Europejski Dzień Przeciw Handlowi Ludźmi skłonił pozarządowców i przedstawicieli rządu do wspólnej refleksji na temat walki z tym procederem. Z tej okazji 21 października odbyła się V Konferencja Krajowa nt. Zwalczania i Zapobiegania Handlowi Ludźmi. Wniosek z tego spotkania jest jeden: żadna organizacja ani organ ścigania nie da sobie rady z tym procederem w pojedynkę. Potrzebne jest utworzenie silnego, wspólnego frontu.
Jest definicja, ale to dopiero początek
Od września tego roku w polskim kodeksie karnym jest już definicja handlu ludźmi. To duża i pozytywna zmiana, którą doceniają zarówno walczące z tym procederem organizacje, jak i służby odpowiedzialne za wykrywanie i ściganie tego typu przestępstw. Razem z nowym przepisem odsłonięta została jednak szersza, niż sobie wyobrażaliśmy, skala zjawiska handlu ludźmi.
– Rzeczywiście, kiedyś zajmowaliśmy się niemal wyłącznie handlem kobiet i wykorzystywaniem ich w tak zwanym seks biznesie. Dzisiaj zjawisko handlu ludźmi zmienia charakter – stwierdza Adam Rapacki, podsekretarz stanu w MSWiA i wylicza: – Dzisiaj często mówi się na przykład o handlu dziećmi, zmuszaniu dzieci do żebractwa, coraz częściej występuje przymuszanie ludzi do niewolniczej pracy.
Za identyfikowanie ofiar i ściganie sprawców handlu ludźmi są w Polsce odpowiedzialne głównie dwie służby: Policja i Straż Graniczna. Łącznie na drodze ich postępowania co roku ujawnia się kilkadziesiąt przypadków tego typu przestępstw. Ze względu na różnorodność ofiar i celów, w jakich są przemycane przez polską granicę, trudno jednak byłoby się pokusić o stwierdzenie, że te kilkadziesiąt przypadków odzwierciedla skalę procederu. – „Ciemna liczba” jest bardzo duża – mówi minister Rapacki. – Wiele przypadków nigdy nie ujrzy światła dziennego. Bardzo jednak pomocna jest praca organizacji pozarządowych, bo to do nich przede wszystkim zgłaszają się ofiary przestępstw – dodaje.
Tę tezę potwierdzają statystyki organizacji La Strada, która na co dzień pomaga ofiarom handlu ludźmi. – Najpierw ofiara zgłasza się do nas, a później my, jeśli ona wyrazi na to zgodę, kierujemy sprawę do organów ścigania – tłumaczy Stana Buchowska z La Strady.
To więc placówki prowadzone przez fundacje i stowarzyszenia, a nie komisariaty Policji czy Straży Granicznej, są miejscami, do których ofiary handlu ludźmi trafiają przede wszystkim. Żeby poprawić efektywność w identyfikowaniu ofiar handlu ludźmi, potrzebne jest – zdaniem przedstawicieli organizacji – odwrócenie tego procesu. Więcej przypadków handlu ludźmi powinna wykrywać Policja czy Straż Graniczna, ale do tego potrzebna jest odpowiednia wrażliwość i profesjonalne przygotowanie.
Dzielą się doświadczeniem
Zarówno La Strada, jak i inne organizacje pozarządowe cyklicznie organizują szkolenia dla pracowników służb. Funkcjonariusze uczą się, na co zwracać uwagę przy wykrywaniu przestępstw, jak identyfikować ofiarę i jakie mieć do niej podejście. Wiedza trzeciego sektora w tym zakresie jest bardzo praktyczna, bo pochodzi z doświadczenia.
- Organizując kampanię czy lobbując o zmianę prawa, zawsze mamy przed oczami prawdziwe ludzkie historie – mówi Stana Buchowska.
Organizowane przez La Stradę szkolenia dla policjantów i funkcjonariuszy Straży Granicznej cieszą się dużą popularnością. Stawia na nie samo Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, które wcześniej powierzyło tej organizacji zbudowanie Krajowego Centrum Interwencyjno-Konsultacyjnego dla ofiar handlu ludźmi.
- Te szkolenia są bardzo potrzebne i dają świetne rezultaty – ocenia Adam Rapacki i chwali współpracę służb z trzecim sektorem: - Wymieniamy się informacjami, a dzięki temu my możemy doskonalić nasze taktyki.
Cenne, zdaniem Adama Rapackiego, są również szkolenia organizowane przez Fundację Dzieci Niczyje, w jeszcze delikatniejszej materii – handlu dziećmi.
- Potrzeba coraz większej wrażliwości i ciągłego doskonalenia swoich umiejętności, podejścia do dziecka krzywdzonego – stwierdza Maria Keller-Hamela z Fundacji Dzieci Niczyje. – My na co dzień walczymy ze stereotypami, próbujemy uczulić nie tylko służby, ale i całe społeczeństwo na to, że dziecko krzywdzone nie musi zachowywać się racjonalnie i nie musi wyglądać na ofiarę – mówi.
Zdaniem Keller-Hameli ciągle funkcjonuje przekonanie, że dziecko – ofiara handlu – musi być brudne, zaniedbane i wiedzieć, że jest ofiarą. Tymczasem z nielegalnymi paszportami co roku naszą granicę przekracza nieoszacowana liczba dzieci, które na granicy sprawiały wrażenie radosnych, przywiązanych do swoich „opiekunów”. – Dzieci nie potrafią ocenić ryzyka. Przyjeżdżając na zachód, a dla nich Polska też jest tym zachodem, myślą, że czeka je lepsze życie. Niestety w wielu przypadkach kończą na ulicy żebrząc czy kradnąc na rzecz swojego opiekuna – dodaje.
Każdy może być ofiarą
Walka ze stereotypami w kwestii handlu ludźmi jest ważna, bo pomaga uwrażliwić społeczeństwo na takie przejawy tego zjawiska, które do tej pory nie były identyfikowane jako handel ludźmi. Organizacje pozarządowe nieustannie rozszerzają bowiem katalog procederów, które są przykładami sprzedawania i wykorzystywania ludzi.
- Handel ludźmi to niewolnictwo dwudziestego pierwszego wieku – stwierdza S. Buchowska – Ludzi sprzedaje się do pracy w rolnictwie, budownictwie , w domu, a także do żebractwa, czy dzieci do nielegalnych adopcji czy prostytucji. Zdarzają się też przypadki handlu w celu pozyskania narządów, czy w celu zmuszania ludzi do popełniania przestępstw.
Razem ze zwiększającym się przestępczym rynkiem, zmienia się także profil ofiar. Do niedawna do Polski nielegalnie przemycane były osoby głównie z państw bloku wschodniego.
- Teraz coraz więcej osób przyjeżdża z Tajlandii, Bangladeszu, Filipin czy Mongolii. I to nie są już tylko kobiety, ale coraz częściej mężczyźni – wylicza Buchowska.
Udział dzieci w ogólnej liczbie przemycanych osób szacuje się na pięć do siedmiu procent. Chociaż ten odsetek od lat praktycznie się nie zmienia, profil dziecka – ofiary handlu ludźmi nie jest już tak jednolity jak kiedyś.
- Do Polski trafiają dzieci w różnym wieku. Są i te najmłodsze, którymi handluje się w celu dokonania tak zwanej nielegalnej adopcji. Starsze dzieci zmuszane są do prostytucji czy pornografii. Kilkunastoletnie dzieci z kolei bardzo często zatrudniane są do niewolniczej pracy – wymienia Maria Keller-Hamela.
Rozszerzanie się grupy ryzyka do rozmiarów, przy których praktycznie każdy może potencjalnie zostać ofiarą handlu ludźmi, wymaga zmiany języka, jakim mówi się o tym procederze. To zdaniem różnych organizacji powinno być priorytetem przy konstruowaniu najbliższych kampanii edukacyjnych i informacyjnych. – Wyrażenia takie jak „handel żywym towarem” uderzają w godność człowieka, który przecież jest ofiarą – stwierdza Stana Buchowska i dodaje, że dzisiaj nie ma już wyjątków. Każdy może nią być.
Źródło: inf. własna ngo.pl