Zbiorowy obraz, jaki mają organizacje na temat dziennikarzy, wygląda mniej więcej w ten sposób: Nie piszą o nas. Jak piszą – to przepisują żywcem nadesłane informacje. Jak już w końcu piszą samodzielnie, to przekręcają. Nie zadają pytań, bo są nieprzygotowani. Zadają pytania – zwykle niewłaściwe. „Nie rozumieją”, „nie zauważyli”, „nie wspierają”…
Ile z tych przekonań jest prawdziwych i jest wynikiem dziennikarskiego nieprzygotowania czy niechlujstwa, a ile – to szkodliwe stereotypy, którymi organizacje maskują swoje własne nieprzygotowanie i niechlujstwo w kontaktach z mediami?
Część spośród tych założeń można by odczarować, by organizacje i media ze sobą współpracowały. Tym bardziej, że stawiają przed sobą nawzajem nie lada zadania.
Do mediów: Niech nas zauważą
Według badań Stowarzyszenia Klon/Jawor tylko pięć procent organizacji
deklaruje stałą współpracę z mediami ogólnokrajowymi (Raport za 2004 rok).
- W zasadzie można uznać za dosyć żałosny odsetek i stwierdzić, że tej współpracy nie ma - mówi
Lidia Kuczmierowska z Fundacji im. Stefana Batorego. - Organizacje pozarządowe wiele wysiłku
wkładają w to, żeby się do mediów ogólnokrajowych przebić, natomiast ich skuteczność jest niska, bo
informacji na temat różnych akcji w prasie nie ma, a standardem jest obecność trzech lub czterech
dziennikarzy na konferencji prasowej.
O współpracy trzeciego sektora z mediami mówi się raczej z goryczą.
- Różne inicjatywy nastawione na współpracę z samorządem, typu karty współpracy, już dają jakiś
efekt - mówi Anna Wojakowska-Skiba z Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności - inicjatywy
nakierowane na współpracę z biznesem - też. Natomiast mam wrażenie, że po wielu latach działania
trzeciego sektora z mediami jesteśmy prawie w punkcie wyjścia.
Do mediów: Niech edukują
Ciekawa dyskusja na temat wzajemnych relacji organizacji z mediami
wywiązała się na konferencji, zorganizowanej przez wydawcę prasy regionalnej - Grupę Polskapresse
wraz z Centrum Aktywności Lokalnej. Kamyczki wrzucano przede wszystkim do dziennikarskiego ogródka.
Głównym zarzutem było to, że w mediach dominuje aura sensacji, przez którą
"pozytywistyczna", mrówcza praca organizacji nie ma szans się przebić.
- Przejrzałem tytuły z dzisiejszych pierwszych stron w prasie
regionalnej - mówił Bohdan Skrzypczak. - Oto one: "A Belka gryzie", Jak wykurzyć
lokatora", "Pijani barbarzyńcy w kościele", "Pokazał, co ma w teczce",
"Dyrektor na bruk" i na koniec - zupełnie przypadkowo - tytuł "Horror"… No
właśnie. Jak czytam prasę, to się denerwuję. Okazuje się, że po 15 latach demokracji jej sukcesów,
na przykład organizacji pozarządowych, w prasie nie widać. A my zaczynamy się zastanawiać, jak
organizować ruch oporu.
Dziennikarze odbijali piłeczkę.
- Diagnoza jest fałszywa - mówił Julian Beck, naczelny Dziennika Łódzkiego. - Na stronach lokalnych
są dobre informacje. Że będzie nowa droga, nowe przedszkole. Są też złe: że przedszkole będzie
zamknięte, a droga jest zniszczona, ale jest to odbicie tego, co dzieje się w naszym życiu.
Według Lidii Kuczmierowskiej media i organizacje mogłyby współpracować
na rzecz społeczeństwa obywatelskiego: edukować swoich czytelników. Od obu stron wymagałoby to
wysiłku. Organizacje musiałyby nauczyć się patrzeć trochę szerzej i dalej, poza granice swojego
podwórka i bezpośrednich beneficjentów. Natomiast media musiałyby zdecydować się wyjść poza czyste
dostarczanie informacji, ale zaangażować się w rozwiązywanie problemów społecznych i działanie na
rzecz pożytku publicznego.
- Czy ci partnerzy są do tego gotowi? Nie wiem, ale na pewno branie takiej współodpowiedzialności
jest jednym z wyznaczników społeczeństwa obywatelskiego.
Bardziej pesymistyczne założenia ma Grzegorz Miecugow z TVN24. Na
rynku, na którym media działają, nie ma miejsca na misję, bo czytelnik za nią nie zapłaci. A
ciekawość dziennikarza jest przede wszystkim ciekawością jego czytelników.
- Zapotrzebowanie na informacje "dobre" i
"pozytywistyczne" musi się zrodzić przede wszystkim bardzo mocno w społeczeństwie, żeby
społeczeństwo mogło to wymóc na swoich mediach - mówi Miecugow. - Na tych mediach, na które głosuje
swoimi portfelami. Jak będzie chciało takich informacji, to je w końcu dostanie. Niestety dziś
najlepiej sprzedaje się "Fakt".
Do organizacji: Niech współpracują lokalnie
Znacznie lepiej relacje organizacji z mediami kształtują się na
poziomie lokalnym. Tam odsetek organizacji deklarujących regularną współpracę z dziennikarzami
wynosi 22 procent. Media lokalne i regionalne o wiele lepiej znają działalność organizacji,
częściej nagłaśniają lokalne imprezy. Nie kierują się przy tym szlachetnością ani gestem, tylko -
ponownie - ciekawością i interesem czytelników.
Mimo przeświadczenia, że o organizacjach pisze się głównie w kontekście afer i przekrętów, po
przejrzeniu materiałów prasowych okazuje się, że ponad połowa opublikowanych materiałów dotyczących
trzeciego sektora, to opisy konkretnych akcji i programów. Dziennikarze lokalni deklarują też, że
ich redakcje wolą pisać właśnie o konkretnych, pozytywnych przykładach działań organizacji i ich
współpracy z samorządem.
- Oprócz tego, że w mediach sprzedaje się informacja zła, sprzedaje
się również bardzo dobrze poradnictwo - podpowiada Anna Góra z Dziennika Zachodniego. - To drugi,
co do ważności powód, dla którego ludzie kupują gazety lokalne. Bardzo często nam, dziennikarzom
brakuje partnera, żeby takie poradnictwo prowadzić. Potrzeba nam pomocy organizacji
pozarządowych.
Dziennikarze opowiadali też, że chcieliby dostawać regularne
informacje i pakiety prasowe od organizacji, uczestniczyć w konferencjach czy spotkaniach. I tego
właśnie organizacje muszą się nauczyć.
Do organizacji: Niech się uczą
- Jeśli zrobimy konferencję w dniu, w którym jest szczyt Rady Europy,
co się chyba łatwo da sprawdzić, to pies z kulawą nogą nie przyjdzie - mówi Grzegorz Miecugow. -
Jeśli lokalna telewizja ma swoje wydanie o 17.00, to nie róbmy konferencji o 16.00. I tak dalej.
Jeśli chce się trafić do medium, to trzeba się dostosować do rytmu jego pracy.
Stereotypy na temat mediów faktycznie może rozwiać wiedza na temat
sposobu ich pracy. Tak, jak organizacja rozliczana jest na przykład z efektów projektu, tak
dziennikarz: z czasu zbierania informacji i z dobrych pomysłów. Czasu ma mało. Rano jest na
otwarciu oczyszczalni ścieków, wieczorem na otwarciu galerii sztuki. W tym czasie teksty autorskie
piszą się u konkurencji. Oczekiwanie, że przez pół dnia będzie się wgłębiał w arkana konstruowania
kanalizacji miejskiej lub malarstwo renesansowe jest założeniem nawet nie tyle idealistycznym, co
głupim. Dziennikarz ma dochować staranności i rzetelności. Organizator lub rozmówca - wyjść mu
naprzeciw i dostarczyć informacji.
Tymczasem organizacje głównie się żalą. "To dziennikarz jest od
tego, żeby informację ciekawie opakować i sprzedać" - mówiono w kuluarach konferencji
Polskapresse. "Dziennikarz nie jest rzecznikiem prasowym organizacji, ani obsługującą ją
agencją public relations - odpowiadali dziennikarze. Zainteresować - to sprawa organizacji.
- Trzeba umieć wejść w skórę dziennikarza, który szuka czegoś takiego,
co mógłby jednym zdaniem opisać swojemu przełożonemu jednym zdaniem: "to jest bardzo fajny
temat" - tłumaczy Grzegorz Miecugow - Informacja jest towarem, który się sprzeda albo nie.
Pierwsza transakcja odbywa się między dziennikarzem a jego szefem-wydawcą. Ten dziennikarz też musi
mieć szansę sprzedania tematu swojemu przełożonemu. Argument, że coś jest pożyteczne, nie
wystarczy.
- Działalność organizacji jest tak bogata, że jest dla niej miejsce na łamach, tylko jest ten
problem, że trzeba nadać tej informacji jakieś opakowanie - mówi Julian Beck z Dziennika Łódzkiego. - I to jest po stronie organizacji: złapać dziennikarza na haczyk.
Do mediów i organizacji: Niech się polubią
Dla części organizacji w ogóle dobre kontakty z mediami czy obecność w
prasie nie jest znacząca, bo trudno mierzyć jej efekt. Często też, zniechęcone negatywnymi
doświadczeniami, rezygnują.
- Przychodzi ktoś, kto nie ma o niczym pojęcia, po czym ja mu tekst dyktuję: praktycznie zarabiam
na jego wierszówkę. Mam prawo czuć się urażony. Nie zależy mi na takich kontaktach - mówi Maciej
Szkatuła z lokalnej organizacji w Końskich.
Obrażanie się jest jednak techniką mało skuteczną, podpowiadają
specjaliści.
- Trzeba pamiętać, że obecność dziennikarzy jednak jest prezentem dla każdego, kto chce zaistnieć w
przestrzeni publicznej i chciałby, żeby wiedział o nim ktoś więcej niż sąsiedzi i rodzina - mówi
Natalia de Barbaro, psycholożka i trenerka kontaktów z mediami - Obrażanie się i konfrontacja jest
w tym sensie żadną strategią. Psychologicznie nie możemy oczekiwać od kogoś, że udostępni nam swoje
łamy (lub fale), po to, abyśmy udowodnili, że się myli. We wszystkich kontaktach z ludźmi podstawą
tego, żeby mieć na kogoś wpływ, są dobre relacje z nim. Trudno wpływać na poglądy kogoś, z kim się
nie lubimy.
Źródło: inf. własna