– Nic nie jest dane raz na zawsze – również wolność i pokój. Musimy żywić je i je chronić. I musimy być zdolni, by za nie zapłacić – a pieniądze są w tym wypadku najtańszą walutą – mówił Kuba Wygnański do działaczy i działaczek zebranych na konferencji Europejskiego Centrum Fundacji.
Fragmenty przemówienia Jakuba Wygnańskiego podczas sesji otwierającej odbywającą się w Warszawie Konferencję Europejskiego Centrum Fundacji.
Warszawa, 31.05.2017
Dlaczego ja?
Kiedy poproszono mnie, żebym dziś przemawiał, wiedziałem, że nie może być to jedno z tych wystąpień, które lubię najbardziej – co mi fantazja podpowie, to powiem. Zupełnie wbrew mojej naturze – wedle której wszystko zostawiam na ostatnią chwilę – zrobiłem coś dla siebie niecodziennego: zacząłem przygotowywać moje przemówienie z wyprzedzeniem. (…)
By uporządkować ten chaos, szukałem odpowiedniej osi narracyjnej. Zdecydowałem się użyć w tym celu jednego z moich ulubionych filmów – „Apollo 13”. Jest o czymś lokalnym (mały statek gdzieś w kosmosie) i globalnym jednocześnie. Opowiada o marzeniach i o ciężkiej pracy potrzebnej, by zmienić je w rzeczywistość. To również film o pokorze potrzebnej do zaakceptowania rzeczy, które mogą pójść źle – nie tak, jak zaplanowaliśmy – i o wytrwałości do przeciwdziałania im z odwagą, innowacyjnością i zaufaniem do innych ludzi. A także o instancjach większych od nas, które pozwalają nam na bezpieczne lądowanie.
Odcinek 1. 1989 – lecimy na księżyc…
…po to, by udowodnić coś samym sobie, by mobilizować, by wygrać z Sowietami. To był moment upadku poprzedniego reżimu. Dojście do niego było długim procesem. Polska była ważną częścią tego domino. Mur upadł. Był to – przynajmniej dla nas, dla mnie – cud, jedna z najszczęśliwszych chwil mojego życia.
Te krótkie chwile zmian, nieco ponad 25 lat temu, były historycznym zastrzykiem adrenaliny, która przyniosła wielu ludziom odwagę, siłę i gotowość do poświęcenia.
Nie obawiajcie się, nie mam zamiaru robić wykładu na temat wydatnej roli Polski w obalaniu komunizmu – swoją drogą, była ona bardzo wydatna. Ale komunizm upadł nie tylko pod wpływem naszego zbiorowego wysiłku (przepraszam, że to podkreślam). Upadł, ponieważ nie był w stanie zapewnić ludziom nie tylko dobrobytu i akceptowalnych warunków życia, ale także wolności, aspiracji i godności.
To jest opowieść nie tylko o kaloriach. Ale też nie tylko o polityce. To opowieść o czymś większym, niemal o moralnej rewolucji. Dobrze jest uświadomić sobie, że siła moralnych rewolucji (ta niezatrzymywalna maszyna) zasilana jest nie tylko przez opór przeciwko temu, że „oni” kłamią, kradną, używają przemocy.
Moralna rewolucja jest zasilana także przez próbę znalezienia przez nas lepszej cząstki nas samych i przez odrzucenie wszystkich tych grzechów. To jest prawdziwy sens oburzenia – to znacznie więcej niż gniew.
Dla wielu krajów za żelazną kurtyną, „od Szczecina do Triestu” – jak to ujął Churchill – było to symboliczne ponowne zjednoczenie Europy. II Wojna Światowa nareszcie się skończyła – prawie 45 lat później. (…)
Nagle i dla wielu niespodziewanie, znów byliśmy jako Europa razem. Padaliśmy sobie w ramiona. Nie było to rozszerzenie czy powiększenie, ale faktyczne ponowne zjednoczenie w jego podstawowym sensie – gdzie dwie strony uzupełniają się nawzajem. W tamtych czasach w materialnym sensie byliśmy bardzo biednymi kuzynami. Ale mieliśmy wciąż nadzieję – w tym początkowym momencie – że możemy zaoferować inne ważne elementy procesu jednoczenia. Jednym z nich – przynajmniej w tym kraju – była w rzeczy samej Solidarność. Nie był to jedynie ruch polityczny. Solidarność czy braterstwo (jako wartość, ale także jako konkretne społeczne praktyki) była również postrzegana jako brakujący, trzeci element słynnej triady: Liberte, Egalite, Fraternite.
Ten element braterstwa i solidarności jest równie ważny jak dwa pozostałe, ale zbyt często pomijany. Przyglądając się historii najnowszej, obserwujemy raczej, że ustroje polityczne wciąż nie są w stanie znaleźć balansu między wszystkimi trzema elementami – często jeden z nich góruje nad innym (tak – można te wartości hołubić przesadnie).
Ostatecznie po wielu latach nieobecności koncept społeczeństwa obywatelskiego znów pojawił się w tej części Europy. Jego unikalna atrakcyjność i magnetyzm legły u podstawy faktu, że stał się środkiem i celem w tym samym momencie.
Był „specjalnością szefa kuchni” tej części świata. Rozwój społeczeństwa obywatelskiego stał się nazwą naszej gry. Był naszą drogą i naszym przeznaczeniem. Trwał przez wiele lat przy wsparciu wielu lokalnych, międzynarodowych i transatlantyckich instytucji. Część z nich jest tu obecna. Zawdzięczamy wam wiele.
Warto pamiętać, że samo EFC było właśnie element tego inicjacyjnego wydźwignięcia nadziei i solidarności. Powstało dla konkretnego celu – celu, który jest wciąż (a nawet bardziej) aktualny – skonsolidowania dwóch części Europy. Mam nadzieję, że nie jestem jedynym, który tak uważa.
Wydźwignięci w górę, mamy odpowiednią trajektorię
A zatem byliśmy już w przestrzeni, poruszając się z dużą prędkością po fali wznoszącej. Tworzyliśmy wspólnie instytucjonalne ramy dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Pierwsze akty prawne: od zakotwiczenia w konstytucji po prawo dla fundacji i stowarzyszeń, prawo podatkowe i polityki publiczne.
Podstawowa struktura trzeciego sektora została stworzona – pierwsze organizacje parasolowe, fora darczyńców, centra wsparcia, nawet kilka fundacji grantodawczych. Oczywiście, byliśmy świadkami także trudniejszych momentów i egzaminów – jak rządy Meciara na Słowacji – ale generalnie byliśmy w dobrym nastroju, przekonani, że obraliśmy właściwą trajektorię.
W tym złotym czasie, współpracowaliśmy wiele w całym regionie – wciąż widzę te twarze… Był to rodzaj szarmanckiej rywalizacji (na przykład w sprawie mechanizmu 1%). (…)
W tych czasach wiele naszego instytucjonalnego „umeblowania” tworzyło razem eklektyczną kolekcję elementów wziętych z modeli anglosaskiego, kontynentalnego, nordyckiego i tak dalej. Byliśmy na „zakupach”, by znaleźć najlepszy towar.
Zbyt często – muszę przyznać – nie byliśmy wystarczająco wrażliwi na elementy naszych własnych tradycji, organizacji, instytucji. Musimy przyznać, że tego rodzaju mimikra uczyniła całą operację niewystarczająco autentyczną. Staliśmy się zbyt, by tak rzec, „syntetyczni” zamiast „organiczni”.
(…) Od samego początku istniało podejrzenie, że liczba instytucji nie jest wystarczającym wskaźnikiem jakości rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. A jednak – w jakiś sposób mieliśmy tendencję, by to ignorować. Indeksowaliśmy się sami i byliśmy indeksowani przez innych. I tutaj, w Polsce, znudziło i zepsuło nas osiąganie wysokich wyników w porównaniu z innymi państwami regionu i ciągłe mierzenie się z faktem dystansu, jaki dzielił nas od państw zachodnich. Ale założenie było proste – potrzebowaliśmy po prostu więcej czasu. Grawitacja miała działać na naszą korzyść i mieliśmy bezpiecznie wylądować na księżycu wcześniej lub później.
Zabrany podnośnik rakietowy
Jakieś 10-15 lat temu ktoś podjął decyzję (czy był to ktoś w tej sali?), że my (a kraje Wyszehradu w szczególności) jesteśmy w jakiś sposób wystarczająco dojrzali do tego, żeby pójść na swoje. Demokratyczny Plan Marshalla był na ukończeniu. Nie ma tu wystarczająco dużo czasu na wyjaśnienie wszystkich szczegółów i kroków tej operacji „wycofania się”, ale to się działo. Rakieta, która wyniosła nas na orbitę, odleciała w przestrzeń.
Ktoś może powiedzieć, że decyzja o „wycofaniu się” była błędna lub przedwczesna. Ale wiedząc to, co wtedy wiedzieliśmy, podejrzewam, że była to decyzja racjonalna. Było wiele innych miejsc w Europie, które desperacko potrzebowały wsparcia (na przykład Białoruś, Ukraina, Kosowo), i wiele innych miejsc na świecie w podobnej potrzebie (jak na przykład Wenezuela czy Jemen). (…)
Houston, mamy problem!
Po początkowym entuzjazmie, odkryliśmy, że nie wszystko jest tak przyjemne. To będzie część lamentacyjna.
Niektóre organizacje pozarządowe zaczęły coraz mocniej i mocniej cierpieć w wyniku rozmaitych deficytów. Często miały problem z wizją (albo jej kompletny brak), oportunizmem, klientelizmem, zależnością od grantów, funkcjonowaniem w miejskich enklawach i brakiem autentyczności – by nazwać tylko niektóre z kłopotów. Nie są to problemy wyjątkowe dla naszego regionu – to raczej wyzwanie globalne.
„Społeczeństwo obywatelskie” było coraz bardziej kwestionowane jako importowany czy obcy produkt liberalnych elit zachodnich.
Ataki zdarzały się zarówno z lewa, jak i z prawa. Podobnie koncept społeczeństwa otwartego był i wciąż jest atakowany jako rujnujące lokalną tradycję narzędzie intencjonalnego niszczenia tożsamości wspólnot i jednostek. Koncept ten był portretowany przez niektórych oponentów niemal jako szatańska intryga, mająca na celu stworzenie człowieka i wspólnoty wyzutej z tożsamości po to, by uczynić je niechronionym przed mentalną i ekonomiczną kolonizacją. (…)
Ludzie są mało zaangażowani w działania społeczne. Przestało im zależeć – widać to na przykładzie niskiego poziomu wolontariatu, filantropii, politycznego zaangażowania (a nawet udziału w wyborach).
Obserwowaliśmy eksplozję przekonania, że rynek jest głównym regulatorem wszelkich ludzkich relacji i najlepszym mechanizmem dla wszystkiego – łącznie z polityką.
Widać dominujący brak zaufania między nami jako ludźmi i generalny brak zaufania do instytucji – prywatnych oraz publicznych. (…)
Wszystko to zasila braki w zaufaniu do liberalnych elit, ludzi z dużych miast, organizacji, klasy politycznej i partii. Brak poczucia bezpieczeństwa, wrażenie nieprzewidywalności, zbytniego skomplikowania świata zewnętrznego, subiektywnej deprywacji, resentyment. Coraz więcej i więcej składników dla wzrostu populizmu.
Niektórzy aktorzy polityczni (nie tylko tutaj) żywią się tym gniewem, a niekiedy sami go produkują. Strach i rozczarowanie zostaje zamienione w potężną broń polityczną. Jeszcze inni zaprzeczają faktom i z protekcjonalną wyższością oraz z pozycji przewagi moralnej pouczają mniej zamożnych, mniej uzdolnionych, z mniejszymi koneksjami i urodzonych w gorszym miejscu, co powinni myśleć. Oba te zachowanie są błędne.
Dziś największym wyzwaniem, ale i największą oraz jedyną nadzieją, jest znalezienie drogi pomiędzy populizmem a elitaryzmem. Może na tej sali jest Mojżesz, który nas poprowadzi?
(…) Zmieniła się również sytuacja geopolityczna. Europa podzieliła się wewnętrznie, znajduje się na skraju upadku i stała się peryferyjna. (…)
Widzimy także zawłaszczenie patriotyzmu i jego deformację do postaci wulgarnego, plemiennego nacjonalizmu. Proszę mi wierzyć, nie ma nic złego w patriotyzmie ani w mocnej tożsamości, nie ma nic złego w religii – wszędzie tam, gdzie nie są to wartości traktowanie instrumentalnie jako broń przeciwko innym. Niektórzy z nas bardziej boją się „innych” nie dlatego, że mają silną tożsamość, tradycję, wiarę – ale dlatego, że są zbyt słabi, by żyć w zgodzie z innymi w pokojowych warunkach.
Głównym problemem jest to, że żyjemy życiem pozbawionym czegokolwiek, co by nas przekraczało. Wierzymy, że nie ma niczego więcej poza mną – jestem tylko ja i istnieje tylko teraz. To szczególna forma nihilizmu, egoizmu, narcyzmu, anomii.
Fundamentalne wartości takie jak Piękno, Dobro i Prawda – przetłumaczone na tego typu język indywidualnych znaczeń – czasami nie znaczą nic ponad Narcyzm, Egoizm i Subiektywizm – wsparte na braku zaufania do czegokolwiek i kogokolwiek poza moimi własnymi emocjami.
Czy możemy uniknąć katastrofy?
Istnieją dobre powody, by coś robić – choć prawdopodobnie nie uda nam się sprawić, że nasze dzieci będą miały lepsze życie pod względem materialnym. Będą żyły w nieprzewidywalnym i burzliwym świecie. Nic i nic nie jest pewne w przyszłości. Nie ma żadnej recepty albo ubezpieczenia, które by nas przed tym chroniło. Nie ma wystarczającej liczby miejsc do ucieczki jak Kanada czy Nowa Zelandia. To jest nasze miejsce na ziemi i musimy o nie dbać.
Europa bardziej niż kiedykolwiek musi polegać na własnej integralności i żywotności. Nie przeciwko innym, ale też nie zależąc od łaski innych.
(…)
Nasze punkty oporu
Społeczeństwo obywatelskie nie jest ideą przebrzmiałą
Dla tego audytorium, jak podejrzewam, pierwszym stanowiskiem i linią oporu jest ochrona przestrzeni dla społeczeństwa obywatelskiego. Oznacza to głównie prawo do istnienia i ekspresji podstawowych praw – prawa do wygłaszania opinii, do samoorganizacji i do kontroli rządów. (…)
Istnieją nowe wyzwania i – miejmy nadzieję – nowe drogi, by na nie odpowiedzieć. Nowe ruchy społeczne i nowe formy aktywizmu. Cała nowa społeczna galaktyka (w szczególnie jeśli chodzi o młode generacje) i problemy społeczne, które często nie znajdują się na naszych radarach. Kilka przykładów: nieusprawiedliwione nierówności, ambiwalentna rola technologii, zmiany demograficzne, godność umierania, kwestie migracyjne, przestarzałe umiejętności, strach, samotność, brak poczucia przynależności, chaos informacyjny, zmiany klimatyczne, masowa urbanizacja, opresyjne państwa i wiele innych zjawisk. Musimy znaleźć nowe drogi, by się z nimi mierzyć i by stworzyć nowe (albo jakiekolwiek) teorie zmiany – bardziej wyrafinowane niż tradycyjna filantropia. (…)
Powinniśmy po pierwsze przywołać i przećwiczyć nasze podstawowe umiejętności i kompetencje – te, które stworzyły powody istnienia społeczeństwa obywatelskiego. Są to:
- Budowanie zaufania i kultywowanie tkanki łącznej.
- Tworzenie miejsca dla pasji, marzeń, altruizmu – lepszej części naszej natury.
- Wspieranie zaangażowania w życie publiczne.
- Mediowanie w sytuacji konfliktu – budowanie zdolności do przeprowadzania zmian bez przemocy.
- Pielęgnowanie pluralizmu i zdolności do koegzystencji.
- Działanie w imieniu tych, którzy są pozbawieni głosu.
- Temperowania państwa i biznesu.
- Dostarczanie dóbr i usług tam, gdzie inni zawodzą.
- Eksperymentowanie i poszukiwanie innowacji.
- Kształtowanie przywództwa.
To nie są zadania nieaktualne. Ich podjęcie jest dziś ważniejsze niż kiedykolwiek.
Brońmy Europy – nie przed innymi, ale przede wszystkim przed samounicestwieniem
Europa jest naszym domem. Jest więc też naszym zobowiązaniem.
Potrzebujemy więcej niż tylko instytucji – potrzebujemy ducha. (…)
Jeśli nie chcemy umierać za Europę, musimy zacząć nieco bardziej dla niej żyć.
Jestem pełen niepokoju, że niektórzy obywatele starej Europy uznają kiedyś, że otwarcie integracji było błędem. Niektórzy mogą nawet planować ją odwrócić. Nie róbcie tego. To byłby historyczny błąd. Budowanie murów, by zabezpieczać się i izolować, może odwlec problemy, ale nie je rozwiązać.
Trzeba pamiętać, że Europa została stworzona nie tylko jako polityczny czy ekonomiczny plan. Jest czymś znacznie większym. Jest duchowym projektem, w który trzeba uwierzyć, by przetrwał.
Demokracja chroni przed przemocą
Demokracja jest zagrożona i może być zagrożeniem dla samej siebie. Władza ludu nie jest lepsza niż członkowie ludu. W społeczeństwie kanibali kanibalizm zostanie przegłosowany jako konstytucyjne prawo.
Jeśli nie chcemy kwestionować demokracji, musimy rozszerzyć ją, pogłębić ją i uczynić ją czymś więcej niż arytmetycznym wynikiem emocji – często fabrykowanych.
Musimy eksperymentować z bardziej zaawansowanymi wersjami demokracji – na przykład opartymi na deliberacji.
Demokracja, jakkolwiek trudna i wymagająca, musi być broniona, ponieważ wciąż daje podstawową ochronę przeciwko przemocy.
Praca do wykonania – z dedykacją dla fundacji
Po pierwsze, nie ignorujcie tego, co widzicie.
Bądźcie refleksyjni. Przemyślcie wasze priorytety i narzędzia zmiany – istnieją alternatywne drogi modernizacji. I istnieje potrzeba ich szukania.
Docierajcie do nowych generacji, nowych instytucji i na nowe terytoria – rozumiane geograficznie, mentalnie, politycznie. Docierajcie do tych, którzy mogą myśleć inaczej i mieć odmienne wizje – przekonajcie się, że aby się komunikować, trzeba nie tylko mówić, ale także słuchać. Starajcie się zrozumieć, zanim ocenicie. Budujcie raczej mosty niż mury. Chrońcie pokój.
Bądźcie gotowi na ryzyko – to niezbywalny składnik odwagi. Nagradzajcie je raczej zamiast eliminować. Fundacje w historycznej istocie były i są manifestacją marzenia, że świat może być lepszym miejscem, a pieniądze mogą jakoś pomóc w jego zrealizowaniu. Fundacje nie są bankami czy oportunistycznymi firmami. Nie są, prawda? Zostały stworzone, by być zdolnymi do ryzyka i ruszenia w miejsca, gdzie inni boją się pójść. (…)
Przemyślcie kwestię politycznego zaangażowania – rozróżniajcie między polityką partyjną i ochroną zasad oraz wiernością pryncypiom. Nie da się uniknąć tych pytań.
Polityką jest nie tylko to, co robicie, ale też to, czego nie robicie. Istnieje polityka głosu i polityka milczenia.
(…)
Lądowanie
Lądowanie zawsze jest wyzwaniem – nie tylko dla Apollo 13. Mój młodszy brat jest księdzem – kocham i podziwiam jego nauki (wyobraźcie sobie, jak jest to dla mnie trudne, biorąc pod uwagę, że to ja jestem starszy). Pewnego dnia powiedział mi: „wiesz, kiedy mówisz do ludzi, tak naprawdę ważne jest to, czy umiesz wylądować”.
Pozwólcie mi spróbować.
Powiedziano nam, że historia się skończyła. I to dwa razy: najpierw zrobił to Hegel, zbyt mocno ufając w Bonapartego. Drugi raz – Fukuyama, który zbyt mocno wierzył w liberalną demokrację. Obaj się mylili. (…) Nic nie jest dane raz na zawsze i nic nie jest zdeterminowane. Miejmy nadzieję, że nie ma nic takiego jak nieunikniona wojna lub nieunikniony pokój. Nikt i nic w przyszłości nie jest pewne. Przyszłość jest otwarta.
Nic nie jest dane raz na zawsze – również wolność i pokój. Musimy żywić je i chronić je. I musimy być zdolni, by za nie zapłacić – a pieniądze są w tym wypadku najtańszą walutą.
(…) Nie traktujcie się zbyt poważnie, ale kilka rzeczy rzeczywiście możecie zrobić.
Czy jest sposób na uniknięcie katastrofy? Wciąż jest nadzieja, że potrafimy rozpoznać wartość pokoju bez doświadczania horroru kolejnej wojny. Że potrafimy docenić wolność, zanim ją stracimy. Zawsze jest siła przeciwstawna – jest grawitacja i entropia, ale jest również łaska. Jest apatia ale jest też patos (przedawkowany w tym przemówieniu).
Macie przed sobą kilka dni tutaj, w Warszawie. Wiele tematów, wiele miejsc do zobaczenia, wielu ludzi do spotkania. Życzę wam dobrego czasu, ale też owocnej debaty i dobrych decyzji.
Nie bójcie się latać wysoko i spróbujcie wylądować bezpiecznie.
Powodzenia!
Tłumaczenie, opracowanie i skróty: Ignacy Dudkiewicz, ngo.pl