Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
- Obawy będą zawsze, ale nie zniechęcą mnie do pracy, bo wierzę w ludzi - mówi Ewa Rypińska organizatorka społeczności lokalnej w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Radomiu w rozmowie z Moniką Makowiecką.
Monika Makowiecka: Jesteś organizatorką społeczności lokalnej w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Radomiu. Jak trafiłaś do zespołu zajmującego się organizowaniem społeczności lokalnej?
Ewa Rypińska: – Jakiś czas temu do wszystkich pracowników socjalnych pracujących w dziesięciu Zespołach Pracy Socjalnej została skierowana oferta podjęcia pracy jako organizator społeczności lokalnej. Ostatecznie zostało wybranych pięć osób, w tym ja. To była propozycja, na początku nie wiedziałam, jak teraz będzie wyglądać moja praca, ale i była radość z tego, że będę pracować w społeczności, którą trochę poznałam, pracując w Zespole Pracy Socjalnej, bo od początku kładłyśmy nacisk na pracę na osiedlu bloków socjalnych przy ulicy Marii Gajl.
Czym dla Ciebie jest metoda OSL?
E.W.: – To nie jest dla mnie tylko praca w społeczności i ze społecznością, to jest przede wszystkim praca z ludźmi, praca którą uwielbiam. Nie jestem osobą, którą można zamknąć na osiem godzin w biurze, bo ja się duszę. Lubiłam pracę pracownika socjalnego, bo odpowiadała mi praca z ludźmi, to że mam kontakt z ich problemami. Kontakt z człowiekiem daje mi szansę na to, aby coś zmieniać na lepsze. Jest to metoda, dzięki której można coś zmienić, zaktywizować ludzi, wprowadzić zmiany, wtedy docenią to nie tylko ci ludzie, z którymi się pracuje, ale i inni.
Co zachęciło Cię do pracy metodą OSL?
E.W.: – Generalnie cały czas działając jako pracownik socjalny, realizowałam zadania środowiskowe. Pracowałam metodą grupy, metodą projektu, z dziećmi, organizowałam punkt konsultacyjno-informacyjny, byłam członkiem Zespołów CAL, gdzie wspólnie z partnerami podejmowaliśmy działania na rzecz lokalnego środowiska. Ta praca mi się spodobała, dlatego gdy pojawiła się propozycja, żeby tylko i wyłącznie pracować OSL, poświęcić się temu, podjęłam wyzwanie. Praca z indywidualnym klientem wymaga kompleksowego zaangażowania, nie ma możliwości poświęcenia się tylko i wyłącznie pracy w społeczności, praca środowiskowa zawsze była obok.
Przez dwa lata prowadziłaś środowiskową pracę socjalną na osiedlu Gołębiów, co było jej celem?
E.W.: – Chodziło generalnie o poprawę sytuacji na osiedlu, zmienianie osiedla, zjednoczenia mieszkańców, wśród których występowała bardzo duża anonimowość, bark otwarcia. Chcieliśmy aktywizować do wspólnego rozwiązywania problemów obecnych w społeczności, którą tworzą.
Jakie dostrzegasz rezultaty prowadzonej pracy?
E.W.: – Ludzie się zmieniają, inaczej reagują nie tylko na pracowników socjalnych, ale i inne osoby pracujące na rzecz mieszkańców osiedla, które są rozpoznawane. Nie tylko nasi klienci, ale i inni mieszkańcy osiedla wiedzieli, do kogo mogą się zwrócić, gdy zaistnieje problem, gdzie nas szukać, jakby osiedle na nowo zaczęło tętnić.
Pracując w Zespole Pracy Socjalnej łączyłaś wiele zadań, jak dużo czasu, realizując zadania pracownika socjalnego poświęcałaś na pracę środowiskową i pracę z indywidualnym przypadkiem?
E.W.: – Zawsze na pierwszym miejscu była praca z indywidualnym przypadkiem, były to działania ukierunkowane na motywowania klienta do zmiany jego sytuacji bytowej. Działania środowiskowe choć były podejmowane, to jednak brakowało czasu na ich realizację.
Gdybyś mogła oszacować, to ile godzin, czy też dni poświęcałaś na pracę środowiskową?
E.W.: – Bardzo różnie, w zależności od miesiąca i planów, na przykład: jeden dyżur w miesiącu w punkcie informacyjnym, spotkania osiedlowego Zespołu Centrum Aktywności Lokalnej, zajęcia z dziećmi, prelekcja, spotkania okolicznościowe, spotkania grup, niemniej szacuję, że 80% czasu zajmowała praca z indywidualnym klientem, a 20% działania środowiskowe.
Czy towarzyszył Tobie niedosyt, że masz za mało czasu na pracę środowiskową, bezpośrednią pracę w społeczności?
E.W.: – Na pewno, przede wszystkim praca z klientem i wywiady przygniatały, to było realizowane w pierwszej kolejności z uwagi na terminy. Konsekwencją było odkładanie zadań w społeczności na później.
Od 1 lipca 2012 roku jesteś pracownikiem umownie nazwanej Komórki OSL. Jak wygląda taki przykładowy dzień pracy organizatora społeczności lokalnej?
E.W.: – To zależy, co jest do zrobienia. Rano mamy odprawę w zespole, omawiamy, co będziemy robiły danego dnia, co wydarzyło się w dniu poprzednim. Potem uzupełniamy niezbędną dokumentację. Później na przykład pracujemy w klubie dla osób niepełnosprawnych, klubie seniora, promujemy wolontariat wśród mieszkańców Radomia, organizujemy spotkania wolontariuszy, koordynujemy ich pracę czy udajemy się do swoich Zespołów Pracy Socjalnej, uczestniczymy w spotkaniach zespołów CAL. Obecnie znaczną część czasu poświęcamy na poznanie społeczności osiedla bloków socjalnych przy ul. Marii Gajl, gdzie prowadzimy badania wśród mieszkańców. Co ważne ja i pozostali organizatorzy realizujemy wyłącznie zadania związane z organizowaniem społeczności lokalnej.
Jak Twoim zdaniem utworzenie zespołu OSL i wyodrębnienie stanowisk organizatorów społeczności lokalnej przełoży się na rozwój metody środowiskowej?
E.W.: – Na pewno będzie przełożenie, obecnie zajmuję się tylko tym, nie muszę przeprowadzać wywiadów i przyznawać pomocy. Zajmuję się pracą w społeczności, mam czas na to, żeby jak zachodzi taka potrzeba to przez kilka godzin rozmawiać z mieszkańcami o wszystkich ich problemach, być do ich dyspozycji.
Praca w społecznościach wymaga kontaktu z Zespołami Pracy Socjalnej. Jak zaplanowaliście Waszą współpracę z dziesięcioma zespołami funkcjonującymi na terenie Radomia?
E.W.: – Każdy z organizatorów pracuje na terenie podległym dwóm Zespołom Pracy Socjalnej. Zostały przypisane tak, aby było bliskie umiejscowienie, wspólni partnerzy. Każda z nas stara się być obecna w tych rejonach, bierze odpowiedzialność za współpracę z pracownikami w zakresie działań środowiskowych, szczególnie we wskazanych społecznościach, zagrożonych wykluczeniem społecznym.
Na czym polega ta współpraca, na przykładzie Społeczności Marii Gajl i ZPS nr 3?
E.W.: – Jesteśmy w stałym kontakcie. Planuję swoją pracę we współpracy z pracownikami socjalnymi, pracującymi w tej społeczności. Razem uczestniczymy w spotkaniach Zespołu Centrum Aktywności Lokalnej, organizowaliśmy spotkania obywatelskie, zabawy mikołajkowe, pikniki, festyny, wymieniamy się spostrzeżeniami i wiedzą na temat tej społeczności itd. Bez współpracy z mieszkańcami i pracownikami z Zespołów nie zorganizuję wolontariatu czy pikniku. Pracownik socjalny jest taką osobą, która ma zaufanie u ludzi, zna swój odcinek, nadal jest obecny i działa w tej społeczności. Nie może być tak, że organizator robi swoje a pracownik swoje, przecież obydwoje pracujemy nie tylko w jednej instytucji, ale i w jednej społeczności.
Jakie dostrzegasz korzyści ze współpracy z pracownikami socjalnymi?
E.W.: – Łatwiej jest mi dotrzeć do mieszkańców, nawet kiedy rzuciłyśmy hasło, że zaczynamy badania, to tak naprawdę pracownicy socjalni byli pierwszymi, którzy informowali o tym mieszkańców. Mówili, przyjadą dziewczyny będą z wami rozmawiać, pomogło to złagodzić nieufność, było wprowadzeniem. Dzięki temu, że współpracuję z pracownikiem, poznaję każdego człowieka nie tylko jako klienta pomocy społecznej, ale przede wszystkim jako mieszkańca danej społeczności. Pracownik jest mi pomocny, nie wyobrażam sobie braku współpracy.
W związku ze zmianą zakresu czynności utraciłaś dodatek za pracę w terenie i dodatkowy urlop przysługujący pracownikowi socjalnemu raz na dwa lata, jak odebrałaś te zmiany?
E.W.: – Na wynagrodzeniu nie straciłyśmy, w zasadzie dodatek został wpisany w pensję, a utrata urlopu dodatkowego nie jest dla mnie takim problemem, chociaż szkoda, że go nie ma, bo nadal pracujemy ze środowiskami zagrożonymi wykluczeniem społecznym.
Wcześniej przyznawałaś zasiłki teraz jesteś organizatorem, jak jesteś odbierana przez mieszkańców?
E.W.: – Mieszkańcy tak naprawdę rozmawiają ze mną jak z partnerem, o problemach, sposobach ich rozwiązania, ja im mogę w tym tylko pomóc, niczego nie narzucam, społeczność musi zdecydować sama. Pracownik socjalny w pewnym sensie pełni funkcję nadrzędną wobec klienta, jest decydentem. Na zasadzie polecenia i nakazu nic się nie zyska, człowiek ma taką naturę, że się buntuje - każcie mi i tak tego nie zrobię.
A czy mieszkańcy dostrzegają zmianę, sygnalizują ją, czy chcieli by was postrzegać jako pracownika, który może przyznać zasiłek?
E.W.: – Nie, my tłumaczymy, jakie są zasady naszej pracy. Pracownik jest postrzegany inaczej, mówią „nie chciała mi dać zasiłku”, na nas patrzą pod innym kątem.
Czyli jak, o czym rozmawiacie?
E.W.: – Ludzie zaczepiają nas w terenie, gdy pojawiamy się na osiedlu, rozmawiamy o problemach, jak im się żyje, mieszka i okazuje się, że mimo złej sławy osiedla, cieszą się, ze tam mieszkają, bo mają swój kąt, jest im przykro, że nie wszystko potoczyło się, jak chcieli, ale są otwarci na zmiany, chętni do wspólnej pracy.
Jednym z miejsc wybranych do pracy metodą OSL jest osiedle bloków socjalnych przy ul. Marii Gajl. Jaka to jest społeczność?
E.W.: – Jest to stosunkowo nowe osiedle, pierwsze dwa bloki zostały przekształcone w 2006 roku z hoteli robotniczych, są lokale socjalne, wspólne łazienka, kuchnia, pralnia, jeden bądź dwa pokoje. Natomiast w 2010 zostały oddane do użytku cztery nowe bloki, lokale to pokój z kuchnią bądź dwa pokoje z aneksem kuchennym, łazienką. Są umiejscowione w otoczeniu wiejskim, na obrzeżach Radomia.
Mówisz o zabudowie, a jacy to są ludzie, kto tam mieszka?
E.W.: – Normalni ludzie, którzy znaleźli się tam w wyniku eksmisji albo ubiegali się o lokal socjalny, gdyż nie mieli swojego mieszkania, a nie było ich stać na wynajem czy mieszkanie spółdzielcze, albo też sobie nie radzili w blokach na innych osiedlach z opłatami. Właśnie trudna sytuacja bytowa tych rodzin powoduje, że ok. 80% z nich korzysta z pomocy MOPS. Ale są też osoby, którym nic się nie chce, które nie pracują, nic nie robią, nadużywają alkoholu, nie przestrzegają norm społecznych.
Jesteście na etapie diagnozy społeczności bloków socjalnych przy ul. Marii Gajl. Jak przebiegają badania?
E.W.: – Przeprowadzamy wywiady swobodne, idziemy, pukamy do drzwi, mówimy kim jesteśmy i o czym chcemy rozmawiać, ludzie są naprawdę bardzo serdeczni. Nie można mówić, że w blokach socjalnych jest sama patologia i alkoholizm. Owszem te problemy tam są obecne, ale i żyją tam też ludzie, którzy trafili na to osiedle z różnych powodów, eksmisji, braku środków w wyniku utraty pracy. Zamieszkują też rodziny, które same poprosiły o zamianę lokalu, przyjęli propozycję zamieszkania w nowych blokach, na obrzeżach miasta, w otoczeniu wiejskiej sielanki.
Co wpłynęło na decyzję wykorzystania wywiadów swobodnych jako głównego narzędzie w diagnozie?
E.W.: – Konsultacja z Basią Bąbską z Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej, która nam zasugerowała tą metodę. Ja jestem socjologiem, miałam wiedzę czym jest wywiad swobodny, że badania jakościowe dają więcej materiału niż badania ilościowe, o których myśleliśmy na etapie projektowania diagnozy. Ankiety dają dane procentowe, liczbowe, które tak naprawdę niewiele mówią. Co prawda obrazują, jaki jest odsetek na przykład osób nadużywających alkoholu, wskaźnik wandalizmu. Rozmawiając z osobami na osiedlu, dowiem się więcej, co powoduje problemy? Gdzie szukać jakiegoś rozwiązania? Jednocześnie nawiązuję kontakt z osobami, wiem czy i kto później zechce włączyć się w działania? Czy się boi? Czy jest zainteresowany zmianą w swojej społeczności? Jest to coś więcej. Badania jakościowe dają możliwość dogłębnego zdiagnozowania środowiska, w którym mam pracować, aby wiedzieć od czego zacząć. Nie mogę kierować się schematem, że skoro on mieszka na Marii Gajl, więc jest taki czy inny. On jest zwyczajnym człowiekiem ma rodzinę, dzieci, mieszkanie, cieszy się, że je ma bo czekał na niego długo. Pójście do ludzi i rozmowa daje więcej niż wypełnienie druku ankiety.
Czy podczas badań coś Cię zaskoczyło?
E.W.: – Liczyłam się z różnymi reakcjami mieszkańców - sceptycyzmem, że tu nic nie można zrobić, obojętnością, ale również zainteresowaniem, otwartością na zmiany. Jeden z mieszkańców, u którego byłyśmy na wywiadzie swobodnym skontaktował się z pracownikiem socjalnym z Zespołu Pracy Socjalnej, poprosił o numer telefonu do mnie. Później zadzwonił, powiedział „Pani Ewo jest sprawa do przegadania”, zapytał kiedy i gdzie możemy się spotkać. Jest to coś wyjątkowego, bo ludzie zaczynają nas postrzegać jako osoby, które chcą pomóc zmienić coś, co im nie odpowiada.
Mija ósmy miesiąc pracy jako organizatora społeczności lokalnej. Jakie momenty były dla ciebie najtrudniejsze, jakie miałaś obawy?
E.W.: – Zawsze mi towarzyszą obawy, czy ja sobie poradzę i co z tego wyniknie? Z drugiej strony sobie tłumaczę, że jest to praca z ludźmi, praca małymi krokami. Pamiętam na samym początku, towarzyszyło mi takie dziwne uczucie. Pracownik socjalny, którym byłam, nigdy nie przestaje myśleć o klientach, tak naprawdę pracuje 24 godziny na dobę, bo jak wychodzi z pracy to mimo, że wywiady zostają w biurku, to się wychodzi z pełną głową, jak ja to mówię z „teczką”, piątek godzina 15.00, myślisz, czy będzie interwencja i czy w weekend coś się nie wydarzy. To, że na początku nie miałam takiego bagażu, to, że wychodziłam do domu z pustą głową, to dla mnie było dziwne, musiałam się przyzwyczaić, ale w tej chwili „teczka” jest taka, że wychodzę z kwadratową głową, szczególnie teraz po ostatnich badaniach i planowaniu dalszej pracy. Jednocześnie, kiedy się zaczyna problem, zaczynam się zastanawiać, co robić? Obawy będą zawsze, ale nie zniechęcą mnie do pracy, bo wierzę w ludzi.
Gdzie tą pomoc znajdujesz?
E.W.: – Jesteśmy na etapie takim bardzo początkowym, wiem na kogo mogę liczyć, współpracowników z Zespołu OSL i Zespołów Pracy Socjalnej, członków Zespołu CAL. Nie ma wśród nas osób, których bym nie znała, są to pracownicy, którzy pracują od lat, znaliśmy się, widywaliśmy się, podobne rzeczy robiliśmy, ważna jest kwestia zorganizowania współpracy, poznania się w nowej roli, widzimy, która w czym lepiej się czuje, gdzie się lepiej odnajduje, staramy się uzupełniać. Poza tym fakt, że w społeczności bloków Marii Gajl są osoby, które chcą pracować, którym zależy na zmianach, to jest bardzo pomocne, buduje i motywuje do dalszej pracy.
Jaka jest twoja koncepcja pracy metodą OSL w tej właśnie społeczności?
E.W.: – Zaczęłyśmy od wstępnej analizy terenu, prowadzimy badania i w oparciu o zgromadzone materiały wspólnie z mieszkańcami i lokalnymi partnerami zaplanujemy działania.
Jak wyobrażasz sobie społeczność ulicy Marii Gajl za kilka lat?
E.W.: – Moim nie chcę powiedzieć marzeniem, ale sukcesem będzie, kiedy osoby zamieszkujące na terenach, które inni przekreślają bo twierdzą, że tam się nic nie da zrobić, przede wszystkim zaczną inaczej się postrzegać, a w ten sposób zaczną być lepiej postrzegani przez innych mieszkańców miasta. Teraz osiedle bloków socjalnych przy ul. Marii Gajl nazywa się „wyspą”, na blokach są napisy „wyspa wita”. Wierzę w to, że w przyszłości i sami mieszkańcy osiedla, jak i wszyscy mieszkańcy Radomia będą mówili, że to jest fajne osiedle, na którym warto mieszkać, w ciszy i spokoju, że tutaj można coś zrobić i mieszkańcy do wszystkiego dojdą sami.
Dziękuję za rozmowę i życzę wielu radości z pracy z ludźmi.
Ewa Rypińska - od 11 lat pracownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Radomiu, w latach 2002 – 2012 jako pracownik socjalny, od lipca 2012 roku jako organizator społeczności lokalnej. Ukończyła Katolicki Uniwersytet Lubelski Wydział Nauk Społecznych (studia magisterskie na kierunku socjologia) i Uniwersytet Humanistyczno – Przyrodniczy w Kielcach (studia podyplomowe z zakresu organizacji i zarządzania w pomocy społecznej). Realizowała działania z zakresu pracy socjalnej z indywidualnym klientem, jak i działania środowiskowe na rzecz danej społeczności. Uwielbia pracę z ludźmi. Mówi o sobie, że jest niepoprawną optymistką, która wierzy w ludzi i w to, że zawsze można zmienić świat na lepszy.
Artykuł pochodzi z serwisu www.osl.org.pl
Ramowy model organizowania społeczności lokalnej (model OSL), jest koncepcją środowiskowej pracy socjalnej przygotowaną przez Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej CAL i Instytut Spraw Publicznych z wykorzystaniem dostępnej literatury przedmiotu oraz doświadczeń obu organizacji, a zwłaszcza doświadczeń pracy środowiskowej metodą CAL z wybranymi instytucjami publicznymi, w tym ośrodkami pomocy społecznej.
Organizowanie społeczności lokalnej opiera się na założeniach, że efektywne wspomaganie oraz pełna integracja ze społeczeństwem osób i rodzin, szczególnie ze środowisk i obszarów marginalizowanych, nie jest możliwa bez odpowiedniego przetwarzania ich środowiska życia, w tym społeczności lokalnej, w której toczy się ich życie. Tylko bowiem aktywne i prężne społeczności stwarzają szansę na samorealizację dla osób i grup w nim funkcjonujących. Podejmowane w ramach OSL działania mają na celu wyrównywanie szans przez wspieranie w rozwoju tych osób, rodzin, środowisk i grup, które znajdują się w najtrudniejszym położeniu oraz przywróceniu najsłabszym ogniwom wspólnot lokalnych poczucia podmiotowości, kontrolowania własnego życia i sprawstwa (empowerment).
Projekt „Tworzenie i rozwijanie standardów usług pomocy i integracji społecznej jest współfinansowany przez Unię Europejską” w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.