Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Organizacje społeczeństwa obywatelskiego czasami są zadowolone już z tego, że są. Rozwój trzeciego sektora jest oczywiście powodem do dumy i radości. Ale jest to zaledwie podstawa. Dialog obywatelski ma wtedy sens, jeżeli służy rozwiązywaniu konkretnych problemów społecznych – mówi Krzysztof Balon, współprzewodniczący Rady Działalności Pożytku Publicznego.
Ignacy Dudkiewicz: – Kandyduje pan do Rady Działalności Pożytku Publicznego kolejnej kadencji?
Krzysztof Balon: – Tak.
Z jakimi planami?
K.B.: – Zdecydowanie najważniejsza jest dalsza praca nad bolączkami organizacji pożytku publicznego i przyszłością organizacji pozarządowych. Można wymienić prozaiczne problemy, takie jak nękanie organizacji kontrolami, przepisy administracyjne sprawiające, że liderzy koncentrują się na formalnościach, a nie na działalności merytorycznej. Ale można też wskazać szersze wyzwania dotyczące rozwijania dialogu obywatelskiego, relacji między organizacjami a sektorem publicznym, ze szczególnym uwzględnieniem samorządu terytorialnego.
Porozmawiajmy o przeszłości. Jak z perspektywy czasu ocenia pan decyzję, żeby pracę Rady ostatniej kadencji oprzeć o zespoły tematyczne?
K.B.: – Zdecydowanie się to sprawdziło. Można to udowodnić choćby liczbą spraw, które udało się podjąć i załatwić. Prawie wszystkie uchwały Rady dotyczyły konkretnych problemów merytorycznych, a to, że było ich tak wiele, wynikało właśnie z podziału pracy. Zarówno ich liczba, jak i zakres problemów, którymi Rada się zajmowała, pokazuje, że praca w zespołach była dobrym pomysłem. Chciałbym szczególnie podkreślić wielkie, społeczne zaangażowanie przewodniczących zespołów, które było głównym źródłem sukcesu tej Rady.
A nie ma pan poczucia, że pracowali w nich głównie przedstawiciele strony pozarządowej? Nie jest pan nieco rozczarowany zaangażowaniem przedstawicieli strony publicznej?
K.B.: – Przewodniczącym jednego z kluczowych zespołów był przedstawiciel strony samorządowej, pan Marcin Wojdat. Niemniej, rzeczywiście jest to raczej chlubny wyjątek. Jestem tym nieco rozczarowany, ale nie zaskoczony. Wpływa na to w pewnym stopniu sama „sztywna” struktura Rady, w której rząd i samorząd terytorialny mają po pięciu przedstawicieli – nie mniej i nie więcej. W ostatniej kadencji brakowało na przykład przedstawiciela Ministerstwa Finansów. Nie była to dobra sytuacja.
Dlaczego?
K.B.: – Ponieważ bardzo wiele spraw podnoszonych przez Radę dotyczy tego ministerstwa. Dotyczy to zresztą także innych resortów. Liczba reprezentantów rządu w tej sytuacji okazuje się niewystarczająca. Chociaż oczywiście nie sposób stworzyć gremium, w którym każde ministerstwo będzie miało przedstawiciela. Trzeba się nad tym zastanowić. Inny sposób pracy Rady to ważny temat, który musimy przemyśleć.
Wracając do zaangażowania przedstawicieli strony publicznej w zespołach…
K.B.: – Pamiętajmy, że Rada, będąc formalnie ciałem doradczym ministra, ostatecznie działa przede wszystkim w interesie trzeciego sektora. To jedyne miejsce, w którym sektor pozarządowy jako całość może prezentować swoje interesy. W tym sensie mniejsza aktywność przedstawicieli strony publicznej wynika z przyczyn strukturalnych. Należy przy tym podkreślić, że współprzewodniczący Rady ze strony rządowo-samorządowej, pan senator Jarosław Duda, bardzo aktywnie uczestniczył w pracach Rady i starał się o zapewnienie odpowiedniej reprezentacji ministerstw przy omawianiu konkretnych kwestii. Bywały już kadencje Rady ze znacznie słabszą reprezentacją rządu.
Kolejną nowością w ostatniej kadencji Rady były regularne spotkania części pozarządowej z organizacjami.
K.B.: – I to także okazało się sukcesem. Ich główna wartość polega na tym, że członkowie Rady mogą się czegoś nauczyć. W czasie spotkań na jaw wychodzą różne sprawy, o których się po prostu nie wie lub które umykają w trakcie żmudnego opiniowania kolejnych aktów prawnych. Sukcesem jest także to, że na spotkania przyjeżdżają przedstawiciele organizacji z całej Polski. Chroni to Radę przed hermetyzacją, zwłaszcza że uczestnicy spotkań często krytykują nas, pokazując słabe strony naszego działania.
Na początku ostatniej kadencji mówił pan o potrzebie wzmacniania struktur przedstawicielskich sektora. Jak w tym kontekście ocenia pan proces wyborów do Komitetów Monitorujących i do Komitetu Monitorująco-Sterującego FIO?
K.B.: – Przede wszystkim należy podkreślić, że wybory były realizacją postulatów zgłaszanych przez organizacje. Realizacja tych postulatów była niejako obowiązkiem RDPP. Był to niewątpliwy sukces. Model polskich Komitetów Monitorujących jest unikalny w skali Europy. W żadnym innym państwie Unii Europejskiej nie ma systemu wyboru przedstawicieli organizacji społeczeństwa obywatelskiego do komitetów monitorujących programy europejskie. Oczywiście, także przy okazji tych wyborów okazało się, że proces demokratyczny przynosi czasem efekty, które nie współgrają z zamierzonymi celami. Nie zawsze kryterium wyboru są bowiem eksperckie kwalifikacje, przydatne w pracy Komitetów.
Czego oczekuje pan od programu współpracy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej z organizacjami?
K.B.: – Trzeba zacząć od tego, że program współpracy jest narzędziem, które ustanawia dopiero ramy dla dalszego dialogu. Życzyłbym sobie, żeby wszystkie ministerstwa uchwalały takie programy i żeby podejście do nich było równie poważne i otwarte, jak w MPiPS-ie. Reszta zależy jednak w głównej mierze od nas, od środowiska organizacji pozarządowych.
To znaczy?
K.B.: – W polskim systemie prawnym trzeci sektor ma naprawdę duże możliwości wpływania na ustawodawstwo, a także na konkretne decyzje administracyjne oraz na praktykę współpracy organizacji ze stroną publiczną. Nie zawsze jednak te możliwości wykorzystuje. Proszę zauważyć, jak słabe w Polsce są struktury federacyjne. Jeśli porównamy je ze strukturami w innych państwach, w których brakuje tak dobrych warunków formalnych do współpracy, okaże się, że tam działają poważne federacje, przede wszystkich branżowe, które są bardzo aktywne – wdzierają się do parlamentu, ministerstw i samorządów i skutecznie, ponadpartyjnie artykułują interesy organizacji członkowskich i grup społecznych, które te organizacje reprezentują. W Polsce tego stale jeszcze brakuje.
Może właśnie dlatego, że mamy takie, a nie inne otoczenie formalne? Coś za coś.
K.B.: – Pewnie coś w tym jest. Ale logika powinna być taka, żeby – wykorzystując wszystkie istniejące instrumenty – organizować coś ponad to. Polska jest krajem, w którym sukces gospodarczy nie przekłada się na wypełnianie luk pomiędzy tymi, którym się powodzi, a tymi, którym nie. Dotyczy to zarówno sytuacji materialnej, jak i włączenia społecznego czy partycypacji obywatelskiej. Jeżeli organizacje społeczeństwa obywatelskiego chcą coś zrobić dla rozwoju demokracji partycypacyjnej czy dialogu obywatelskiego, to zacząć trzeba od spraw podstawowych, czyli od wkładu w rozwiązywanie problemów społecznych. Oczywiście, istnieją w Polsce takie federacje jak choćby bardzo aktywny Polski Komitet Europejskiej Sieci Przeciw Ubóstwu i Wykluczeniu Społecznemu, ale ich głos – oparty o rzeczową, przeprowadzaną na wysokim poziomie analizę – często nie jest podejmowany przez inne organizacje.
Z czego to wynika?
K.B.: – Mam wrażenie, że organizacje społeczeństwa obywatelskiego czasami są zadowolone już z tego, że są, i wierzą, że stanowią wartość samą w sobie. Rozwój trzeciego sektora jest oczywiście powodem do dumy i radości. Ale jest to zaledwie podstawa. Bo dialog obywatelski ma wtedy sens, jeżeli służy rozwiązywaniu konkretnych problemów społecznych. A jest ich wiele.
To również ważny kontekst dla oceny programy współpracy organizacji z MPiPS. Czy widzi pan potencjał do rozwoju współpracy z innymi departamentami ministerstwa niż Departament Pożytku? Choćby w ramach rozmowy o rynku pracy, pomocy społecznej czy polityce senioralnej…
K.B.: – Istotnie, dobra współpraca z Departamentem Pożytku Publicznego – dyrektor Krzysztof Więckiewicz jest zarazem sekretarzem Rady – była kluczowa dla sukcesu naszych działań. Współpraca z wymienionymi przez pana departamentami, bardzo istotnymi dla rozwoju działalności pożytku publicznego, przebiegała dobrze lub poprawnie – z różną intensywnością. Z naszej strony wnosiliśmy przede wszystkim wiedzę ekspercką, niezbędną do kształtowania polityk publicznych, opartych na zasadzie subsydiarności pomiędzy sektorem publicznym a organizacjami pozarządowymi. Dobrym przykładem mogą być prace Rady dotyczące takiej zmiany systemu pomocy społecznej, aby organizacje non-profit miały pierwszeństwo w zakresie świadczenia usług społecznych. Opracowaliśmy założenia takiego systemu i przedyskutowaliśmy je z Departamentem Pomocy i Integracji Społecznej, a przede wszystkim z Radą Pomocy Społecznej przy Ministrze. Następny krok, to już decyzje polityczne. I właśnie teraz powinny pojawić się działania lobbingowe federacji, domagających się realizacji tych założeń. Tego – póki co – brakuje.
Czy zatem według pana sektorowi brakuje lobbystów?
K.B.: – Sektorowi brakuje lobbystów działających w oparciu o rzetelną, sprawdzoną informację i analizę. Sektorowi brakuje też ekspertyzy na wysokim poziomie, think tanków, które produkowałyby opracowania, z którymi można przyjść do polityków. W ten sposób powinniśmy widzieć nasz wkład w debatę publiczną. Samo przedstawianie postulatów i mówienie: „dajcie, zróbcie” to za mało.
Z takimi ekspertyzami można przychodzić do różnych ministerstw. Jak pan ocenia współpracę z nimi? To wyzwanie dla nowej Rady?
K.B.: – Osobiście uważam, że efektywność pracy Rady zwiększyłaby się, gdyby została ona w inny sposób ulokowana, niż jest to obecnie. Pozostawiając Radę przy resorcie pracy i polityki społecznej, należałoby pomyśleć o przyznaniu temu ministerstwo kompetencji „przekrojowych” dotyczących pożytku publicznego w ramach rządu. Inne możliwe rozwiązanie strukturalne polegałoby na ulokowaniu Rady przy premierze.
Dlaczego trzeba to zmienić?
K.B.: – Na poziomie codziennej komunikacji mamy bardzo dobrą współpracę ze wszystkimi ministerstwami. Kiedy zapraszamy kogoś na posiedzenie, nie zdarza się, by ktoś odmówił przyjścia. Prowadzimy dialog. Ale gdyby nasze uchwały miały inna rangę, a nie tylko rangę uchwał organu doradczego poszczególnego ministra, to innym ministerstwom byłoby łatwiej je brać pod uwagę jako ważny głos.
Rada współpracowała także z Kancelarią Prezydenta. Jak ocenia pan rolę tego wsparcia?
K.B.: – Współpraca między nami układała się bardzo dobrze. Jestem zresztą przekonany, że równie dobra będzie w następnej kadencji Rady. Zaangażowanie w sprawy społeczeństwa obywatelskiego, a tym samym dobra współpraca z Radą Działalności Pożytku Publicznego, było, jest i – jestem przekonany – będzie również w przyszłości niejako naturalną częścią aktywności Kancelarii Prezydenta RP.
Dużo mówiliśmy o sukcesach. A czego nie udało się zrobić w ostatniej kadencji?
K.B.: – Chcieliśmy wdrożyć system rozliczania zadań publicznych za rezultaty i to się niestety nie udało. Planowaliśmy stworzyć system, w ramach którego możliwe byłoby legalne uzyskiwanie nadwyżek finansowych przez organizacje typu non-profit przy realizacji zadania publicznego, przy założeniu, że nadwyżka ta będzie przeznaczona na cele statutowe tej organizacji. Spotkaliśmy się jednak z bardzo dużym oporem ze strony przedstawicieli samorządu terytorialnego, którzy obawiali się, czy uda się obronić tego typu rozliczenie przy rozmaitych kontrolach. Opór istniał też po stronie samych organizacji. Wielu z nich system rozliczania się przy pomocy faktur wydaje się korzystniejszy, bo zdejmuje z nich odpowiedzialność za efekt. Trzeba jednak ten temat kontynuować. Strumień środków europejskich już za kilka lat wyraźnie osłabnie i musimy szukać innych sposobów finansowania organizacji. System, w którym organizacje mogłyby wykonywać zadania publiczne, jednocześnie wypracowując nadwyżkę na cele statutowe, mógłby być jednym ze źródeł rozwoju sektora obywatelskiego. Kolejną, stosunkowo „świeżą” kwestią, której nie udało sią zadowalająco rozwiązać w obecnej kadencji, jest rola organizacji obywatelskich w świadczeniu nieodpłatnych porad prawnych, a właściwie prawno-obywatelskich.
A co z brakiem systemowego zajęcia się reformą systemu odpisów 1% podatku?
K.B.: – Nie uważam, żeby była to porażka obecnej Rady. Zgodnie z oczekiwaniami intensywnie zajmowaliśmy się tą sprawą, ale problem jest w istocie znacznie głębszy, bo dotyczy pytania o konstytucyjną odpowiedzialność państwa za wykonywanie niezbędnych usług, na przykład zdrowotnych albo oświatowych, na rzecz obywateli. W Polsce często środkami z odpisów jednoprocentowych łatamy dziury, które pozostawiają po sobie polityki publiczne. W tym sensie nie jest w pierwszym rzędzie problem pożytku publicznego czy organizacji pozarządowych, a więc także Rady. W tych warunkach brzegowych, w których działamy, nie mamy obecnie dobrego wyjścia z niedobrej sytuacji. Możemy, i to robiliśmy, próbować likwidować rozmaite wypaczenia, związane na przykład z przeznaczaniem bardzo dużych środków na akcje reklamowe. Póki co, nie da się, niestety, zrobić wiele więcej.
Krzysztof Balon – Sekretarz Rady Programowej Wspólnoty Roboczej Związków Organizacji Socjalnych i współprzewodniczący Rady Działalności Pożytku Publicznego.
Krzysztof Balon: Jeżeli organizacje chcą coś zrobić dla dialogu obywatelskiego, to zacząć trzeba od wkładu w rozwiązywanie problemów społecznych.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.