Ten projekt muzyczny powstał w ramach akcji "Sprzątnij psią kupę", organizowanej przez serwis warszawa.gazeta.pl, Gazetę Stołeczną i wspieraną przez Antyradio.
Twórcami piosenki są Marek Titow (przyjaciel "warszawskiego
internetu" i realizator dźwięku), który napisał muzykę i słowa
piosenki. Zaśpiewali ją Grzegorz Miecznikowski (redaktor serwisu
warszawa.gazeta.pl i dziennikarz Gazety Stołecznej) oraz Daniel
Łubiński (pracownik grupy radiowej Agory), którzy wystąpili pod
nazwą The Coopers. Dlaczego? -Zespoły, z którymi rozmawialiśmy, nie
były zainteresowane nagraniem utworu, który z jednej strony miałby
promować potrzebną w stolicy akcję, a z drugiej rozśmieszyć
słuchaczy - tłumaczą. Nad całością czuwała Katarzyna Jaklewicz
(szefowa serwisu warszawa.gazeta.pl).
Dziś cała grupa ujawnia się jako twórcy piosenki i tłumaczy
czemu wzięła udział w tym projekcie. Jak im poszło? Sami
oceńcie.
Dlaczego zdecydowałeś się wziąć udział w projekcie? Psie gówna
to rzeczywiście warszawski problem? A może po prostu masz parcie na
szkło?
Katarzyna Jaklewicz: Na szkło parcia nie mam, ale miewam
parcie na chodnik (do połażenia) i trawnik (do posiedzenia).
Zwłaszcza teraz, kiedy zbliża się wiosna. Próba usadzenia się na
trawie, między psimi odchodami, nawet tam, gdzie to dozwolone, to
sport ekstremalnym. Spacerować też nie można, bo cały czas trzeba
patrzeć pod nogi, żeby nie wdepnąć w psią kupę. Z kolei wlepianie
wzroku z ziemię i studiowanie psich odchodów to też żadna atrakcja.
Stad pomysł na akcję. Chcemy, żeby po mieście dało się chodzić z
przyjemnością. I żeby w maju Saską Kępa, i cała reszta Warszawy
pachniała "szalonym, zielonym bzem", a nie kupą Azorka i
Reksa.
Daniel Łubiński: Psia kupa jest problemem ogólnoświatowym. W
Polsce nie potrafimy zrobić realnego pożytku z kupy, tworząc na ten
przykład domy. Skoro nie potrafimy ich poskromić, należy je
wyplenić. Wydaje mi się, że każdy ma jakąś misję do spełnienia na
tej planecie że rodząc się, zaciągnął dług wobec świata. Moje
olśnienie dopadło mnie na ochockim chodniku. Swąd fekalnego pulpeta
uniósł się niczym po zetknięciu kropli octu na rozżarzonym oleju.
Projekt był jedynie twórczą emanacją mojego olśnienia. Bytem, który
musiał zaistnieć aby moja misja stała się faktem. Rzecz jasna
musiał być ktoś, dzięki któremu mogłem postawić pierwszy krok ku
spełnieniu. Owym drogowzkazywaczem stał się mój kolega i
współbiesiadnik wokalny, MC Kuper, który opowiedział mi o projekcie
a ja w mig połknąłem haczyk. Na szkło próbuje napierać od dobrych
kilku lat niestety jest ono bardzo oporne i na napór
wytrzymałe.
Grzegorz Miecznikowski: Ja nie miałem wyjścia. Można
powiedzieć, że wpadłem po uszy w kupę. Moim zadaniem było
znalezienie zespołu, który byłby gotów zaśpiewać dla nas i promować
akcję. Niestety żaden się nie znalazł, a przed szefową trzeba było
zachować twarz chwyciłem za mikrofon. Coś tam pomruczałem i gotowe.
Raz się żyje, ale czemu akurat w mieście zalanym na wiosnę brązowym
deszczem? Parcie na szkło mam. Niestety szkło nie ma parcia na
mnie. Więc razem ze szkłem stwierdziliśmy, że dobraną parą nie
będziemy i tytuły najpiękniejszej nie zdobędziemy. Rozstanie było
bolesne, ale z korzyścią dla szkła, dla mnie i dla całego
otoczenia.
Nie boisz się, że piosenka nie zostanie jednak odebrana jako
żart? W końcu mało, który artysta śpiewał o kupach? Przypomnę, że
Marek Kondrat został straszliwie obrzucony błotem (kupą) za
nagranie "Mydełka FA" - hitu po dzisiejszy dzień, a jednocześnie
pastiszu na szerzące się wtedy disco-polo.
KJ: Mam nadzieję, że zostanie odebrana jako żart! Stosujemy
oświeceniowe hasło "bawiąc-uczyć". A serio, Kondrat z jednej strony
był obrzucany błotem, z drugiej cała Polska nuciła "szalala szalala
szalala - mydełko Fa-a-a". Będę szczęśliwa, jeśli piosenka
zdobędzie promil tej popularności, a ludzie będą podśpiewywać:
"błagamy cię, posprzątaj po swym psie" i może nawet od śpiewanie
przejdą do czynu.
DŁ: Żart to czy nie żart - nieważne. Piosenka ma zmusić do
myślenia i przewartościowania wartości kału w naszym życiu, a że
inni artyści nie dorośli do śpiewania o tak istotnych problemach,
które dotykają każdego z osobna, to nie mój problem mogę jedynie
nad tym ubolewać. A ja przypomnę, że wykonanie Mydełka Fa przez
Marka Kondrata można by w tej chwili nazwać kultowym. "Mydełko FA"
jest przejawem głębokiego dystansu do siebie.
GM: Nawet jeśli nie, to już nie mój problem. Ja nie mam
kłopotu z tym, że zaśpiewałem piosenkę o kupach. Za każdym razem,
kiedy słucham tego utworu śmieje się sam z siebie. Dla mnie to
przede wszystkim żart, co prawda gówniany, ale zawsze jakiś.
Czy myślisz, że piosenka może jakkolwiek pomóc przetłumaczyć
ludziom, że warto sprzątać po swoim pupilu?
KJ: Nie chodzi tylko o przetłumaczenie, że trzeba sprzątać.
Piosenka ma za zadanie odczarowanie tematu, przełamanie tabu. Boimy
się mówić o psich kupach, choć każdego dnia po drodze do pracy
mijamy ich setki. Wolimy udawać, że ich nie ma. A jak ich nie ma,
to nie trzeba ich sprzątać. Część naszych znajomych była zszokowana
"Jak to - pytali - nagrywacie piosenkę o psich odchodach?" Psia
kupa, o której śpiewa się piosenkę, nie jest już taka straszna. A
jak nie jest straszna, to można się nawet schylić i ją
posprzątać.
DŁ: Tak myślę, oraz przede wszystkim, głęboko to wierzę
przekaz piosenki jest tak prosty, że jedynie pies by go nie
zrozumiał.
GM: Ja nie myślę. Ja miewam przebłyski… A na serio: Nie
wiem i nie będę strzelał, bo zdarza mi się chybić celu. Takie było
zamierzenie. Dla mnie nie chodzi tyle o tłumaczenia, co o
ośmieszenie pewnego zjawiska i oswojenie go właśnie przez śmiech. W
tym przypadku to kupa.
Jak się czujesz jako wschodząca gwiazda polskiej sceny
muzycznej? W końcu nagranie już trafiło na YouTuba, Wrzuta.pl, a
dodatkowo warszawiacy nucą ją w autobusie, tramwaju, pod
prysznicem, przy goleniu? Czy na polskiej scenie jest jeszcze
miejsce dla gatunku shit-music?
KJ: Reakcje na piosenkę rzeczywiście są świetne. Myślę
jednak, że Shit-Music nie zadomowi się na naszym rynku muzycznym.
Rosnąca popularność tego kawałka spowoduje, że wszyscy zaczną
sprzątać po swoich pupilach, a piosenka trafi do lamusa, bo w
czystej Warszawie jej przesłanie będzie zupełnie
anachroniczne.
DŁ: Jestem dumny i szczęśliwy, że mogłem wziąć udział w
nagraniu. Wiem, że najgorzej zawsze mają prekursorzy pewnych idei.
Ci, którzy wyznaczają nowe ścieżki, przez potomnych często są
wyśmiewani oraz mieszani z kupą. Jestem gotów dźwigać to brzemię i
bronić swojej racji, choćby przez hordami dzieci, wujków i kochanek
neostrady. Powtarzam, i powtarzać będę, że sztuka bez idei, jest co
najwyżej precelkiem shit-music. Jest bytem o wysoce głębokim,
niebagatelnym przesłaniu przez co broni się sama. Najpierw Polska,
potem cały Świat.
GM: Odpowiem tak: Who cares!? Jestem na YouTubie. Jak
powiedziała ostatnio koleżanka wokalistka - to znaczy, że istnieję.
My się ujawniliśmy! Teraz pora na Was!
Źródło: Gazeta Wyborcza (Stołeczna)