Męczy mnie już słuchanie, kim jestem w oczach tej czy innej opcji – czy za kogo mam sam się uważać. Dużo słyszę w mediach o sobie – rzadziej to mnie się dopuszcza do głosu.
Temat zaangażowania nas, młodych, wraca co jakiś czas wśród tych starszych, którzy czasem je chwalą, czasem patrzą na nie prawie z obrzydzeniem. W jednej ze swoich nowel wychwalał je tradycjonalista Sienkiewicz, z drugiej strony – marksista Marcuse upatrywał w nas przyszłość rewolucji. Ostatnio, przy okazji Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, temat nagle wrócił do mediów, gdzie uczestników i uczestniczki kolejnych marszów uwielbiano albo też odsądzano od czci i wiary.
Dla wielu w końcu „młody” znaczy: zbuntowany, emocjonalny, zmanipulowany.
Trochę tak, jakby wszyscy pozapominali, że w to tym wieku właśnie się wszystko zaczyna. Często poprzez zarywanie nocy, wagarowanie, rezygnowanie ze szkoły. Może i beztrosko – bo dla idei.
Dlatego też warto się temu zagadnieniu przyjrzeć – nawet nie naukowo, relacyjnie – tylko w formie opinii osoby, która w tym siedzi. Szczerze, męczy mnie już słuchanie, kim jestem w oczach tej czy innej opcji – czy za kogo mam sam się uważać. Dużo słyszę w mediach o sobie – rzadziej to mnie się dopuszcza do głosu.
Po co się angażować?
No właśnie, po co?
Jest masa innych rzeczy do roboty, co wolisz – pójść się napić albo spędzić wieczór wśród podręczników. Aktywizm spycha się często na drugi plan – bo też, często, nie ma w nim żadnego interesu. Wielu mobilizują bodźce „pod kątem przyszłości” – takie jak olimpiada „Zwolnieni z teorii”, w ramach której za wykonanie projektu społecznego otrzymujesz międzynarodowej rangi certyfikat. A to warto mieć, bo przydaje się potem w rekrutacji na studia, głównie te zagraniczne.
Z drugiej strony – zwłaszcza w większych miastach, gdzie w ogóle jest taka możliwość – angażujemy się w wolontariaty, staramy się działać (mówię tutaj o swoich znajomych – o żaden „głos pokolenia” nie walczę). Spójrzmy chociażby na Młodzieżowy Strajk Klimatyczny – jak dużo ludzi się w to zaangażowało.
Trzeba pamiętać, że dla większości z nas to dopiero pierwsze protesty. I można je nazywać młodzieńczymi zrywami – ale trudno kłócić się, że nie jest to dobra forma na zaangażowanie się.
Sami organizatorzy marszów przyznają, że to dzięki MSK uświadomili sobie, jak poważną sprawą jest globalne ocieplenie – i dlaczego powinniśmy działać. MSK w ogóle jest fenomenem, wręcz wzorem, jeżeli chodzi o zaangażowanie młodzieży (nie zapominajmy, że jest to ruch ogólnoświatowy!).
Bo chcemy działać właśnie po to, żeby coś zmienić – i zadbać o swoją przyszłość. Marzy się o niezależności, samodecydowaniu. W końcu zaraz wchodzimy w dorosłość – przygniata nas wizja zasuwania od rana do nocy; pracowania tam, gdzie pracować do końca nie chcemy, gdzie – często – można zapomnieć o samorealizacji. Stąd też może i zainteresowanie polityką, walką o jakąś podmiotowość.
Jeżeli ktoś zapytałby mnie, po co chcę się udzielać – myślę, że przede wszystkim z niepokoju. Niepokoju o przyszłość, w której to ja będę musiał żyć i wychowywać swoje dzieci.
Wszędzie młodzi
Ja także staram się walczyć o coś, też mam plany, marzenia. Zaraz kończę drugą klasę liceum. Aktywistą na pełen etat nie jestem – robię to, co mogę. Bo jak nie teraz, to kiedy? Osiemnastkę skończę dopiero za niecałe dwa miesiące – pojawia się straszna wizja tego, że mam wejść w to, co na co dzień obserwuję w mediach i na ulicy.
Dualistyczna barykada, szuryzm i komentarzowe wojny – super. Brakuje jeszcze wbijania sobie widelców w plecy na każde święta.
Nie wiem, może to też cecha wieku – ale ciągle wierzę w jakieś ideały. Ba, już pomijając to „ja” – generalnie myślę, że wszyscy wierzymy. Dlatego, różnie co prawda, chcemy je wcielać w życie. Często we własnych inicjatywach (i to może być, naprawdę, wszystko – od pomocy społecznej po młodzieżowe konferencje ekonomiczne). Albo też w politycznych młodzieżówkach. Co kto lubi – jak już się angażuje.
A ja? Wyszedłem od książek, które mnie do działania… przymusiły. Wciągnąłem się w pisma Brzozowskiego, potem Strzeleckiego. Miało to na mnie duży wpływ, żeby w ogóle wpakować się w jakiekolwiek działanie. Współorganizowałem Warszawskie Targi Wolontariatu; kilka prelekcji na temat Brzozowskiego w mojej szkole. Większość moich znajomych, którzy się angażują, robią to w MSK – przychodząc przynajmniej na kolejne protesty. Niektórzy organizują wydarzenia kulturalne (jak na przykład warszawska Kultura Nieponura), inni pomoc imigrantom.
To nie jest tak, że wielu z moich znajomych nie chce się angażować. Po prostu, często nie mamy na to czasu – i możliwości.
Po części to kwestia przynależności do grupy – grupy, która o coś walczy. Rzadko aktywiści działają samotnie, zwykle ktoś ich popiera. Działanie to też akceptacja, uznanie. Kiedyś w TVP Kultura usłyszałem, że w tym wieku jest nam ponoć obojętne, czy będziemy trockistą czy korwinistą – że nie chodzi tyle o hasła, co o spełnienie samej potrzeby pobuntowania się.
Życie to jednak nie czysta matematyka i nie ma tutaj żadnych kwantyfikatorów. Będą zawsze i tacy, i tacy, nic na to nie poradzę. Ale to właśnie czas, kiedy można się jeszcze zdecydować, doświadczyć różnych rzeczy, zrozumieć, na czym polega dojrzałość, także ta światopoglądowa.
Mam jedną dobrą znajomą z (dawnym już) epizodem w Młodzieży Wszechpolskiej – teraz już od tego odeszła, przemyślała. Bo jak inaczej zdefiniować swoje poglądy, jak nie poprzez weryfikację i doświadczenie? Teoretyzować nam jeszcze trudno, bo mało kto siedzi szczegółowo w ekonomii, prawie, państwowości.
Obecne wśród nas są podstawowe, ludzkie potrzeby – podmiotowości, akceptacji, szeroko pojętej wolności. O podmiotowość, w swoim rozumieniu, będzie walczyć i wolnorynkowiec (no, przecież to da niezależność podatkową i szanse na karierę!), i socjaldemokrata (humanizacja środowiska pracy). Często to przechodzi potem w utopijny radykalizm – co niestety można zarzucić i niektórym dorosłym.
Młodzi działają więc na wszystkich polach – zależnie od potrzeb czy zainteresowań. Z różnych pobudek, pod różnymi szyldami. Sens zaangażowania jest tak różny, jak i my różnimy się między sobą.
Wielu motywuje niepokój
Myślę jednak, że najczęściej, jeżeli chodzi o osoby w moim wieku, chodzi właśnie o przyszłość. Przyszłość, która nas niepokoi – bo jest już przecież tuż za rogiem. Stąd walka o klimat, walka o państwo, liczne hasła „ponad podziałami”. Dorastam w Polsce – i boję się jej.
Dorastamy w świecie, który nas niepokoi – i jest to niepokój racjonalny. Niepokój, który wielu z nas motywuje właśnie do działania.
Stąd pojawia się pytanie, czy warto się angażować? Albo: czy możliwe jest rzeczywiście połączenie się ponad podziałami? Czy to kolejny mit, który kończy się na ładnych słowach? Czy wyniki badań IFiS PAN-u o apolityczności MSK to dobry znak, czy też efekt badania na warszawskiej, mało różnorodnej grupie?
Młodzież jest, tak jak i dorośli, częścią społeczeństwa. I podobnie jak generalnie w Polsce, dużo jest w nas także bierności. Bo po co coś robić, spytał mnie ktoś jakiś czas temu, jeżeli i tak nic się nie zmieni? Albo: po co cokolwiek zmieniać, jak wszystko jest już dobrze? Mało kto pamięta, że to, że ja akurat jestem w komfortowej sytuacji, nie znaczy, że każdy obywatel ma tak samo.
Cóż – na zakończenie – warto życzyć tak młodym, jak i starym, aby się nie poddawali. Ja, póki mogę – nie będę.
Krzysztof Katkowski – urodzony w 2001 licealista, działa, jak może. Związany z „Krytyką Polityczną”, publikował także w „Res Humana”. Warszawiak.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.