Anna Dąbrowska: Uprzywilejowanie zobowiązuje mnie do działania [wywiad]
Wszystko zaczęło się od prostej, ale potężnej idei: wolność i równość dla każdego. To fundament, na którym w Lublinie wyrosło Stowarzyszenie Homo Faber. Od lat walczy o prawa człowieka, szczególnie wspierając uchodźców i migrantów. Ale jak zmienić szczytne hasła w realną pomoc? Jak działać skutecznie, gdy okoliczności są trudne, a do tego nie zapomnieć o historii i potrzebach lokalnej społeczności? O tym, jak łączyć idee z oddolnym działaniem, rozmawiamy z Anną Dąbrowską, prezeską Homo Faber i współkoordynatorką Baobabu.
Ewa Adamska-Cieśla: – Jak Pani trafiła do Homo Faber?
Anna Dąbrowska: – To był styczeń 2005 roku. Homo Faber był wtedy mocno związany z Ośrodkiem Brama Grodzka – Teatr NN i wspólnym programem Akademia Obywatelska. Plan zakładał, że przez wiele miesięcy młodzi ludzie będą eksplorowali temat działań społecznych, angażowania się obywatelskiego, odpowiedzialności i sprawczości. Finałem miała być podróż wagonem kolejowym śladami lata 1980 roku, strajków, powstania Solidarności – nadziei, którą niósł społeczny sprzeciw w niewolnej wtedy Polsce.
W tamtym czasie byłam studentką czwartego roku filologii polskiej. Szukałam sensu, chciałam w coś włożyć ręce i głowę, zrobić coś z czasem, zaangażować się wreszcie. Więc kiedy usłyszałam o Akademii, po prostu poszłam na spotkanie.
Wyszłam oszołomiona.
Zachwyciła mnie idea wolności, równości, praw człowieka. Zachwyciła mnie myśl o społecznym działaniu i społecznym oporze.
A potem zaczął się czas intensywnej nauki, aby nie zostać na hasłach, nie utknąć w powierzchownym myśleniu. I właściwie przez te lata zdobywanie wiedzy stało się ważnym elementem składowym organizacji, do której wtedy dołączyłam.
A, i zamarzyłam, aby pojechać tym wagonem w Polskę!
Znalazła tam Pani bardzo wiele dla siebie.
– Znalazłam sens. Przestałam być jedynie „zjadaczem rzeczywistości”. Zaczęłam używać siebie do mówienia głośno o innych – trochę na zasadzie spłacania długu. Urodziłam się w bezpiecznym kraju w środku Europy, w kochającej rodzinie, nigdy nie byłam głodna, mogłam się uczyć tak długo, jak chciałam, sama wybrałam swoją ścieżkę zawodową, podróżowałam z łatwością…
Moje uprzywilejowanie nie było i nie jest moją zasługą, a przypadkiem jedynie. To zobowiązuje.
Homo Faber stało się dla mnie przestrzenią do wyrażania gniewu na przemoc wobec innych. Wciąż udaje się nam kanalizować go w konstruktywne działanie.
Działa Pani na rzecz osób migranckich w Homo Faber. Czy organizacja od początku tak wyglądała, czy profil jej działania się zmieniał?
– Przez pierwsze lata szukaliśmy siebie i swoich kontekstów – gdzie mieszkamy i co to znaczy, że tu, w Lublinie, na Lubelszczyźnie. Co robi nam to miejsce, historia pogranicza, styku i rozstępu. Mieliśmy wtedy przekonanie, że bez opowiedzenia sobie przeszłości, nie pójdziemy dalej, w jakąś możliwą przyszłość. Więc jeździliśmy, spotkaliśmy się z ludźmi, słuchaliśmy, notowaliśmy, zbieraliśmy relacje. Od wsi do wsi. Od podwórka do podwórka.
Lubelszczyzna ma bolesną historię.
– W kontekście praw człowieka XX-wieczna Lubelszczyzna była areną wyjątkowo okrutnych przypadków łamania praw człowieka. To tu odbyła się akcja polonizacyjno-rewindykacyjna wymierzona w społeczność ukraińską. To tu zbudowano trzy obozy zagłady, w których śmierć poniosło ponad siedemset tysięcy osób, głównie żydowskiego pochodzenia. To stąd (z Zamojszczyzny) przymusowo wysiedlono ponad sto tysięcy osób, a kilkanaście tysięcy dzieci postanowiono asymilować do kultury niemieckiej.
Uchwalona w 1948 roku Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, a także kolejne dokumenty międzynarodowe miały zagwarantować, że łamanie praw człowieka w podobnej skali już się nie wydarzy. Dziś czasem łatwo podśmiewujemy się z tamtej naiwności. Ale może warto zapytać siebie, co ja zrobiłam, żeby było lepiej?
Nie mamy wpływu na historię, ale możemy mieć wpływ na to, co dziś i jutro. Z tą myślą wyszliśmy z tych podróży w przeszłość.
I co działo się dalej z Homo Faber? Jak się rozwijał?
– „Rozejrzał się” wokół siebie. W tamtych latach powoli stawało się jasne, że nasza rzeczywistość społeczna bardzo dynamicznie się zmienia. Polska bardzo szybko z państwa emigracyjnego, wyjazdowego stawała się państwem imigracyjnym, przyjazdowym. W 2008 roku zrobiliśmy pierwsze badania wśród cudzoziemskich studentów i studentek, uczących się na lubelskich uczelniach. Interesowało nas nie tylko to, jak postrzegają Lublin, ale też, czy ich prawa i wolności są przestrzegane. Wyniki tamtego badania zmieniły trajektorię naszego działania. W 2009 roku na ich podstawie wystartował projekt „Witamy w Lublinie”, który jako program wspierający zarówno nowych mieszkańców i mieszkanki miasta, jak i społeczeństwo przyjmujące, kontynuowaliśmy kolejnych dziesięć lat.
Z jednej strony uruchomiliśmy punkt pomocy dla cudzoziemców i cudzoziemek. A z drugiej, na podstawie tych jednostkowych historii i powtarzających się problemów, zaczęliśmy sugerować administracji zmiany systemowe. Mieszkańcem Lublina przestała być biała, mówiąca po polsku, akulturowana w Polsce osoba (śmiem twierdzić, że nigdy to nie była prawda). Mieszkańcem Lublina stał się każdy człowiek, z całą różnorodnością cech i potrzeb.
W 2010 roku przeprowadziliśmy pierwszy duży monitoring funkcjonowania instytucji publicznych, które zajmowały się pełną procedurą legalizacyjną cudzoziemców w Lublinie. Prześledziliśmy ścieżkę osoby, która przyjeżdża z państw spoza Unii Europejskiej do Lublina. Okazało się, że taka osoba musi wykonać trzynaście różnych kroków, aby w wypełnić wszystkie obowiązki na niej ciążące. To dla osoby z Polski, znającej miasto, język i kulturę administracyjną jest bardzo trudne. A co mówić o kimś, kto właśnie przyjechał do miasta, nie zna miasta, języka, nie wie nawet, jak kupić bilet na trolejbus.
Tamto badanie – klasyczny monitoring praw człowieka – było pierwszym momentem, kiedy zaczęliśmy spotykać się z pracownicami i pracownikami instytucji i wspólnie pochylać się nad tymi wyzwaniami. Bo one są obustronne, stres nowo przybyłego spotyka się ze stresem obecnego, który na tę zmianę nie jest gotowy, nie ma narzędzi, ani wiedzy. Wychodziliśmy z założenia, że razem, łącząc siły administracyjne i społeczne, jesteśmy w stanie wymyślić takie rozwiązania, które mieszczą się w obowiązkach administracji i jednocześnie podążają za potrzebami mieszkańców.
Jaki jest przepis na udane połączenie działań tych dwóch sektorów: trzeciego sektora z pierwszym?
– W ustawie o wolontariacie wpisana jest subsydiarność, czyli pomocniczość, która tworzy przestrzeń do współpracy między sektorem administracji ze społecznym. To nie jest wyręczanie, ani mówienie: „skoro Homo Faber zajmuje się cudzoziemcami, to właściwie my w urzędzie już niczego nie musimy robić”. Z instytucjami da się współpracować pod warunkiem, że po pierwsze zrozumiemy swoje role i wyzyskamy z nich całą siłę, która w nich tkwi, a po drugie – wyzbędziemy się nierealnych oczekiwań przy jednoczesnym podnoszeniu standardów.
Zmiana systemowa, którą wtedy zapoczątkowaliśmy, nie miała służyć cudzoziemcom, miała służyć wszystkim. Homo Faber był tym, który wspierał, a bywało i bywa, że prototypuje rozwiązania zupełnie spoza kanonu. Ale aby się to działo, niezbędna jest wiedza – zwłaszcza z prawa, które konstruuje rozwiązania administracyjne. Tego my z kolei musieliśmy się pilnie nauczyć.
W jaki sposób zapełniliście luki systemowe w funkcjonowaniu praw człowieka w Lublinie?
– Na to wpłynęło bardzo wiele elementów, które przyczyniły się do niwelowania barier i podnoszenia standardów. Czasem było to powieszenie kartki w trzech językach, a innym razem zmiany ustawowe, o które zabiegaliśmy z innymi organizacjami. Bo łamanie praw człowieka to nie jest tylko praktyka, ale i system – w Polsce nadal obowiązują ustawy, które dyskryminują bardzo konkretnych ludzi.
Pod tym kryje się wiele działań. Homo Faber bardzo silnie wrosło w miasto i lokalną społeczność.
– Cóż, minęło ponad dwadzieścia lat. Dziś Homo Faber to duża organizacja, duża zespołem, duża zasobem i duża odpowiedzialnością. Od 2023 roku zarządzamy ponad 1500-metrową przestrzenią w centrum Lublina – centrum dla społeczności Baobab. Dostarczamy szereg kluczowych usług dla nowych mieszkańców i mieszkanek miasta, od spotkań „Pierwsze kroki w Lublinie”, podczas których nowe osoby dowiadują się podstawowych informacji o Lublinie, poprzez kursy języka polskiego, doradztwo prawne, pomoc psychologiczną, aż po wsparcie interwencyjne dla osób doświadczających przemocy.
Gdy ktoś przyjeżdża do Lublina, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że trafi właśnie tu. Znajdujemy się w centrum Lublina, ludzie nas polecają. Ale to nie oznacza, że my załatwimy wszystko.
Naszą mocą nie jest omnipotencja, ale sieć współpracujących z nami instytucji, organizacji – osób, które swoją pracą sprawiają, że Lublin to dobre miejsce do życia, dla każdego.
Piotr Skrzypczak, współzałożyciel Homo Faber: – Rocznie z naszych działań korzysta dwadzieścia tysięcy osób. Większość odbiorcó to osoby z Ukrainy, ale także z Białorusi, Zimbabwe, Gruzji, Kazachstanu czy Tajwanu, a także Polacy, którzy potrzebują pomocy na przykład po powrocie z emigracji.
Milena Kloczkowska, członkini zarządu, prawniczka: – To, czego nauczyła mnie Anna jako liderka, zawarła w powiedzeniu: „Mety nie widać!”. Mówi to też jako uczestniczka ultramaratonów. Działamy na bazie potrzeb społeczności, robimy to wytrwale. Nasz zespół wykonuje ogromną pracę, czujemy za niego dużą odpowiedzialność.
Trudno było w momencie wybuchu wojny we Ukrainie w 2022 roku, a także w 2025, kiedy to zmieniła się władza w USA i środki finansowe dla organizacji pozarządowych zostały ograniczone. Mimo wszystko nasza praca pokazuje, że wiele się zmienia na lepsze, czyli mamy dużo większe wsparcie instytucji i służb. Na początku 2022 nasze działania miały charakter humanitarny. Obecnie to praca integracyjna, to także moment wysokiego usamodzielnienia zawodowego osób migrujących, w tym uchodźców.
Czym zajmuje się Baobab?
Anna Dąbrowska: – W Baobabie, w głównym miejscu, czyli na front desku, pracują osoby zarówno zatrudnione przez nas, jak i przez Urząd Miasta Lublin, Biuro Obsługi Mieszkańców. We wrześniu tego roku zaczęliśmy także współpracę z Miejskim Urzędem Pracy. Mamy dyżurujących pracowników MUP-u, którzy są pierwszym kontaktem. To pomoc administracyjna i prawna udzielana w kilku językach: po polsku, ukraińsku, rosyjsku i angielsku. Kierujemy ją do wszystkich osób migrujących.
Front desk to serce systemowego rozwiązania. Znajduje się tam cały mapping kluczowych punktów w mieście, informacje o tym, kto za co odpowiada oraz do kogo należy się zgłosić, jeśli nie wiemy, jak załatwić daną sprawę lub do kogo ją referować. W tym momencie jesteśmy w kontakcie praktycznie ze wszystkimi kluczowymi instytucjami w mieście: z urzędem miasta, instytucjami samorządowymi oraz z urzędem wojewódzkim.
Przypuszczam, że Baobab rozgałęzia się na wiele innych odnóg?
– Tak, to dobre określenie. Działa asysta międzykulturowa, czyli wielojęzyczny zespół, który pomaga osobom podczas pierwszych wizyt w urzędach czy jednostkach medycznych – tych stresujących momentach, kiedy zrozumienie terminów jest absolutnie kluczowe. Ale asysta to także narzędzie uczenia się miasta i stawania się w nim osobą samodzielną.
Pracują z nami także trzy psycholożki: dwie dziecięce i jedna dla nastolatków dorosłych. Psycholożki dziecięce prowadzą interwencyjne sesje dla dzieci do dziesiątego roku życia. Wciąż naszymi klientami są przede wszystkim dzieci, które doświadczyły długotrwałego przebywania w schronach i piwnicach na Ukrainie. Jeśli chodzi o nastolatki, obecnie skupiamy się na problemach przemocy rówieśniczej w polskich szkołach. W większości dotyczą one dzieci cudzoziemskich, które ze względu na swoje pochodzenie doświadczają bullyingu.
Poza wsparciem dla dzieci i ich rodziców, mamy oddzielny zespół zajmujący się szkoleniami dla kadry pedagogicznej. Zachęcamy szkoły do systemowego podejścia do przeciwdziałania przemocy rówieśniczej. Uczymy prewencji, reagowania, pracy ze świadkami, właściwego zaangażowania rodziców, wreszcie konkretnych metod, kiedy ta przemoc już się wydarza.
Dla dorosłych oferujemy przede wszystkim interwencyjne sesje – nie prowadzimy terapii. To maksymalnie dziesięć spotkań z psycholożką oraz sesje grupowe.
Często jesteśmy także pierwszym kontaktem dla osób doświadczających przemocy, w tym przemocy ze względu na płeć. Nasz zespół pracuje zarówno w Baobabie, jak i poza nim, w ścisłej współpracy z Policją, Centrum Interwencji Kryzysowej, Miejskim Ośrodkiem Pomocy Rodzinie etc.
Milena Kloczkowska: – To są sytuacje przemocowe: przemoc domowa, gwałty, samookaleczenia, bezdomność, problemy z zakwaterowaniem. Czasami zgłaszamy sprawców do procedury wydawania niebieskiej karty. Innym razem powiadamiamy kuratorów, czy oddziały przemocowe MOPR-u, żeby pracownik sprawdził sytuację w rodzinie.
Anna Dąbrowska: – Co jeszcze robimy w Baobabie? Prowadzimy zajęcia z języka polskiego jako obcego. Mamy także zespół prawniczy – to prawnicy i prawniczki z zaprzyjaźnionej Fundacji Instytut na rzecz Państwa Prawa. Oferują oni bezpłatne porady prawne dotyczące legalizacji pobytu w Polsce dla wszystkich cudzoziemców, którzy tego potrzebują. Raz w tygodniu, w piątki, wyjeżdżamy częścią zespołu do punktów zbiorowego zakwaterowania dla uchodźców z Ukrainy oraz organizacji społecznych, których klienci i klientki potrzebują naszego wsparcia. W ten sposób wspieramy ich w tym, czego nie mają na miejscu.
Piotr Skrzypczak: – Od wielu lat uważamy, że jedną z naszych misji jest pokazywanie Lublina, kraju, uczenie języka, a to ułatwia wejście w społeczeństwo i bezpieczniejsze funkcjonowanie.
Anna Dąbrowska: – W budynku znajdują się także pracownie: „ciężka” – wyposażona w pilarki, tokarkę do drewna, heblarkę, narzędzia do ręcznej obróbki i wykończenia drewna, frezarki, wiertarki ręczne i stołowe, szlifierki, przyrządy do łączenia drewna i inne narzędzia. Odbywają się tu zajęcia integracyjne oraz godziny otwarte, podczas których ludzie mogą stworzyć coś własnoręcznie, wyremontować stary fotel, naprawić biurko itd. W tej sali spotyka się także klub konwersacyjny dla mężczyzn – wokół rzemiosła właśnie. Klub tworzy przestrzeń, w której mogą praktykować język polski.
Jest też pracownia „lekka”, wyposażona w maszyny do szycia, overlock, renderkę, zestawy krawieckie i makramy oraz inne akcesoria. Podobnie jak ta pierwsza, służy do spotkań wokół wspólnej pracy, projektów i warsztatów. Oferujemy także godziny otwarte, podczas których ludzie realizują własne projekty krawieckie. Do niedawna wokół tych pracowni funkcjonował mały fundusz stypendialny, dzięki któremu mogliśmy wspierać osoby zakładaniu własnych działalności, pomagając im stać się bardziej samodzielnymi w Polsce.
Ponadto istnieje pracownia komputerowa, gdzie osoby bez własnego sprzętu mogą bezpłatnie korzystać z komputerów. Odbywają się tam również różnorodne warsztaty.
Co roku zapraszamy także do Międzykulturowej Szkoły Liderów i Liderek – szeciomiesięcznego kursu wzmacniający osoby liderskie ze społeczności migranckich i uchodźczych w Lublinie.
Ostatnim dużym przedsięwzięciem edukacyjnym jest „Latający Uniwersytet Praw Człowieka”, realizowany wspólnie z Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku. To dziewięciomiesięczny kurs z podstaw praw człowieka, w którym uczestniczą nie tylko aktywiści i osoby związane z trzecim sektorem, ale także przedstawiciele służb mundurowych, instytucji publicznych, samorządowych, rządowych oraz pracownicy sektora kultury. To osoby, które chcą poszerzać swoją wiedzę na temat praw człowieka i praktycznie ją wykorzystywać w swojej pracy.
Oferta jest rzeczywiście bardzo szeroka i różnorodna. Jakie lekcje odebraliście przez te lata działania?
Anna Dąbrowska:
– Że nic nie jest dane raz na zawsze. Że trzeba się rozglądać wokół, aby nikogo nie zgubić. Że o standardy się dba nieustannie. Że można lepiej. Że zadbanie o prawa jednych, nie oznacza zabrania ich innym. Że wszystkim może być dobrze, a prawo do wolności i równości ma każda osoba.
Piotr Skrzypczak: – Pochodzę z Lublina i cała historia mojej rodziny jest związana z tym miastem. Przyjeżdża tutaj bardzo dużo studentów zagranicznych, funkcjonuje biznes w oparciu o różnorodność, bliskość granicy, perspektywę nowych kontaktów i pomysłów. Kiedyś Lublin z niczym się nie kojarzył i był miastem, z którego trzeba szybko wyjechać.
Nigdy nie chciałem patrzeć na zadania Homo Faber z perspektywy białego, czterdziestoparoletniego Polaka z wyższym wykształceniem, urodzonego w Polsce, który od zawsze mieszka w Lublinie. Programy dla migrantów robiliśmy, pytając, jakie ONI mają potrzeby. Jako organizacja jesteśmy częścią idei światowej zwanej patronatem społecznym, community sponsorship, czyli wsparcia osób uchodźczych poprzez zaangażowanie lokalnych społeczności tak, aby przeciwdziałać ich wykluczeniu.
To udaje się również dzięki Ani, która jest praktyczką. Jak trzeba nosić paczki dla uchodźców, to jest tam na równi z resztą ekipy. Inną jej cechą jest rzetelność: przed każdym wywiadem, wykładem, wystąpieniem w mediach spędza godziny na przygotowaniach, by za każdym słowem szła rzetelna, poparta badaniami wiedza.
Milena Kloczkowska: – Anka jest prawdziwą liderką z kilku przyczyn: jest bardzo kompetentna, ma ogromną wiedzę, niezwykły dar wypowiadania się i pisania, co wykorzystuje w rzecznictwie. Poza tym słucha zespołu i działa w jego imieniu.
Marzenia?
Anna Dąbrowska: – A może być życzenie? Kilka dni temu swoje 39. urodziny obchodziła Olena Apczel, ukraińska reżyserka teatralna, performerka, doktorka filozofii, dramaturżka, kuratorka projektów artystycznych, kulturolożka, członkini organizacji pozarządowej SEMA Ukraina, od maja 2024 żołnierka Sił Obronnych Ukrainy. Na swoim urodzinowym zdjęciu, zamieszczonym w sieci, siedzi w okopie gdzieś na froncie. Czasem piszemy do siebie.
Nigdy się nie spotkałyśmy. Ale myślę o Olenie stale. Z troską. Chciałabym, żeby nadeszły wreszcie dni, kiedy robi sztukę. W wolnej i szczęśliwej Ukrainie.
Chciałabym, żeby kiedyś ludzie przychodzili do Baobabu tak po prostu, żeby napić się herbaty.
Anna Dąbrowska – prezeska Stowarzyszenia Homo Faber, współkoordynatorka Baobabu. Zajmuje się rzecznictwem, koordynuje działania związane z tworzeniem systemowych rozwiązań integracyjnych, włączających na poziomie lokalnym. Przewodnicząca miejskiej Komisji Dialogu Obywatelskiego, która przygotowuje dokument miejskiej polityki integracji. Współprzewodnicząca Konsorcjum Migracyjnego, sieci organizacji pracujących na rzecz migrantów i uchodźców w Polsce.
Laureatka Nagrody Fundacji im. Janiny Paradowskiej i Jerzego Zimowskiego (2018), nagrody dla Wolontariuszki Roku Lubelszczyzny (2021) oraz Nagrody im. Andrzeja Wajdy (2022).
Źródło: informacja własna ngo.pl