PILITOWSKI: Nie skreślajmy osób i ich merytorycznego dorobku na podstawie kryteriów ideologicznych. Na podstawie tego, że „ktoś kiedyś z kimś coś”. Oceniajmy działania, nie nazwiska. Oceniajmy po owocach, nie po etykietach.
Jeśli martwią nas ostatnie materiały, które ukazały się w mediach na temat organizacji pozarządowych to znaczy, że nie wykonaliśmy wystarczającej pracy w zakresie edukacji obywatelskiej. Nie udało nam się skutecznie opowiedzieć o tym, jak działa trzeci sektor i jak jest finansowany. Jeżeli możemy mieć do kogoś pretensje, to bić się powinniśmy przede wszystkim we własne piersi – bo to w głównej mierze od świadomości społeczeństwa zależy to, czy można nim manipulować.
Nie jesteśmy niewolnikiem grantodawców
Do naszej organizacji także dzwonią i piszą osoby, które już w drugim zdaniu pytają: „No dobrze, ale przez kogo jesteście finansowani?”. Za tym pytaniem kryje się bardzo zdroworozsądkowa hipoteza, iż donatorzy preferują organizacje o bliskim sobie systemie wartości lub też wywierają na nie presję, aby realizowały określone działania.
Dlatego tak dużym wyzwaniem dla nas – jako organizacji starającej się zachować niezależność i apolityczność – jest to, by skutecznie wyjaśnić odbiorcom naszych działań, że uzyskując finansowanie z określonego źródła, nie stajemy się przez to niewolnikiem danego podmiotu. To, co robimy, jest naszym wyborem i pomysłem. Donorzy i grantodawcy zdecydowali się nam to po prostu umożliwić. Jesteśmy im za to wdzięczni, ale nie jesteśmy im niczego winni poza wykorzystaniem darowizn zgodnie z przeznaczeniem.
Jakie NGO nie powstaną?
Myślę, że wiele organizacji znajduje się w podobnej sytuacji. Niestety, z powodu zaniku kultury filantropii, dostępność środków na działania społeczne w Polsce jest znikoma, a pluralizm w tym zakresie jest praktycznie żaden. Dlatego niezwykle trudno jest zachować organizacjom rzeczywistą niezależność, a sektorowi zrównoważony, pluralistyczny rozwój w sytuacji, w której jedynymi instytucjonalnymi źródłami finansowania dla organizacji są: zlecone przez administrację zadania publiczne, efemeryczne programy grantowe pod nadzorem państwa i nieliczne prywatne fundusze grantowe głównie zagranicznych fundacji.
W takich warunkach nie trzeba na organizacje wpływać, aby działały w określony sposób. Organizacje, które chciałyby realizować działania niekwalifikujące do żadnego z tych trzech źródeł, po prostu nigdy nie powstaną lub nie zdołają osiągnąć poziomu rozwoju, który umożliwi im skuteczny fundraising i osiągnięcie skali działań, które uzasadniają ich dalsze istnienie. Dlatego jestem świadomy, że niezależność to nie tylko cecha charakteru, ale także wynik tego, że dany pomysł zyskuje uznanie grantodawców, co umożliwia w miarę regularnie uzyskiwać środki na zaproponowane działania.
Nie oceniajmy po etykietach
A jak to było w przypadku Fundacji Court Watch Polska? Najważniejszy był początek. Nie mieliśmy bogatego fundatora. Nie stało za nami żadne głośne nazwisko, które przyciągnęłoby prywatnych darczyńców. Natomiast otwarty nabór na wnioski o granty miała w ramach programu „Demokracja w działaniu” Fundacja Batorego. Gdyby osoby z Batorego, odpowiedzialne za powierzenie zupełnie anonimowym młodym ludziom z Torunia kilkudziesięciu tysięcy złotych na szalony pomysł rozkręcenia Obywatelskiego Monitoringu Sądów, spojrzały na moje CV w sposób ideologiczny, to tych środków być może byśmy nie dostali, a Polska nie mogłaby się chwalić największym społecznym programem kontroli pracy sądów na świecie. Znaleźliby bowiem w moim dorobku wspólne publikacje i wystąpienia na konferencjach z profesorem Andrzejem Zybertowiczem – ówczesnym doradcą Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Z owych publikacji do dziś jestem dumny, a profesora uważam za mistrza, który ukształtował w dużej mierze moją „wyobraźnię socjologiczną” i nauczył krytycznego myślenia, zaszczepił wirus watchdoga.
Dlatego apeluję, abyśmy nie obrażali się, że organizacje korzystają z hojności amerykańskiego filantropa albo sięgają po publiczne środki, kiedy nie mają z czego wybierać. Oceniajmy aktywistów nie po tym, skąd biorą środki, ale po tym, jak i do czego je wykorzystują. Jeśli mamy zastrzeżenia do finansowania polskich organizacji ze środków zagranicznych czy publicznych – stwórzmy klimat do tego, aby powstało kilkanaście prywatnych fundacji wspierających młode organizacje grantami przyznawanymi w otwartych konkursach. Zadbajmy o pluralizm.
Bądźmy też fair. Nie skreślajmy osób i ich merytorycznego dorobku na podstawie kryteriów ideologicznych. Na podstawie tego, że „ktoś kiedyś z kimś coś”. Oceniajmy działania, nie nazwiska. Oceniajmy po owocach, nie po etykietach.
To nasza odpowiedzialność
Jedną z osób, które stały się ofiarą insynuacji mediów, jest Łukasz Bojarski. Znam go osobiście i znam też jego dorobek. Mało jest osób, które tak wiele zrobiły dla uwrażliwienia sądów w Polsce na potrzeby obywateli. To, że zasiadał w Krajowej Radzie Sądownictwa jako przedstawiciel Prezydenta, stanowiło wyraz zaufania nie tylko do niego, ale także do sektora pozarządowego, któremu Łukasz poświęcił swoje zawodowe życie. Cieszy mnie każdy przykład sięgania przez rządzących po ekspertów i dorobek organizacji społecznych. Nie powinniśmy uzależniać oceny tego, czy to dobrze, że przedstawiciele organizacji społecznych takie zaproszenia przyjmują, od tego, kto akurat zaprasza.
Są to jednak tylko apele. Na końcu to my sami jesteśmy odpowiedzialni za to, żeby Polacy rozumieli dlaczego i jak dla nich pracujemy.
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Nie obrażajmy się, że NGO korzystają z hojności amerykańskiego filantropa albo sięgają po publiczne środki, kiedy nie mają z czego wybierać.