PIETROWSKI: A może warto zastanowić się nad uwolnieniem wolontariatu? Nad otwarciem środowiska biznesowego i wszelakiego innego na współpracę z wolontariuszami? Zaufajmy wolontariuszom.
Podczas poprzedniej debaty, toczącej się na portalu ngo.pl i poświęconej organizowanym w Polsce Mistrzostwom Europu w piłce nożnej, poruszono bardzo ciekawy wątek: angażowania wolontariuszy przez UEFA. Wiem, że odbiór społeczny zatrudniania wolontariuszy podczas Euro 2012 jest różny. Osobiście jestem trochę rozdarty. Z jednej strony uważam, że jest to bardzo dobra okazja, aby wolontariusze zaistnieli w takiej formie i w takich działaniach, właśnie przy mistrzostwach. Z drugiej strony, rzeczywiście, kiedy słyszymy o tym, że organizator Euro 2012 świetnie prosperuje finansowo, to rodzi się pytanie: po co ten wolontariat do tego? Czy to ma być listek figowy? Tutaj mam pewne wątpliwości, aczkolwiek zdecydowanie popieram pojawienie się wolontariuszy przy Euro 2012.
Przy tej okazji zostałem także zapytany o pogląd na problemy, jakie pojawiły się w kontekście wolontariatu w działalności leczniczej. Nie mam recepty na rozwiązanie tej sytuacji. Byłbym jednak przeciwny temu, żeby robić wyłom, precedens i zapisywać regulacje, które by np. wyłączały zakłady lecznicze (jako prowadzące działalność gospodarczą) z zakazu pracy z wolontariuszami. To moim zdaniem nie będzie dobre. Dlaczego te instytucje wyłączyć, a innych nie? Bo tam ludzie cierpią i chorują, a w innych miejscach jest radośnie i wesoło?
Powszechne jest też angażowanie wolontariuszy przy organizacji imprez muzycznych, koncertów czy festiwali filmowych. Za nimi też stoją firmy komercyjne.
Uwolnić wolontariat
Poruszone kwestie skłoniły mnie jednak do tego, aby podzielić się z czytelnikami ngo.pl pewną myślą, która od jakiegoś już czasu chodzi mi po głowie. A może warto zastanowić się nad uwolnieniem wolontariatu? Nad otwarciem środowiska biznesowego i wszelakiego innego na współpracę z wolontariuszami? Byłaby to diametralna zmiana postrzegania wolontariatu w Polsce.
Jak sobie to wyobrażam? Na przykład tak, że człowiek, chcący zostać wolontariuszem, idzie do redakcji Rzeczpospolitej, aby tam pouczyć się fachu, albo tylko dlatego, że go to interesuje. I ma na to ochotę.
Jesteśmy jednym z niewielu krajów, w których są regulacje prawne dotyczące korzystania z pomocy wolontariuszy. W innych krajach, także europejskich, pozostaje to bardziej w sferze regulacji etycznych, kulturowych. Przyjmuje się, że wolontariat jest wartościowy i że nie wolno go wykorzystywać ponad miarę.
Pozwalając biznesowi angażować wolontariuszy, nie jestem na tyle ślepy, żeby wierzyć bezgranicznie, że wszystko będzie etycznie i jak Pan Bóg przykazał. Potrzebne byłyby jakieś ograniczenia. Przykładowo: jeśli instytucje, prowadzące działalność gospodarczą, chciałyby korzystać z pomocy wolontariuszy, to np. przez rok czy pół roku po zakończeniu wolontariatu przez daną osobę, nie miałyby prawa zatrudnić takiego wolontariusza w jakikolwiek sposób, ani na zlecenie, ani na umowę o pracę. Aby nie było pokusy do tego, żeby wolontariat wykorzystywać zamiast okresu próbnego.
Do tej pory relacje między wolontariatem a działalnością gospodarczą rozpatrywaliśmy w kontekście pokus, wykorzystywania wolontariuszy, mamienia ich wizją pracy w danym miejscu itd. Dlatego od razu powinno być powiedziane: możesz być wolontariuszem, ale nie możemy cię zatrudnić bo takie są przepisy. Ale interesuje cię poznanie organizacji festiwalu czy koncertu od kuchni – proszę bardzo.
Wolontariat to hobby
Zapewne pojawią się od razu pytania, czym by się to różniło od stażu. Te kwestie reguluje Ustawa o instytucjach rynku pracy. Dużą rolę odrywają tutaj urzędy pracy, które kierują ludzi na staże. Często stażystami są osoby, które przyuczają się do zawodu. Natomiast wolontariatu w tej nowej odsłonie nie traktowałbym w kategoriach przyuczania do zawodu, lecz hobby, które chcę realizować. Wolontariuszem może być i pięćdziesięciolatek. Trudno tu mówić o przyuczaniu do zawodu. Ludzie chcą robić różne rzeczy i często nie wiążą tego z koniecznością podjęcia pracy w tym obszarze.
Oczywiście może być tu zagrożenie takie, że znajdą się pracodawcy, którzy i taki zapis wykorzystaliby na swoją korzyść: zatrudniali wolontariuszy na określony czas, potem zmieniali ekipę, zgodnie z prawem ich nie zatrudniając i w ten sposób realizowali swoje zadania tanim kosztem. Jest jednak jeden warunek: wolontariusz się na to zgodzi. Ma świadomość, że tam pracy nie znajdzie, ale chce to robić, bo go to interesuje, ciekawi, w tym się realizuje. Niech ten pracodawca bierze sobie co roku i dziesięciu wolontariuszy, jeśli ludzie na to idą. Zakładam, że wolontariusz ma świadomość i w ciemno nie idzie. Nie da się wyzyskiwać w tym znaczeniu, że nikt mu nie obiecuje gruszek na wierzbie. Ale słyszy na przykład: w mojej firmie księgowej możesz pracować jako wolontariusz, ty wiesz i ja wiem, że po zakończeniu twojego wolontariatu nie mogę cię zatrudnić przez rok, ale jeśli cię interesują cyferki, kochasz buchalterię, chcesz się tego nauczyć albo masz inne powody – proszę bardzo.
Rynek się obroni
Wydaje mi się też, że w jakiś sposób sam rynek by się bronił przed nadużyciami. Nie wyobrażam sobie bowiem (przynajmniej dzisiaj, bo w przyszłości może być inaczej), że ktoś pójdzie do fabryki telewizorów i stanie przy taśmie. Ale z drugiej strony, jeżeli chciałby to robić i sprawa byłaby uczciwie postawiona: jesteś wolontariuszem, robisz to i to, my ci nie płacimy, pracujesz u nas, bo masz „zakrętkę” na punkcie elektroniki i telewizorów, to dlaczego na to nie pozwolić? Jeśli zgodzą się na to obydwie strony?
Nie jestem zresztą pewien, czy taka zmiana nie oznaczałaby dla pracodawców większych kłopotów niż korzyści: musieli by przecież takiego człowieka przygotować, zorganizować mu warsztat pracy i przede wszystkim brać pod uwagę to, że taka osoba jest wolontariuszem, więc nie można go traktować jako pracownika. Wolontariusz nie będzie przychodził codziennie do pracy, nie będzie w niej przesiadywał ośmiu godzin. To jest osoba, która wspiera.
Recepta na kryzys?
Zdecydowanie więcej korzyści widzę dla wolontariuszy. Już nie będę rozwijał tego o czym mówimy od lat, czyli o zdobywaniu doświadczenia, osobistym rozwoju. Warto jednak odnieść się do sytuacji kryzysowej, która jest czy będzie w Polsce. Wydaje mi się, że podążanie jest szukanie nowych rozwiązań. Ludzie nie mogą znaleźć pracy, bo nie mają doświadczenia, bo szkoły w większości nie przygotowują absolwentów do wymagań, jakie stawia dynamicznie zmieniający się rynek pracy. Czy nie warto zatem w wolontariacie upatrywać sposobu na to, aby człowiek naprawdę zdobył doświadczenie w biznesie? Moim zdaniem organizacje pozarządowe nie zawsze sobie radzą z takim wyzwaniem i nie dają wolontariuszom tego, co wydawało nam się, że będą dawać. W Centrum Wolontariatu zrobiliśmy diagnozę warszawskich organizacji pod kątem ich współpracy z wolontariuszami. Okazuje, co zresztą potwierdza powszechne odczucia, że wolontariusze najczęściej robią rzeczy prościutkie, przysłowiowe kserowanie. Nie powierza im się pracy odpowiedzialnej. Ludzie w organizacjach boją się, że wolontariusz sobie nie poradzi, że to za duży kłopot dla nich, że za chwilę taka osoba odejdzie, więc szkoda w nią inwestować. To jest kwadratura koła. W tej chwili, w znakomitej większości, NGO-sy nie spełniają roli edukacyjnej w tym sensie, że człowiek może się w nich czegoś konkretnego nauczyć. Być może „uwolnienie” wolontariatu wpłynęłoby także na poprawę oferty dla wolontariuszy ze strony organizacji pozarządowych.
Być może również poprawiłoby to polskie statystyki zaangażowania w wolontariat. Dałoby bowiem ludziom impuls do myślenia, że wolontariat to nie tylko działalność służebna, bo taki stereotyp funkcjonuje. Pokazalibyśmy w ten sposób, że można być wolontariuszem np. podczas organizacja festiwalu piosenki w Opolu. Wydaje mi się, że to by zachęciło ludzi do liczniejszego angażowania się w większą liczbę różnych przedsięwzięć.
Zaufajmy wolontariuszom
Nie tak dawno temu debatowaliśmy na portalu o wolontariacie szkolnym: czy jest zasadne, żeby próbować uczynić go obowiązkowym w szkole, jakie byłyby zyski społeczne, jakie straty. Myślę, że debata, którą teraz rozpoczynamy ma podobny charakter. Na pewno nie można tutaj podejmować pochopnych decyzji. Jeszcze nie w tej, ale może już w kolejnej nowelizacji ustawy o działalności pożytku publicznego wprowadzenie odpowiednich zapisów byłoby możliwe. Może by się to przegryzło w naszych głowach. To wymaga czasu i oswojenia się. Nie twierdzę, że to, co od jakiegoś czasu zaprząta moją uwagę, jest dobre i idealne. Sądzę jednak, że fundamentem działalności wolontariuszy jest ich świadomość. Wierzę, że oni ją mają, wiedzą w co się angażują i na jakich zasadach. Zaufajmy im.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)