Ursynów wzbudza coraz więcej dobrych skojarzeń. Metro, rozwój Kabat, powiększająca się ilość lokalnych kawiarni i przyjazny duch dawnej, sąsiedzkiej urbanistyki dobrze wpływa na a mieszkańców i przyciąga ludzi z innych części miasta i Polski. Mimo tego dzielnica bywa wciąż nazywana „sypialnią Warszawy”, pokutuje mit wielkich blokowisk, anonimowości oraz przymusowych sąsiedzkich prac społecznych rodem z Alternatywy 4.
Inaczej zachęca się do działania sąsiadów z kamienic, w których mieszkają od kilkudziesięciu lat, inaczej zaś, kiedy o akcji trzeba poinformować wiele pięter i niekończące się labirynty klatek schodowych. Jednak tego wyzwania podjęło się dwoje studentów z Ursynowa – Agata Konarzewska i Wojtek Dziatko z ul. Relaksowej 33. Na blogu www.sasiedzi-na-kabatach.blogspot.com przedstawiają się tak:
Skąd ten zapał?
Wszystko zaczęło się od szkoleń z animacji kultury na Uniwersytecie Warszawskim. Temat inicjatyw lokalnych zainteresował ich na tyle, że postanowili spróbować na własnym terenie. Agata miała ku temu dobry powód, ponieważ od pięciu lat mieszka na nowym, zamkniętym osiedlu: – Zdecydowałam się działać na tym osiedlu, na którym mieszkam. Przecież jak lokalność, to lokalność! Chociaż jest tam bardzo ładnie, ludzie prawie się ze sobą nie widywali, nawet w windzie nie można było spotkać sąsiadów. Na klatce są trzy mieszkania, ludzie wychodzą, zjeżdżają na parking windą i wyjeżdżają z osiedla. Więc padł pomysł, żeby to przełamać, żeby jakoś nawiążać współpracę.
To była pierwsza tego typu akcja w ich życiu, zatem postawili na prostą formę: sprawić, aby ludzie wyszli z domu. Taki był cel. Nie wymyślali żadnego scenariusza ani atrakcji – po prostu chcieli, aby mieszkańcy chociaż raz mieli okazję się zobaczyć. Jak się później okazało, niektórzy znali się z wcześniejszych lat i mieszkając w jednym bloku – spotkali się dopiero pierwszy raz.
Najtrudniejszy pierwszy krok
– Mieliśmy problemy, chcąc promować naszą akcję – mówi Agata – nie wiedzieliśmy, jak dotrzeć do wszystkich. Pomyśleli: skoro ludzie zjeżdżają tylko windą, trzeba poprzyklejać plakaty w windach. W bloku jednak znaleźli się sabotażyści, którzy dzień po zawieszeniu plakatu od razu go zrywali, tak że informacja do nikogo nie miała szansy dotrzeć. W klatce obok ktoś dopisał na plakacie „żal.pl” – zatem, jak widać, plakaty były formą mało skuteczną. Potem narodził się pomysł, aby jakoś się rozreklamować na forach lokalnych, wkleić informację, że coś się będzie działo, ale bez szczegółów. Odezwało się kilka osób. Z każdym kolejnym mailem przybywało energii do działania. Ludzie mieli swoje pomysły, ale pisali też, żeby po prostu udzielić inicjatorom akcji wsparcia. Forum spowodowało też, że ludzie zaczęli ze sobą rozmawiać. Rozpoczęła się dyskusja – jedni pisali, że to nie ma sensu, inni, że może warto, że jest problem – zauważali, że ludzie się do siebie nie odzywają, że jak mieszkali gdzie indziej, to było inaczej. Pojawiało się coraz więcej głosów za potrzebą sąsiedzkich działań.
Potrzebne były posiłki! Agata z Wojtkiem spotkali się z przedstawicielką portalu Kabaty.pl i portal ten został ich patronem medialnym. To znaczy – przynajmniej taki był początkowy zamysł, ale chęci były dobre. Następnym krokiem była wizyta w Urzędzie Dzielnicy.
– W urzędzie poradzono nam, żebyśmy zgłosili się do Domu Kultury, tam działa Fundacja Wspierania Inicjatyw Lokalnych. Właściwie poszliśmy do urzędu, bo mieliśmy nadzieję, że uda się tam wydrukować plakaty. Oni wyrazili zainteresowanie, poradzili, żebyśmy poszli do Centrum Promocji. Złożyliśmy także podanie o patronat honorowy burmistrza, żeby dodać powagi – opowiada Wojtek. Zostali ciepło przyjęci i nawet nie było kolejek.
Dotychczasowe kroki, czyli: plakaty w windach, założenie forum, kontakt z kabackimi portalami internetowymi oraz wsparcie urzędu to wciąż było zbyt mało. Kolejną grupą, którą warto było poznać okazała się wspólnota mieszkaniowa, wcześniej będąca dla Agaty i Wojtka, jak i dla większości mieszkańców Warszawy, organem dosyć tajemniczym Słyszeli tylko, że na zebraniach wspólnoty jest dużo kłótni. Jednak kiedy opowiedzieli o swojej inicjatywie i zapewnili, że nie potrzebują wsparcia finansowego, zostali przyjęci z otwartością i zainteresowaniem. Agata tylko utwierdziła się w przekonaniu, że ten lokalny organizm jest wciąż dla ludzi obcy: – Trochę ostrzegali, że już próbowali coś zrobić na Mikołajki i nie było żadnego odzewu. Później się okazało dlaczego – ludzie nie wiedzą, jak działa w ogóle ta wspólnota.
Na spotkania mieszkańców przychodziły tylko osoby, które miały pretensje i zgłaszały różne lokalne problemy. Należało zatem użyć ostatniej, najbardziej czasochłonnej metody – czyli odwiedzania wszystkich mieszkańców… Jak wspominają:
Na ich osiedlu jest 130 mieszkań, a odwiedzenie ich zajęło Agacie i Wojtkowi cztery wieczory. Mieli nadzieje, że sąsiedzi bardziej się zaangażują i chętniej podzielą pomysłami, ale jak na pierwszy raz – najważniejsze, że byli życzliwi. Odwiedziny mieszkańców miały też charakter badawczy, ponieważ tylko w taki sposób mogli dowiedzieć się, jakiego typu wydarzenie byłoby dla nich ciekawe. Okazało się, że najbezpieczniejszą formą będzie wydarzenie skierowane do rodzin, z poczęstunkiem i prostymi grami dla dzieci.
Prosty początek
Agata i Andrzej są jednymi z najmłodszych inicjatorów lokalnych działań. To pierwsze wydarzenie potraktowali jako naukę – nie chcieli się stresować, ani pokładać zbyt wielkich nadziei. Na zaproszenie do wyjścia z domu odpowiedziało jednak 60 osób, w szczytowym momencie przed blokiem przebywało 40 osób, które ze sobą rozmawiały i wspólnie spędziły godzinę lub dwie. Młodzi animatorzy podkreślają, że najważniejsze są: czas na przygotowanie takiego wydarzenia i poinformowanie ludzi, bezpośredni kontakt, nawiązanie współpracy z partnerami i zdobycie wiedzy, jakie są potrzeby i zainteresowania mieszkańców. Blog, który założyli wraz z początkiem akcji, stał się platformą do przekazywania informacji, umieszczania zdjęć i ogłoszeń o kolejnych akcjach.
Tym, jak brzmiało hasło kwietniowego wydarzenia – zapraszamy na sąsiedzki relaks – dwójka studentów z Kabat udowodniła, że kluczowym elementem dla organizatorów sąsiedzkich działań jest pozytywne podejście i brak niepotrzebnego stresu.
Zdjęcia: archiwum akcji akcji (Z)RELAKSUJMY SIĘ!
***
Książka opisuje lokalne działania w Warszawie i przeznaczona jest dla osób rozpoczynających działalność animacyjną w przestrzeni miejskiej. Z publikacji można dowiedzieć się, w jaki sposób inni mieszkańcy, stowarzyszenia, grupy artystyczne i przedstawiciele lokalnego biznesu starają się ożywić i zmienić miejsce, w którym mieszkają i pracują.
Autorzy za pośrednictwem tego zbioru dobrych praktyk pokazują, kim są ludzie, którzy działają w Warszawie, jakie osiągnęli sukcesy, oraz z jakimi trudnościami musieli się zmierzyć.
Jeżeli chcesz ożywić swoje otoczenie, ale brakuje Ci pomysłu, lub masz pomysł, ale nie wiesz jak zaangażować w niego swoich sąsiadów – ta lektura jest dla Ciebie!
Publikacja została wydana dzięki współfinansowaniu ze środków m. st. Warszawy.
Źródło: CAL