wiatę. Takie zadaszenie. Młodsi mieszkańcy nazywają ją budą – opowiada Emilia Górska z Koła Gospodyń Wiejskich Motyle, które działa w Dajnach, osadzie w województwie warmińsko-mazurskim. – Przedstawiciele gminy przyjechali, postawili wiatę tam, gdzie uznali za słuszne, nie pytając nikogo o zdanie. I stoi teraz buda pośrodku placu – dodaje Emilia.
Tłumaczy od razu, że buda zła nie jest, nawet estetyczna i przesiaduje pod nią młodzież, ale stanęła w zupełnie niefunkcjonalnym miejscu. – Teren wokół świetlicy ma potencjał, choć wymaga zagospodarowania i przemyślenia. Postawienie na środku wiaty nie jest rozwiązaniem, bo nie sprawia, że chce się tu przebywać. Raczej ogranicza to korzystanie z samego placu i wykorzystanie terenu przed świetlicą do innych funkcji. To miejsce potrzebuje czegoś więcej. Czego? Postanowiliśmy spytać o to mieszkańców – wspomina Emilia.
Duch wspólnoty zaginął
By dowiedzieć się, jak zdaniem mieszkańców powinien wyglądać teren wokół świetlicy, KGW Motyle złożyło wniosek do programu „Debiuty w partycypacji”. – To naprawdę nasz debiut. Jesteśmy młodym kołem – podkreśla Emilia. Opowiada, że koło nieoficjalnie zawiązało się w marcu 2024 r. W maju zostało wpisane do rejestru. – Skrzyknęliśmy się w parę osób, jeszcze jako nieformalna grupa zorganizowaliśmy piknik rodzinny i tak to poszło. Dotąd skupialiśmy się właśnie na drobnych wydarzeniach dla mieszkańców, bo tego w Dajnach brakowało. Słyszałam z opowieści, że gdy kilkanaście lat temu rządził tu sołtys z powołania, prawdziwy lider, mieszkańcy Dajn byli zgraną społecznością, odbywały się wiejskie zabawy, wspólnie dbano o estetykę przestrzeni. Gdy sołtys zmarł, duch wspólnoty zaginął. Teraz postawiliśmy sobie za cel obudzić wieś do życia – opowiada Emilia Górska.
Sama nie pochodzi z Dajn, choć mieszka tu już prawie 15 lat. – Skończyłam studia w Olsztynie, szukałam pracy i miejsca do życia. Moja rodzina mieszka 20 km dalej, a tata dzierżawił wtedy od ówczesnej Agencji Rynku Rolnego stary dworek w Dajnach. I tak znalazłam tu miejsce do życia. Mieszkam z rodziną trochę na uboczu, z dala od innych. I szczerze mówiąc, nigdy mnie do wioski, do ludzi nie ciągnęło. Mam swoje życie, swoje sprawy. Aż pewnego razu poszłam na jedno zebranie wiejskie. Córka już podrosła, zrobiło się więcej czasu. I tak wsiąknęłam w życie wsi – wspomina Emilia.
Razem z nią kilkanaście innych osób. W sumie KGW Motyle tworzy 16 mieszkańców. I wcale nie są to tylko kobiety. – Wbrew temu, co wskazuje nazwa, są wśród nas również mężczyźni, ale ze względów formalnych musieliśmy nazwać się kołem gospodyń wiejskich. 16 osób to całkiem spora liczba, bo w Dajnach oficjalnie mieszka ok. 150 osób, w praktyce może trochę ponad sto. Większość z nich jest tu od pokoleń, mają swoje zatargi i przyjaźnie. I mnóstwo opowieści, których słucha się z przyjemnością. W naszym kole są zarówno zawsze chętne do pomocy seniorki, jak i nieco młodsze osoby, które zajmują się sprawami organizacyjnymi. Do koła należy też sołtyska wsi oraz dwoje z trojga członków rady sołeckiej. Jest też oczywiście paru „słupów”, którzy na co dzień są raczej niewidoczni, ale w razie potrzeby i na nich można liczyć – uśmiecha się Emilia.
Głos mieszkańców zamiast gotowych rozwiązań
Tak było w przypadku projektu realizowanego dzięki programowi „Debiuty w partycypacji”. – Zaproszenie do programu trochę nas zaskoczyło, bo nie spodziewaliśmy się pozytywnego odzewu. Nie mieliśmy przecież dotąd doświadczenia w działaniach na tak dużą skalę, dlatego tym bardziej cieszymy się z szansy, jaką dostaliśmy. Może kluczem była realna potrzeba, którą chcieliśmy tymi działaniami zaspokoić? - zastanawia się Emilia.
Rzeczywiście o przebudowie terenu wokół świetlicy mieszkańcy wsi dyskutowali od dawna. – Zwłaszcza po tym, gdy gmina ustawiła tzw. budę. Zastanawialiśmy się, jak zorganizować teren wokół świetlicy, by był funkcjonalny, zachęcał do spędzania tam czasu i integrowania się. Właśnie to wpisaliśmy we wniosku jako cel naszych działań – wspomina Emilia. Istotne było jednak, by w ten cel zaangażować mieszkańców Dajn, a nie narzucać im gotowe rozwiązania. Projekt miał też zachęcić innych do włączenia się w działalność KGW oraz przełamać stereotyp na jego temat i pokazać, że koło gospodyń może być nowoczesną i dynamiczną organizacją. – Ważnym punktem było też nawiązanie i zacieśnienie współpracy z lokalnym samorządem, bo to klucz do tego, by projekt zrealizować – podkreśla Emilia.
Zaczęło się od zbierania głosów mieszkańców. Członkowie KGW zaprosili ich na dwa spotkania warsztatowe, by wspólnie zastanowić się nad funkcjami i wyglądem terenu wokół świetlicy. – Zaprosiliśmy zarówno dorosłych, jak i dzieci. Najmłodsi – wiadomo – popłynęli z pomysłami, bo nie mają świadomości ograniczeń. I tak dzieci wymyśliły, by znalazł się tam m.in. basen czy górka zjazdowa. Przy okazji zgłosili kilka praktycznych potrzeb: że przy świetlicy jest terenowa plansza do chińczyka, ale przydałyby się też pionki. Albo by posadzić świerk obok budynku i ozdabiać go w okresie świątecznym zamiast stawiać sztuczną choinkę, która ciągle się przewraca – wspomina Emilia. Dodaje:
Z kolei dorośli zwracali uwagę na potrzebę uporządkowania stawu, który znajduje się na tym terenie. Od lat jest zaniedbany, jego temat co rusz przewijał się na wiejskich zebraniach, ale nigdy nie udało się wypracować żadnych konkretów.
Wyszliśmy do ludzi
Z pomocą w rozwiązaniu problemu przyszła zaprzyjaźniona architektka krajobrazu. - Dominika wychowała się w naszej miejscowości, wciąż mieszka tu jej mama. Postanowiliśmy spytać, czy zechce włączyć się do naszego projektu – wspomina Emilia. Dominika Pask nie miała wątpliwości. – Od razu poczułam, że to świetna inicjatywa, bo może realnie wpłynąć na życie ludzi w Dajnach. Studiowałam w Bydgoszczy, dziś mieszkam pod Radomiem, ale mam ogromny sentyment do moich rodzinnych stron i cieszę się, że mogę mieć udział w ich kształtowaniu – mówi Dominika, która przygotowała profesjonalny projekt zagospodarowania terenu wokół świetlicy. Ale wcześniej uczestniczyła w rozmowach z mieszkańcami.
– W czasie spotkań warsztatowych nie udało nam się przyciągnąć tłumów i zebrać wielu głosów, dlatego dodatkowo przygotowaliśmy ankiety i ruszyliśmy w teren. Skoro ludzie nie przyszli do nas, to my wybraliśmy się do nich – mówi Emilia. Dominika podkreśla, że pracując, zawsze tworzy ankiety dla klientów, czy to indywidualnych, czy osób publicznych, by lepiej zbadać i zrozumieć ich potrzeby. Dzięki ankietom poznała pomysły i potrzeby mieszkańców Dajn i przygotowała wstępny projekt koncepcyjny z wizualizacjami.
Zakłada on modernizację terenu wokół świetlicy, w tym istniejącego, zaniedbanego placu zabaw. – Chcieliśmy go wzbogacić, by był bardziej atrakcyjny. Dzieci bardzo chciały mieć tu tyrolkę i górkę saneczkową, bo nie mają gdzie zimą zjeżdżać na sankach. Połączyłam te dwie potrzeby i zaproponowałam stworzenie nasypu z tyrolką. Dorośli z kolei chcieliby rozbudować świetlicę, przenieść altanę w bardziej zaciszne miejsce, ponadto stworzyć zadaszenie dla miejsca na ognisko, które powstaje na placu. W ogóle wokół świetlicy brakuje miejsca do siedzenia, ławki są liche, na grząskim terenie się chwieją. Wymyśliłam drewnianą konstrukcję schodkową, którą nazywam widownią, bo mogłaby służyć publiczności w czasie festynów, a na co dzień być po prostu miejscem do przesiadywania – tłumaczy Dominika.
W projekcie nie mniej istotna jest oprawa roślinna. – To bardzo ważna, choć czasem niedoceniana część projektów zagospodarowania terenu, bo uzupełnia drobne formy architektoniczne. Wokół świetlicy w Dajnach istotne było uporządkowania istniejącej już zieleni, stworzenie nowych nasadzeń oraz podjęcie decyzji co do przyszłości zaniedbanego stawu. Czy ma pozostać stawem rybnym czy może lepiej zmienić go w staw kąpielowy? Wówczas potrzebny byłby ratownik. Ostatecznie poszliśmy na kompromis i zaplanowaliśmy płytki, bezpieczny dla wszystkich staw z uporządkowaną roślinnością, na którym w przyszłości mogłaby stanąć kładka do spacerowania – mówi Dominika.
Zapaliła się iskierka zmian
Zmiany zaczęły się od zieleni.
– Moją myślą przewodnią w pracy jest: jeśli możemy marzyć, to możemy te marzenia też realizować. Gdy tworzyłam projekt koncepcyjny z wizualizacjami, na terenie wokół świetlicy zaszły pierwsze zmiany. Mieszkańcy rozpoczęli nasadzenia w tzw. motylim ogrodzie. Dzięki temu do ludzi zaczęło docierać, że rzeczywiście coś dobrego może się tu wydarzyć
– wspomina Dominika. – Konkurs na nasadzenia w motylim ogrodzie został zaplanowany wcześniej, znalazły się pieniądze i dzięki temu mogliśmy przejść do realizacji. To nam wszystkim dało wiatr w żagle, bo pomysły stały się namacalne, efekty widoczne – dodaje Emilia.
Podkreśla, że członkom KGW od początku zależało, by pomysły były realne i wykonalne. – Jesteśmy w kontakcie z władzami gminy w sprawie realizacji projektu, przygotowujemy jeszcze jego dokładną wycenę, by wiedzieć, ile pieniędzy będziemy potrzebować. W zeszłym roku udało nam się przegłosować w funduszu sołeckim dodatkowe huśtawki, bo tego również zażyczyli sobie dzieci i dorośli. Drewnianą widownię czy inne drobne elementy będziemy próbowali przegłosować w funduszu w 2025 r., ale już w kwestii przebudowy stawu czy większych zmian liczymy na wsparcie gminy. Wiemy, że wśród zadań gminy są poważne inwestycje, jak nowe szkoły, drogi, modernizacja kanalizacji. Usłyszeliśmy jednak, że jeśli tylko pojawi się opcja dofinansowania, to chcą nas wspierać, bo cenią mieszkańców, którzy sami się organizują i chcą zmieniać swoją najbliższą okolicę – mówi Emilia.
To nie znaczy, że efektów projektu jeszcze nie ma. – Widzimy, że we wsi zapaliła się iskierka zmian, pojawiła się nadzieja, że rzeczywiście można tu coś zrobić. Na pierwsze spotkanie w sprawie terenu wokół świetlicy przyszło niewiele osób, co nas trochę podłamało, ale wraz z rozwojem projektu coraz więcej osób się nim interesowało. A przy nasadzeniach w motylim ogrodzie pracowaliśmy już wspólnie: członkowie KGW i inni mieszkańcy wioski.
Dominika: – Sporo osób przyszło nie tylko na wspólne sadzenie, ale również odwiedza teraz motyli ogród. Można tam podziwiać owady, różne gatunki roślin. Chcieliśmy, żeby to było miejsce, które przyciągnie i młodych, i starych, będzie integrować mieszkańców. W miastach sporo się teraz dyskutuje o jakościowej przestrzeni wspólnej, małej architekturze, która zachęca do zostawania, zieleni. Gminy wiejskie wciąż często o tym zapominają, skupiając się na podstawowych wydatkach z budżetu. Ale nieważne czy w mieście, czy na wsi - wszędzie ludzie mają potrzebę, żeby wyjść z domu, porozmawiać, pobyć z innymi. Ławka przed własnym domem nie wystarczy. Zwłaszcza na wsi potrzebna jest przestrzeń, która zachęci do budowania wspólnoty. To wpływa na życie mieszkańców nie mniej niż nowa droga czy kanalizacja. Cieszymy się, że w Dajnach ta potrzeba wreszcie została dostrzeżona. A to obudziło mieszkańców. Zintegrowani wokół naszego projektu angażują się teraz w lokalne spotkania, imprezy. I już mają kolejne pomysły.
Program “Debiuty w partycypacji” realizowany był wspólnie przez ekspertów i ekspertki reprezentujących organizacje działające w obszarze partycypacji: Fundację SocLab, Fundację Pole Dialogu, Fundacją na Rzecz Studiów Europejskich, Pracownię Zrównoważonego Rozwoju, Lubelską Grupa Badawczą, Wolskie Centrum Kultury i Fundację Stocznia, które połączyło Forum Praktyków Partycypacji.
Źródło: Fundacja Stocznia