Zmniejszając anonimowość, czyli „witaj, Kasiu”, zamiast „dzień dobry pani” - Warszawski Dzień Sąsiada
Jedną z głównych obaw, które zniechęcają część osób do rozpoczęcia animacji swojej społeczności, jest pytanie „Jak ja to sam/sama zorganizuję?”. Przypadek Dnia Sąsiada na Trzcinowej pokazuje, że by odczarować swoje sąsiedztwo, na dobry początek wystarczy duża dawka pozytywnego nastawienia i jeden czy dwóch sojuszników.
Iza i Marta mieszkają obok siebie, dzieli je ściana. Do tej pory mówiły sobie tylko „dzień dobry”. Teraz zapraszają się do siebie i razem jadą do Izy, do domu na Mazurach. Sąsiedztwo zaczarowała Kasia, absolwenta Akademii Inicjatyw Sąsiedzkich, która postanowiła spróbować przełamać anonimowość w swoim sąsiedztwie.
– Moja sąsiadka Iza dzień po imprezie stwierdziła: „Kaśka, ale ty jesteś czarodziejką! Odczarowałaś to osiedle. Wiesz, mieszkam tu siedem lat i prawie nikogo tu nie znałam, a okazało się, że tacy fajni ludzie tu mieszkają, z którymi można porozmawiać” – mówi Kasia. Jednak cały czas podkreśla, że jej działanie było jedynie impulsem do współpracy całej społeczności.
Trzy lata temu wprowadziła się do małej, kameralnej przestrzeni, w której sąsiedzi grzecznie mówili sobie „dzień dobry”, ale w większości pozostawali dla siebie anonimowi.
– Miałam w sobie taką wewnętrzną śmiałość, że już znam trochę tych ludzi i chyba nawet złość trochę, niezgodę na to, że mieszkam tu trzy lata, z ludźmi znam się w tak małej, kameralnej przestrzeni. Mijamy się, mówimy sobie tylko „dzień dobry”, ale ja jestem tutaj taką trochę „świeżynką”, bo mieszkam od trzech lat, a ci wszyscy ludzie w 80% mieszkają tu od niespełna siedmiu, czyli od początku.
Kasia postawiła na osobisty kontakt i spędziła kilka wieczorów, zapraszając każdego sąsiada osobno na spotkanie organizacyjne. Wspomina, że sąsiedzi byli do jej pomysłu pozytywne nastawieni, jednocześnie zaskoczeni i zainteresowani inicjatywą.
– Zaskoczyła mnie frekwencja, super! Jedna z sąsiadek mówiła: „Nie… przyjdzie kilka osób…”. Wzbraniałam się od planowania, ile osób przyjdzie, ale postarałam się, żeby dotrzeć do każdego.
Sąsiedzi Kasi docenili jej zaangażowanie, inicjatywę, przejrzystą, klarowną informację. W Dniu Sąsiada na Trzcinowej wzięło udział blisko 80 osób! Mieszkańcy zachęceni do przyniesienia jakiegoś drobnego poczęstunku własnej roboty, przynieśli taką ilość jedzenia, że impreza przeciągnęła się do czwartej rano.
Dzięki otwartości Kasi i włączeniu mieszkańców w organizację wspólnego święta udało się przełamać anonimowość mieszkańców. Dziś na Trzcinowej wystarczy drobny pretekst, by się spotkać.
– Zawiązały się różne grupki i do tej pory widzę czasami jak np. na tarasie siedzi troje sąsiadów, którzy w życiu wcześniej nie zwracali na siebie uwagi, nawet na ulicy, i nigdy bym nie pomyślała, że oni razem coś będą robić, a teraz spędzają razem sobotnie wieczory.
Idea Dnia Sąsiada stała się tu potrzebnym pretekstem do spotkania, impulsem, który spowodował, że dzięki ogromnemu zaangażowaniu jednej osoby sąsiedzi stali się mniej anonimowi i dziś na Trzcinowej częściej słyszy się „witaj, Kasiu” niż „dzień dobry Pani”.
Powyższy fragment pochodzi z publikacji pt. „Dzień Sąsiada. Jak inicjatywy sąsiedzkie zmieniają Warszawę”, wydaną przez Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej CAL na seminarium podsumowujące w ramach projektu Prowadzenie Stołecznego Centrum Współpracy Obywatelskiej, współfinansowanego przez m. st. Warszawa.
Źródło: aleksandraw@cal.org.pl