Wydarzenia miejskie z daleka od kościoła? Nie dajmy się zwariować
Postulat całkowitego odseparowania samorządu i Kościołów może być mocno wykluczający i nietolerancyjny. Zamiast tego dbajmy o neutralność światopoglądową i nienarzucanie poglądów, żądajmy transparentności instytucji, także kościelnych, rozliczajmy za nadużycia i przestępstwa.
Opisano nas w Tygodniku „Nie”. Było to w czasach, gdy ministrem edukacji narodowej był Roman Giertych. Dziennikarz, pilnie tropiący gorszące sympatie koalicji rządzącej, donosił w kilkuzdaniowej notce, że dotację ze środków MEN otrzymała „przykościółkowa” Fundacja AVE na… pobożny festiwal rockowy.
Nie eliminujmy imprez miejskich z terenów kościelnych
Przypomniało mi się to w związku z przetaczającą się przez media dyskusją, wywołaną przez niektórych radnych Warszawy, którzy podają w wątpliwość zasadność współorganizowania oraz współfinansowania przez miejskie instytucje różnych działań na terenie kościołów. Sprawa wypłynęła już wiosną w kontekście pikniku mającego się odbyć na przykościelnym terenie w Wawrze, obecnie powróciła na fali białołęckich dożynek, organizowanych od ćwierćwiecza we współpracy z jedną z parafii. Radni obawiają się, że lokalizacja dożynkowego pikniku w parafialnym ogrodzie może „odstraszyć” osoby niewierzące.
Mam nieodparte wrażenie, że z podnoszonym przez radnych problemem jest dokładnie tak samo, jak z przywołaną notką w gazecie Jerzego Urbana. Po pierwsze, AVE nie jest organizacją przykościelną, a nazwa nawiązuje do starorzymskiego powitania i ma wskazywać, że jesteśmy otwarci na wszystkich, niezależnie od poglądów, choć od wartości chrześcijańskich w ich humanistycznym wymiarze się nie odżegnujemy. Po wtóre, dotacja dla „Dobrej Strony Rocka”, która miała aż 10 odsłon i cieszyła się gigantycznym zainteresowaniem wśród młodzieżowych kapel z całej Polski i zagranicy, była przyznawana przez MEN nie tylko w czasach ministra Giertycha, ale także przed nim i po nim. A po trzecie, impreza nie miała nic wspólnego z Kościołem, a pokazywała pozytywne oblicze rocka.
Eliminacja imprez miejskich, w tym tych realizowanych przez organizacje pozarządowe, a dofinansowanych przez ratusz, z terenów okołokościelnych to dokładne powielenie sposobu myślenia owego anonimowego dziennikarza z bądź co bądź brukowej prasy.
Aby była jasność: jestem praktykującym katolikiem, ale równocześnie zwolennikiem przyjaznego rozdziału państwa od wszystkich Kościołów i związków wyznaniowych. Dostrzegając bardzo wiele pozytywnych inicjatyw parafialnych, nie mam problemu też z tym, żeby wskazywać błędy instytucji kościelnych i jasno mówić o nadużyciach w różnych sferach.
O gotyku i Żydach
Jednocześnie nie uważam za nic nagannego, że warszawski samorząd i inne publiczne podmioty dofinansowują na przykład NGO-sowe projekty varsavianistyczne, w których pojawiają się świątynie różnych wyznań. Sam takowe prowadzę i na trasie wyprawy zabytkowym autobusem w ramach „Fajerki pradziadka Franciszka” zapraszam uczestników (co roku około 5 tysiąca osób, w tym wiele dzieci i młodzieży!) do ponad stuletniego neogotyckiego kościoła w Płudach, aby pokazać wiekową fisharmonię czy skrytkę z czasów II wojny światowej.
Czy mam teraz udawać, że najstarszy oryginalny gotycki budynek warszawski – 500-letni tarchomiński kościół świętego Jakuba – wcale nie jest warty uwagi? Albo na siłę wysyłać warszawskie dzieci do Malborka, aby zobaczyły prawdziwy gotyk?
Czy nie wolno mi wstąpić do kaplicy Sióstr Rodziny Maryi, aby opowiedzieć o wojennym dramacie Żydów i Polakach użyczających im schronienia? Nie idziemy się tam modlić, ale poznawać historię, a jednocześnie szanujemy charakter tych miejsc. Podobnie robiłbym w meczecie czy synagodze (skądinąd te przedwojenne, białołęckie, również pokazuję na starych zdjęciach podczas wycieczek).
Warszawa bez Singera?
Idąc tropem argumentacji radnych, miasto powinno odstąpić od wsparcia kultowego Festiwalu Warszawa Singera, wszak niektóre wydarzenia odbywają się w synagodze, a więc w miejscu kultu. Co więcej, w tegorocznej edycji – również w katolickiej łódzkiej archikatedrze. Jako „Polak-katolik” nie mam nic przeciwko i cieszę się z możliwości poznawania wspólnego dziedzictwa kulturowego. Zresztą wiele cenionych warszawskich festiwali muzycznych korzysta z przestrzeni kościelnych z prozaicznego powodu: świątynie są naturalnym miejscem do prezentacji arcydzieł klasycznych. Nigdzie indziej „Requiem” Mozarta nie zabrzmi tak naturalnie, jak w kościele. A wysłuchanie koncertu czy udział w integracyjnym pikniku nie determinują przecież do składania wyznania wiary.
Przestrzeń współpracy
W skali ogólnopolskiej problem jest jeszcze bardziej wyrazisty. Tekst ten piszę na Pomorzu Zachodnim, gdzie z młodzieżą polską i ukraińską jeździmy na rowerach. Niemal w każdej wiosce widzę plakaty informujące o rozmaitych akcjach społecznych, charytatywnych, kulturalnych, edukacyjnych, w których ramię w ramię współpracują ze sobą pozarządowcy, samorządowcy i lokalne wspólnoty kościelne.
Bo to naturalne, przyciągające się potencjały, a budynki parafialne są często jedynymi miejscami, gdzie można zebrać ludzi i coś wspólnie dobrego zrobić.
Zresztą podobnie jest i w wielkiej Warszawie. Na mojej 130-tysięcznej Białołęce mamy zaledwie dwie sale widowiskowe ośrodka kultury, oblegane niemal 24 godziny ma dobę. Innych przestrzeni dla społecznej działalności w zasadzie brak. W tej sytuacji to właśnie świątynie i sale parafialne sprawdzają się jako miejsca rozmaitych wydarzeń kulturalnych. Jako organizator wiem doskonale, że bez żadnego problemu i obaw uczestniczą w nich osoby o bardzo różnym światopoglądzie.
Wakacje, świetlice, zabytki…
Ale problem dotyczy i innych sfer pożytku publicznego. Nie widzę na przykład powodu, dlaczego miasto nie miałoby dofinansować wypoczynku dzieci organizowanego przez parafie, jeśli spełnia on wszystkie ustawowe kryteria bezpieczeństwa oraz zawiera wartościowy program edukacyjny. I nie kłóci się to w żaden sposób z „równością” w dostępie do środków publicznych, bo na przykład w finansowanych przez miasto treningach karateków czy pływaków mogą uczestniczyć młodzi ludzie o określonych predyspozycjach.
Analogicznie rzecz ma się z dotacjami na renowacje zabytków. Skoro każdy właściciel może wnioskować o wsparcie remontu, na jakiej podstawie odmawiać tego prawa kościelnym osobom prawnym? Tym bardziej, że o znaczeniu obiektów sakralnych – wszystkich wyznań! – dla polskiej kultury nie trzeba nikogo przekonywać. Znam również wiele znakomicie działających świetlic socjoterapeutycznych, które znalazły swoje miejsce przy warszawskich parafiach i świetnie służą nie tylko dzieciom z rodzin katolickich.
Obawy urzędników i ślepa uliczka
A że problem wywołany przez radnych jest ważki i może pociągnąć znaczne konsekwencje, świadczy niedawna reakcja jednego z burmistrzów, który obawiał się, czy może wspomóc społeczną akcję uporządkowania przedwojennego opuszczonego ewangelickiego cmentarza, aby nie być posądzonym o finansowe działanie na korzyść Kościoła.
Dodajmy, że chodziło jedynie o podstawienie kontenera na odpadki. Absurd? Nie, fakt! Obawiam się presji, przed którą będą stawali urzędnicy i odrzucania w otwartych konkursach ofert – niezależnie od wartości merytorycznej – projektów, które „ocierają” się o przestrzenie sakralne.
Bardzo szanuję zaangażowanie pani Agaty Diduszko-Zyglewskiej, ale uważam, że tym razem radni się zagalopowali i weszli w ślepą uliczkę. Postulat całkowitego odseparowania samorządu i Kościołów może być mocno wykluczający i nietolerancyjny. Dbajmy o neutralność światopoglądową i nienarzucanie poglądów (zwłaszcza we wspólnych przedsięwzięciach!), żądajmy transparentności instytucji, także kościelnych, rozliczajmy za nadużycia i przestępstwa, ale nie separujemy się. Podziałów w społeczeństwie mamy niestety dość! I nie chodzi mi wcale o „prawa katolickiej większości” i „doniosłą historyczną rolę Kościoła”, ale o realizm!
Bartłomiej Włodkowski – Prezes Fundacji AVE, Członek Mazowieckiej i Warszawskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego, Przewodniczący DKDS Białołęka.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.