Katarzyna Zachariasz pisze w Wyborczej.biz, o tym, że kilometry nowych dróg, modernizacja przejść granicznych, współpraca pomiędzy szpitalami, ochrona środowiska, rozwój szlaków turystycznych na granicach - to wszystko mogłoby powstać za unijne pieniądze z programu współpracy transgranicznej Litwa - Polska - Rosja. Mogłoby, ale jest coraz mniejsza szansa, że powstanie, ponieważ partnerzy, pomimo wielu spotkań i zapewnień o dobrej woli, wciąż nie zdecydowali, jakie projekty finansować.
Litwa i Rosja uważają, że wina leży po stronie Polski. Podstawowy zarzut jest taki, że Warszawa nie respektuje decyzji komisji oceniającej, która wybrała projekty upoważnione do dofinansowania z programu. Oprócz tego mają pretensje o to, że niemal wszyscy eksperci oceniający projekty pochodzą z Polski oraz że Polska, która nadzoruje program, nie zdecydowała się otworzyć filii wspólnego sekretariatu technicznego (koordynuje program) na Litwie i w Rosji. Polacy odpierają te zarzuty.
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego podkreśla, że komisja oceniająca, która powinna opierać się na rekomendacjach niezależnych ekspertów, odrzuciła projekty wysoko ocenione przez nich, a zaproponowała inne projekty, które od ekspertów dostały ocenę negatywną. Jeśli chodzi o dwa pozostałe zarzuty, Warszawa nie ma sobie nic do zarzucenia.
Źródło: Wyborcza.biz