Brak dostępu. Informacja publiczna z opóźnieniem albo urzędowa cisza
(PAP) Brak odpowiedzi albo odpowiedź z dużym opóźnieniem to najczęstsze problemy z dostępem do informacji publicznej – powiedział PAP Krzysztof Izdebski, prawnik ze Stowarzyszenia Sieć Obywatelska – Watchdog Polska, specjalizujący się w dostępie do informacji publicznej.
PAP: – Przygotowali państwo raport dotyczący dostępu do informacji publicznej w Polsce. Jakie są najczęstsze problemy?
Trzeba jednak przyznać, że sytuacja się poprawia. Jak wynika z naszych badań, w 2012 roku tylko 48 proc. gmin odpowiedziało w terminie, a w tym roku było to już 65 proc. Nadal jednak jest to mało.
To, co najbardziej boli, jeśli chodzi o kwestie dostępu do informacji publicznej, to fakt, że mamy do czynienia z taką zabawą w kotka i myszkę. Urzędy albo odpowiadają po terminie, albo odpowiadają, że informacja, o którą prosimy, jest dokumentem wewnętrznym – choć takiego terminu nie ma w polskim prawie – albo informują, że trzeba przeprowadzić skomplikowaną analizę, żeby taką informację przygotować.
W związku z tym wiele spraw musi kończyć się w sądach i bardzo często osoby, które korzystają z tego rozwiązania, są w społecznościach lokalnych piętnowane. Takie sytuacje podważają zaufanie obywateli do państwa.
PAP: – Dlaczego terminowość odpowiedzi jest tak ważna?
Zdecydowanie największa liczba osób, które się do nas zgłaszają, ma problem z uzyskaniem dostępu do informacji dotyczących ich spraw indywidualnych. Tutaj państwo nie zdaje egzaminu.
PAP: – Jakie to są sprawy?
Otrzymanie jej po terminie, np. po dwóch latach w wyniku postępowania sądowego, jest dla tej osoby bezwartościowe, bo ona nie może tak długo czekać z decyzją o zakupie działki.
Mamy np. klientów, którzy w związku z chorobą dziecka, którego stan pogorszył się w szpitalu, chcieliby sprawdzić, czy na oddziale, gdzie ich dziecko przebywało, były robione kontrole i jakie są ich efekty, a sprawa trwa już rok.
Inny przykład: ktoś czuje, że niesprawiedliwie nie przyjęto go do pracy w instytucji publicznej i chciałby prześledzić, w jaki sposób odbywał się konkurs na stanowisko, o które się ubiegał.
To są przypadki, o których nie myślimy, kiedy mówimy o dostępie do informacji publicznej. Najczęściej myślimy o kontroli instytucji publicznych, kwestiach wydawania przez nie pieniędzy itd. To są ważne sprawy, ale często z perspektywy zwykłego obywatela – abstrakcyjne. On chciałby otrzymać informacje dotyczącego jego osobistej sprawy.
PAP: – Ustawa o dostępie do informacji publicznej obowiązuje już 12 lat; czy przyniosła efekty?
PAP: – Jak to wygląda w liczbach?
Wyszło na to, że 73 proc. z 1831 gmin, które nam odpowiedziały, otrzymuje mniej niż 50 takich wniosków rocznie, 19 proc. między 50 a 99 wniosków rocznie. 3 proc. gmin odbiera między 100 a 199 takich wniosków, a tylko 1 proc. od 200 do 360 rocznie. Widać, że nie jest tak, że gminy są zalewane tymi wnioskami.
PAP: – Jakie jeszcze konkluzje wynikają z raportu?
Tej sprawy nie należy bagatelizować, gdyż znane są nam przypadki, gdy dane osobowe były wykorzystywane do uciszania dopytujących o informację publiczną. Np. w jednej z gmin wykaz zapytań ze wskazaniem, kto je zadawał, został opublikowany na stronie BIP urzędu.
PAP: – Jak pan ocenia działanie Biuletynów Informacji Publicznej, w którym powinny się pojawiać informacje o działalności urzędów?
Rozmawiał Krzysztof Markowski (PAP)
Źródło: Serwis Samorządowy PAP