Zrównoważone zamówienia publiczne – nasza sprawa? Przestańmy się bać!
WÓJCIK: Działania edukacyjne, które podejmują organizacje pozarządowe, nie docierają do szerszej grupy podmiotów. Mam wrażenie, że ich głównymi odbiorcami są ci, których już edukować nie trzeba albo chociaż nie trzeba ich przekonywać do słuszności takiego sposobu udzielania zamówień publicznych.
Zrównoważone zamówienia publiczne, a więc takie, które są udzielane z uwzględnieniem kryteriów społecznych i środowiskowych, funkcjonują teoretycznie w naszym kraju od wielu lat. Celowo używam słowa „teoretycznie”; częstokroć krytykowane rozróżnienie na teorię i praktykę ma tutaj istotne znaczenie. Teoria to ramy prawne, dające możliwość stosowania klauzul społecznych i środowiskowych. Praktyka to niemal kompletny brak stosowania tych przepisów. Jeżeli są ramy prawne, to dlaczego zamawiający nie korzystają z możliwości, które daje im ustawa – Prawo zamówień publicznych? Z mojego kilkunastoletniego doświadczenia w dziedzinie zamówień publicznych płynie wniosek dość prosty, a jednocześnie niedostrzegany przez znakomitą część osób zajmujących się problemem.
Odpowiedź na zadane pytanie to dwa słowa: edukacja i strach.
Przekonani do przekonanych
Zacznijmy od strachu. Nie jest to wbrew pozorom strach przed czymś nowym. Wiele osób, które spotykam choćby na prowadzonych przez siebie szkoleniach, jest zagadnieniem klauzul społecznych autentycznie zainteresowanych. Strach wynika z tego, że zastosowanie takich klauzul może prowadzić (i zapewne często będzie prowadziło) do uzyskania ofert o wyższych cenach. Można powiedzieć: „i cóż z tego, wybierzesz przecież lepszego wykonawcę dla środowiska czy społeczności”. Można, ale żeby zrozumieć opór zamawiającego, trzeba wiedzieć o tym, że przez wiele lat wszelakie organa kontrolne kazały mu się tłumaczyć z tego, dlaczego udział kryterium ceny w ogóle zastosowanych kryteriów jest tak niski, skoro prowadzi to do zwiększenia wydatkowania środków publicznych. Nie jest to sytuacja wymyślona na potrzeby tego tekstu. Inną sprawą jest także to, że tak jest po prostu łatwiej, szybciej i przyjemniej.
Edukacja jest w moim odczuciu zupełnie zaniedbywana. Działania edukacyjne, które podejmują organizacje pozarządowe czy w bardzo ograniczonym zakresie Urząd Zamówień Publicznych, nie docierają do szerszej grupy podmiotów. Często mam wrażenie, że głównymi odbiorcami tych działań są ci, których już edukować nie trzeba albo chociaż nie trzeba ich przekonywać do słuszności takiego sposobu udzielania zamówień publicznych. To trochę tak, jak będzie zapewne z niniejszym tekstem. Napisała go osoba przekonana, przeczytają na portalu ngo.pl inne osoby przekonane, z których większość nie będzie działać po stronie zamawiającego, a więc nie będzie mieć realnego wpływu na treść dokumentacji przetargowych.
Prawo nie wystarczy
To może legislacyjnie można temu zaradzić? Nakazać stosowanie klauzul społecznych? Można. Tyle tylko, że w moim odczuciu będzie to zupełnie nieefektywne i nie zmieni sytuacji. Pokazuje to doskonale przykład nowelizacji art. 91 Ustawy prawo zamówień publicznych i faktyczne zakazanie stosowania w większości przypadków kryterium ceny jako jedynego. Przepis jest, zamawiający może zastosować wyłączne kryterium ceny jedynie, jeżeli przedmiot zamówienia jest powszechnie dostępny i ma ustalone standardy jakościowe (na przykład materiały piśmiennicze). I cóż z tego? Nadal niezależnie od zakazu, w większości postępowań kryterium ceny jest jedynym. Czy inaczej bowiem można ocenić sytuację, w której obok kryterium ceny pojawia się kryterium „termin wykonania” albo „termin zapłaty”? Dane dotyczące udziału innych kryteriów, niż cena, publikował UZP. Jednoznacznie wynikało z nich, że sukces w odejściu od ceny jako jedynego kryterium był pozorny. Dla porządku jedynie dodam, że ta nowelizacja nie wniosła faktycznie nic nowego do systemu zamówień publicznych. Ustawa nigdy nie limitowała ilości kryteriów czy ich wag. Jedynym wymogiem było to, aby zawsze kryterium ceny istniało, a jego znaczenie w danym postępowaniu zawsze zależało od decyzji zamawiającego.
Ostatnio w podobnym kierunku zdaje się iść Minister Infrastruktury i Rozwoju, który w „Wytycznych w zakresie kwalifikowalności wydatków w ramach EFRR, EFS oraz Funduszu Spójności na lata 2014-2020” dał prawo Instytucjom Pośredniczącym do zobowiązywania beneficjentów do stosowania klauzul społecznych. Czy to rozwiązanie nie podzieli losu poprzednich, czas pokaże. Można mieć jednak wątpliwości.
Edukacja, głupcze!
Dlatego wydaje się, że lepiej jednak edukować. Można nie tylko osiągnąć cel w sposób efektywniejszy, ale co najważniejsze trwalszy. Edukacja tworzy bowiem określoną kulturę udzielania zamówień publicznych. Edukacja pozwala wyeliminować płynący z niewiedzy strach, pozwala także dać odpór nieuzasadnionym zarzutom organów kontrolnych. Wiem, co chcę zrobić i dlaczego, wiem także, jak z punktu widzenia prawnego i merytorycznego obronić swoje stanowisko, a to daje mi pewność, że prawidłowo wykonuję pracę.
Edukacja pozwala wyeliminować płynący z niewiedzy strach, pozwala także dać odpór nieuzasadnionym zarzutom organów kontrolnych.