– To, co robimy, jest trochę święte. To sfera sacrum. Ale jeżeli sami tę sferę będziemy brukać, myśląc tylko o własnych korzyściach, to zniszczymy ważny element społeczeństwa obywatelskiego – mówi Bartłomiej Włodkowski, prezes fundacji AVE, członek prezydium KDS ds. Edukacji i przewodniczący DKDS-u Białołęka, członek Rady Pożytku Publicznego.
– Gdy się tu sprowadziłem, ponad dwadzieścia lat temu, będąc jeszcze nastolatkiem, to było takie spokojne przedmieście Warszawy. Bardzo przyjazne, zielone miejsce, w ogóle nie przypominające tego, co jest teraz. Mówi się o zielonej Białołęce. Ale ona już nie jest tak zielona jak dawniej – mówi Włodkowski.
Chór starszych pań
– Dla wszystkich było to kuriozalne, że dziewiętnastolatek „bawi się” z siedemdziesięcioletnimi paniami. Jednak kadra chóru szybko się rozrosła, pojawiła się młodzież, zaczęliśmy wygrywać konkursy – wspomina.
Przy chórze prowadzili działalność lokalno-pozarządową, jednak bez statusu prawnego. Miała formę samopomocy.
– Chodziło o to, że trzeba było najuboższe osoby z chóru po prostu wspomagać. Robiliśmy to wewnętrznie. Bez statusu prawnego. Osobom związanym z chórem udało się zorganizować spory festiwal kolędowy i wiele innych wydarzeń – opowiada Bartłomiej Włodkowski. – Wszyscy tej naszej działalności bardzo kibicowali, więc pod koniec studiów podjąłem decyzję o tym, co chcę dalej robić w życiu i założyliśmy fundację.
AVE
AVE to prężnie działająca organizacja, która ma też spore przychody.
Projekty AVE są bardzo różnorodne, stąd łatwo posądzić fundację o „grantozę”. Włodkowski zapewnia jednak, że podejmowane przez nią działania zawsze wyrastają z potrzeb lokalnych. Na dowód ma niesłabnące zainteresowanie osób, które z tych działań korzystają.
Dzieci szukają ducha
– Zawsze zachęcam organizacje, żeby w swoich działaniach znajdowały nisze i te nisze wypełniały. Nie ma sensu kopiować innych, ani tym bardziej realizować własnych, prywatnych wizji. Najpierw zdiagnozujmy potrzeby – mówi Włodkowski.
– Zobaczyliśmy, że Białołęka jest historycznie nieznana. Nikt o niej nic nie wiedział, nie było materiałów, nikt się nią nie interesował. A do tego brakuje tu społecznych więzi. Pomyśleliśmy sobie, że wyciągnięcie historii tej dzielnicy to świetny pomysł na lokalną integrację. Pewnego razu zaproponowaliśmy na Uniwersytecie dla Dzieci takie zajęcia, na których szukaliśmy ducha cmentarza Tarchomińskiego.
Pomysł na oprowadzanie dzieci po cmentarzu nie wydał się rodzicom specjalnie atrakcyjny, dlatego na pierwsze zajęcia stawiło się ledwie kilkunastu młodych śmiałków. Jednak zajęcia bardzo się spodobały, a wieść o nich rozeszła się tak szeroko, że wkrótce znalazło się mnóstwo chętnych. Spacery są powtarzane do dziś. A dzieciaki chętnie uczą się historii swojej dzielnicy.
Zobacz także: SCWO: DKDS Białołęka, czyli jak dobrze współpracować z urzędem
Trzeba rozmawiać
– To zajmuje potwornie dużo czasu. A działa tak, że są dziesiątki spotkań, z których nic nie wynika. Ważne jest jednak to, żeby ciągle mówić o naszych potrzebach, bo jak coś się dziesięć razy powtórzy, to może wreszcie ktoś problem zauważy. I będzie można coś osiągnąć – Ewa Listkowska, naczelnik w Wydziale Współpracy z NGO w Biurze Edukacji Urzędu m.st. Warszawy bardzo ceni sobie współpracę z Włodkowskim i jego zaangażowanie: – Wiele spraw zostało podjętych i rozwiązanych z jego inicjatywy. A były to tematy, które niekoniecznie bezpośrednio związane są z działalnością jego organizacji.
Jednak wiele organizacji pozarządowych nie korzysta z ciał dialogu z miastem. Być może brak im cierpliwości, a może chodzi o coś innego…
– Po badaniach przeprowadzonych, by sprawdzić, dlaczego tak się dzieje, okazało się, że jest grupa organizacji, której chodzi o pieniądze – mówi Włodkowski. – Tam, gdzie jest mowa o pieniądzach, tam są organizacje. Tam, gdzie jest mowa o współpracy pozafinansowej, organizacji nie ma.
A dialog jest konieczny. Zwłaszcza w obliczu zmian, które czekają cały III sektor w związku z powołaniem Narodowego Instytutu Wolności.
Problemy
Zdaniem Włodkowskiego jednym z problemów III sektora jest to, że nie ma polityka, który byłby rzecznikiem NGO.
– To jest nasz błąd i przez to trzeci sektor jest trochę rozgrywany – mówi. – Słuszność ma minister Gliński, że na tyle organizacji, które protestują przeciwko Instytutowi Wolności czy nowym zmianom, on może znaleźć drugie tyle, które opowiedzą się za. I to jest prawda. Sektor nie jest skonsolidowany. Porozumienie między organizacjami utrudnia rywalizacja o granty – działania poszczególnych fundacji są z reguły oparte głównie na środkach publicznych.
Włodkowski mówi, że inne źródła finansowania, jak działalność odpłatna, filantropia społeczna czy też wsparcie ze strony firm są na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Polacy nie mają w zwyczaju przekazywania regularnie pewnych kwot na działalność organizacji pozarządowych, jak robią mieszkańcy zachodniej Europy. Dlaczego?
– Wciąż wiele osób patrzy na NGO przez pryzmat kilku przekrętów, które się wydarzyły w III sektorze i były bardzo spektakularne, a część nie ma nawet świadomości, że sami na co dzień korzystają z ofert III sektora. Sami, jako organizacje, nie włożyliśmy odpowiednich zasobów, siły i energii w to, by edukować społeczeństwo, czym jest trzeci sektor. Myśleliśmy sobie: grunt, żeby dogadać się z urzędnikami, z panią Krysią, która przyznaje dotacje – zauważa.
Z kolei wsparcie oferowane przez firmy jest zbyt niskie, by zaspokoić potrzeby fundacji. Jednak największy problem III sektora Włodkowski widzi w tym, że sporo organizacji powstaje z pobudek merkantylnych – a nie po to, by zaspokajać potrzeby społeczne.
Pragmatyk
– Rozumie świat administracji samorządowej – mówi Ewa Listkowska. – Wie, jakie mamy możliwości i ograniczenia finansowe i prawne. A z drugiej strony wie też, jakie są potrzeby organizacji pozarządowych. Zawsze dąży do tego, aby te dwie strony mogły się spotkać i tam stara się szukać najlepszych rozwiązań. Potrafi znaleźć kompromis.
Włodkowski umie też dopiąć swego.
– Kiedyś, przy okazji jednego z projektów, pojechaliśmy większą grupą zjeść coś w McDonaldzie. I Bartek wytargował tam dla nas niższą cenę. Nie znam nikogo, komu udałoby się coś takiego – opowiada, śmiejąc się, Ola Borycka.
Idealista
Włodkowski ciągle stara się o to, by NGO miały większy wpływ na związane z nimi decyzje podejmowane przez miasto. Czasem przysparza mu to wrogów. Ale nie wydaje się tym szczególnie zmartwiony – traktuje to raczej jak nieodłączny element swoich działań. Jest idealistą, a działanie w III sektorze to dla niego misja.
– Jestem przekonany, że to, co robimy, jest trochę święte – mówi. – To jest sfera sacrum. Jeżeli sami tę sferę będziemy brukać, patrząc na nią materialnie i myśląc tylko o własnych korzyściach, to zniszczymy ważny element społeczeństwa obywatelskiego.
Poznaj ludzi sektora pozarządowego, dowiedz się, kto jest kim w NGO. Odwiedź serwis ludziesektora.ngo.pl.
Źródło: inf. własna [warszawa.ngo.pl]
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23