CHUTNIK: Skoro pod głosowanie dajemy tylko miejsca, z których będą mogli skorzystać wszyscy mieszkańcy, to co w wygranych projektach robią takie kwiatki, jak wymiana okien w sali gimnastycznej czy naprawa domofonu w przedszkolu?!
Potrzeba jasnych zasad ogólnodostępności projektów zgłaszanych i głosowanych w ramach budżetu partycypacyjnego – dokładnie tyle mam do powiedzenia w sprawie tegorocznych wyników głosowania mieszkańców i mieszkanek Warszawy.
Niska frekwencja podczas konsultacji społecznych
Dopuszczono w tym roku do głosowania 1750 pomysłów mieszkańców, którym leży na sercu rozwój lokalny. Można było głosować zarówno przez Internet, jak i osobiście, oddając karty w specjalnych punktach na terenie dzielnic. Głosowało aż 44 tysięcy mniej ludzi niż rok temu. Dyskusja wokół konsultacji społecznych dotyczy wielu aspektów, ale nader często pojawia się w niej wątek niskiej frekwencji.
Referenda, protesty i uczestniczenie w obradach rady dzielnicy czy miasta to domena niewielkiej grupy osób, które – zachęcając do społecznego zaangażowania – rzadko słyszą wyrazy poparcia. O ile nawet sam temat działania i jego cel wydają się dla mieszkańców słuszne, to nie starcza im chęci (siły, czasu?) do tego, aby uczestniczyć bezpośrednio w procesie decyzyjnym.
Co się konsultuje? Psie kupy zamiast cen biletów
Należy mieć również na uwadze fakt, że liczba konsultacji maleje wraz z wagą tematu. Oznacza to, że kwestie pośrednie i „miękkie”, takie jak wygląd miejsca rekreacji czy nowe lokalizacje wypożyczalni rowerów, są bardziej bezpieczne dla urzędników i urzędniczek. Sprawia się wtedy wrażenie wysłuchiwania głosu mieszkańców i włączania ich w proces decyzyjny, który zwykle jest fasadowy i mało istotny w ogólnym rozumieniu na przykład projektowania i planowania przestrzeni.
I tak – zamiast konsultowania przebiegu tras szybkiego ruchu czy kwestii podatków – zbiera się pomysły na sprzątanie psich kup. Mimo protestów, nie było też konsultacji czy referendum w sprawie zmian cen biletów MZK. Na skalę krajową nie ma nadal możliwości usłyszenia głosu obywatelskiego w kluczowych kwestiach dotyczących zmian budżetowych w trakcie roku lub udziału polskich wojsk w misjach zagranicznych.
To psucie partycypacji!
Nie umniejszam kwestii ławek, zieleni na ulicach czy placów zabaw. Chcę jednak zwrócić uwagę na fakt, że głosowane projekty nie mają kluczowego znaczenia dla rozwoju miasta. Są jednak dobrym sygnałem ze strony Ratusza, że dba o mieszkańców i liczy się z ich głosem, zachęcając ich tym samym do tego, by „wzięli sprawy z swoje ręce” i zajęli się najbliższą okolicą. Hm, to wzruszające, lecz… nie wszystkie wygrane propozycje z poprzednich lat zostały do tej pory zrealizowane. Głośne dymisje były efektem niedogadania się mieszkańców z zarządem dróg.
Dla mnie jednak największym skandalem jest wykorzystywanie budżetu partycypacyjnego do tego, żeby załatać dziury w zniszczonych przedszkolach i szkołach. Skoro pod głosowanie dajemy tylko miejsca, z których będą mogli skorzystać wszyscy mieszkańcy, to co w wygranych projektach robią takie kwiatki, jak wymiana okien w sali gimnastycznej czy naprawa domofonu w przedszkolu?! Uważam, że jest to psucie idei partycypacji i pchanie pieniędzy (w tym roku 58 milionów złotych w Warszawie) tam, gdzie fundusze powinny znaleźć się lokalnie. Rozumiem, że tragiczny stan placów zabaw w przedszkolach czy brak podłogi w salach szkół podstawowych to wielki problem, ale czy niedługo będziemy zmuszeni głosować na wyposażenie szpitala czy samochód dla policji?
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Brak podłogi w szkołach to wielki problem. Ale czy niedługo będziemy głosować na wyposażenie szpitala czy samochód dla policji?
Źródło: Inf. własna (opinie.ngo.pl)
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23