Czy przybyszowi z innego kraju trudno prowadzić fundację? Dlaczego Abdulcadir Gabeire Farah chciałby kandydować na prezydenta Somalii? Rozmowa z pierwszym Afrykańczykiem, który uzyskał status uchodźcy w Polsce.
Ludzie myślą stereotypami
Gdy na początku lat 90. wyemigrował z Somalii, hasło „Polska” niewiele mu mówiło. Wybrał ją, bo szukał miejsca, gdzie nie byłoby jego rodaków. Miał dość ojczyzny, która właśnie pogrążała się w wojnie domowej. 25 lat temu Polska to był zupełnie inny kraj. Starsze panie uciekały przed nim na ulicy. Dla nich czarnoskóry był synonimem diabła.
– Polacy byli wobec mnie nieufni – mówi Abdulcadir Gabeire Farah. – Dużo się zmieniło, choć nadal spotykam się z dystansem. Ale to mnie nie dziwi – dodaje. – Uważam, że jeśli ktoś mnie nie zna, to dlaczego ma mi zaufać? – Ludzie myślą stereotypami. Dopóki nie poznają kogoś osobiście, trudno te stereotypy przełamać – dodaje.
Dlatego tak ważny według niego jest osobisty kontakt, nawiązanie relacji, integrowanie się z Polakami. Zawsze starał się mieć jak najwięcej polskich znajomych i przyjaciół. Izolowanie się od społeczeństwa polskiego uważa za największy grzech imigrantów. – Mam znajomego, który mieszka w Polsce od piętnastu lat i pytam go: jak wielu Polaków znasz. Żadnego – odpowiada. Więc powiedziałem mu: Musisz to zmienić, musisz nauczyć się polskiego, zaprzyjaźnić się z Polakami. Idź do ich domów, poznaj ich rodziny. Ja w ten sposób robiłem i dziś nie boję się zapukać do wielu polskich instytucji, nawet takich, jak Ministerstwo Spraw Zagranicznych – mówi Abdulcadir Gabeire Farah.
– Wielu moich rodaków dziwi się, że mam tyle odwagi. Ale ja powtarzam – Polacy to tacy sami ludzie jak my. Jedni będą mili, inni nie, jedni będą ładni, inni nie, jedni będą chcieli cię wysłuchać, inni nie znajdą na to czasu. Ale najważniejsze, żeby poznać się nawzajem, nawiązać bezpośredni kontakt, porozmawiać twarzą w twarz – podkreśla Abdulcadir Gabeire Farah. – Wtedy przestajesz być anonimowym petentem, a zaczynasz być człowiekiem, partnerem w rozmowie – dodaje. – Dzięki temu, że nie bałem się Polaków, mogłem zacząć z nimi współpracę w budowaniu Fundacji dla Somalii – wyznaje.
Imigranci w akcji
Na początku był szpital. Nazwali go „Szpital polsko-somalijskiej przyjaźni". Abdulcadir Gabeire Farah, choć wyemigrował ze swojego kraju dawno temu, nadal czuł się z nim silnie związany. Chciał zrobić coś dobrego dla Somalijczyków, zwłaszcza że wciąż w Somalii trwała wojna domowa. Postanowił, że wybuduje tam szpital. – W Polsce prawie nikt nie wiedział o sytuacji w moim kraju. Media się tym w ogóle nie interesowały, więc postanowiłem sam to zmienić – wspomina.
Zaczął myśleć o założeniu fundacji. Był 2005, 2006 rok, kiedy spotkał Jolantę Opalińską, która zapaliła się do jego pomysłu. W 2007 roku razem zarejestrowali Fundację dla Somalii. Była to pierwsza organizacja, która działała dla regionu, gdzie do tej pory pomoc humanitarna nie docierała. Bez Polaków jej prowadzenie byłoby ciężkie, trudniej byłoby np. składać wnioski dotacyjne czy odnaleźć się w gąszczu polskiej biurokracji. Zaangażowanie takich osób, jak znany aktor Krzysztof Pieczyński, który jest ambasadorem fundacji, ułatwiło kontakty z mediami i przyczyniło się do tego, że fundacja stała się bardziej rozpoznawalna.
Zbudowanie szpitala to był priorytet, ale zadanie okazało się karkołomne. – Budowa jeszcze nie ruszyła, wciąż jesteśmy na etapie zbierania funduszy – mówi Abdulcadir Gabeire Farah. – To bardzo trudne, zebrać odpowiednią ilość pieniędzy – dodaje.
Ale Fundacja nie ogranicza się tylko do budowy wymarzonego szpitala. Realizuje wiele projektów na rzecz imigrantów w Polsce, nie tylko tych z Afryki. Jednym z ważniejszych aspektów działalności fundacji jest pomoc w tym, by odnaleźli się w polskim społeczeństwie. Fundacja organizuje wiele kursów zawodowych, komputerowych czy języka polskiego. Realizowała projekt Immigrants in Action, w ramach którego uruchomiono np. punkt konsultacyjny, gdzie można było uzyskać bezpłatną pomoc prawną dotyczącą legalizacji pobytu i legalnej pracy w Polsce, skonsultować dokumenty aplikacyjne oraz uzyskać wsparcie w trakcie szukania pracy.
Będę aplikował aż do skutku
Abdulcadir Gabeire Farah nie ma swojego gabinetu. Kiedy przychodzę na rozmowę, idziemy do pierwszej wolnej akurat salki. – Nie czuję się prezesem, tu w Fundacji wszyscy jesteśmy równi – mówi. W trakcie rozmowy wciąż ktoś puka do drzwi. Abdulcadir Gabeire Farah co chwila musi załatwiać jakieś pilne sprawy. – To jest problem, że nie mam wolnej chwili. Zresztą nie potrafię odpoczywać. Najchętniej pracowałbym cały czas – mówi.
Kiedy pytam o jego zalety, śmieje się, a w końcu wymienia brak przywiązania do pieniędzy i upór w dążeniu do celu. Bez niego nie osiągnąłby niczego. Prowadzenie fundacji, zwłaszcza gdy się jest cudzoziemcem, to piekielnie trudne zadanie. – Wiele razy chciałem się poddać, zrezygnować – wyznaje. – Na przykład, kiedy aplikowaliśmy o granty i ich nie dostawaliśmy – dodaje. – Tak było w 2010 roku. – Ale nie zniechęciłem się, powiedziałem nawet jednej pani w tej instytucji: „Będę aplikował aż do skutku”! I ona to zapamiętała. Kiedy potem złożyliśmy pięć projektów i dostaliśmy wszystkie, powtórzyła swoim pracownikom, to co jej wtedy powiedziałem – wspomina prezes fundacji.
Uświadamia to też innym imigrantom – nie zniechęcajcie się, bądźcie wytrwali. – Jeśli chcesz tutaj w Polsce coś osiągnąć, nie pukaj do drzwi cicho, kulturalnie. Jeśli tak pukasz, to ta osoba, która jest w środku, nawet nie wstanie, żeby ci otworzyć. Jeśli trochę mocniej zapukasz – ona przynajmniej zbliży się do drzwi, żeby sprawdzić, kto puka. Ale jeśli zapukasz głośno i mocno, to oznacza, że masz jakąś ważną sprawę i ta osoba otworzy drzwi. A kiedy już drzwi się uchylą, masz szansę spojrzeć jej w oczy i przekazać swoją sprawę. To działa lepiej niż mail czy droga oficjalna – tłumaczy Abdulcadir Gabeire Farah. W taki sposób sam postępował i to pozwoliło mu przekonać do swojej misji wielu Polaków.
Polsko-somalijska przyjaźń
Choć zdobycie ich zaufania nie było łatwe. – Trudno było przekonać Polaków, że będę w stanie poradzić sobie z realizacją projektu – mówi Abdulcadir Gabeire Farah. Wiele się jednak nauczył, także na własnych błędach – kiedyś musiał oddać kilkadziesiąt tysięcy zł z powodu błędnie napisanego wniosku. Teraz to doświadczenie chciałby przekazać nie tylko imigrantom Polsce, ale także swoim rodakom.
– W planach mam kandydowanie na prezydenta Somalii – zwierza się Abdulcadir Gabeire Farah. – Nie dla pieniędzy czy prestiżu, chciałbym zrobić coś ważnego dla mojego kraju. W stolicy Somalii, Mogadiszu, w którym mieszka ok. dwóch milionów ludzi, nie ma nawet miejskiej sieci wodno-kanalizacyjnej. Chciałbym, żeby zbudowała ją polska firma. Wejście do polityki da mi większe możliwości robienia tego, co chcę osiągnąć. Jeśli chcę wprowadzić polskie firmy do Somalii, one muszą czuć się bezpieczne – tłumaczy. – Kiedyś Polska przyjęła mnie do siebie, teraz ja zapraszam Polaków do Somalii. Chcę im pokazać, że to kraj, gdzie warto inwestować. Somalia potrzebuje doświadczenia, nowych technologii, innej kultury. Polska może importować stamtąd ropę naftową i gaz – dzieli się swymi planami prezes. – Dla dobra mojego narodu Somalii i dla dobra mojego narodu Polski chciałbym te dwa kraje sobie przybliżyć – dodaje.
|
Źródło: inf. własna (ngo.pl)