"Walczyłbym o podniesienie jakości przeprowadzanych w miastach społecznych debat o reformach, tak by wznosiły się na wyższy poziom niż tylko forsa i zamykały się konkretnymi propozycjami zmian" - mówi Wojciech Przybylski, opowiadając o projekcie DNA miasta, który z Warszawy rozrósł się na całą Polskę.
Wojciech Przybylski: - Rzeczywiście zaczęliśmy od prowokacyjnego pytania. Do rozmowy na ten temat zaprosiliśmy Grzegorza Lewandowskiego, Alinę Gałązkę, Agnieszkę Opszańską i Agnieszkę Kowalską, a więc nie tych, którzy ESK pilotują. Poprosiliśmy, żeby odpowiadając na pytanie przedstawili swój pomysł na kulturalną stolicę bez względu na dotychczasowe propozycje. Wcześniej na ten temat rozmawialiśmy również z Danutą Glondys, jedną z siedmiu międzynarodowych ekspertów do spraw wyboru ESK współpracujących z Komisją Europejską oraz Bogną Świątkowską i Kubą Szrederem w numerze pt. „Baronowie i histerycy”. Już wtedy zależało nam na uspołecznianiu debaty o kulturze w mieście. Przyglądaniu się jak kultura zmienia oblicze miasta.
W.P.: - Przyszli posłuchać, co ludzie tworzący kulturę pozainstytucjonalną mają im do powiedzenia. Byliśmy zaskoczeni, że rzeczywiście chcą słuchać i zabierają głos z widowni.
W.P.: - Jest to debata generująca zmianę. Uważamy, że politycy i urzędnicy chcą planować reformy w porozumieniu ze środowiskiem kultury, czerpać z ich doświadczeń i twórczości. Chcą też podejmować decyzje, za którymi stoi społeczne poparcie. Nie mają jednak ani pomysłu, ani narzędzi pozwalających takie zmiany generować. To, co działo się podczas tworzenia raportów o stanie kultury, czy podczas przygotowań do Kongresu Kultury przekonało nas o konieczności zainicjowania takich debat, w których intelektualna twórczość miesza się z autentycznym zaangażowaniem bez względu na podziały – tak rozumiemy naszą republikańską misję.
W.P.: - Sekret polega w pierwszym etapie na tym, żeby pomysł jak najszerzej konsultować społecznie. Rozmawiać o nim ze środowiskami, których bezpośrednio dotyczy, a szczególnie z ludźmi, którzy w tych środowiskach odgrywają rolę inicjatywną. Już dziś obserwujemy, że zainwestowanie energii w taki proces dialogu z różnymi grupami mieszkańców zwraca się na przykład w sferze planowania przestrzennego. W kulturze konsultacjom wciąż brakuje jakości.
W.P.: - Po pierwsze walczyłbym o podniesienie jakości przeprowadzanych w miastach społecznych debat o reformach, tak by wznosiły się na wyższy poziom niż tylko forsa i zamykały się konkretnymi propozycjami zmian. Po drugie, co warto podkreślić, a o czym zapominamy – urzędnicy i politycy powinni rzeczywiście mieć wizję zmiany. Swój pomysł, ideę powinni poddać pod dyskusję. Wysłuchać głosów za i przeciw. Zweryfikować swoje stanowisko i podjąć decyzję. Warto wnioski z tej decyzji wpisać do protokołu zadań do wykonania lub protokołu niezgodności – tak, żeby pozostał również ślad po głosach mniejszości. Stąd nasza propozycja debat połączonych z warsztatami, które mają zarażać pewną energią do podjęcia dialogu obywateli i ich przedstawicieli w miastach.
W.P.: - Dla grupy inicjatywnej. Dla miejskich aktywistów, ale też dla urzędników – bo DNA Miasta powstaje we współpracy z władzami miasta. Wielką zaletą warsztatów jest możliwość spotkania ludzi z różnych pokoleń i środowisk. Ludzi, którzy często mają podobne dążenia, ale nie wiedzą o sobie nawzajem. Tu mają szansę porozmawiać ze sobą akademicy, przedstawiciele administracji, niezależni twórcy, przedstawiciele instytucji kultury i dziennikarze. Siadają do stolików warsztatowych, a my ułatwiamy im rozmowę, ale zarazem dopingujemy do wymiany zdań na trudne tematy i wymagamy wypracowania konkretnych propozycji.
W.P.: - To prawda. Wszyscy lubimy narzekać. Wypuszczamy potencjał „wieców ulicznych”, chcemy sprowokować zaangażowanie w myślenie o mieście jako wspólnej, ale i osobistej przestrzeni. Słuchamy tego, co mają do powiedzenia, co im się nie podoba. Później każda grupa generuje swój pomysł na to, co ich zdaniem w mieście powinno się zadziać. Później przedstawiamy wyniki naszej pracy opinii publicznej
WP: Przede wszystkim wysłuchują tego obecni na sali redaktorzy lokalnych gazet i odpowiedni przedstawiciele administracji – prezydent, wiceprezydent, dyrektor Biura Kultury. Dziennikarze przekazują informacje i nasze pomysły dalej, a urzędnicy, którzy mają władzę w mieście zajmą przynajmniej stanowisko wobec naszych postulatów.
W.P.: - W Warszawie tak jest– i jest to niewątpliwa zasługa ReAnimatora, że zarówno dyrektor Marek Kraszewski i wielu innych pracowników Biura Kultury uznało, że sfera pozarządowa jest istotna, podmiotowa, że jest stroną, z którą warto rozmawiać. Namówiliśmy przedstawicieli BK i w ramach starań o ESK 2016 przygotowaliśmy pilotażowy cykl 5 debat. W Lublinie, gdzie odbyła się pierwsza debata, zarówno media jak i prezydent zareagowali na nasz projekt entuzjastycznie. Prezydent Wysocki, nawet przerwał swój urlop, żeby być z nami na sali. Projekt DNA stał się więc katalizatorem zmiany.
W.P.: - Problemem jest to, że środowiska kultury między sobą się nie porozumiały i nie są jeszcze traktowane jako pozytywna grupa interesu. Myślę, że urzędnicy nie do końca rozumieją, że organizacje kulturalne mogą odegrać znacznie ważniejszą rolę. Myślę, że warto zwrócić uwagę, że w tym środowisku prężnie działa grupa zapaleńców, której zależy na czymś więcej niż tylko wyrażeniu doraźnych interesów środowiska.
W.P.: - Ważny głos w debacie zabrali Krystyna Janda i Paweł Passini, ale także Marek Kraszewski, który otwarcie mówił o konieczności reform. Wszyscy dzielili się swoimi pomysłami na to, w którą stronę ta reforma powinna pójść. Poznaliśmy i zdanie ludzi teatru i szefa BK. To jest dla mnie wartość. To, co naszym zdaniem powinno się zadziać, to stworzenie szerokiej koalicji na przecięciu różnych środowisk, różnych grup interesu. Do tego dążymy. Taka koalicja powinna nie tylko lobbować, ale też sprawdzać, uczestniczyć i przyśpieszać proces podejmowanych decyzji w mieście. Być współodpowiedzialną za jakość zmian. W Warszawie to się już zaczęło dziać, dzięki grupie ludzi skupionych wokół Grzegorza Lewandowskiego, Aliny Gałązki i Aldony Machnowskiej – Góry. Jeżdżąc po całej Polsce, dostrzegamy różnorodność i złożoność wyzwań, które stają przed nami. W Warszawie zawiązanie grupy inicjatywnej trwało rok, w Lublinie wydarzyło się niemal na naszych oczach.
W.P.: -Podczas warsztatów jeden z biorących w nich udział animatorów kultury o pseudonimie artystycznym Koza, który działa z grupą inicjatywną młodych ludzi skupionych wokół Radia Lublin, która jest tak naprawdę grupą doradczą wiceprezydenta Wysockiego do spraw kultury zaproponował utworzenie obywatelskiego komitetu do spraw kultury. Nazwali to „SPOKO” i zawiązali ze wszystkich obecnych na warsztatach grupę łączącą ludzi z różnych środowisk, dysponujących różnym doświadczeniem i należących do różnych pokoleń. Udało się włączyć do działania środowiska akademickie, ludzi kultury, przedsiębiorców, europosłów i politycznych aktywistów. Od razu to poparliśmy, a lokalne media, w tym Gazeta Wyborcza, opisała, całą sytuację. Zresztą media od początku chętnie się w naszą dyskusję i próbę opisania dna Lublina włączały.
W.P.: - Przygotowując tematy debat nie działamy jak kolonizatorzy, którzy mówią, to teraz o tym porozmawiajmy. W Warszawie, ale i w pozostałych sześciu miastach rozmawiamy z przedstawicielami różnych środowisk. Pytamy, o czym już rozmawiali. Próbujemy zbadać, co idzie świetnie, a gdzie powstał impas i zmiana została zahamowana. Jesteśmy w procesie uczenia się. Przed każdą debatą inicjujemy również dyskusję o kulturze na różnych forach internetowych. W tej chwili po raz kolejny badamy potrzeby Warszawy, weryfikujemy to co wiedzieliśmy wcześniej. Temat kolejnej debaty zdradzimy więc już niedługo.
Jedną z ostatnich możliwości zweryfikowania tego, co w sferze kultury dzieje się w Warszawie było spotkanie w InfoQulturze podsumowujące Festiwal Przemiany. Czy do tego tematu zgodnie z zapowiedzią też się odniesiecie?
W.P.: - Myślę, że rozwiązanie tego problemu jest tak proste, jak jego diagnoza. Potrzeba człowieka z wizją, kogoś, kto będzie w stanie przekroczyć skłonność do podejmowania ciągłych kompromisów. Kto będzie wiedział dokąd dąży i jednocześnie będzie miał pomysł w jaki sposób do tej zmiany dojść. Może nawet nie tyle brakuje takiego człowieka, co poczucia, że taka sytuacja jest realna. Potrzebujemy odważnego człowieka, który przekona nas do swojej wizji, ale będzie otwarty w procesie planowania na sugestie, aż w końcu doprowadzi do jej realizacji. Lider lub liderzy zmiany w takim wypadku zaktywizują się sami. Na pewno nie wygenerujemy tego od tak, na zamówienie. Do tego potrzeba czasu.
Projekt „Res Publiki Nowej” – pisma, w którym zajmujemy się szeroko rozumianą kulturą sfinansowano ze środków Programu operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich 2009.
Źródło: inf. własna