Zrównoważone zamówienia publiczne – nasza sprawa? Czego boi się urzędnik?
PRZYBYSZ: Wartość roczna zamówień publicznych w Polsce równa się budowie 70 Stadionów Narodowych. To nie jest mała kwota. Polskie prawo daje możliwość wykorzystania tych środków w sposób efektywny. Poza zakupami możemy wspierać zarówno środowisko, jak i osoby, które mają problemy na rynku pracy. Czy warto porzucać tę szansę tylko dlatego, że urzędnicy mają, jak się okazuje, bezpodstawne obawy?
Zrównoważone Zamówienia Publiczne stały się w Unii Europejskiej popularne na początku XX wieku. Komisja Europejska zaczęła postrzegać w zamówieniach publicznych instrument do realizacji celów polityki społecznej i środowiskowej. Polska po wstąpieniu do UE została zobowiązana do zaimplementowania prawa obowiązującego kraje UE, także w zakresie Zamówień Publicznych. W konsekwencji, od 2009 roku mamy możliwość, wprost wyrażoną w ustawach, stosowania zapisów, które wspierać będą grupy defaworyzowane, a także wspierać będą działania mające pozytywny wypływ na środowisko.
Od 2009 roku minęło sześć lat. Mechanizmy te wciąż nie są w Polsce szczególnie popularne.
Etos urzędniczy nie działa
Jeszcze w 2013 roku Urząd Zamówień Publicznych wskazywał, że cel określony w Krajowym Planie Działań na lata 2010-2012 w zakresie ZZP nie został osiągnięty, pomimo skomasowanych działań informacyjno-szkoleniowych, realizowanych na szczeblu centralnym. Obecnie nie ma jeszcze wyników z ostatnich lat, wydaje się, że odsetek zastosowania ZZP jest większy. Nadal jednak nie jest to liczba znacząca.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego pomimo licznych szkoleń, w których uczestniczyli urzędnicy, i środków wydanych na popularyzację ZZP, nadal nie są powszechnie stosowane? Argumenty zwolenników ZZP, wskazujące na etos urzędniczy i realizację misji administracji publicznej, nie mają dużego wpływu na zmianę.
Bezpodstawne obawy
W 2013 i 2014 roku Instytut Spraw Publicznych prowadził analizy dotyczące popularności klauzul społecznych wśród urzędników. Znaczna ich liczba była negatywnie nastawiona do tego typu rozwiązań w polskim prawie.
Po co sobie komplikować?
Wielu wskazuje, że klauzule społeczne nie mają pozytywnego wpływu na osoby zagrożone wykluczeniem, część twierdzi, że są nawet dla nich szkodliwe. Według nich zaoferowana praca jest tymczasowa, bo trwa tylko na czas realizowanego zlecenia i nie przynosi znaczącej poprawy sytuacji tych osób. Co więcej, może nieść tylko rozczarowanie. Problem w tym, że nie ma takich analiz, które wskazywałyby na szkodliwość klauzul, a ci, którzy o tym mówią, przeważnie nawet nie spróbowali ich zastosować.
Istnieją również obawy dotyczące tego, że klauzule społeczne i ekologiczne są stosunkowo nowym narzędziem, a co za tym idzie – w opinii urzędników – niesprawdzonym. Jak twierdzą, „lepiej nie wychodzić z tym przed szereg, ponieważ nie wiadomo, co się stanie; po co sobie komplikować życie”.
Jest jeszcze grupa tych, którzy uważają, że osoby zagrożone wykluczeniem są gorsze niż reszta społeczeństwa. Gdy przychodzi do zastosowania klauzuli społecznej, zleceniodawcy zaczynają zauważać problemy. Jeden za badanych twierdził: „Osoby niepełnosprawne? Do obsługi premiera?! One mogą gdzieś tam na hali pracować, przy maszynach, jak jest głuchy na przykład”, inny zaś: „to dodatkowy bagaż wziąć niesprawdzonych pracowników, którzy generalnie już z założenia są niewykwalifikowani i notabene mogą mieć jeszcze bagaż w postaci na przykład picia”.
Niestosowne i absurdalne
Zastrzeżenia te wydają się nie tylko niestosowne, ale także absurdalne. W przypadku zamówień publicznych bez klauzul, urzędnicy nie zwracają uwagi na to, kto wykonuje ich zlecenia. Niezwykle rzadko zwracają nawet uwagę na fakt, czy zleceniobiorca zatrudnia swoich pracowników na umowę o pracę i czy przestrzega prawa pracy.
Kolejne zastrzeżenie utrudniające urzędnikom stosowanie zrównoważonych zamówień publicznych to obawy, iż stosowanie wymogów zatrudnieniowych odstrasza potencjalnych wykonawców. Ten strach jest na tyle duży, że na wszelki wypadek wolą w ogóle nie próbować.
Należy jednak zwrócić uwagę, że taka obawa mogłaby być uzasadniona tylko przy klauzuli zastrzeżonej, czyli takiej, w której przetarg należy ograniczyć tylko to grup podmiotów zatrudniających co najmniej 50% osób niepełnosprawnych. Jest to tylko jedna z opcji w Polskim prawie.
Zaniechanie ze złej woli
Podobnych obaw, wątpliwości i zastrzeżeń można mnożyć wiele. Zapewne część z nich jest uzasadniona. Nie próbuję powiedzieć, że stosowanie zrównoważonych zamówień publicznych jest proste i nie wymaga wysiłku.
Jednak istnieje wiele podręczników, szkoleń i możliwości podnoszenia swoich kwalifikacji w tym zakresie – wciąż powstają też nowe. Poza tym Urząd Zamówień Publicznych od kilku lat prowadzi działania zachęcające do stosowania kryteriów innych niż cena. Zaniechanie działań w tym zakresie można wiec utożsamiać ze złą wolą.
Zrównoważone Zamówienia Publiczne to nie jest filantropia czy narzędzie władzy w ręku urzędnika, które zostanie użyte w zależności od jego nastroju czy polityki urzędu. To raczej wielka szansa na odpowiedzialne i solidarne zachowania za nasze wspólne pieniądze. Warto więc, żeby urzędnicy podejmowali takie ryzyko w naszym interesie.
Znaczna liczba urzędników jest negatywnie nastawiona do tego typu rozwiązań w polskim prawie.