– Gdy się tu przenieśliśmy, cały teren był bardzo zaniedbany, istne pobojowisko – mówi pan Jacek, jeden z pacjentów (nie chce podawać nazwiska). – Trawa była prawie tak wysoka jak zboże, stały jakieś maszyny drogowe.
Działać tylko kompleksowo
Stowarzyszenie rozwoju Psychoterapii i Psychiatrii Środowiskowej „Azaliowa” wzięło nazwę od ulicy, przy której mieściła się jego poprzednia siedziba. Powstało w 2009 roku przy Środowiskowym Domu Samopomocy dla osób z problemami psychicznymi. – Chcieliśmy stworzyć podopiecznym kompleksową opiekę, wzorowaną na systemie skandynawskim – mówi Marek Golański, sekretarz organizacji i terapeuta z dziesięcioletnim stażem. – W Skandynawii terapia opiera się nie tylko na hospitalizacji i faszerowaniu pacjentów lekami. Pracuje się całościowo, z chorymi oraz ich rodzinami. Tak jest po prostu dużo skuteczniej. I taniej – przekonuje. – Choć może się wydawać, że utrzymanie małych szpitali i ośrodków dziennych prowadzących różne kursy doszkalające jest droższe. Chorzy po wypisaniu ze szpitala są najczęściej pozostawieni sami sobie. Przechodzą na renty i starają się jakoś funkcjonować, ale prędzej czy później wracają na oddziały. Terapia, o której mówię, pomogłaby im uniezależnić się od opieki społecznej.
Jedyny kompleksowy program rehabilitacji osób chorych psychicznie jest realizowany w Krakowie: szpital, ośrodki dzienne, hostele dla pacjentów i firmy społeczne, w których chorzy pracując, mogą przygotowywać się do wejścia na rynek pracy. Właśnie otwiera się trzygwiazdkowy hotel prowadzony przez osoby z zaburzeniami psychicznymi.
W latach 70. istniały spółdzielnie pracy chronionej, ale w latach 90. większość poznikała „ze względu na oszczędności”. Teraz Golański chce, żeby „Azaliowa” była zaczynem takiej kompleksowej terapii. Pacjenci mają się uczyć odpowiedzialności i samodzielności. Golański: – Jeśli ktoś zachorował w wieku 18 lat i trafił do szpitala na dłuższy czas, to musi nauczyć się wszystkiego od początku.
Mają dyżury przy sprzątaniu i gotowaniu, zajmują się rybkami i ogrodem. – To piękna metafora pracy terapeutycznej: przy pewnym wysiłku włożonym w leczenie, pacjenci tak jak kwiaty – rozwijają się i kwitną – mówi Golański. Mogą też trochę zarobić, choć na razie to raczej praca dla samej satysfakcji. Wykonują ramki na obrazki, przedmioty ceramiczne i sprzedają je przy różnych okazjach. Połowę pieniędzy otrzymują pacjenci, a za resztę kupuje się materiały na kolejne przedmioty. – Praca daje pacjentom cel. Terapia bez celu, jakim jest samodzielność, jest bezsensowna i nieskuteczna. A samodzielność można osiągnąć tylko dzięki kompleksowej terapii.
Plan Golańskiego jest następujący. Przy domu samopomocy, gdzie pacjenci przechodzą terapię, powstanie przedsiębiorstwo społeczne świadczące usługi ogrodnicze. Praca w firmie pozwoli podopiecznym regularnie zarabiać, zdobywać doświadczenie i skonfrontować się z rynkową konkurencją. Firmy społeczne różnią się od zwykłych przedsiębiorstw tym, że wypracowany zysk w całości przeznaczany jest na realizację celów społecznych. Jednak funkcjonują jak zwykłe podmioty rynkowe – muszą być rentowne, a w niesprzyjających warunkach mogą zbankrutować.
– Chorym psychicznie ciężko jest znaleźć pracę. Jeśli się im udaje, zazwyczaj trafiają do zakładów pracy chronionej. W wielu wypadkach za marne grosze wytwarzają jakieś nikomu niepotrzebne rzeczy. To nie jest ekonomia społeczna, to wyzysk społeczny. Natomiast taka firma to dla chorych pomost pomiędzy szpitalem a twardą rzeczywistością rynku pracy – podsumowuje Golański.
– Skąd wiadomo, że podejmowane przez państwa działania są skuteczne? – pytam.
– Niech za odpowiedź wystarczy panu taka informacja, że rocznie tylko jedna osoba na dwadzieścia pięć wraca stąd do szpitala. Chcemy, aby pacjenci nie byli tylko biorcami pomocy społecznej. Nasze przedsiębiorstwo będzie musiało być opłacalne, ale jako firma społeczna – przede wszystkim przyjazna dla swoich pracowników i dobra dla klientów.
– A nie boi się pan konkurencji rynkowej? – drążę temat.
– Nie. To, co pacjenci robią, jest najlepszą wizytówką. Okoliczni mieszkańcy już zauważyli, jak bardzo sprawnie zadbaliśmy o ten ogród. Prędzej wykończy nas biurokracja.
– To znaczy?
– Jeśli się czegoś obawiam, to tego, że po prostu przy tej całej „papierkologii” nie starczy nam determinacji, żeby firmę otworzyć.
Działać tylko z sensem
We wrześniu odbył się pierwszy festyn, zorganizowany przez pacjentów i opiekunów z „Azaliowej”. Na stronie internetowej stowarzyszenia, oprócz informacji o imprezie, od dawna zamieszczona była pełna oferta dla sponsorów. Kilka osób się zgłosiło. – Firma produkująca lody miała swoje stoisko. Wsparcie zaoferował także dyrektor salonu samochodowego – mówi Golański.
– Były kiełbaski i dmuchany zamek dla dzieci? – pytam zaczepnie.
– Nie do końca – odpowiada Golański z uśmiechem. – Oczywiście można było coś zjeść, były występy artystyczne i pokaz judo, ale też kiermasz rzeczy wyprodukowanych przez naszych podopiecznych. Przygotowaliśmy także wykład o chorobach psychicznych. Chcieliśmy w ten sposób pokazać ludziom, że osoby z depresją czy ze schizofrenią nie są groźne, są po prostu chore.
O tym, że takie inicjatywy są potrzebne, mówią sami pacjenci. – Ludzie nie wiedzą, czym jest choroba psychiczna, myślą, że jesteśmy niebezpieczni – mówi pani Jagoda, jedna z podopiecznych. Tak naprawdę nie nazywa się Jagoda, ale boi się, że ktoś ją rozpozna. Zanim sama zachorowała, gdy słyszała o osobie chorej psychicznie, w myślach widziała jakąś dziwnie ubraną postać mamroczącą niezrozumiale pod nosem. Niechęci ludzi Jagoda doświadczyła na własnej skórze. Gdy choroba się ujawniła, jej chłopak, z którym była dziewięć lat, zwyzywał ją od „psycholek”. – Teraz o moim problemie wie tylko mama, brat, narzeczony i jego mama. Nikt poza tym. Ludzie nie mają pojęcia, jakie to cierpienie. Nie wiem, czy w trakcie nawrotów choroby nie zacznę się nieodpowiedzialnie zachowywać. Bardzo się tego boję – opowiada. – Porównałabym to uczucie do psychicznego znęcania się. Ale od kogoś, kto cię maltretuje, jakoś możesz uciec. Od samego siebie nie uciekniesz – kończy z trzęsącą się brodą.
Ogród udało się urządzić za pieniądze sponsorów. Najpierw fundacja Citibanku sfinansowała 72 tony ziemi, kilka ciężarówek żwiru i tuje. – Wolontariusze i pacjenci kosili trawę, przewozili taczkami ziemię. Potem, już do fundacji BRE Banku, napisaliśmy wniosek o grant. Dostaliśmy 2,5 tys. złotych na dalsze utrzymanie ogrodu – opowiada Golański. – Pacjentom potrzebne są tego rodzaju zajęcia. Psychoterapia nie jest jakąś abstrakcją, tylko ma służyć przygotowaniu do normalnego życia.
Siedzę z panem Jackiem w pokoju terapeutycznym, jest lekko zgarbiony, mówi powoli i wyraźnie. Na jego twarzy rzadko widać emocje. Opowiada, że to na nim głównie spoczywa obowiązek opieki nad ogrodem i ośrodkowym akwarium. Jest zapalonym ogrodnikiem i akwarystą. Zainteresował się tym jeszcze w szkole podstawowej.
O chorobie dowiedział się w czasie badań dla komisji wojskowej. W „lepszych czasach” pan Jacek pracował nawet jako dozorca, ale w gorszych momentach przebywał w szpitalu i po wyjściu był całkiem niesamodzielny. Kiedy trafił pod opiekę terapeutów z „Azaliowej”, nie mógł sam wychodzić na ulicę, do domu samopomocy odprowadzał go ojciec. Gdy to opowiada, łza spływa mu po policzku. Dzisiaj bez problemu dojeżdża na rowerze. – Mam pozwolenie od pani doktor, mogę jeździć przy niewielkim ruchu – mówi.
Pan Jacek jeszcze nie wie, co będzie robił w firmie ogrodniczej, ale niedługo idzie na szkolenie zawodowe z ogrodnictwa właśnie. Dziewiętnastu innych pacjentów wybrało kursy z ceramiki, angielskiego, obsługi komputerów i księgowości.
– Poradzicie sobie z konkurencją?
– Konkurencja jest w tych usługach duża, ale jak będziemy mieć odpowiednie ceny i klienci będą wiedzieć, że korzystając z naszych usług, pomagają nam, to na pewno damy sobie radę. Ja się cieszę, że ta firma ma powstać. – Na jego twarzy po raz drugi gości uśmiech. – Mój tata ma całkiem wysoką emeryturę, ale chcę zapracować na siebie, bo wtedy wszystko inaczej smakuje. No i będziemy mogli pokazać, że choć jesteśmy chorzy, to też potrafimy pracować nie gorzej od zdrowych.
Jan Smoleński
Źródło: informacja własna