Organizacje pozarządowe są ważnym partnerem debaty publicznej. W tym kontekście często pojawia się pytanie: na czym opiera się ich reprezentatywność? Jak możemy ją zdefiniować? Pytamy o to Krzysztofa Więckiewicza, dyrektora Departamentu Pożytku w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej.
Jak zdefiniować reprezentatywność?
Krzysztof Więckiewicz: - Dla mnie ma ona trzy wymiary. Po pierwsze, dotyczy stopnia zorganizowania sektora w układzie terytorialnym i branżowym w reprezentacji interesów. Po drugie, ma ona związek z przełożeniem struktur organizacyjnych na liczbę członków i z tym, jak organizacje członkowskie uczestniczą w procesach decyzyjnych. Po trzecie, chodzi też o drugą stronę, o świadomość prawno-polityczną u władz publicznych.
Udział organizacji w debacie nie odbywa się jednak w próżni…
K. W.: - Tak, i dlatego ważna jest ogólna społeczna akceptacja dla niepolitycznych funkcji reprezentowania interesu, tych nieobliczonych na tradycyjny system lobbowania.
Jeśli kogoś reprezentujemy, to mamy przed sobą szczególne zadania. Czy w związku z tym system powinien traktować nas szczególnie?
K. W.:- Za reprezentatywnością i reprezentacją idą obowiązki. Struktury parasolowe powinny być strukturami demokratycznymi, reprezentować te potrzeby, które je ukierunkowały. Nie jest to przy tym suma prosta, ale wypadkowa potrzeb.
Negocjujemy?
K. W.:- Negocjujemy, ucieramy interesy i poglądy. Trzeba pamiętać, że władzy zależy żeby rozmawiać z kimś, kto ma legitymację. W tym sensie, jeśli kogoś reprezentujesz, nie tylko masz być skuteczny, ale i słuchać tych, którzy dali ci mandat. Pojedynczym organizacjom jest trudniej, Organizacje parasolowe realizują szczególną potrzebę swoich członków, której ci nie są w stanie skutecznie zrealizować w pojedynkę.
Czy konstrukcja systemu wsparcia organizacji uwzględnia tę trudność?
K. W.:- Tak, jak najbardziej. Systemowo, choćby w PO KL, gdzie w kryteriach konkursowych dawane są preferencje tym, którzy potrafią się zorganizować.
Czyli słuchamy naszych członków, i działamy skutecznie. To nasuwa pytanie o pojęcie accountability, które ostatnio, w Raporcie Polska 2030 chociażby, doczekało się polskiego tłumaczenia „rozliczalność”. Chodzi o możliwość wykazania, że robi się to, co się zaplanowało, do czego zobowiązuje nasza misja. Czy organizacje biorące udział w debacie publicznej są rozliczalne?
K. W.:- Moim zdaniem nie ma jeszcze takich mechanizmów w sektorze, w których byłaby właściwa relacja między typem legitymizacji a weryfikacją skuteczności działań. I tutaj rolę odgrywa głównie samoregulacja. Rozliczalność powinna być oparta o mechanizmy wewnętrznej kontroli. Kryteria zewnętrzne powinny być miękkie. Chyba mamy pewien stereotyp myślenia o organizacjach: z natury są prospołeczne i proobywatelskie, więc jeśli opierają się na takiej filozofii, to niejako sama misja ma świadczyć o jakości działania. To rozciągnięcie misji sektora ogranicza budowanie i wykorzystywanie mechanizmów rozliczalności, czyli tak naprawdę systemu weryfikacji jakości. Różne opracowania zresztą już na to wskazywały, jak często w reprezentowaniu interesów dominowała filozofia interwencji. Wtedy sektor się mobilizował, osiągał cel i to utrwalało pogląd o ogólnej skuteczności sektora. Tymczasem trudniej się rozliczyć z organicznej pracy, jak na co dzień organizacja wypełnia dany jej mandat.
Czy można powiedzieć, że organizacje parasolowe, mają jakieś szczególne zadania w zakresie rozliczalności? A może skoro są reprezentatywne dla jakiegoś wycinka sektora, to trzeba im tę reprezentację ułatwić?
K. W.:- To zależy jak traktować funkcję takich organizacji. Jeśli oprócz reprezentacji mają dawać pewien przykład działania, powinny tworzyć i wdrażać dodatkowe standardy. Być może w związku z dodatkową pracą włożoną w tworzenie tych standardów i utrzymywanie ich, należy dać im pewne przywileje, które rozwój tego typu działalności by umożliwiły. Jeśli masz szczególną rolę, który służy dobru wspólnemu, to dajemy ci pewne przywileje w programowaniu rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, które przekładają się na pewne preferencje w politykach publicznych.
Jakiego rodzaju preferencje mogłyby to być?
K. W.:- Określenie jakie nie jest możliwe ze względu na to, że nie ma formalnego modelu reprezentacji sektora. W sektorze mandat osłabiany jest przez to, że nie ma na ustalonego algorytmu, który by ją potwierdził w kategoriach politycznych. Organizacje są w debacie publicznej na pograniczu bycia petentem i partnerem. Na pewno jednak, gdyby takie formalne kryteria się pojawiły, preferencje miałyby mieć to charakter zwrotny: skoro jesteś postrzegany jako reprezentatywny dla pewnej grupy i wymagamy więcej, twoje miejsce w procesach decyzyjnych jest adekwatne do statusu, jaki osiągnąłeś.
To, czy reprezentacja sektora powinna doczekać się jakiejś instytucjonalizacji, jak to ma miejsce w przypadku innych partnerów społecznych, jest powracającym tematem. Czy są jakieś korzyści z tego, że tej instytucjonalizacji nie ma?
K. W.:- Reprezentatywność niezinstytucjonalizowana, na ironię, sprzyja skuteczności. Po pierwsze, organizacje muszą podeprzeć swoje racje dobrze przygotowanymi argumentami. Powoduje to uznanie ich argumentów z powodów merytorycznych. Poza tym, sprzyja to inwencji, zmniejsza roszczeniowość, a zwiększa konstruktywność. Organizacje, z którymi wchodzimy w dialog, odwołują się do innych jego technik, do deliberacji i debaty. Mają konstruktywne metody artykułowania potrzeb i wyrażania dezaprobaty. Słowem, wpisują się w kulturę dialogu, nie protestu.
No dobrze, to brzmi świetnie, ale czy administracja na pewno rozumie to nietypowe umocowanie organizacji?
K. W.:- Musimy pamiętać, że w debacie publicznej ściera się paradygmat sektorowy i administracyjny. Myśmy dużo nauczyli się od sektora i o sektorze w toku współpracy, chociażby poprzez jej roboczy wymiar. Przykładem są prace Zespołu roboczego ds. wdrażania Działania 5.4 Priorytetu V PO KL (Zespół składa się z przedstawicieli administracji i sektora pozarządowego – przyp. AM). W jego ramach wydyskutowaliśmy wiele rzeczy, z którymi wszyscy się identyfikujemy mimo odmienności naszych struktur.
Kolejnym pojęciem, bez którego nie można się obejść w debacie publicznej jest przejrzystość – zarówno jej uczestników jak i samego procesu. Wyzwania?
K. W.:- Przejrzystość obowiązuje w zakresie stylu zarządzania, gospodarki finansowej, w relacji z otoczeniem - także w kategoriach politycznych. Kiedy inni wiedzą o organizacji tyle, ile ona sama wie o sobie w ramach statutowych działań. Zagrożeniem dla przejrzystości debaty jest zachwianie między formalnym i nieformalnym układem kontaktów jej uczestnika z otoczeniem.
Kiedy tak się dzieje?
K. W.:- Kiedy pojawia się konkret finansowy który zachęca do działań „gabinetowych”. Poza tym zagrożeniem jest oligarchizacja, wynikająca z tego, że wobec pewnego braku aktywności do zrzeszania się, funkcja reprezentacji się trochę petryfikuje. Wtedy zaczyna obowiązywać zasada równych i równiejszych. Inna pułapka to myślenie: jeśli jestem skuteczny to nie ujawniam jak działam, bo rozliczany jestem za efekt nie za procedurę. Po co działać przejrzyście skoro to nie przyniesie takich dobrych efektów?
Na przejrzystości działania sektora waży jego quasi-polityzacja: organizacje szukają wsparcia sił politycznych skłonnych ponieść ich postulaty. Relacja budowana jest z tymi, którzy są ideologicznie i doktrynalnie zbliżeni do sektora.
Czy przejrzystość reprezentantów organizacji w debacie publicznej powinna być inaczej kształtowana niż w organizacjach jako takich?
K. W.:- Tak, bo funkcje jakie mają do wypełnienia reprezentanci są funkcjami publicznymi, wymagającymi innego stopnia poinformowania o działalności. To jest z drugiej strony pokusa, bo miarą ich skutecznego działania jest pozycja lidera i relacje, które mieszczą się w sferze zachowań „dyplomatycznych”, trochę nieformalnych. W tym przewrotnym sensie są bardziej uprzywilejowane bo uciekają do praktyk, które zakłócają przejrzystość.
Na koniec – jakie wyzwania stoją przed organizacjami, które aspirują do tego, żeby być reprezentatywne?
K. W.:- Czas zwrócić czas na alternatywne formy integracji i legitymizacji. Tradycyjne modele łączenia się i reprezentacji będą musiały uwzględnić inne formy komunikacji i tworzenia sieci, jak np. poprzez internet, aby wytworzyć i utrzymać mobilizację wokół problemu. Przy dobrym pomyśle na wykorzystanie, to medium może być potężnym narzędziem uruchomienia aktywności.
Ważne, żeby w dobrej, skutecznej reprezentacji nie odbierać całej inicjatywy reprezentowanym. Organizacje parasolowe powinny zatem pamiętać, że od czasu do czasu można odchylić ten parasol i pokazać tym, którzy są pod nim, że nie pada.
Rozmowa odbyła się w ramach wywiadu do analizy porównawczej In search of models for National Association’s operation based on legitimacy, accountability and transparency – a comparative study of England and Poland opracowywanej przez Ogólnopolską Federację Organizacji Pozarządowych i National Council of Voluntary Organizations, w ramach Affinity Group of National Associations przy CIVICUS Alliance for Citizen Participation (www.civicus.org)
Źródło: OFOP