- Wolność słowa nie może służyć do prezentowania treści antysemickich - mówił przed sądem Krzysztof Czubaszek. Skarżył się na kobietę, która w centrum Warszawy rozstawia się z plakatami z hasłami obrażającymi Żydów. Sąd skargę odrzucił
Chodzi o transparent: „Wolność słowa tylko dla Żydów i koszernoposłusznych? »Gazeta Wyborcza « czy koszerna? Judeo-Polin? 20 lat żydowskiej manipulacji słowem i retoryki talmudycznej”. W kwietniu, w Dzień Pamięci o Holocauście, z afiszem o tej treści stała na placu przed metrem Centrum kobieta. Czubaszek, naczelnik wydziału kultury w Śródmieściu, widział ją tam z podobnymi plakatami wcześniej. Tym razem zdecydował się interweniować. W maju opowiadał „Gazecie”, że przed pikietującą stało dwóch policjantów i jeszcze jedna osoba. Okazało się, że była to obywatelka Izraela pochodzenia polskiego. Przyjechała do Warszawy na obchody ważnego dla niej święta. Czuła się urażona hasłami, na które natknęła się przez przypadek. Funkcjonariusze nie chcieli przyjąć od niej zawiadomienia, bo nie była Polką. Krzysztof Czubaszek wyjął swój dowód osobisty. A kiedy policjanci stwierdzili, że kobieta z plakatami prawa nie łamie, złożył zawiadomienie do prokuratury. Prokurator, powołując się m.in. na wolność słowa, sprawę umorzył. Wczoraj sąd rozpatrywał zażalenie pana Krzysztofa.
Z akt sprawy dowiedział się także, że ta sama kobieta na początku kwietnia, też przed metrem Centrum, stała z planszą: "Czy środowisko lekarskie i prawnicze jest zdominowane przez osoby pochodzenia żydowskiego? Koszerna solidarność? Etaty po medycynie tylko dla Żydów? Czy pan prezes Naczelnej Izby Lekarskiej jest Żydem? Czy lekarze wstydzą się swoich matek Żydówek?". Wtedy jej plakat porwał przechodzień. Toczy się przeciwko niemu postępowanie o jego zniszczenie. Rok temu dziennikarze "Gazety" spotkali tę kobietę pod bramą Uniwersytetu Warszawskiego. Miała transparent z apelem do studentów pochodzenia żydowskiego, by zwolnili miejsca na polskich uczelniach dla Polaków.
Czubaszek zdecydował się na odwołanie od prokuratorskiej decyzji, bo jego zdaniem była zbyt pochopna. - Nikt, kto się na tym zna, nie analizował tych treści. Uważam, że powinien w tej sprawie wypowiedzieć się językoznawca - zaznaczył. Przyznał, że kobieta nie nawołuje wprost do nienawiści, ale jej hasła wielu obrażają.
Sędzia odrzuciła jego zażalenie. Argumentowała, że znieważenie musi mieć charakter obiektywny, to nie może być subiektywne odczucie. To kończy sprawę. - Te hasła obrażają oprócz mnie także innych. To nie jest tylko moje subiektywne odczucie - uważa Krzysztof Czubaszek. I kwituje: - Najgorsze jest to, że teraz ta pani w majestacie prawa może przyjść do sądu, odebrać swoje plakaty i rozstawić się z nimi na ulicy.
Źródło: http://miasta.gazeta.pl/warszawa