Zachęcają do zrywania nielegalnych reklam. Zrób to sam!
Jeśli denerwujesz się, że nie możesz przeczytać rozkładu jazdy, bo zasłaniają go szkoły jazdy, jeśli przeszkadza ci zalepianie każdego wolnego centymetra centrum Warszawy - ta akcja jest dla ciebie.
Jej hasło brzmi "Nie wstydź się zerwać!". To nowa kampania stowarzyszenia Miasto Moje A W Nim, które od pięciu lat walczy z zaśmiecaniem miasta reklamami, postuluje o uporządkowanie wywołanego tym chaosu wizualnego, lobbuje za odpowiednimi zmianami w prawie i promuje dobre wzorce. W warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej stowarzyszenie pokazało kiedyś instalację złożoną z kolażu ulotek pozdzieranych wcześniej z miejsc ich nielegalnej ekspozycji, wydało też album pt. "Polski outdoor". Tym razem do wspólnej walki z reklamami w niedozwolonych miejscach Moje Miasto A W Nim zaprasza warszawiaków. Przedstawiciele stowarzyszenia kilka dni temu przykleili na reklamach szpecących przystanki, latarnie i drzewa w centrum miasta specjalne wlepki z hasłem "Nie wstydź się zerwać!" i odpowiednim cytatem z art. 63 a Kodeksu wykroczeń, że kto umieszcza w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym ogłoszenie, plakat afisz czy ulotkę, podlega karze. Wlepki mają zachęcać do obywatelskiego zdzierania.
W sobotę o godz. 13 spod Rotundy wyruszy specgrupa sprzątająca, do której może przyłączyć się każdy.
- Podzielimy się na mniejsze grupki i ruszymy w miasto zrywać reklamy - zapowiada Aleksandra Stępień. - Nie chodzi nam o to, by wyręczać służby za to odpowiedzialne, ale by uczulić mieszkańców, że wszyscy tu jesteśmy gospodarzami.
Z drugiej strony, jak mówi prezeska Miasta Mojego, służby zwykle nie mogą zareagować błyskawicznie, a branża reklamowa to wykorzystuje. Osoby, który nalepiają ogłoszenia na przystanki znają grafik pracy służb miejskich i kiedy wiata zostanie oczyszczona, natychmiast pojawiają się z nowymi plakatami.
- Te reklamy wiszą w miejscach, w których powinny znaleźć się plan miasta, rozkład jazdy. Powodują szum informacyjny. Naszym zdaniem w systemie znaków obowiązuje hierarchia - na górze są np. Miejski System Informacyjny, znaki drogowe, a na samym dole reklamy, które mają charakter komercyjny - przekonuje Aleksandra Stępień. A co z miejscem np. na ulotki o zaginionych zwierzętach?
- Ogłoszenie o zgubionym kotku czy portfelu jest jednak bardziej społecznie użyteczne niż reklama kredytów "chwilówek" - stwierdza Stępień. - Podczas sobotniej akcji postaramy się przekazać wiedzę, która pozwoli każdemu rozsądzić, co zrywać, a co nie. W Gdańsku poradzili sobie w ten sposób, że na wszystkich przystankach w śródmieściu zamontowali specjalne tablice, na których mieszkańcy mogą wieszać informacje o korepetycjach czy kocie właśnie. Chcielibyśmy wypracować jakieś rozwiązanie w Warszawie, jesteśmy otwarci na dialog.
Źródło: warszawa.gazeta.pl