Rozrzutność, chaos, niekompetencja w podejmowaniu decyzji - do takich wniosków można dojść, analizując, na co miasto wydawało publiczne pieniądze przeznaczone na start Warszawy w konkursie na Europejską Stolicę Kultury.
Zdobycie danych trwało blisko miesiąc. Powołując się na ustawę o dostępie do informacji publicznej, poprosiliśmy biuro kultury urzędu miasta 19 sierpnia o "wykaz wszystkich wydatków związanych ze staraniami Warszawy o tytuł ESK 2016; z podziałem na wydatki osobowe, zlecenia dla firm, przetargi"??. Najpierw otrzymaliśmy pismo, że w ustawowym terminie nie da się tych danych przygotować, później - bardzo ogólną tabelkę, wreszcie - w ostatni piątek - cztery dość szczegółowe zestawienia obejmujące okres od 2008 do 2011 r. 15 mln zł rozpisane na poszczególne zlecenia.
Zwłoka wynikała zapewne stąd, że biuro kultury nie chciało zaszkodzić w trakcie kampanii wyborczej byłej pełnomocnik pani prezydent ds. ESK Ewie Czeszejko-Sochackiej, która nie rozliczyła się jeszcze ze swojego zadania w ratuszu, a już ubiega się o mandat poselski z ramienia Platformy Obywatelskiej. No ale aż do wyborów biuro kultury z odpowiedzią na nasz wniosek nie mogło czekać. I dyrektor Marek Kraszewski przesłał nam te cztery tabelki.
Nie jest to przejrzystość całkowita, bo w tabelach utajnione zostały dane osób fizycznych, a ujawnione jedynie nazwy firm. Dyrektor Marek Kraszewski uzasadnia to tym, że dane te podlegają ochronie. Ale czy rzeczywiście nie można podać imienia i nazwiska, gdy w grę wchodzą publiczne pieniądze (i to duże: np. wygłoszenie wykładu za 10 tys. zł czy wykonanie projektu połączenia logo ESK i miasta za 20 tys. zł)? Widać wyraźnie, jakie to jest pole do nadużyć. Teraz każdy, kto będzie chciał wziąć za zawyżoną stawkę zlecenie od miasta, będzie to robił indywidualnie, a nie jako firma, bo będzie miał pewność, że jego dane nie zostaną ujawnione.
Widoczny jest w tych zestawieniach chaos w wydawaniu pieniędzy i brak spójnej strategii udziału Warszawy w konkursie ESK, zwłaszcza tej promocyjnej. Jaki był cel i skutek produkowania setek drogich naklejek, podkładek pod szklanki, kopert, monet okolicznościowych, pralinek chopinowskich i koszulek? Dlaczego w tych, a nie innych mediach zamieszczane były reklamy (np. wyjątkowo droga w "Beethoven Magazine" - za 64 tys. zł w czerwcowym numerze tego pisma)? To wymaga wyjaśnienia.
Niektóre pieniądze zostały całkowicie wyrzucone w błoto. Dobrym przykładem jest strona internetowa Warszawy Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Pracował nad nią informatyk miasta i kilka firm, które widzimy w tych tabelkach, a ona nigdy dobrze nie działała. W sumie z budżetu ESK wydaliśmy na ten cel 190 176 zł. Czy ktoś się z tego wytłumaczy?
Wiele pozycji w tabelach, które otrzymaliśmy, budzi kontrowersje. Dlatego wręcz niezbędny jest taki zewnętrzny audyt. Pilnie potrzebujemy niezależnego ciała, które dokona oceny i poinformuje opinię publiczną o jej wynikach. Żebyśmy nie powielali w przyszłości tych samych błędów.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna